Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Opinia o Nikonie D700 Macieja Budzowskiego:
Do testu D700 zabrałem się z wielką radością, z jednej strony dlatego, że nie miałem jak dotąd okazji fotografować Nikonem z matrycą FX, a z drugiej dlatego, że jestem rozpieszczony pełnoklatkowym formatem zdjęć. Dałem się rozpieścić jeszcze za czasów lustrzanek analogowych i mimo nieuniknionej przesiadki na cyfrę w pamięci wciąż pozostała mi plastyka mojej ulubionej 50-tki, której pole widzenia nie było sztucznie przycinane.
Na testy miałem niestety jedynie parę godzin w ciągu dwóch dni, dlatego też nie byłem w stanie zaprezentować tu tak urozmaiconych zdjęć, jakbym sobie tego życzył. Chcąc jak najlepiej wywiązać się z funkcji testera i zaprezentować możliwości pełnoklatkowej matrycy na zdjęciach, które najbardziej lubię robić, postanowiłem pokazać przede wszystkim fotografie portretowe (szeroko rozumiane), z wykorzystaniem wysokich czułości i z możliwie niedużą głębią ostrości. Wszystkie prezentowane tu przeze mnie zdjęcia wykonane zostały w NEF-ach i przekonwertowane do formatu jpg w oprogramowaniu Nikona Capture NX 2. Chcąc w pełni ukazać jaki potencjał kryje się w plikach otrzymywanych z Nikona D700 część zdjęć została poddana podstawowej obróbce we wspomnianym już programie (obróbka sprowadzała się praktycznie wyłącznie do "wyciągnięcia" nieco większej rozpiętości tonalnej za pomocą krzywych), przy czym każde obrabiane zdjęcie zostało opisane. Pozostałe przekonwertowałem z ustawieniami zapisanymi przez aparat wprost do jpg-a, aby pokazać jak w rzeczywistości sprawuje się pomiar światła, dobór balansu bieli oraz jaką kolorystykę można uzyskać z nowego modelu Nikona.
Oczekując niecierpliwie na przystanku na moment przekazania aparatu stworzyłem sobie wewnętrzną listę cech, na które będę mógł spokojnie ponarzekać w recenzji. Byłem pewien, że conajmniej kilka z nich pozwoli mi po okresie testu spakować sprzęt do pudełka i bez żalu i drżenia rąk przekazać go następnej testującej osobie. Jak się później okazało moje przypuszczenia były zupełnie nietrafione i z każdym z nich rozprawię się w niniejszym teście.
Pierwszą rzeczą z mojej "czarnej listy" była waga aparatu i szkła do niego podpiętego. Forografując na codzień Nikonem D80, którego cenię właśnie za niewielkie rozmiary i wagę, wydawało mi się, że D700 będzie mi wyjątkowo ciążył. I ciążył - ale tylko w chwili, gdy wyjmowałem go z torby. W momencie kiedy wkręciłem się na dobre w fotografowanie, całkowicie zapomniałem o jego wadze. Grip jest naprawdę fantastycznie wyprofilowany, zdecydowanie lepiej leży w dłoni niż chociażby D200, o D80 z czystej przyzwoitości nawet nie wspominając. Nie wiem co sprawia tak miłe wrażenie, być może jest to pokryte gumą wyprofilowanie pod palce biegnące wzdłuż uchwytu, nie miałem jednak czasu się nad tym dłużej zastanawiać.
Trochę z dystansem podchodziłem też do wysokich czułości. Co prawda sample mówiły co innego, jednak fotografia przedstawiająca twarze, przy niewielkiej ilości świetła zastanego jest według mnie dziedziną dość wymagającą dla matryc światłoczułych. Wraz ze wzrostem czułości rosną też szumy, zmniejsza się rozpiętość tonalna obrazu i następuje znacząca degradacja kolorów, które ciężko wyciągnąć nawet z RAW-a. Tak się przynajmniej dzieje w przypadku starszej generacji matryc stosowanych w Nikonach. Jakość prezentowana przez CMOS-a D700 jest w opisywanym względzie naprawdę świetna. Zdjęcia przeze mnie prezentowane pochodzą z jednej z krakowskich knajpek, charakteryzującej się tym, że jest w niej po prostu ciemno. Jedynym "wspomagaczem" oświetlenia, którego użyłem była blenda trzymana przez moją niezłomną asystentkę. Proszę mi wierzyć, że oprócz tego panował tam półmrok, którego nie byłbym w stanie okiełznać przy pomocy mojego poczciwego D80. Mając jednak do dyspozycji nowego Nikona mogłem sobie pozwolić na komfort ustawienia w ciemno ISO 4000 i cieszenia się tym, że mogę fotografować z ręki przy czasach dających mi sporą pewność, że zdjęcie wyjdzie ostre. Po prostu wrzucić sobie wysokie ISO i zapomnieć.
Kolejną kwestią godną odnotowania jest rozpiętość tonalna. Jest ona naprawdę spora, nawet przy czułościach rzędu ISO 3200. Mimo, że prezentowane zdjęcia zawierają dużo cieni, w trakcie obróbki NEF-ów spokojnie mogłem sporo z nich wyciągnąć, podobnie zresztą jak ze świateł. Wychodzą wtedy co prawda wszystkie kryjące się w cieniach szumy, jednak mają one dosyć przyjemny, analogowy charakter. Szum nie jest oczywiście tak ładny jak prawdziwe ziarno, ale przynajmniej zachowuje jednolitą kolorystykę, bez większych plam, przebarwień lub pasów. Przypuszczam, że odpowiada za to po części software aparatu, przynajmniej w zakresie redukcji szumu kolorowego, jednak dopóki nie jest to zabieg wyraźnie degradujący obraz, dający się wyłączyć podczas obróbki NEF, dopóty jest mi to zupełnie obojętne.
