Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Twoje prace można aktualnie oglądać na wystawie "Wsiąkanie" w Lookout Gallery. Poza zdjęciami i wideo, stykamy się tam też z tekstem, m.in. w gazetce, gdzie zamieszczone są dwa wiersze Twojego autorstwa. To znaczy, że jesteś nie tylko fotografką, ale i poetką?
Te wiersze powstały całkiem naturalnie w trakcie pracy nad wystawą. Opowiadają o konkretnych fotografiach. W zamyśle miały tworzyć rodzaj dyptyków.
A więc nie, nie jestem poetką. Wiersz zamieszczony w książce "Kość zrośnie się w 30 dni" (także dostępnej w Lookout) powstał specjalnie z myślą o niej. Graficzka poprosiła mnie o napisanie tekstu, wstępu do albumu. Zamiast tego - napisałam wiersz, bo nie chciałam tych zdjęć spłaszczyć. Czasami, jak zaczynasz nazywać to, o czym są fotografie, robi się z tego banał. Po to tworzy się obrazy, żeby uciec od słów, a ostatecznie i tak trzeba wszystko opisać.
Dlatego zdecydowałaś się na wiersze, na niedosłowność?
Tak, bo poezja jest tylko dopowiedzeniem, może nieco przybliżyć fotografie, ale nie wykłada łopatologicznie ich znaczenia i celu. Jest równoprawnym obiektem artystycznym. Nad wierszami można dyskutować, ale nie mówić wprost, o czym są. To ciekawe, że jak powie się ludziom, którzy na fotografii za bardzo się nie znają, że trzeba do niej podejść, jak do poezji, to oni od razu wiedzą, o co chodzi.
Na "Wsiąkanie" składają się też dwa wideo. To raczej nowe medium w Twojej twórczości.
Interesują mnie różne zestawienia: fotografia i wiersze czy zdjęcia i wideo. Fotografia daje detal, zatrzymuje, a wideo może pokazać trwanie, gesty. Ciekawiło mnie, co działa na ludzi silniej. Wideo rejestrujące mój płacz na wystawie jest zestawione w jednym pomieszczeniu z dużym zdjęciem, na którym też płaczę. Różnica jest taka, że w filmie ta sytuacja jest wyreżyserowana, poza tym dochodzi ruch, mruganie powiekami, przełykanie śliny, chociaż nie ma dźwięku. Ale nie ma tu szczegółów. Na zdjęciu widać dość dobrze strukturę skóry, pory. I tu nasuwa się pytanie, które pojawia się też w tekście kuratorskim, jaka jest różnica między patrzeniem i widzeniem?
No właśnie, bo jak po prostu patrzymy na prace z wystawy, to widzimy martwe, wypchane zwierzęta, pomazane mapy...
To wszystko jest o zmianie kontekstu, o podskórności, powłokach. Projekt "Przeciek", z którego kilka zdjęć można zobaczyć na wystawie, dotyczył pewnego rodzaju rozdwojenia. Byłam ciekawa, dlaczego ludzie chcą takich, a nie innych rzeczy, i czy zdają sobie sprawę, jak łatwo jest tym "chceniem" manipulować. Nie chodzi tu o chęć posiadania czegoś materialnie, ale o fantazje na własny temat, wyobrażenia o sobie. Praca z człowiekiem-leopardem (jej akurat w Lookout nie ma) pokazuje człowieka, który wyobraża sobie, że jest zwierzęciem. Zdjęcie orangutana przedstawia bardzo starą, wypchaną małpę z muzeum. Ale dla mnie to jest właśnie o maskach czy powłokach, za którymi kryje się coś zupełnie innego niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, albo co innego niż byśmy oczekiwali.
A zdjęcie z orangutanem kryje jakąś historię?
Do zrobienia go zainspirował mnie prawdziwy orangutan, którego spotkałam w ZOO w Meksyku. Stał oparty o taki szklany ekran, który oddzielał go od zwiedzających. Uderzyło mnie wtedy jego podobieństwo do człowieka. Przecież on na pewno ma myśli, nudzi się.
Ale pomysł na zdjęcie powstał dopiero później?
Tak. Potem, już w Polsce szukałam jakiegoś orangutana, którego mogłabym sfotografować. Znalazłam tego we wrocławskim muzeum. Uznałam, że ma w sobie coś niesamowitego, i że chcę zrobić mu portret - jak człowiekowi, odtworzyć to moje wrażenie z ZOO. Do tego doszedł kontekst - unieśmiertelniania zwierząt, robienia z nich ciekawostek do oglądania w muzeum lub ZOO. Ten orangutan najpierw spędził całe życie w klatce, a teraz wiedzie życie po życiu jako eksponat w gablocie. Żywy czy martwy - ma ten sam status - ciekawostki.
A jednak niektórzy się mylą. I od razu pytają o tę jego prawdziwość.
Mylą się, bo chociaż nie żyje - wciąż świecą mu się oczy. Granica jest cienka. I już nie potrafimy rozpoznać, czy coś jest prawdziwe, czy nie. Tylko pytanie, na ile to jest w ogóle istotne. Przy fotografiach wciąż zadajemy sobie to pytanie. Według mnie najważniejsza jest myśl, która wypływa ze zdjęcia, a nie to, czy sytuacja, którą przedstawia jest wykreowana czy naturalna. "Prawda" obrazu nie ma nic wspólnego z jego autentycznością. Ale to jest bardzo ciekawe, że fotografia może funkcjonować jednocześnie jako konstrukcja oraz jako indeks, odzwierciedlenie konkretnej sytuacji w rzeczywistości.
No właśnie, do tej pory robiłaś głównie szczegółowo wyreżyserowane zdjęcia. Natomiast jedna z Twoich najnowszych prac - "Sad woman" - nawiązuje raczej do dokumentu.
Rzeczywiście, to czysty dokument. Moje wcześniejsze prace są zaprojektowane, są różnego rodzaju konstrukcjami. Ale nagle, pod wpływem impulsu, zrobiłam "zdjęcie chwili". Coś mnie tknęło - zobaczyłam, że moja twarz coś wyraża - ale dlaczego akurat w taki sposób? Spojrzałam na nią, jak na kolejną konstrukcję. Przyszła mi do głowy podobna myśl, jak w sytuacji z orangutanem. To, co jest w środku wydaje się nieważne. To taki sztuczny twór, bo jeśliby przypisać inne znaczenie grymasom twarzy, byłoby to zupełnie inaczej odczytywane.
Video pokazywane na ścianie obok "Sad woman" to powrót do konstrukcji - czy to widać, a jeśli tak, to - czy i jakie to ma znaczenie?
Z Anną Orłowską rozmawiała Anna Maziuk.
Wystawę prac Anny Orłowskiej "Wsiąkanie" można oglądać w Lookout Gallery w Warszawie do 31 lipca 2012.
Więcej zdjęć artystki znajdziecie na annaorlowska.com.
{GAL|25774