Wydarzenia
Ruszyły promocje Black Friday Sony w sklepie Fotoforma.pl
Filmowe, absurdalne, intymne, autorefleksyjne.
Tak. Aby trochę umiejscowić tę historię w czasie, po raz pierwszy zetknęłam się z fotografią mniej więcej w 2009 roku. Miałam wtedy zajęcia z ciemni fotograficznej i historii fotografii podczas studiów architektonicznych. W tamtych czasach dzielenie się sztuką w mediach społecznościowych nie było jeszcze tak popularne, więc większość informacji zdobywałam na uczelni, a nie w Internecie. Wykładowcy byli skupieni na klasycznej dokumentalnej fotografii czarno-białej, z naciskiem na uchwycenie tradycji małych wiosek w Meksyku.
Z drugiej strony była lśniąca fotografia reklamowa. Trudno mi było się do tego odnieść w mojej własnej pracy, więc szukałam czegoś innego, choć wtedy nie wiedziałam jeszcze czego. Kolorowa, współczesna fotografia artystyczna była dla mnie zupełnie obca aż do wyjazdu do Londynu. Nie wiedziałam nawet, że William Eggleston czy Stephen Shore istnieją aż do 2014 roku. Gdy tylko się z tym zetknęłam, poczułam się jak w domu.
Pierwsze zlecenie przyszło od New York Magazine. Jody Quon skontaktowała się ze mną, prosząc o zrobienie portretu Zachary’ego Quinto na okładkę Vulture, nawiązując do jednego z moich osobistych projektów. Było to naprawdę ekscytujące zobaczyć, jak otwierają się przede mną nowe drzwi. Szczerze mówiąc, byłam bardzo przestraszona, bo pracuję w bardzo indie sposób i z jednej strony nie chciałam rezygnować z mojego podejścia, ale z drugiej czułam się z tego powodu niepewnie – bałam się, że nie jestem wystarczająco „profesjonalna”.
Ostatecznie wszystko się udało, a z czasem czułam się coraz bardziej komfortowo z ludźmi wchodzącymi na moje niewielkie, prowizorycznie wyglądające plany zdjęciowe. Cieszyłam się, że nie czują zniechęcenia, widząc, że nie lubię otaczać się tym całym produkcyjnym zamieszaniem. Mam podobną historię z firmą Dior i Marią Grazią, kiedy przyszli zobaczyć mój plan zdjęciowy zbudowany z… drzwi od szafy i tanich materiałów. Czułam się bardzo niepewnie, ale spodobało im się to i mi zaufali.
Na początku bardzo zależało mi na odkryciu, czym jest mój styl, jaki jest mój świat. Zaczęłam od socjologii jednostki ujętej z perspektywy psychologicznej i emocjonalnej, a teraz dodaję do moich projektów jeszcze więcej zainteresowań, takich jak chociażby antropologia społeczna czy inne tematy akademickie. Oddalam się od jednostki i tworzę projekty jako swego rodzaju eksperymenty socjologiczne.
Powiedziałabym, że w dzisiejszym, bardzo zglobalizowanym świecie westernizacja ideałów jednostki jest wszędzie. Ale myślę, że Meksyk miał bardzo silne dziedzictwo przed tym, jak neoliberalizm stał się tym, czym jest dzisiaj. W pewnym sensie jest to forma oporu. Uważam, że kultura, dziedzictwo i wspólnota to jedyne, co równoważy gwałtowne kapitalistyczne idee, które przenikają dzisiejsze społeczeństwo. Meksyk dał mi to, niezależnie od jego bliskości z USA i faktu, że ten styl życia został niemal wszędzie wyeksportowany pod płaszczykiem postępu.
Mocno się stresowałam, ponieważ moje prace są zazwyczaj bardziej o ideach rzeczy niż o konkretnych miejscach, są bardziej przestrzenią psychologiczną niż fizyczną. Zmiana tego na szczególnie konkretne miejsce była wyzwaniem i jednocześnie przepełniła mnie ekscytacją. Zawsze chcę być uczciwa jako artystka wobec rzeczy, które przedstawiam, nie wyzyskując ich ani nie oceniając niesprawiedliwie. Starałam się więc bardzo świadomie podejść do sposobu mówienia o politycznej, ekonomicznej i społecznej sferze Meksyku przez pryzmat używanych przedmiotów i tego, co mówią one o społeczeństwach, w których żyjemy.
Myślę, że bardzo ważne jest mówienie o wszystkim, czego doświadczamy. W tym przypadku lęk, depresja i samotność są jedynie odbiciem wypalenia społecznego, w którym żyjemy, które wykorzystuje ludzi jako środki produkcji. Dlatego lubię poruszać te tematy, aby podkreślić, że to nie jest jednostkowy problem, lecz zbiorowe doświadczenie spowodowane przez struktury społeczne przenikające nasze życie. I chcę wierzyć, że moja praca jest platformą, która daje schronienie tej zbiorowości i tworzy poczucie wspólnoty w tych samotnych doświadczeniach, zamiast separacji.
