Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora
- Lubię fotografię, ponieważ mogę pokazać część mojej duszy, jak postrzegam świat, moje marzenia i moje problemy. W 2013 roku moją uwagę zwrócił aparat Fujifilm X10 i od razu się w nim zakochałem. Wszyscy mówili mi, że przecież to nie aparat robi zdjęcia, ale myślę, że w moim przypadku było przeciwnie: ten aparat zmienił wszystko. Kompaktowy i poręczny, z unikalnym stylem - wspomina fotograf.
Dzięki temu modelowi Eduardo Asenjo Matus poznał podstawy fotografii. Później poznał Francisco Riosa Andersona, chilijskiego fotografa. Jego aparat szybko przykuł uwagę początkującego wtedy Matusa.
fot. Eduardo Asenjo Matus, z serii "Sound of Silence"
- Sprzęt bez lustra, ze starym obiektywem. To Francisco wyjaśnił mi wszystko, co niezbędne do wejścia w świat fotografii: czujniki, optykę, opowiedział o markach. Wkrótce później dostałem swojego pierwszego bezlusterkowca - opowiada.
Matus cierpi na problemy ze słuchem. W tym samym roku kiedy dostał sprzęt fotograficzny, zaczął korzystać również z aparatu słuchowego. Chciał to odzwierciedlić w swoich kadrach.
- Chciałem pokazać coś wyjątkowego na moich zdjęciach, przekazać moją rzeczywistość. Ze względu na problemy ze słuchem, bardzo trudno jest mi rozmawiać z kimś na ulicy. Aby to osiągnąć, muszę “zatrzeć” cały hałas otoczenia - wyjaśnia. - Do zaprezentowania tego “szumu” w okół mnie używam celowego ruchu kamery z długim czasem naświetlania. Korzystam również z panoramowania. Nie jest to bardzo skomplikowana technika, ale wydaje mi się, że reprezentuje mnie w stu procentach. Wiele osób używa tej techniki, nie kryjąc za tym żadnej historii - dodaje.
fot. Eduardo Asenjo Matus, z serii "Sound of Silence"
Efektem są “malarskie” zdjęcia, wyróżniające jedną postać, lub scenkę na tle innych. W ciągu dnia Matus korzysta z szarego filtra, by uniknąć prześwietlenia zdjęć. Dziś fotografuje Fujifilm X-E2s z obiektywami Fujinon XF 35 mm f/2 lub starym Heliosem. Do edycji zdjęć używa Photoshopa.
- Co ciekawe, zwykle fotografuję bezpośrednio w czerni i bieli - Fujifilm oferuje według mnie niesamowite JPEG-i. Robię więc w zasadzie coś odwrotnego niż zalecenia profesjonalnych fotografów… Dla mnie nie wszystkie zdjęcia muszą być doskonałe, wręcz stopniowo zakochiwałem się w "niedoskonałości" obrazu - zwierza się.
Tytuł serii, “The Sound of Silence”, to nawiązanie do utworu (oraz teledysku) w wykonaniu grupy the Disturb. Od 2008 roku chilijski fotograf cierpi na stany depresyjne, a do zdjęć przygotowuje się słuchając muzyki, w tym wspomnianego utworu.
- Najbardziej skomplikowane w mojej fotografii jest pozostanie niezauważonym. Zwykle ludzie czują się niekomfortowo, gdy ktoś robi im zdjęcia na ulicy. Oczywiście, mój aparat bardzo pomaga, ponieważ ze względu na jego wielkość wyglądam jak zwykły turysta na ulicy. Klasyczny fotograf uliczny ma jednak łatwiej, ponieważ wszystko dzieje się u niego bardzo szybko, a mój rodzaj fotografii trwa dłużej. W końcu muszę za każdą osobą podążać co najmniej przez kilka sekund, stale wymierzając w nią aparat - tłumaczy.
W tej chwili Matus rozgląda się za możliwościami zrobienia kilku wystaw w Chile i w Meksyku. Próbuje również dostać się do grupy X-Photographers Fujifilm. Zależy mu na tym, żeby ulepszyć swój ekwipunek i wnieść nietypowy styl portretowania do fotografii ulicznej.
Więcej zdjęć fotografa znajdziecie pod adresem eduardoasenjomatus.com.