Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Co tydzień dostaję mnóstwo pytań - jedne są ciekawe, inne beznadziejne. Pomyślałem, że fajnie byłoby czasem na niektóre odpowiedzieć. Podobne pytania padały ostatnio na liście użytkowników sprzętu Canon FD na yahoo.com. Masz pytanie? Słucham uważnie. Nie odpowiem na wszystkie, ale na niektóre na pewno.
Kupa plików
PYTANIE: W jaki sposób robić dużo zdjęć nie wydając przy tym fortuny?
Ciekawe pytanie.
Odpowiedź zależy od dwóch rzeczy: sposobu, w jaki chcecie pokazywać swoje prace innym i jak wiele z nich będziecie chcieli zachować i na jak długo.
Zdecydowanie najtańszym sposobem na robienie mnóstwa zdjęć jest cyfra, cyfra i jeszcze raz cyfra. Dzięki cyfrówkom nauka fotografowania nigdy nie była prostsza i nigdy nie przynosiła tak dobrych rezultatów. Kiedy już kupicie aparat, komputer, karty pamięci, akumulatorki i najróżniejsze gadżety, na które na pewno wyrzucicie kupę kasy, będziecie mogli pstrykać do woli praktycznie za darmo. Oczywiście zakładając, że nie przeszkadza wam to, że zdjęcia będziecie oglądali na ekranie monitora. (Jeśli monitor jest dobrze skalibrowany i macie porządny program do obróbki obrazu, to moim zdaniem jest to całkiem fajny sposób obcowania ze zdjęciami.)
Legenda głosi, że Cartier-Bresson codziennie przed śniadaniem zużywał dwie rolki filmu. Bill Jay opowiadał, jak to wielki czeski fotograf, Josef Koudelka, odwiedził go w jego leśniczówce. Ze zdziwieniem obserwował, jak Koudelka włóczy się po okolicy i fotografuje drzewa. Bill stwierdził, że Josef nie mógł się chyba bardziej oddalić od swoich codziennych tematów. Koudelka odparł, że musi ćwiczyć, żeby nie wyjść z formy.
Jeśli dzięki cyfrówce będziecie robili 72 zdjęcia dziennie (czyli odpowiednik dwóch rolek), bardzo szybko staniecie się lepszymi fotografami. Sprawią to natychmiastowość rezultatów i brak konieczności obróbki materiałów. Będziecie musieli tylko być zdyscyplinowani i robić zdjęcia świadomie - myśleć o tym, co fotografujecie i rzetelnie oceniać wyniki swojej pracy.
Jednak taka metoda ma dwa minusy. Po pierwsze, kiedy uda wam się zrobić zdjęcie życia - to które chcielibyście mieć w średnim formacie - będziecie mieli tylko plik. Może wam to wystarczać albo nie - to zależy też od tego, na jaką cyfrówkę was stać. Po drugie żaden fotograf w historii tego medium nie był wystarczająco zorganizowany - z tymi, którzy fotografują cyfrówkami jest dwa razy gorzej. Mają na twardych dyskach "kupę plików" - opisanych i nie opisanych. Cyfra zachęca do robienia wielu zdjęć, ale często powoduje też bałagan.
Teoretycznie pliki powinny trwać wiecznie. W praktyce nie mają jednak zbyt wielu cech archiwalnych - nośniki pamięci i media służące do przechowywania danych ciągle się zmieniają, a nieustanne przeformatowywanie plików nie jest zbyt praktyczne, zwłaszcza, jeśli macie dziesiątki tysięcy plików, które co pięć, dziesięć lat trzeba uaktualnić. Ale z drugiej strony kolorowe filmy też nie mają właściwości archiwalnych. Zaryzykujcie! Korzystajcie z życia!
Minusy wydają się niezbyt znaczące. Jeśli chcecie się uczyć, róbcie jak najwięcej zdjęć. A jeśli chcecie robić jak najwięcej zdjęć, kupcie sobie cyfrówkę.
