Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
W 1948 roku David Seymour, założyciel agencji Magnum, fotografował dzieci w 5 krajach europy. Wykonane wtedy zdjęcie kilkuletniej Tereski, uważane za jedną z najważniejszych fotografii w historii, stało się symbolem powojennej traumy. Tożsamość dziewczynki pozostawała jednak nieznana. Do teraz.
“To jest dom” - tak brzmiało zadanie plastyczne powierzone przed 70 laty dzieciom ze szkoły podstawowej nr 177 przy ul. Tarczyńskiej w Warszawie. Większość z nich rysowała zwykłe budynki i uśmiechnięte postacie. Z wyjątkiem Tereski, której portret wykonany w 1948 roku przez Seymoura Hoffmana uważany jest za jedną z najważniejszych fotografii w historii.
Publikowana na licznych wystawach i w najważniejszych magazynach (m.in. LIFE) fotografia stała się symbolem destruktywnego wpływu wojny na psychikę dzieci i wielokrotnie była poddawana analizie przez psychologów. Gdybano, że bohomaz może przedstawiać drut kolczasty lub ruiny zburzonego domu. Twierdzono też, że Tereska była żydówką urodzoną w obozie koncentracyjnym. Wokół fotografii narosło wiele mitów, nie mających potwierdzenia w rzeczywistości. Ich weryfikacja była jednak niemożliwa, ze względu na brak dokładnych informacji na temat tożsamości dziewczynki ze zdjęcia. Aż do teraz.
Fotografia Tereski w wydaniu magazynu LIFE z grudnia 1948 roku
W grudniu zeszłego roku trafiłem w internecie na zdjęcie Tereski z przekręconym podpisem, jako „Terezka". Zanim to poprawiłem, postanowiłem pogrzebać w tym temacie. Nie dowiedziałem się właściwie nic, historia mnie więc zainteresowała. Tak dotarłem do niemieckiej fundacji charytatywnej Tereska i dowiedziałem się, że poszukują informacji na temat tożsamości dziewczynki, która stała się jej patronką. Postanowiłem w tym pomóc. - mówi w artykule opublikowanym przez Rzeczpospolitą Patryk Grażewicz, który wraz z dziennikarką Anetą Wawrzyńczak przeprowadził śledztwo w celu identyfikacji bohaterki zdjęcia.
Dzięki pomocy Agencji Magnum, Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu, Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz facebookowej grupy Warszawska Identyfikacja udało się odtworzyć trasę jaką podczas podróży po ruinach Warszawy przebył Seymour oraz szkołę, do której uczęszczała dziewczynka. Okazało się, że jej pełne imię to Teresa Adwentowska i że dziewczynka cierpiała na niedowład nóg i prawej ręki, a prawie cały rok szkolny 1954/1955 spędziła w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu.
W końcu udało się dotrzeć do rodziny dziewczynki, która zupełnie nie zdawała sobie sprawy z popularności zdjęcia. Bliscy opowiedzieli też historię dziewczynki. Niemal całą wojnę Tereska wraz ze starszą siostrą Jadwigą spędziły u babci Michaliny przy ul. Towarowej 20.
- Gdy wybuchło powstanie i zaczęła się rzeź Woli, 14-letnia Jadzia z 4-letnią Tereską za rękę uciekły z mieszkania, za nimi biegła babcia, ale przypomniała sobie, że zostawiła w domu olbrzymi brylant, który mama znalazła wcześniej zaszyty w sukience kupionej w getcie i jej podarowała. Babcia cofnęła się więc po niego do mieszkania. I już nie wróciła. Prawdopodobnie została zastrzelona, dom wysadzono w powietrze. - opowiada Marek Adwentowski, brat Tereski.
Stykówka ze zdjęciami wykonanymi przez Davida Seymoura w warszawskiej szkole / Magnum Photos
Podczas bombardowania odłamek ranił dziewczynkę w głowę, co poraziło lewą półkulę mózgową i spowodowało niedowład, a także późniejsze problemy psychiczne. Gdy zaczęła dorastać zaczęła mieć problemy z używkami, jednocześnie obsesyjnie kolekcjonowała gazetki dla dzieci. Uwielbiała rysować, ale była też agresywna w stosunku do brata. Rodzice wysłali więc go do starszej siostry, a z Tereską próbowali uporać się sami. Szukali pomocy u neurologów i psychiatrów. Jeden z nich stwierdził, że jedna półkula mózgu zatrzymała się w rozwoju na poziomie czteroletniego dziecka, a druga rozwijała się normalnie. Z braku innego wyjścia, w wieku 20-kilku lat Teresa trafiła do szpitala psychiatrycznego w Tworkach.
Tam też 27 stycznia 1978 roku Teresa zmarła, dławiąc się kęsem jedzenia ukradzionego innej pacjentce. Jak wspomina brat Marek, dziewczynce zawsze towarzyszyło uczucie głodu, które mogło być spowodowane 3-tygodniową tułaczką, gdy po stłumienia powstania, ranna i przymierająca głodem, wraz ze starszą siostrą przemierzyła piechotą 65 kilometrów, żeby doczekać końca wojny u rodziny w Brochowie.
- To bardzo smutna historia. Jedna z tych, które nigdy nie powinny wydarzyć się nikomu, a tym bardziej dziecku. To, że cierpienie Tereski nie było kaprysem natury, ale efektem okrucieństwa człowieka, jest znacznie trudniejsze do zaakceptowania. - mówi Gregor Siebenkotten, założyciel fundacji charytatywnej Tereska, dedykowanej dzieciom cierpiącym dotkniętym trudnościami.
W historii Teresy Adwentowskiej trzeba jednak dopatrywać się pozytywów. - Od kilkudziesięciu lat zastanawiałem się, jakie Tereska miała zadanie do wykonania, jaki był cel jej życia i jej cierpienia. Czy miała „tylko" wzbudzić w najbliższej rodzinie uczucie miłości, nauczyć nas współczucia, troski, opieki nad drugim człowiekiem? Po prawie 40 latach od jej śmierci w końcu dowiedziałem się, że nie tylko. - podsumowuje Marek Adwentowski.
O całym procesie dziennikarskiego śledztwa możecie przeczytać w artykule Anety Wawrzyńczak pod adresem rp.pl. Tam też znajdziecie więcej informacji na temat Teresy Adwentowskiej i jej historii. Dziennikarka wraz z Patrykiem Grażewiczem pojawili się także w odcinku programu Pytanie na Śniadanie, wyemitowanym przez TVP2.