Wspomnianym przeze mnie na wstępie czynnikiem przyciągającym mnie do pełnej klatki jest możliwość uzyskiwania znacznie mniejszej głębi ostrości niż w przypadku matryc z cropem. Pięćdziesiątka nie nabiera sztucznie długości i pozostaje pięćdziesiątką, nie trzeba więc oddalać się od modelki, co utrudnia rozmywanie planów znajdujących się poza płaszczyzną ostrości. Fotografowanie wygląda zatem zupełnie jak za dawnych, analogowych czasów, jednak ze wszystkimi zaletami fotografii cyfrowej. W kwestii szumów portret przy ISO 1600 nie stanowi żadnego problemu - jest praktycznie niewidoczny. Przydaje się tu również duży, jasny wizjer, w którym precyzyjnie można zweryfikować pracę układu autofokusa. Nie ma tu 100% krycia kadru, ale jak na moje potrzeby ta cecha nie była nigdy bezwzględnie konieczna. Wizjer nie jest co prawda tak duży jak w analogowym F70, jest od niego jednak jaśniejszy. W każdym razie układ wizjera Nikona D700 jest na tyle dobry, że powrót do nie najgorszego przecież wizjera D80, był bolesny. Oj, bolesny.
W tym miejscu testu pojawiają się jednak pierwsze niedogodności, które napotkałem przy zabawie aparatem. Co wydawałoby się najdziwniejsze dotyczą one tak chwalonego przecież układu AF siedemsetki, żywcem przeniesionego z Nikona D3. Tak jak wspominałem na początku, przed otrzymaniem aparatu miałem kilka obaw - jedna z nich dotyczyła właśnie układu pól ostrości. Wydawało mi się, że pola te są zbyt centralnie umieszczone i nie pokrywają swoim zakresem np. mocnych punktów obrazu. Nie lubię ustawiać ostrości centralnym punktem, a później przekadrowywać. Każde poruszenie aparatu, w przypadku fotografowania z minimalną głębią ostrości może doprowadzić do przesunięcia ostrości i w konsekwencji do utraty potencjalnie dobrego ujęcia. W tym względzie myliłem się jednak - może pola AF nie sią faktycznie rozstawione tak szeroko jak bym chciał, ale przynajmniej pokrywają mocne punkty kadru. Problem leży jednak w czym innym i dotyczy samej ilości punktów AF. Nowy autofokus Nikona ma ich aż 51. W przypadku częstej zmiany kadrów, przy dynamicznej pracy z modelką, przejście ze skrajnych punktów zajmuje po prostu wieki. Nie można robić tego intuicyjnie, trzeba cały czas kontrolować, w którym miejscu znajduje się wybrany punkt pomiaru ostrości. Można co prawda zmniejszyć ilość punktów w ustawieniach aparatu, ale wtedy koncentrują się one prawie w samym centrum bo aparat wycina niestety te na zewnątrz.
Kolejną bolączką jest też pokrętło zmiany pomiaru światła, z której to funkcji dość często korzystam. W stosunku do powiedzmy D200, który pod względem ergonomii bardzo mi odpowiada, układ przycisków praktycznie się nie zmienił. A jednak. Producent w przypadku D700 postanowił wysunąć nieco i obudować plastikiem przycisk AF-ON. Przez to oba przyciski zbliżyły się do siebie i teraz manipulowanie zmianą pomiaru światła stało się dużo mniej wygodne. Po pierwsze nie można tego robić z boku aparatu, palec trzeba umieścić u góry korpusu, po drugie zaś jest dużo mniej miejsca na przesunięcie pokrętła. Niby drobiazg, a potrafi zaleźć za skórę.
Na koniec aż ciśnie mi się na usta jeszcze jedna, drobna uwaga, nie związana jednak z samym aparatem. Podczas fotografowania z zapiętą do korpusu pięćdziesiątką napotkałem sporo problemów podczas ustawiania ostrości. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ obiektyw ten nie posiada cichego silnika AF i pracuje na tzw. "śrubokręcie". I tu Nikon ma właśnie sporo do nadrobienia do swojego największego rywala. Canon ma w ofercie dużo obiektywów stałoogniskowych z ultradźwiękowym, szybkim mechanizmem autofokusa. Nikon zdaje się odrobinę zapomniał o tej części rynku, przez co pracą na stałkach zdecydowanie z Canonem przegrywa. Pozostaje jedynie liczyć na to, że odświeży on kilka modeli obiektywów zanim sytuacja na rynku stanie się trudna do nadrobienia.
Podsumowując - praca z Nikonem D700 była dla mnie prawdziwą frajdą. Aparat ten, głównie dzięki bardzo dobrej pracy na wysokich czułościach, dał mi możliwość zrobienia zdjęć, które przy pomocy mojego D80 nigdy by nie powstały w takich warunkach oświetleniowych. Nie miałbym szans na utrwalenie tych kilku chwil, które bezpowrotnie by przepadły. Sprzęt uważam za dobry jeśli jego właściwości nie ograniczają fotografa. W przypadku nowego Nikona otrzymałem coś więcej - nie tylko nie przeszkadzał, ale dał mi również możliwość pójścia o krok naprzód. A to dla mnie bardzo cenne. A krótko: jest super!
Już wkrótce opublikujemy kolejne opinie naszych czytelników.