Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Łukasz Cynalewski jest fotografem prasowym od kilkudziesięciu lat, a od 2001 roku pracuje w Gazecie Wyborczej.
- Muszę być wszechstronny: od portretu, przez fotografię sportową po ujęcia z drona. Prywatnie najbardziej lubię street, a od lat wyłącznie dla własnej satysfakcji prowadzę blog ze zdjęciami ulic Poznania. Dla mnie fotografowanie zwykłych ludzi na ulicy w normalnych okolicznościach to ucieczka od "bieżączki", która jest istotą pracy fotoreportera. I co najważniejsze: robię to "bez zlecenia", kieruję się wyłącznie własnym impulsem i potrzebą zrobienia zdjęcia - tłumaczy.
fot. Łukasz Cynalewski
W 1997 roku, podczas "powodzi tysiąclecia", Cynalewski był studentem politologii i dziennikarstwa, oraz współpracownikiem "Głosu Wielkopolskiego", na rocznym stażu. Gdy pojawiły się informacje o sytuacji we Wrocławiu i innych miastach, udało mu się przekonać redakcję, że warto pojawić się na miejscu z aparatem. Cynalewski pracował wzdłuż całej linii Odry od granicy z Czechami do Wrocławia, codziennie był w innym miejscu. Wieczorem przyjeżdżał do Poznania, by wywołać filmy i dostarczyć zdjęcia do redakcji.
fot. Łukasz Cynalewski
fot. Łukasz Cynalewski
- Nie mieliśmy środków do wysyłania zdjęć: nie byliśmy agencją informacyjną. Na początku dostałem "cegłę" czyli wielki telefon komórkowy do nadawania relacji, ale i tak się nie przydał, bo zalało maszty. To było bardzo męczące, ale pracowaliśmy na dużej adrenalinie. W tym czasie Polska żyła pielgrzymką Jana Pawła II i wizytą Clintona, ale dla mnie było jasne, że najważniejsze rzeczy dzieją się na Śląsku - wspomina.
Zdjęcia Cynalewskiego robią ogromne wrażenie, szczególnie, jeżeli ogląda się je krótko po seansie serialu Wielka Woda. To, co niedawno widzieliśmy na ekranie jako serial fabularny, nagle oglądamy jako autentyczne kadry, ukazujące tragedię związaną z powodzią oraz to jak ludzie starali się poradzić sobie z nagłym żywiołem.
fot. Łukasz Cynalewski
- W takich tematach jest zawarta idea pracy fotoreportera. Jak siedzę przed kanałem informacyjnym i oglądam biernie relacje z takich wydarzeń, zawsze mam wrażenie, że nie powinienem siedzieć przed telewizorem, ale być tam na miejscu. Od razu mnie "nosi". Tak mam do teraz, mimo tylu lat w zawodzie: podczas pandemii Covid-19 jeździłem do miejsc objętych kwarantanną, szpitali i oddziałów dla chorych. Gdy Rosja napadła Ukrainę, pojechałem na granicę dokumentować falę uchodźców. To silniejsze ode mnie - tłumaczy fotograf. - Najtrudniejszy był dylemat każdego fotoreportera: czy powinienem pomagać, czy robić zdjęcia. Każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć na takie pytanie, czy będzie lepiej jak zacznie nosić worki z piaskiem, czy fotografować. Ja wtedy wybrałem aparat - dodaje.
Fotograf przy pracy. Autor zdjęcia: Maciej Fiszer.
- We Wrocławiu wpadłem do otwartej studzienki. Strażacy ostrzegali nas przed taką możliwością, ale i tak byłem zaskoczony. Na szczęście sprzęt nie ucierpiał i mogłem dalej robić zdjęcia. Podobna scena jest w serialu i tutaj widzę nieścisłość: woda nie była taka przejrzysta. Miała raczej konsystencję żółtego mleka i pływało w niej dosłownie wszystko: od desek nabitych gwoździami, po martwe zwierzęta. Trzeba było bardzo uważać by się nie skaleczyć, a jeżeli tak się zdarzyło, to natychmiast to miejsce zdezynfekować i zabezpieczyć. Tężec był wszędzie dookoła - wspomina.
Zapytany o wspomniany serial, przyznaje, że bardzo mu się podobał.
- Obejrzałem Wielką Wodę "na raz", z oczami na zapałki, połykając odcinek za odcinkiem. Chylę czoło przed kunsztem ekipy Jana Holoubka: dokładnie przedstawiają Wrocław takim, jak go zapamiętałem. Scenografia jest wprost genialna. Czuje się ducha tamtych czasów. Kto pamięta lata 90-te, ten wie o czym mówię. Tak samo postrzegają go moi znajomi. Rozmawiałem z kilkoma osobami, z którymi jeździłem wtedy z Poznania, a byli to wówczas wyłącznie młodzi, początkujący dziennikarze. Tak się dziwnie składa, że wszyscy do dziś pracują w zawodzie. Byliśmy pasjonatami i wierzyliśmy w etos dziennikarski. Chciało nam się dużo więcej niż przepisać jakieś informacje z e-maila. Marzyliśmy o tym by relacjonować historię i to nam się udawało. Dzisiaj praca w mediach już tak nie wygląda, ale to temat na oddzielną rozmowę - zauważa.
Inne zdjęcia Łukasza Cynalewskiego można zobaczyć na jego stronie internetowej cynalewski.pl