Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
Dzięki uprzejmości firmy Olympus Polska oraz portalu Fotopolis.pl, miałem okazję przetestować kultowy już aparat Olympus OM-D E-M5.
Ze sprzętem Olympusa miałem krótki flirt jeszcze w latach 80-tych, wtedy był to model OM-4, który przez chwilę gościł w moich rękach. Obok NRD-owskiego aparatu Praktica i rosyjskiego Zenita, był prawdziwym rarytasem i nie lada kąskiem dla początkującego fotografa. Sentyment do aparatów "retro" pozostał do dziś i dlatego też z dużą przyjemnością podjąłem się przetestowania najnowszego bezlusterkowca OM-D.
Od pierwszego dnia testów nie mogłem się oprzeć porównaniom do posiadanego przeze mnie aparatu Fujifilm X100, który znam i używam na co dzień, obok aparatu pełnoklatkowego Nikon D800. W pierwszym przypadku porównanie jest bardziej zasadne, chociażby ze względu na wygląd, ale też parametry techniczne tych modeli. Oba mają matryce o zbliżonym rozmiarze, mają retro design, podobne gabaryty i możliwości z fotograficznego punktu widzenia. Ale na tym podobieństwa się kończą.
Dużym zaskoczeniem były dla mnie waga i wielkość aparatu. Na zdjęciach i w broszurach reklamowych aparat sprawia wrażenie solidnego, ciężkiego sprzętu o dużych gabarytach. Nic bardziej mylnego. OM-D to mały i lekki aparat, który mieści się w większej kieszeni spodni lub kurtki. Nie zajmuje też wiele miejsca w plecaku czy podręcznej torbie. Wraz z obiektywem M.ZUIKO DIGITAL 17mm 1:1.8 stanowi świetny zestaw do fotografii ulicznej: lekki, kompaktowy, nie rzuca się w oczy potencjalnym złodziejom. Za to posiada potężne możliwości. Bardzo czuła matryca w połączeniu z wysokiej klasy obiektywem oraz ultra szybki i precyzyjny autofokus, dają niemal gwarancję na udane technicznie zdjęcia w każdych warunkach oświetleniowych. Szybkie ostrzenie to zdecydowana przewaga tego aparatu nad moim X100.
Kolejnym dużym plusem modelu OM-D jest liczba dostępnych dla tego systemu obiektywów. Jestem zwolennikiem obiektywów stałoogniskowych, a tych w ofercie Olympusa jest kilka i to całkiem niezłych. Jeżeli komuś brakowało by szkieł z dedykowanej linii, producent oferuje szereg adapterów do mocowania starszych obiektywów z serii OM oraz obiektywów Cztery Trzecie.
Przetestowałem też obiektywy M.ZUIKO DIGITAL: ED 12mm 1:2.0, 17mm 1:1.8, 45mm 1:1.8, ED 60mm 1:2.8 MACRO oraz ED 75mm 1:1.8. Najbardziej do gustu przypadł mi obiektyw 17mm 1:1.8 ze względu na jego jasność i ostrość z jaką rysuje. Świetny bokeh (odwzorowanie nieostrości na zdjęciu), naturalne odwzorowanie kolorów, wbudowana stabilizacja obrazu i mechanizm ustawiania ostrości sprawiały mi dużą przyjemność podczas robienia zdjęć w plenerze. Czasami brakowało mi przy tym obiektywie wbudowanej lampy błyskowej, żeby wypełnić cienie lub doświetlić pierwszy plan, robiąc zdjęcia pod słońce przy czułości ISO 100. Wierzę, że kolejne wersje zostaną rozbudowane o tę funkcjonalność.
Moim drugim faworytem wśród testowanych obiektywów był ED 60mm 1:2.8 MACRO. Przy płytkiej głębi ostrości i pełnej otwartej przysłonie, obiektyw bardzo ostro i kontrastowo rysuje detale, zachowując bardzo przyjemne dla oka rozmyte kołowo tło. Jest to szczególnie ważne przy fotografii jedzenia oraz produktowej, gdzie efekt plastyki jest jednym z kluczowych elementów zdjęcia.
Ciekawostką, którą odkryłem w obiektywie ED 12mm 1:2.0 okazał się niecodzienny mechanizm ostrości polegający na ustawieniu pierścienia ostrości w trybie wskazania głębi ostrości i odległości poprzez przesuniecie pierścienia do tyłu, co umożliwia ustawienie ostrości, nie patrząc na ekran aparatu. Funkcja ta przydała mi się podczas robienia zdjęć architektury i zdjęć nocnych gdzie obiektyw ten okazał się niezastąpiony, też ze względu na jego świetne parametry optyczne: ostrość i jasność.
Podczas robienia zdjęć w trudnych warunkach oświetleniowych OM-D radził sobie nad wyraz dobrze. Praktycznie do czułości ISO 3200 szumy nie przeszkadzały w rejestracji obrazu. Dopiero przy ISO 6400 i wyżej widać wyraźne zaszumienie obrazu. Przy wartości ISO 25600 obraz jest wyraźnie zaszumiony i praktycznie nie do użycia.
