Jacques-Henri Lartigue

"Papa robi zdjęcia. Fotografia jest tajemniczą sprawą. Rzeczą dziwnie pachnącą, dziwaczną i osobliwą - czymś, co kocha się od pierwszego wejrzenia"- tak napisał w swoim pamiętniku mały Jacques-Henri Lartigue, który mając zaledwie sześć lat został wprowadzony w tajniki fotografii przez swojego ojca fotografa-amatora. Dwa lata później otrzymał w prezencie swój pierwszy aparat, a jako dziesięciolatek zrobił nim pierwsze zdjęcia. Obecnie Jacques-Henri Lartigue jest jednym z najsłynniejszych fotografów tworzących w pierwszej połowie dwudziestego wieku.

Autor: Marta Sinior

26 Wrzesień 2006
Artykuł na: 9-16 minut

Od momentu ukończenia dziesięciu lat, Jacques-Henri Lartigue (1894-1986) nie rozstawał się z aparatem fotografując zabawy i rozrywki swojej dobrze sytuowanej rodziny. To, co w szczególny sposób zainteresowało Lartigua w fotografii, to możliwości utrwalenia ruchu, dlatego głównym i ulubionym tematem zdjęć artysty były wyścigi samochodowe i motocyklowe, puszczanie latawców oraz lot aeroplanami. Lartigue jako fotograf zostałał doceniony, a nawet odkryty dopiero w 1962 roku, kiedy jego fotografie zobaczył John Szarkowski, dyrektor działu fotografii w Museum of Modern Art. Wydawało mi się, że patrzę na wczesne nieodkryte prace Cartier-Bressona - powiedział Szarkowski, który od razu postanowił zorganizować 68-letniemu artyście indywidualną wystawę. Następnie obszerną prezentację prac Lartigua opublikował magazyn Life. Te dwa wydarzenia spowodowały, że Jacques-Henri Lartigue z dnia na dzień dołączył do grona światowych fotografów.

fot. Jacques Henri Lartigue, copyrights Ministere de la Culture - France/AAJHL

Poniżej zamieszczamy tekst o osobie i twórczości Jacques-Henri Lartigue'a autorstwa Elżbiety Łubowicz Intuicja i konsekwencja

(...) Jacques-Henri na szklanych kliszach 13 x 18 cm, posługując się ciężką kamerą na statywie, zapisywał systematycznie to, co działo się w kręgu rodziny i przyjaciół. Jednak tylko wyjątkowo były to indywidualne czy zbiorowe portrety; jako temat dla fotografii w ogóle nie interesowały go ważne chwile z życia rodzinnego. Swój słynny autoportret z 1904 roku wykonał w wannie, ukazując tylko głowę wystającą ponad powierzchnię wody, aparatem ustawionym na wprost, zdecydowanie poniżej normalnej wysokości wzroku dorosłej osoby - tak, jakby patrzyło na tę scenę dziecko stojące naprzeciwko. Kiedy bawił się fotografowaniem, chodziło mu o sprawy zbyt banalne, by jakikolwiek poważny fotograf w tym czasie chciał je uwieczniać. Wciąż wówczas jeszcze nowy, traktowany z pietyzmem rewelacyjny wynalazek dziewiętnastego stulecia, z afektacją nazywano przecież za Henrym Foksem Talbotem - jednym z pionierów fotografii - "ołówkiem natury", podkreślając artystyczny charakter tych obrazów.

Mały fotoamator upodobał sobie przede wszystkim wydarzenia dziejące się tak szybko, że trudne do uchwycenia wzrokiem - a więc to samo, czym zajmowali się dużo później dokumentaliści używający małoobrazkowej, szybkostrzelnej "Leiki". Z fascynacją utrwalał sceny związane z technicznymi i konstruktorskimi pasjami własnymi oraz swojego otoczenia: tratwę napędzaną za pomocą pedałów roweru, jazdę motocyklem, samochodem, loty aeroplanem. Ulubionym jego tematem stały się skoki i upadki; całą serię zdjęć wykonał na przykład nad basenem z wodą, rejestrując sytuacje z dziećmi i dorosłymi, które wydarzały się podczas uprawiania sportów wodnych, a także w innych niecodziennych okolicznościach. Z radością zapisywał zabawy i skoki w powietrzu swojego ulubionego kota Zizi. Fotografował samochód w czasie jazdy z drugiego pędzącego pojazdu oraz małe i większe katastrofy: w czasie wyścigów samochodowych, przy wznoszeniu się w górę aeroplanu.