Niezniszczalny Darius Kinsey z Sedro Woolley w stanie Waszyngton. Może i aparaty wielkoformatowe dają najlepszą jakość, ale jeśli chcecie robić jak najwięcej zdjęć za jak najmniejsze pieniądze i uczyć się fotografii, sprawcie sobie cyfrówkę.
"Import"
PYTANIE: Kiedy przeglądałem ofertę pewnego sklepu internetowego (B&H Photo), zauważyłem, że jedne towary są oznaczone "USA", a inne "import". Te drugie są zazwyczaj znacznie tańsze. Dlaczego?
"Import" to określenie, którego B&H używa w stosunku towarów "przemyconych" do Stanów. (O ile dobrze wiem, wszystkie aparaty wyprodukowane w Japonii, które można u nas kupić muszą być importowane :-)
"Import" oznacza, że sprzedawca nie sprowadził towaru oficjalnymi kanałami dystrybucji. Większość sprzętu fotograficznego trafia na rynek za pośrednictwem autoryzowanego dystrybutora, który sprzedaje go detalistom. To podnosi cenę, ale oficjalny importer jest odpowiedzialny za dostarczenie szczegółowych informacji technicznych, serwis i realizowanie gwarancji. Jeśli kupicie aparat z nieoficjalnej dystrybucji i ten się zepsuje, to macie problem - autoryzowany importer nie naprawi go na gwarancji.
Większość dużych sklepów oferuje tak zwaną "gwarancję sklepową". Co to takiego? Kiedy kupowałem mieszkanie na poddaszu w Chicago, agent nieruchomości - wielki, głośny facet, co miał niezłe gadane - bez przerwy powtarzał nowym mieszkańcom, że mają "pięcioletnią gwarancję" na dach. To miło, bo podczas ulewnych, wiosennych deszczów tego samego roku woda lała się na korytarz. Zawiadomiliśmy go. Znów zaczęło padać i znów przeciekało. Ponownie zadzwoniliśmy do agenta. Trwało to kilka tygodni aż ludzie zaczęli kląć. I wtedy pewnego dnia facet się pojawił i zapewnił, że właśnie dziś dach zostanie naprawiony.
Mieszkałem na ostatnim piętrze i niedługo później usłyszałem kroki na dachu. Z ciekawości wyjrzałem przez właz i zobaczyłem, jak ten sam facet, tym razem na czworaka, w deszczu szpachluje dach smołą.
To właśnie jest "gwarancja sklepowa" :-)
Dlaczego sprzedawcom opłaca się kupić ten sam towar zagranicą, przywieźć tutaj i sprzedać za niższą cenę? Bo producenci ustalają ceny w zależności od rynku, na którym dany towar ma być sprzedawany, a niektórzy nie zapłacą tyle ile my. Amerykanie i Europejczycy mają więcej pieniędzy, więc Amerykanie i Europejczycy więcej płacą.
Niektórzy oficjalni importerzy traktują taki "import" z ogromną wrogością. Na przykład Mamiya każe nam słono płacić za swoje aparaty, podczas gdy za granicą można je kupić znacznie taniej. Tyle że Mamiya nie toleruje towaru "z przemytu". Nie tylko zabrania amerykańskim detalistom samodzielnie sprowadzać ich sprzęt (grożąc odebraniem statusu autoryzowanego dealera), ale podobno też urząd celny ma prawo zatrzymać każdy nowy aparat przysłany do Stanów z zagranicy - nawet jeśli zarówno nadawcą jak i odbiorcą jest osoba prywatna!
Ale skoro oficjalni importerzy nie tolerują tego procederu, jakim cudem B&H uchodzi to na sucho? To proste. Jeśli co roku upłynniasz tak znaczny procent całego fotograficznego sprzętu sprzedawanego w Stanach, to znaczy, że jesteś grubą rybą, a grube ryby zazwyczaj ustalają swoje własne zasady. "Ukaranie" B&H odebraniem statusu autoryzowanego dealera skończyłoby się dla producenta katastrofą. Ale trzeba też przyznać, że B&H zostało niemal "zmuszone" do wprowadzenia do swojej oferty "importowanego" sprzętu przez mniejsze firmy, które tanio sprzedawały towary z nieoficjalnej dystrybucji, nie powiadamiając klienta o pochodzeniu sprzętu, co sugerowało, że B&H ma wysokie ceny.