Mam bardzo dualistyczny stosunek do nostalgii. Z jednej strony mój umysł mówi mi, że pamięć jest bardzo wybiórcza i z czasem selektywnie wymazujemy wiele rzeczy z przeżytych wydarzeń, dlatego pewne wspomnienia mogą wydawać się błyszczące. Ale z drugiej strony uważam, że to romantyczne.
Nostalgia to także sposób na ponowne wyobrażenie sobie historii i tworzenie relacji z wydarzeniami, rzeczami i ludźmi na emocjonalnym poziomie, co, jak zauważyłam, tworzy silniejsze więzi. W moim przypadku często czuję nostalgię za ideami rzeczy, które okazały się czymś innym, jak na przykład przyszłość. Zawsze tęsknię, a wręcz opłakuję różne przyszłości, które kiedyś wyobrażałam sobie jako inna wersja siebie.
Nie powiedziałabym, że moje zdjęcia dotyczą konkretnej epoki. W rzeczywistości używam przedmiotów z różnych okresów, nawet czasem współczesnych. Wszystko w mojej pracy jest dość eklektyczne i niehistoryczne. Fascynuje mnie to, że czasem nie mam przedmiotów z żadnej konkretnej epoki, a tylko temat i abstrakcyjną przestrzeń, a ludzie naturalnie przypisują im jakiś okres. Z pewnością można mi przypisać fascynację kolorowymi rzeczami, które czasem pochodzą z różnych okresów. Podoba mi się koncepcja eklektycznych rzeczy, bo uważam, że żyjemy w epoce, w której wiele rzeczy i fragmentów historii łączy się ze sobą, a kiedy wychodzisz na ulice, łatwo to poczuć.
Na początku było to znalezienie kogoś, kto zaufa mojej wizji i da mi swobodę eksperymentowania podczas tworzenia instalacji, ale miałam dużo szczęścia w ostatnich latach, mogąc współpracować z niesamowitymi osobami wspierającymi sztukę.
Zawsze potrzebuję muzyki. Mam kilka ulubionych playlist, które stworzyłam i których używam od lat.
Na początku pracy nad projektem najważniejsze jest dla mnie jasne określenie, na czym polega jego główna esencja. Nie lubię, gdy każde zdjęcie musi coś konkretnego znaczyć, kiedy ma bardzo ścisłą historię. Wolę, żeby wszystkie kadry tworzyły razem pewien emocjonalny i psychologiczny krajobraz, pasujący do ogólnego konceptu projektu. To daje mi dużo przestrzeni do zabawy podczas sesji, ponieważ unikanie sztucznych narracji jest ważną częścią mojej praktyki.
To trochę jak odkrywanie różnych sposobów, za pomocą których można przetłumaczyć koncepcję i urzeczywistnić rzeczy, które czasem trudno wyrazić słowami. Jedynym sposobem na osiągnięcie tego jest eksperymentowanie. Dlatego myślę, że moja praca jest dość performatywna.
Tak, moje studio to właściwie raj, mój mały osobisty wszechświat, pełen kolorowych dywanów, mebli i dziwnych przedmiotów, a w domu generalnie wszystko, czym się otaczam, każdy przedmiot wokół mnie ma swoją historię lub powód, dla którego tam jest. Lubię mieć blisko siebie rzeczy, które mnie inspirują przez cały czas. Albo rzeczy, które przypominają mi o kimś, kogo kocham, o historii, o spektaklu, o uczuciu. Trochę jak koncepcja ołtarza.
Uwielbiam naszą współczesną epokę. Myślę, że wszystko jest teraz tak eklektyczne, że dzięki temu życie staje się bardzo bogate. Ale gdybym musiała wybrać jeden okres, który absolutnie chciałabym zobaczyć, gdybym mogła podróżować w czasie, to byłby to czas powstania Bauhausu.
Byłoby wspaniale móc po prostu dalej to robić. Pracuję nad bardzo długoterminowym projektem, więc chciałabym móc skończyć przynajmniej kolejne 10 rozdziałów. Projekt nazywa się Subject Studies.
Rocznik 90. Meksykańska artystka, pracuje z fotografią i instalacjami. Swoją praktykę rozpoczęła podczas studiów architektonicznych w Meksyku, skąd przeniosła się na University of the Arts w Londynie. Jej projekty koncentrują się na badaniu współczesnych niepokojów wynikających z życia online, z ciągłą fiksacją na samodoskonaleniu i produktywności. Jest współpracowniczką The New York Times, TIME, The New Yorker, FT Weekend, New York Magazine, Los Angeles Times i Vogue. Jej prace znajdują się w stałych kolekcjach MoMA w Nowym Jorku oraz The Getty Center w Los Angeles. www.taniafrancoklein.com