Fotograf niedzielny - Gdzie się podziała cyfrowa czerń i biel?

Autor: Łukasz Kacperczyk

5 Sierpień 2003
Artykuł na: 9-16 minut
Tyran-rynek żąda koloru. Większość klientów chce koloru, a większość kupujących uznaje go za rzecz oczywistą. Dlatego też większość cyfrówek, drukarek i programów do obróbki obrazu także uznaje kolor za coś oczywistego.

Jestem zgredem i w związku z tym wiele rzeczy mnie wkurza. Wpadam w szewską pasję, kiedy słyszę reaganowski, neokonserwatywny bełkot o tym, jak to "rynek sam wszystko ureguluje". Ta kretyńska pseudo-prawda jest tak idiotyczna, że aż nie mogę wytrzymać.

Chociażby z powodu tak zwanej "tyranii większości". Sprowadza się to do tego, że dostajemy to, czego chce, jakby to powiedzieć - większość. Na przykład, gdyby 98% kupujących samochody chciało niebieskich wozów, goście, którzy lubią żółte mieliby niezłego pecha. Większość ludzi nie jest koneserami jeśli chodzi o "zwykłe" rzeczy, więc, kiedy chcemy coś kupić, sprawdzamy, co kupują inni i co jest dostępne na rynku, a następnie kupujemy właśnie to. Problem w tym, że niektórzy koneserami i mają pecha, że niestety są też mniejszością - w wielu przypadkach zbyt nieliczną mniejszością, żeby można było na nich zarobić. Poza tym wysoka jakość jest bardzo kosztowna, a ludzi, którzy są gotowi wydać kupę kasy na jakiś konkretny produkt jest stosunkowo niewiele. Na tyle niewiele, że czasem nie opłaca się produkować tylko dla nich. Przywiązywanie wagi do najwyższej jakości wykonania najmniejszego trybika, będącego częścią czegoś produkowanego w małych ilościach, to jeden z najpewniejszych sposobów na bankructwo. Jeśli wasz wysokiej jakości produkt nie zdobędzie popularności, albo nie stanie się dobrem prestiżowym, macie przerąbane. Spójrzmy jednak na to z drugiej strony - co mają zrobić osoby, które chcą kupić takie coś?

Jeśli mi nie wierzycie, spróbujcie kupić cyfrówkę dla mańkutów. To poważna sprawa - wiele osób celowo przestawia się na leworęczność, ale w razie potrzeby nie ma najmniejszych problemów z używaniem prawej ręki. Dla nich brak sprzętu dla mańkutów to tylko irytująca niewygoda. Ale pomyślmy też o ludziach, którzy mogą używać tylko lewej ręki z powodu wylewu, kalectwa, albo innego nieszczęścia. Co oni mają zrobić? W dawnych czasach można było kupić kamery Super-8 (i nawet jeden aparat średnioformatowy, Linhofa ze szkłem Rodenstocka), które miały centralny grip przypominający kolbę pistoletu, a po obu stronach były symetryczne. Mogły ich bezproblemowo używać nie tylko osoby prawo i leworęczne, ale też prawo i lewooczne! Jak dotąd na rynku nie pojawiła się ani jedna cyfrówka dla mańkutów, albo chociażby taka, która umożliwiałaby używanie jej przez osoby leworęczne. Dlaczego? To oczywiste. Bo większość ludzi jest praworęczna. Kolejny przykład tyranii większości.

Inna sprawa, która wynika z tego samego zjawiska to fakt, że ten tyran-rynek żąda koloru. Większość klientów chce koloru, a większość kupujących uznaje go za rzecz oczywistą. Dlatego też większość cyfrówek, drukarek i programów do obróbki obrazu także uznaje kolor za coś oczywistego.

Niech będzie. Szkoda tylko, że tak się składa, że pewna mniejszość fotografuje w czerni i bieli. Dorastałem w czasach, kiedy czarno-biała fotografia była jedynym rodzajem "artystycznej" fotografii. Co gorsza ja wolę czarno-białe zdjęcia. Praktycznie wszystkie moje fotografie są czarno-białe i, wierzcie lub nie, jest to świadomy wybór.

Wiem, należę do mniejszości. Znowu.

Nie chodzi nawet o to, że miłośnikom czerni i bieli dzieje się jakaś krzywda. Na szczęście dla nas długi okres, kiedy fotografia czarno-biała była popularna i doceniana, zostawił nam w spadku kurczący się co prawda, ale i tak dość szeroki wachlarz tradycyjnych materiałów. Nadal można kupić filmy, chemikalia i papier. A do tego ostatni pęd ku cyfrze wywołał masową wyprzedaż sprzętu ciemniowego, więc jeśli wiecie, czego szukać, możecie trafić prawdziwą okazję.

Doskonale wiem, dlaczego nie mamy porządnej cyfrówki fotografującej w czerni i bieli. I wcale nie chodzi o to, że trudno coś takiego wyprodukować. Wręcz przeciwnie - byłoby znacznie łatwiej, ponieważ element światłoczuły musiałby rejestrować jedynie poziom światła, wystarczyłaby jedna czwarta pikseli potrzebnych do uzyskania tej samej rozdzielczości w sensorze kolorowym, a algorytmy przetwarzające dane także byłyby znacznie mniej skomplikowane. Tyle że zbyt mało osób kupiłoby taki aparat, a poza tym kolorowe pliki można przecież zamienić w obraz monochromatyczny. Daleko im do ideału, ale da się coś takiego zrobić. Czyli nie ma "czarno-białych" cyfrówek. Niech będzie, jestem w stanie to zrozumieć.

