Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Decydując się na przetestowanie Olympusa OM-D E-M5 nie spodziewałem się żadnych rewelacji, byłem wręcz bardzo sceptycznie do niego nastawiony. Był to mój pierwszy kontakt z tym aparatem, widziałem kiedyś jedynie ten model na zdjęciu, prawdopodobnie w momencie premiery. Przed testem postanowiłem nie szukać o nim żadnych informacji, opinii, nie czytać żadnych recenzji itp. by niczym się nie sugerować.
Pierwsze pozytywne zaskoczenie nastąpiło kiedy otworzyłem torbę z nadesłanym sprzętem - aparat okazał się o wiele mniejszy, a więc poręczniejszy niż się spodziewałem. Wynika to pewnie z tego, że stylistyką nawiązuje do większych analogowych przodków - stąd na zdjęciach wygląda na większy niż jest w rzeczywistości.
Pierwsze wrażenie po przyłożeniu aparatu do oka też było bardzo pozytywne. Mimo, że na elektronicznym wizjerze umieszczono dużo informacji, w kadrowaniu nic nie przeszkadza, a przy tym obraz jest klarowny i wyraźny. Co ważne - wizjer pokrywa 100% kadru.
Aparat sprawia solidne wrażenie, zresztą uzasadnione - obudowa wykonana jest (niestety częściowo) z magnezowych elementów. Aparat leży dobrze w ręce, zwłaszcza po uzbrojeniu aparatu w grip z battery packiem. Duży, odchylany monitor LCD też zwraca uwagę, chociaż pewnie gdyby nie był dotykowy, aparat zużywałby mniej energii. Menu aparatu jest bardzo przejrzyste i intuicyjne.
Miły dreszczyk poczułem widząc w menu możliwość ustawienia proporcji obrazu 1:1, oprócz pozostałych formatów (3:2, 4:3, 3:4) aparat daje też możliwość fotografowania w proporcjach 16:9. A więc kwadrat i panorama!
Nie jestem zwolennikiem przeróżnych filtrów i programów "artystycznych" typu "sepia", "romantyczne rozmycie" czy "ziarnisty film" stosowanych w aparatach. Nie lubię też bezsensownego nadużywania Instagrama, Hipstamatica itp. Powodowany tą niechęcią, przeglądając menu aparatu ominąłem punkt o nazwie Tryb Obrazu, dający m.in. do dyspozycji 11 takich filtrów. Po po chwili jednak stwierdziłem, że skoro mam już kwadrat to mogę mieć jeszcze czarno-biały kwadrat. I tak się zaczęło. Bo skoro jest "otworek" to trzeba by wypróbować jeszcze "otworek w panoramie" itd. itd. Trzeba przyznać, że ten aparat daje duże możliwości do eksperymentów formalnych. Oczywiście, nie chodzi o zastępowanie analogowego średniego formatu czy też kamery otworkowej. I oczywiście można podobne efekty uzyskać w postprodukcji. Ale przeciętny fotoamator rzadko "obrabia" zdjęcia w programach graficznych, nie jest też aż tak zdeterminowany, żeby kupować aparat analogowy, kupować i wywoływać negatywy itp.
Moim zdaniem programy "artystyczne" oraz możliwość pracy z różnymi proporcjami obrazu to mocne punkty tego aparatu i nawet tylko dla nich warto ten aparat kupić.
Nadużywanie takich "artystycznych efektów specjalnych" może zaprowadzić oczywiście w ślepą uliczkę. Uważam jednak, używanie tych narzędzi z rozmysłem, przez świadomego fotoamatora, fotografa (fotografika?) może dać niezłe efekty. Może też być kreatywne i poszerzyć fotograficzne horyzonty każdego amatora fotografii.