Bardzo miłym zaskoczeniem okazała się funkcja szybkich zdjęć seryjnych. Aparat, zgodnie z deklaracją producenta, umożliwia robienie zdjęć z szybkością 9 kl/s . Idealnie do celów testowych nadawała się plaża w Rewie, gdzie kilkunastu kitesurferów, trenowało efektowne wyskoki na zatoce Puckiej. Potwierdzam deklaracje producenta, wspomniany wynik osiągnąłem, robiąc zdjęcia seryjne w najwyższej rozdzielczości 4608 x 3456 pikseli w jakości RAW +JPG. To imponujący wynik jak dla aparatu tej klasy. Mam tylko zastrzeżenia co do szybkości zapisu zdjęć na karcie. Stosując kartę z prędkością 95 Mb/s firmy SanDisc trochę długo trwało zapisywanie zrobionych zdjęć z bufora na kartę. W czasie zapisu co prawda istnieje możliwość robienia zdjęć ale już nie w tak szybkim trybie. Do tego typu zdjęć wykorzystałem uniwersalny obiektyw ED 12-50mm 1:3.5-6.3 EZ, przy pomocy którego mogłem szybko zmieniać kadry, w zależności od zmiany sytuacji na plaży.
Warto wspomnieć też o zapisie plików w różnych formatach i proporcjach. W aparacie OM-D mamy do wyboru różne proporcje rejestrowanych plików: 4:3 / 3:2 / 16:9 / 6:6 / 3:4. Z proporcji 4:3 na pewno zadowoleni są zagorzali fani Olympusa, ja jednak wolę proporcje 3:2. Od dawna oduczyłem się robić zdjęcia w formacje JPG, ale na potrzeby testów przyszło mi zmierzyć się z tym wyzwaniem. Aparat, jak większość tej klasy urządzeń, daje możliwość robienia zdjęć równolegle w JPG i RAW z różną jakością kompresji. Osobiście preferuję zapis plików w bezstratnym formacie RAW i późniejszą obróbkę plików w oprogramowaniu Adobe Lightroom. OM-D jak najbardziej umożliwia taki zapis plików. Korzystałem z niego, ponieważ byłem nie do końca zadowolony z algorytmu firmowego JPG, który raz spisywał się świetnie a innym razem wprowadzał zbyt widoczna kompresję.
W innych aparatach, które używam na co dzień, nie korzystam z wyświetlacza LCD, ale w tym przypadku muszę przyznać, że był on niezwykle pomocny. Duży, dotykowy, odchylany, 3 calowy wyświetlacz o doskonałej rozdzielczości 610 000 punktów dał mi możliwość pełnej kontroli nad parametrami ekspozycji i ostrości obrazu. Jednak przyzwyczajenia robią swoje. Zdecydowanie wolę podglądać świat poprzez wizjer. OM-D posiada wyśmienity wizjer elektroniczny o rozdzielczości 1 440 000 punktów, który pokrywa 100% kadru. Obraz jest ostry i wyraźny, co bardzo ułatwia kadrowanie. Widać w nim wszystkie potrzebne parametry, co jest już standardem w większości bezlusterkowców. Wizjer włącza się automatycznie kiedy zbliżamy go do oka, a wyłącza się kiedy nie korzystamy z niego. To bardzo duża oszczędność baterii. Ogólnie OM-D jest energooszczędny. Na dostarczonej do testów baterii mogłem pracować kilka dni bez ładowania, robiąc kilkadziesiąt zdjęć dziennie i używając intensywnie wyświetlacza LCD.
Coraz częściej agencje fotograficzne od profesjonalnego fotografa wymagają nie tylko robienia zdjęć z wydarzeń ale również filmów. OM-D radzi sobie z rejestracją obrazu w bardzo niestandardowy sposób. Maksymalną rozdzielczość jaką udało mi się osiągnąć była Full HD 1920 x 1080, 30p, 20Mbps w formacie MOV. To świetny wynik jak na potrzeby stadia produkcyjnego. Dla niektórych filmowców jednak ważniejszy może być rodzaj kompresji rejestrowanych filmów. W aparacie OM-D możemy oprócz formatu MOV i kompresji MPEG-4AVC/H.264 wybrać format AVI w kompresji Motion JPEG, ale w maksymalnej rozdzielczości HD 1280 x 720 / 30 kadrów na sekundę. Czasami rejestracja w tego typu formacie przydaje się do uzyskania dobrego efektu Slow Motion w oprogramowaniu do edycji wideo.
Bezlusterkowce nowej generacji, do których z pewnością zalicza się Olympus OM-D E-M5, mają tę zaletę, że dzięki swoim wymiarom i małej wadze pozwalają zapomnieć w podróży o "ciężkim kalibrze", którym są profesjonalne lustrzanki z bardzo ciężkimi obiektywami i dodatkami. Jakość generowanego obrazu oferowana przez OM-D może w pełni zaspokoić potrzeby zaawansowanych fotoamatorów oraz wielu profesjonalistów, którzy cenią sobie wygodę i łatwość obsługi aparatu, ale nie chcą rezygnować z jakości jaką oferują tradycyjne lustrzanki. Przy odpowiednim dobraniu zestawu obiektywów aparat OM-D z powodzeniem może zastąpić w podróży zaawansowaną lustrzankę.
Tekst i zdjęcia: Jacek Kadaj
Jacek Kadaj z wykształcenia filmowiec zajmuję się na co dzień fotografią i filmem profesjonalnym. Współwłaściciel studia fotograficznego "spokojnastudio" w Warszawie, gdzie mieszka i skąd planuje kolejne wyprawy fotograficzne po całym świecie. Więcej o Autorze: www.kadaj.art.pl.