Ależ ja jestem rozsądny, prawda? Cierpliwy i wyrozumiały, co nie? Odgłos, który słyszycie to ja, klepiący się z uznaniem po plecach za tę cierpliwość i rozsądek.

Czy proszę o zbyt wiele?

Jednak moja cierpliwość tu się kończy i kiedy rozmowa schodzi na temat drukarek atramentowych, zaczynam przejawiać oznaki zniecierpliwienia i frustracji. Argumenty za "cyfrową ciemnią" są niepodważalne: w cyfrowej ciemni potrzebna jest tylko drukarka podłączona do komputera; tradycyjna ciemnia to cały pokój zazwyczaj wypchany po sufit sprzętem. Mało kontra dużo. Cyfrowa ciemnia jest wyjątkowo efektywna. Oczywiście wszystkie inne zalety cyfrowej obróbki obrazu mają zastosowanie też w cyfrowej czerni i bieli: większa kontrola, możliwość używania większej ilości rodzajów papierów o różnych powierzchniach, szybkie i łatwe dodruki, itd. Wszystko to już wiecie.

Jeśli chodzi o atramentowy druk czarno-biały to największym problemem jest produkt końcowy. Wiem, że to dopiero początek rozwoju tej technologii i co najmniej do zeszłego roku, albo jeszcze rok wcześniej, a może nawet dwa lata wcześniej producenci bardzo dużo inwestowali w badania, które toczyły się w karkołomnym tempie. Więc czekałem. I czekam do dziś od mniej więcej połowy lat 90-tych. Założyłem, że pewnego dnia ktoś wyprodukuje naprawdę dobrą atramentówkę do druku czarno-białego. Czy proszę o zbyt wiele?

Nie. Już mówię, dlaczego:

  • Technologia jest tania. Do diaska - co jest potrzebne? Cztery czarne atramenty i dobry program. Każdy z większych producentów drukarek mógłby to zrobić z palcem w... ten, tego - nosie. Kilku inżynierów i parę tygodni.

Nie żądam podróży na księżyc.

do drukarki kolorowej.]

Jest tam kto?

Czy taki nieskomplikowany produkt trafił już na rynek? Skąąąąd. Jak długo już cierpliwie czekamy? Bardzo, bardzo długo. I nadal czekamy. Panowie w Canonie? HP? Epsonie? Jest tam kto? Słyszycie? Zdajecie sobie sprawę z naszego istnienia?

Znam sytuację. Rozumiem, że wszechwiedzący rynek wolałby schlebiać gustom zdecydowanie liczniejszych hord miłośników koloru. Rozumiem, że wielbiciele czerni i bieli są mniejszością i że powinniśmy grzecznie czekać w kolejce. Zdaję sobie z tego sprawę.

Ale BEZ PRZESADY. Wystarczy już tego! Czekamy już tyle lat, a nie prosimy o wiele. Dajcie nam cokolwiek, co będzie gwarantować dobre, stabilne wydruki z zeskanowanych czarno-białych negatywów i z monochromatycznych plików graficznych. Od wielu lat jesteśmy niechcianymi dziećmi cyfrowej rewolucji, skazywanymi na drukowanie tylko czarnym atramentem, używanie wkurzającego systemu Quadtone, zapchane głowice, metameryzm, drukarki wycofywane z produkcji, anulowane gwarancje, skomplikowane procedury - jesteśmy na łasce i niełasce niezależnych producentów atramentów, niestabilnych programów, przekazywanych pocztą pantoflową porad i instrukcji, przez które trudno przebrnąć.

Należymy do mniejszości, ale nie zasłużyliśmy na takie traktowanie. Naprawdę. Więc gdzie do cholery jest ta atramentówka dedykowana do druku czarno-białego? Tak długo czekamy... Już czas.

----

Mike Johnston

Zajrzyjcie na stronę Mike'a www.37thframe.com. Warto też przeczytać jego felietony drukowane w miesięczniku Black & White Photography.

W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.

Mike Johnston

Mike Johnston pisze i publikuje niezależny nieregularnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w sierpiniu 2003 roku.

Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Fotofelietony
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Sergey Ponomarev – misja fotografa została spełniona
Zdjęcie roku, to bez wątpienia ogromne wyróżnienie. Dla mnie jednak królową nagród prasowych jest pierwsze miejsce za reportaż w kategorii „General news”.
0
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Kinowska: „Zdjęcie roku World Press Photo wkurza”
Zdjęcie Warrena Richardsona, uznane przez Jury za najlepsze zdjęcie prasowe roku 2015, denerwuje i wyprowadza z równowagi. Z kilku powodów.
0
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Lifelogging - przyszłość, czy zmora fotografii?
Podczas gdy największe firmy w ostatnim czasie na nowo rozpętują wojnę na megapiksele, swojego rodzaju rewolucja w fotografii może nadejść nieoczekiwanie ze strony urządzeń przeznaczonych dla...
0