Przyzwyczajony jestem do fotografowania dobrymi lustrzankami i zwykle kiedy biorę do ręki inny aparat czuję spory dyskomfort: długi czas reakcji, wolny i gubiący się autofokus, zapychający się bufor zapisu itp. Żaden z tych mankamentów nie miał miejsca w testowanym przeze mnie aparacie. Muszę przyznać, że ten aparat tylko raz wyprowadził mnie z równowagi - z powodu baterii "padającej" po mniej więcej 100 zdjęciach (RAW+ jpg, 4608x3456, kadrowanie przez wizjer, umiarkowane użycie LCD - głównie zmiana ustawień w menu, temp. 20-25 st. C). Nie bez powodu producent dostarczył w komplecie trzy akumulatorki i to ratowało sytuację.
Aby sprawdzić jak sprzęt radzi sobie w trudnych warunkach oświetleniowych, wybrałem się w najmniej przyjazne i najciemniejsze miejsce, które akurat miałem pod ręką - do byłego sowieckiego więzienia. Autofokus (z diodą wspomagającą) nie miał najmniejszych problemów, mimo półmroku, światła słabej żarówki czy poświaty światła dziennego wpadającego przez małe okienko nie "zgubił się" ani raz, chociaż był zauważalnie wolniejszy w porównaniu z pracą w pełnym świetle.
Szumy przy czułościach ok. 1600 są znikome, od 6400 szum jest już zauważalny, ale nie degradujący obrazu. Bardzo byłem ciekaw maksymalnej czułości aparatu - ISO 25600. Oczywiście szumy i przebarwienia są bardzo widoczne, ale jest to czułość "awaryjna", nie do codziennego użytku, a wychodząc z założenia, że lepiej w pewnych sytuacjach zrobić zdjęcie trochę gorszej jakości niż go nie zrobić to dobre posunięcie Olympusa.
Ocena zaszumienia obrazu jest do pewnego stopnia subiektywna, proszę więc obejrzeć załączone przykłady.
Kolejnym plusem dla Olympusa jest liczba dostępnych obiektywów, w tym niezłych, jasnych stałoogniskowych. Jest z czego wybierać. Mnie najbardziej przypadły do gustu: ED 12 mm F2.0 oraz ED 75mm F1.8.
OM-D E-M5 urzekł mnie jeszcze jednym "smaczkiem" - szybkim dostępem do krzywej, umożliwiającej ingerencję w odwzorowanie świateł i cieni, której efekty możemy obserwować w czasie rzeczywistym w wizjerze lub na LCD.
Olympus OM-D E-M5 z powodzeniem może być dodatkowym aparatem dla zawodowego fotografa lub podstawowym aparatem dla wymagającego, średnio-zaawansowanego i zaawansowanego fotoamatora, z "artystycznym" zacięciem, lubiącego eksperymenty formalne.
Często na wyprawy, oczywiście w miarę możliwości (czyli przede wszystkim miejsca) zabieram ze sobą dodatkowo Holgi, camery obscury, Mamiyę c330, Land Camerę, XPana itp. Czasem pakując sprzęt zastanawiam się czy ktoś w końcu wyprodukuje aparat "wszystkomający", "wieloformatowy" po prostu takie "5w1"? Olympus zrobił chyba pierwszy krok w tym kierunku.
Wszystkie zdjęcia pochodzą bezpośrednio z aparatu, nie były wyostrzane, korygowane, "obrabiane", czy "podkręcane" w jakikolwiek sposób.
Tekst i zdjęcia: Jakub Śliwa
Jakub Śliwa - fotografik i podróżnik. Laureat wielu konkursów fotograficznych, autor artykułów podróżniczych publikowanych m.in. w "National Geographic" i "The Guardian". Jest orientalistą i absolwentem łódzkiej filmówki. Prowadzi zajęcia z fotografii podróżniczej w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. Organizuje autorskie warsztaty fotograficzne w Indiach. Wybiera miejsca mało znane, specjalizuje się w "bocznych drogach". Reprezentowany przez agencję Aurora Photos oraz Wonderful Machine. Więcej na www.jakubsliwa.com/warsztaty-fotograficzne