fot. Jacques Henri Lartigue, copyrights Ministere de la Culture - France/AAJHL

Dzisiaj na te fotografie patrzymy wciąż z wielką ciekawością - udziela się nam spontaniczna afirmacja tego, co niesie ze sobą zwyczajny dzień, bo każdy z nich wydaje się właśnie niezwykły w spojrzeniu małego chłopca, dla którego frajdą jest widok dwóch wujów wpadających w ubraniu do wody, a rewelacją dziwny i zabawny wygląd siostry skaczącej ze schodów. Jego zdjęcia odkrywają nam te ułamki naszego własnego widzenia świata, o których zwykle natychmiast zapominamy. Patrząc na te fotografie, wydaje się nam, że doświadczamy samego w sobie tamtego minionego życia - życia sprzed pierwszej wojny światowej - uchwyconego w chwili "teraz", niemożliwej do świadomej obserwacji. Tego "teraz", które w tym samym momencie, kiedy o nim myślimy, staje się już przeszłością.

Wartość fotografii Lartigue'a nie wynika jednak bynajmniej po prostu ze szczęśliwego trafu, że akurat ten obszerny zbiór dziecięcej amatorskiej fotografii zachował się w dobrym stanie przez tyle lat. Czas, który upłynął od jego powstania, nadał mu rzeczywiście, sam z siebie, wagę dokumentu ukazującego dawno minioną epokę, która łączyła w sobie wiek dziewiętnasty z nadchodzącym już wiekiem dwudziestym, wiekiem technicznych wynalazków. W tych zdjęciach jest jednak coś jeszcze znacznie więcej. Richard Avedon, wspaniały fotograf, specjalizujący się w portretach o niezwykle wyrafinowanej kompozycji, zafascynowany był zdjęciami Lartigue'a - kompletnie odmiennymi od jego własnych ? i poświęcił ich autorowi długi tekst, w którym jasno stwierdził: "Byłoby wielkim błędem przypisywanie jego artyzmu jedynie faktowi, że nie był zepsuty przez profesjonalizm. Albo mówienie, że jego dzieło jest wynikiem przypadku [...] lub, że jego fotografie są nadzwyczajne, ponieważ tacy byli otaczający go ludzie. Albo czas, w którym żył. Setki dzieci z podobnym rodzinnym zapleczem otrzymywało wówczas kamery - jednak nigdy nie zostały one Lartigue'ami. Przypadki są kapryśne. Nie wydarzają się zbyt często. Nie są w stanie wytworzyć dzieła tak konsekwentnie wybitnego. Lartigue nie jest reporterem, a jego najlepsze fotografie nie powstały przypadkiem."

Jacques-Henri, aby móc uchwycić momentalne wydarzenia takim aparatem, jakim wówczas dysponował, uciekał się najczęściej do inscenizacji. Wiedział dobrze na jakim zdjęciu mu zależy: fascynowało go przede wszystkim, że na obrazie można unieruchomić i zatrzymać to, co w życiu jest czystym dzianiem się, ruchem. I że to dzianie się wygląda wówczas absurdalnie, nieprawdopodobnie, jak gdyby zaprzeczało prawom natury. Stosował więc prowokacje, by skłonić innych ludzi (albo zwierzęta) do wykonania przed kamerą różnych ewolucji, najczęściej w powietrzu. Na zdjęciu widniało wówczas coś, co wyglądało jak scena z dziwnego snu. Podobny efekt osiągał także posługując się podwójną ekspozycją - wywołując w ciemni odbitkę, "wywoływał" wówczas zarazem tajemnicze "duchy", które na niej się pojawiały.

fot. Jacques Henri Lartigue, copyrights Ministere de la Culture - France/AAJHL

Mały Lartigue fotografując miał więc na uwadze zupełnie inne cele niż te, które przyświecały Muybridge'owi w latach 70. i 80. dziewiętnastego wieku, kiedy wykonywał swoje słynne zdjęcia kolejnych faz ruchu, fotografując idących i biegnących ludzi oraz konie. Muybridge używał fotografii jako narzędzia badawczego; powstałe obrazy były analitycznymi studiami, które miały dostarczyć nowej wiedzy na temat fizjologii ruchu. Nie ma w nich cienia absurdalności, unieruchomienie jest solenne i poważne, pozbawione emocji. Fotografie Lartigue'a przekazują zaś żywiołową radość i energię tamtej chwili, przenoszą widza w klimat zabawy i eksperymentów z unieruchamianiem "dziania się" na światłoczułej kliszy.

