Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Marek Arcimowicz o Sony A900
A900 to ruch, którego zupełnie, ale to zupełnie po SONY się nie spodziewałem. To ukłon w kierunku klasycznej fotografii, mistrzowskich rozwiązań kamer analogowych, połączenia zalet małego obrazka i średniego formatu. Według mnie to aparat nie dla każdego, to nawiązanie do najlepszych tradycji klasyki w połączeniu z najnowocześniejszą technologią.
Przyznam na początku, że A900 trafiła do mnie krótko, niewiele ponad miesiąc po otrzymaniu przeze mnie do testów A350. Wrażenie, jakie zrobiła na mnie jedna z najtańszych lustrzanek na rynku miało swoje odbicie w podejściu do A900. Ale o tym za chwilę. Do sprzętu podchodzę dość konserwatywnie. Jeśli jakieś narzędzia mnie przekonają, staram się ich używać możliwie długo - bo w końcu rzemieślnik bazuje na mistrzowskim opanowaniu narzędzia. Bardzo mocno opierałem się cyfrowej rewolucji - choć, jak ostatnio sprawdzałem z ciekawości - już w wywiadzie dla FOTO POZYTYWU w 2000 roku nie miałem wątpliwości - przyszłość była i jest cyfrowa.
W 2005 miałem w końcu możliwość przesiadki - na rynku pojawiła się pełnoklatkowa lustrzanka powyżej 15 Mpix, które uznawałem za absolutne minimum. Pamiętam jak śmieszyła mnie "ściema" Nikona, że "6 Mpix zupełnie wystarcza i nie ma sensu produkować większych matryc". Na ile mieli rację każdy mógł zobaczyć przy okazji wystawy nikonowskiej na ostatniej Photokinie. Na powiększeniach o boku od 50 cm widać po prostu: co czym zostało zrobione. Tak jak było widać kiedyś - co zrobiono powiedzmy na Kodachrome 200, a co na Velvia 50...
Wróćmy do czasu "przesiadki. W rzeczonym 2005 zamieniłem rozbudowany system Nikona (bardzo go lubiłem, uważałem, że wtedy Nikon zrobił swoim fanom świństwo, tak bardzo odstając w rozwoju technologii cyfrowej) - kilka korpusów (na końcu F100, FA, FM2), kilkanaście obiektywów, masę dodatków. Poza małym obrazkiem zdecydowałem pozbyć się dwóch systemów średnioformatowych. Ulubionej Mamiya 7II z zestawem wyśmienitych szkieł i bardzo wygodnej lustrzanki Bronica ERTSi 645, a w zasadzie bardzo rozbudowanego systemu na niej opartego. Nie przeczę, że bardzo lubiłem te aparaty, każdy miał swoje niezaprzeczalne zalety, ale nie było sensu zostawać jedną nogą w innej epoce. Zdecydowanie wolałem ruszyć na nowe wody z jako takim rozmachem kupując bogaty komplet obiektywów i rozbudowując cyfrową ciemnię. Film się kończył i choć cyfra dopiero raczkowała, wiadomo było jaki jest kierunek zmian. Pamiętam wieczorne dyskusje przy piwie: kiedy doczekamy się odpowiednio gęstych matryc, jak inny jest obraz z cyfry, itd., oraz konkluzję - spodziewaliśmy się, że fajnie zacznie być kiedy lustrzanki będą miały te 24-26 Mpix.
Po co ta dygresja?
Moja opinia o A900 w dużej mierze bazuje na tamtych doświadczeniach. Era 24-26 Mpix matryc w małym obrazku właśnie się rozpoczęła.
Od 2005 roku używałem w sumie 2 egzemplarzy Canona 1Ds Mark II (pierwszy praktycznie od razu mi skradziono). Nie był, przepraszam - nie jest - to aparat idealny. Żaden nie jest. De-es Mark II jest ciężki, czasem za duży, ma dużą nieporęczną baterię. Ale miał swego czasu najlepszą matrycę na rynku małoobrazkowym, konkurującą ze skanami z 645, a nawet czasem 6x7. System ma bogatą ofertę obiektywów. Choć nie było źle, to mnie ciągle brakowało paru "drobiazgów". M.in. rozdzielczość na poziomie 16,7 Mpix to wystarczający poziom do prasy, ale do reklamy czy wystaw - już nie do końca.