Warto wiedzieć, że w niektórych wypadkach wersje sprzedawane zagranicą mogą nawet mieć różne funkcje. Dzieje się tak dlatego, że niektóre funkcje są zupełnie "legalne" na całym świecie poza Stanami, w których łamią bardzo surowe prawo patentowe.
Czy ten aparat przetrwa 30 lat?
PYTANIE: Mam Canona T90. Wiem, że trudno znaleźć akcesoria do nieprodukowanych aparatów, ale bardziej martwi mnie to, że niedługo może zabraknąć części zamiennych i nikt nie będzie potrafił go naprawić. Bez migawki sobie nie poradzę.
Możecie potraktować tę odpowiedź z przymrużeniem oka, ale z mojego piętnastoletniego doświadczenia w kontaktach z fotografami-hobbystami wynika, że co prawda to dość częste zmartwienie, ale zupełnie nie poparte faktami. W większości przypadków niezależni serwisanci są w stanie naprawić wszystko, co może się zepsuć w aparacie. Kiedy kamery się starzeją, pewne części zaczynają się zużywać i psuć, a nowe już nie istnieją, ale z czasem pojawia się coraz więcej egzemplarzy "na części" i to one stają się źródłem części zamiennych.
Choć bardziej dotyczy to aparatów mechanicznych niż elektronicznych.
Poza tym 99,8 % fotografów nie będzie używało tego samego aparatu ponad 30 lat, więc nie ma sensu martwić się, czy przetrwa on jeszcze dłużej. Tak naprawdę większość z nas skusi się na coś nowego znacznie wcześniej niż upłynie nam 30 lat ze starym aparatem. Nieco inaczej może być z osobami, które lubią starsze kamerki, ale zazwyczaj to, co napisałem powyżej się sprawdza.
Wiele lat temu miałem znajomego, który z kolei miał Hondę Prelude. Kiedy ją kupił, postanowił (tak dla draki), że zrobi, co w jego mocy, żeby utrzymywać ją w jak najlepszym stanie, więc od samego początku, kiedy jeszcze była nowa oddawał ją do serwisu trzy razy rocznie - czy tego potrzebowała czy nie. Kiedy go poznałem, samochód miał 14 lat i zbliżał się do 500 000 mil, mój znajomy zdążył się zaprzyjaźnić z mechanikiem z serwisu Hondy, a trzy wizyty w warsztacie rocznie kosztowały około 500 dolarów każda czyli 1500 dolarów na rok. Parę razy zastanawiał się nad kupnem nowego wozu, na który spokojnie mógłby sobie pozwolić, ale stwierdził, że nie warto: "Ten trzyma się świetnie, jest spłacony, wygodny, a poza tym nie kupiłbym samochodu za 1500 dolców rocznie. Ubezpieczenie jest tanie, a jak go rozbiję albo ktoś mi go ukradnie, nie stracę zbyt wiele. Nie zamierzałem zatrzymać go tak długo, ale na razie nic nie będę zmieniał i zobaczę, co z tego wyniknie".
Gdybyśmy naprawdę zamierzali wiele lat używać tego samego aparatu, robilibyśmy to, co zwykli czynić zawodowcy: zaprzyjaźnilibyśmy się z dobrym serwisantem i oddawalibyśmy mu aparat do regulacji co roku - czy tego potrzebuje czy nie.
Masz pytanie? Spytaj Fotografa niedzielnego.
----
Zajrzyjcie na stronę Mike'a www.37thframe.com. Warto też przeczytać jego felietony drukowane w miesięczniku Black & White Photography.
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny nieregularnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w sierpiniu 2003 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.