Wydarzenia
Ruszyły promocje Black Friday Sony w sklepie Fotoforma.pl
Wystarczy lekko podpuścić jakiegokolwiek fotografa, a odezwie się aparatoholik. Niektórzy fotografowie twierdzą, że nienawidzą aparatów; inni kochają je tak bardzo, że robienie zdjęć schodzi na dalszy plan.
Większość aparatoholików posiada:
Lub w skrajnych przypadkach wszystkie wymienione symptomy.
Kiedy fotografowie dyskutują o fotografii w Internecie, czy gdziekolwiek indziej, rozmowa niemal zawsze dotyczy sprzętu i technik zdjęciowych. To nawet całkiem logiczne. Wszyscy umiemy wynajdywać okazje, ale nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni z naszego sprzętu. Tylko fotograf jest w stanie zrozumieć drugiego fotografa. Małżonkowie, którzy sprawdzają się w innych sytuacjach, nie potrafią pojąć naszej fascynacji sprzętem.
Ale o jednym niezwykle ważnym aspekcie fotografii nie rozmawiamy prawie nigdy. Chodzi o metody pracy.
Pisząc "metody pracy" mam na myśli konceptualne podejście do projektu połączone z procesem, który zachodzi od chwili zwolnienia migawki do otrzymania ostatecznej wersji zdjęcia lub zdjęć.
Kiedy Lee Friedlander używał jeszcze aparatów małoobrazkowych, miał w zwyczaju na bieżąco robić odbitki i wrzucać je do pudeł oznaczonych wcześniej hasłami np. pomniki albo graffiti. Nieco później, kiedy pudła wypełniały się odbitkami, fotograf wybierał te najlepsze i wydawał je w formie monografii - od dość skromnych albumików na początku kariery, aż po ekskluzywne wielkoformatowe publikacje z lat późniejszych.
Fotografowie magazynu National Geographic, przynajmniej w dawnych czasach, jeździli na zlecenia kilka razy, albo byli na miejscu bardzo długo, lub jedno i drugie. W tym czasie zużywali kilkaset rolek slajdów - lepiej więcej niż mniej; słyszałem kiedyś, że było to średnio około 600 filmów. Selekcją zdjęć, które zostaną opublikowane zajmował się nie fotograf, a fotoedytorzy.
Joel Meyerowitz wymyślił sobie kiedyś, że będzie fotografował rudzielców na plaży. Z czarnym suknem na jednym ramieniu i Deardorffem 8 x 10 cali z rozłożonymi nogami statywu na drugim patrolował plaże w poszukiwaniu modeli. Żeby przekonać ludzi, że nie jest bandziorem, w brązowej papierowej torbie nosił ze sobą egzemplarz swojego albumu Cape of Light.
Ogólnie rzecz biorąc, właśnie to są metody pracy. Najpierw wpadasz na pomysł, następnie starasz się go zrealizować przy pomocy technik, które uznasz za stosowne; potem w ten czy inny sposób porządkujesz efekty pracy i oddzielasz ziarno od plew, a na koniec wybierasz sposób opracowania i prezentacji rezultatów.
To dość ważny element tworzenia fotografii. Czemu więc tak rzadko o nim rozmawiamy?
Stawiam na fakt, że z jednej strony to bardzo szerokie zagadnienie, ale z drugiej tak naprawdę nie ma o czym mówić. Wspaniale jest móc spróbować różnych metod pracy, żeby dowiedzieć się, która najbardziej nam pasuje, sprecyzować interesujące nas tematy, poznać swoje "dojścia", zobaczyć na co pozwala nam czas, umiejętności i cierpliwość. Dobrze o tym wiem, ponieważ przez trzy lata nauki w szkole sztuk pięknych wraz z nauczycielami i kolegami najwięcej czasu spędzałem analizując właśnie ten aspekt procesu twórczego.
Ale jednocześnie nie jest to najlepszy temat do rozmów. Bo kiedy już opiszemy naszemu internetowemu kumplowi, w jaki sposób robimy zdjęcia, nagle okazuje się, że nie mamy nic więcej do powiedzenia. Każdy z nas myśli nieco inaczej, ma inne zdanie, co warto fotografować i jak powinny wyglądać efekty naszej pracy. W kontaktach z przyjaciółmi staramy się przynajmniej pozorować zainteresowanie, a dobre wychowanie nie pozwala nam wpadać w krytyczny ton. Łatwiej porozmawiać o nowym aparacie, albo o tym, co zamierzamy sobie kupić.
Mimo to nowe metody pracy pomogą nam poszerzyć horyzonty i przywrócić zapał do fotografowania. Następnym razem, kiedy z nudów będziecie przeglądali kolejny katalog, kompletując w myślach wymarzony zestaw fotograficzny, spróbujcie poświęcić parę chwil, żeby spisać kilka pomysłów, których realizacja byłaby dla was wyzwaniem. Nawet jeśli miałoby to być jedynie ćwiczenie. Oto garść przykładów.
Ta krótka lista to tylko początek, ale pewnie już załapaliście, o co mi chodzi. Chyba warto spróbować samemu, nieprawdaż? Kto wie, może uda wam się na chwilę oderwać od katalogów sprzętu fotograficznego.
---
Mike Johnston
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu "PHOTO Techniques". Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku "Camera & Darkroom". Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame,który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana "The Empirical Photographer" ukaże się w 2003 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.