Kiedy dostałem do ręki długo oczekiwaną A900 przede wszystkim ucieszyłem się z wielkości korpusu. Wreszcie był mały i bardzo poręczny! TO OGROMNY PRZESKOK MYŚLOWY w podejściu firm do oferowanego produktu. Canon 5D nigdy nie zdobył mojego zaufania ani sympatii. Konstrukcja pełna kompromisów, pod wieloma względami nawiązuje do ewidentnie amatorskich rozwiązań. Jednak przez lata używania 1Ds Mark II bardzo często tęskniłem za wielkością F100 i możliwością odpięcia gripa. Nie potrzebowałem tego tylko w górach, czy tam, gdzie po prostu nie chcę lub nie mogę nosić za dużo. Podejście do ludzi z dużym, już na pierwszy rzut oka profesjonalnie wyglądającym aparatem, zawsze powoduje mniejsze czy większe "usztywnienie". Już nie jest tak spontanicznie. Jeśli chcę wygody i ergonomii - firmowy grip oferuje praktycznie wszystko czego mi potrzeba.
Wracając do wyglądu A900 - prostota, klasyczne linie od razu budziły miłe skojarzenia, ale dopiero po przypięciu obiektywów Carl Zeiss wpadłem, że to nie chodzi o stare nikony. Wielkość (o jakości obrazu później), jakość, kultura pracy zwłaszcza w trybie MF, ultrajasna, wielka jak w średnioformatowcach matówka nasunęły skojarzenia, od których nie mogę się już uwolnić, a które mówią same za siebie - Contax.
Jakość obrazu z początku odbiegała od oczekiwań, jednak wiedziałem, że trzeba cierpliwie poczekać na upgrade software'u - zwłaszcza na zaktualizowany Adobe Camera Raw. Później już wszystko było jasne.
Ostrość, plastyka obrazu, zwłaszcza w połączeniu ze świetnymi obiektywami Carl Zeiss robią wrażenie. Nareszcie mam obraz zbliżony do wysokiej klasy dużego diapozytywu. Nawet szumy przypominają bardziej klasyczne "ziarenko" - inaczej niż nielubiane przeze mnie szumy canona - objawiające się kolorowymi plamami np. w zacienionych szarościach. W A900 zauważyłem je jedynie w trakcie długich ekspozycji.
Jeden z podstawowych zarzutów jakie stawia się A900 - zaszumienie powyżej 400 ISO dla mnie osobiście kompletnie nie ma znaczenia. Ktoś kto wychował się w reżymie technologicznym filmów odwracalnych ISO 50 bazową czułość 200 odbiera jako wyjątkowy luksus. Dodatkowe wspomaganie - jakie daje nieźle działający system stabilizacji matrycy (stabilizacja z każdym obiektywem!) - daje już niesamowitą poprawę komfortu pracy!
Fotografie testowe wykonywałem w trakcie pobytu w Kathmandu (Nepal), w ciągu kilku godzin jakie spędziłem z klientami (pracuję również jako przewodnik w egzotycznych górach) podczas zwiedzania buddyjskiej świątyni. Tu byłem w stanie spełnić warunki procedury testowej - RAW+JPG. W terenie, szczególnie w górach z uwagi na ograniczenia pamięci (zarówno kart jak i backupu na Hyperdrive'ach) używam wyłącznie RAW. Sam w zasadzie zawsze pracuję tylko na RAW'ach. Stąd kilka dodanych do testu, a zrobionych wcześniej fotografii to wyłącznie RAW.
Po tych kilku tygodniach pracy z nową alfą mogę powiedzieć, że A900 najlepiej sprawdza się w fotografii architektury, krajobrazu i portrecie - czyli w klasycznej fotografii w podróży. W tym ostatnim wręcz wyśmienicie.
Nie ma róży bez kolców. Prędkość autofocusa oceniłbym na zupełnie wystarczającą dla większości zastosowań, jednak przy zdjęciach akcji jest "na styk". Zwykle wystarcza, ale zdecydowanie wolałbym mieć tak, jak w De-eSie. Tutaj pracuje się po prostu wolniej. W większym skupieniu, spokojniej. Lustro pracuje miękko i cicho. Tym bardziej zaskakuje prędkość zdjęć seryjnych - na poziomie 5kl/sek. to już jak dla mnie duże przyspieszenie.
Teraz o kilku minusach. Bardzo mi się nie podoba kontynuacja stopki lampy błyskowej w konstrukcji minoltowskiej - niepasująca do innych systemów. Tłumaczenie że są przejściówki - wolałbym zostawić dla tych, którzy chcieli korzystać ze starych lamp. To moim zdaniem zaprzepaszczona szansa - moment zmiany nazwy pozwalał w miarę "miękko" pozbyć się nietrafionych konstrukcji z przeszłości. Tym bardziej, że wcześniejsze - nielustrzane konstrukcje SONY, miały normalne saneczki!
Jak bardzo może nas to zaskoczyć zorientowałem się przy próbie robienia panoram - chciałem wpiąć w saneczki małą, uniwersalną poziomiczkę i... Jak rozwiążę sprawę sterowników radiowych do lamp studyjnych jeszcze nie wiem.