Celem tego eksperymentowania była zarówno rzeczywistość i radość uczestnictwa w tym, co się wydarza, jak i, w sposób niewątpliwy - sama fotografia. Z punktu widzenia małego, a potem dorastającego chłopca niezwykle interesująca była gra, która nawiązywała się między rzeczywistością a jej fotograficznym obrazem i dziwna przepaść, jaka zaczynała dzielić jedno od drugiego, kiedy obraz już powstał. Wytwarzanie takich obrazów odstających od potocznego widzenia rzeczywistości było dla niego najwidoczniej fascynującą zabawą, skoro kontynuował ją codziennie. W wieku ośmiu lat zaczął prowadzić dziennik, w którym notował za każdym razem stan pogody, wklejając do niego swoje fotografie, uzupełniane rysunkami oraz notatkami. Często rysował w nim zdjęcia, które tego dnia wykonał, nie mając pewności - przy ówczesnej technice wywoływania - czy na pewno uda się uzyskać obrazy. Ten fotodziennik prowadził niemal do końca życia.

fot. Jacques Henri Lartigue, copyrights Ministere de la Culture - France/AAJHL

Właściwe Lartigue'owi wyczucie szczególnych walorów obrazu fotograficznego, odmiennych wobec konwencji obrazu malarskiego - a wynikających z faktu, iż jest on momentalnym "cięciem przez czas" - dodatkowo wzmocnione jeszcze zostało jasną i konsekwentnie kontynuowaną koncepcją. To nie przypadek - jak pisał Richard Avedon - decyduje o randze tego fotograficznego dzieła. Zawarte w nim wartości budowane były z pełną autorską intencją, choć w części tylko świadomie, zaś w drugiej części - intuicyjnie. Jacques-Henri Lartigue z pewnością miał wrodzone poczucie kompozycji obrazu; ujawniło się ono nie tylko w znakomitych układach form wewnątrz obrazu fotograficznego, ale także w jego późniejszym zawodowym zainteresowaniu malarstwem. Autor tych wyjątkowych zdjęć ukończył później akademię sztuk pięknych (Académie Julian) i zarabiał na życie malarskimi obrazami, malując kwiaty i sceny sportowe, wykonując wiele portretów osób z "wielkiego świata".

Czy to, co Lartigue zrobił w fotografii, jest istotne nie tylko dla historii tej dziedziny, ale także dla historii sztuki? Nie bez powodu uważa się, że aby być artystą, konieczne jest spojrzenie na świat mające w sobie coś z naiwnego spojrzenia dziecka, tak jakby na wszystkie rzeczy spoglądało się po raz pierwszy. "Jacques-Henri Lartigue był nie tylko pozbawiony uprzedzeń, jak dziecko: on był dzieckiem" - zauważył John Szarkowski, odkrywca tego autora dla światowej fotografii i kurator jego pierwszej indywidualnej wystawy. Dziecięca ciekawość i otwartość na świat, spontaniczność reagowania oraz całkiem dojrzała i poważna konsekwencja w tej "zabawie" - oto co złożyło się na trwałą wartość tego fotograficznego dzieła. Także dziś przypomina nam ono o potrzebie posiadania tych cech w kontakcie ze światem.
- Elżbieta Łubowicz

Więcej zdjęć oraz informacji można znaleźć na stronie internetowej poświęcona twórczości Jacques-Henri Lartiguea

{GAL|25944
Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"
Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"
O poszukiwaniu tematów, świadomym budowaniu narracji, pułapce mediów społecznościowych i szansach oraz zagrożeniach, które stawiają przed nami nowe technologie, rozmawiamy z...
19
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Anita Andrzejewska: "Dzięki fotografii otworzyłam się na drugiego człowieka"
Jak fotografia analogowa pomaga jej odnaleźć równowagę w codziennym zgiełku? O ulubionym świetle, kodach kulturowych w fotografii oraz pracy nad nową książką rozmawiamy z Anitą Andrzejewską
19
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
Maciej Dakowicz: „Pociąga mnie szukanie porządku w chaosie codzienności”
O ponad 20 letniej przygodzie fotografowania w azjatyckich metropoliach, pierwszej retrospektywnej książce (oraz o tym jak ją zdobyć), rozmawiamy z jednym z najlepszych fotografów ulicznych...
32
Powiązane artykuły