Początkowo też bardzo przeszkadzała mi "mała" pojemność baterii. Zwykle koniec następował po 700-900 fotografiach. Po jakimś czasie zorientowałem się jednak, że są ok. 4 razy mniejsze i lżejsze od moich pakietów do 1Ds Mark II. Trzeba więc wszystkie wyniki pomnożyć przez 4 - a wtedy jest genialnie. Nawiasem mówiąc baterie SONY są też sporo, kilkukrotnie tańsze od pakietów akumulatorowych Canona, które de facto są po prostu zestawem 10xAA włożonym do chyba najdroższego na świecie, nierozbieralnego pojemnika na "paluszki". Mała, poręczna ładowarka SONY to kolejne bardzo wygodne rozwiązanie w podróży. Można bez wielkiego obciążenia zabrać kilka sztuk i używać równolegle - ładując za jednym zamachem wiele akumulatorów. Nierozwiązany pozostanie tylko jeszcze jeden problem zasilania - aparat bardzo łatwo jest niechcący postawić w stan gotowości przez niekontrolowane wciskanie przycisków w torbie. Wtedy bateria kończy się bardzo szybko - a jeśli nie mamy zapasu...
No właśnie, z początku śmiałem się z tego zarzutu - ale po wielotygodniowym używaniu A900 włącznik po lewej stronie z czasem zaczął mnie irytować. Często wyciągałem aparat i szybko starałem się złapać uciekającą okazję - wyłączony. Poszukiwanie suwaka drugą, lewą ręką trwa znacznie dłużej niż szybkie rozwiązania znane np. z Pentax'a czy Nikona - coś w rodzaju włącznika w spuście migawki. Może po prostu należałoby umieścić tam blokadę przycisków, która pozwalała by pozostawać kamerze "w uśpieniu" - kiedy suwak zasilania nadal jest na "ON"? nie wiem, ale proszę zwrócić uwagę jakimi drobiazgami się tu zajmujemy - parę razy przyszło mi to do głowy... To też świadczy na korzyść tej konstrukcji. bardzo wiele elementów rozpracowano doskonale. Przykład - proszę bardzo. Niech ktoś spróbuje np. w EOSie 1Ds Mark II robić naprzemiennie zdjęcia z podniesionym wstępnie lustrem i normalnie. Mnie w terenie zdarza się teki przypadek bardzo często w krajobrazie. Fotografowanie długimi ogniskowymi - na poziomie powiedzmy 500-600 mm i dłuższych czasach - zmusza do wstępnego podnoszenia lustra. Skomplikowane wgryzanie się z Custom Functions za każdym razem ... W A900 na samym początku chciałem ten problem pokonać - i jest dużo lepiej. Ale zaskoczenie przyszło chwilę później kiedy zauważyłem, że samowyzwalacz 2 sek. też najpierw podnosi lustro...
Elementy dodane - jak poręczny pilot zdalnego sterowania świadczą o bardzo rozsądnym, uczciwym podejściu SONY do klienta. W konkurencyjnych firmach za wężyk spustowy często płacimy krocie - tu jest w komplecie! Poza tym konstruktorzy zastosowali inne rarytasy, o których mam wrażenie inni nie myślą (co odbieram jako olewanie klienta) - np. czas T. W trybie "Bulb" na "raz" otwieramy migawkę, na "dwa" zamykamy". Proste?
Nie wiem też dlaczego zarzuca się zbyt mało informacji w górnym wyświetlaczu. Wydaje mi się, że tam zdecydowanie wystarczają te podstawowe. W razie czego zawsze jest świetnej jakości ekran tylny!
W jakimś sensie zalety moich ulubionych analogowych aparatów tutaj doczekały się połączenia w jednym korpusie, który - jak to w naszych czasach - jest cyfrowy. Jeśli spojrzymy pod tym względem - jak na aparat średnioformatowy, będący jednocześnie lekką, bardzo poręczną konstrukcją z prędkością 5 kl/sek, wcale niezłym AF, stabilizacją matrycy, świetnymi szkłami i wieloma możliwościami jakie daje obecnie elektronika aparatu - po prostu nie bardzo jest się do czego przyczepić. Jeśli ktoś oczekiwał "wodotrysku", aparatu, który włączy się w wyścigi na marketingowe hasła - ostrzegam - to nie jest aparat dla niego, to nie zabawka "śrubkologów". Dziewięćsetka to nie jest gadżet dla fanatyków sprzętu.
A900 to świetne narzędzie dla miłośników fotografii w klasycznej formie.
Uwaga! Wszystkie zdjęcia udostępnione do ściągnięcia i samodzielnej analizy są oryginalnymi plikami JPEG prosto z aparatu. Na końcu udostępniamy do ściągnięcia jeden z RAW-ów dostarczonych przez autora. Plik waży ok. 24MB
Zapraszamy też na stronę Marka Arcimowicza blog.arcimowicz.com oraz do poprzednich artykułów na fotopolis.pl: wywiadów, informacji o wystawach Marka i jego porad