Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Wiara, nadzieja, miłość!
Nadzieja
Każde pierwsze spotkanie z aparatem, niezależnie czy to pierwszy aparat w naszym życiu, czy któryś kolejny, to ekscytujące spotkanie z "nadzieją". Jaki jest i jaki będzie? W kilku zdaniach chciałbym opowiedzieć o moim spotkaniu z aparatem Fujifilm FinePix X20.
Moja fotografia to od lat głównie fotografia reporterska, ale nie tylko. Fotografuję dla różnych ludzi i instytucji: hospicja, szkoły, uczelnie, instytucje zajmujące się dobroczynnością, parafie, instytucje kościelne, wspólnoty religijne czy zakony, a także redakcje gazet czy portale internetowe. Jestem dokumentalistą i kronikarzem licznych wydarzeń, imprez, konferencji, wycieczek czy pielgrzymek. Ten rodzaj fotografii nazywam "reporterką kościelną", czyli robienie zdjęć w dużych ciemnych kościołach (mówiąc "ciemnych" myślę oczywiście o świetle zastanym) pełnym ludzi, ruchu i scen, których nie można zatrzymać, powtórzyć, a które potrafią być jedyne i tak wyjątkowe, że nie sposób ich nie uwiecznić. Liturgia rządzi się swoimi prawami, to nie teatr z podziałem na role: aktor - widz. W liturgii wszyscy są pełnoprawnymi uczestnikami, z ściśle wyznaczonymi zadaniami. Fotograf to sztuczny twór, trochę jak intruz.
Dlatego od fotografa (a on od sprzętu) wymaga się wielu ważnych cech: szybkości, dyskrecji, bycie w pewnych nie przeszkadzających odległościach. W dzisiejszym świecie na nikim już nie robi wrażenia ktoś, kto fotografuje. W wypadku fotografa w habicie jest inaczej - zaciekawienie, połączone z zaskoczeniem, ale i sympatią, a w tym pomocą jest także "sprzęt". Dlatego moje oczekiwania od aparatów, których używam są DUŻE. Aparat o dobrych parametrach, wytrzymały, a do tego komplet jasnych obiektywów na różne sytuacje to podstawa. Ale spotkały mnie sytuacje gdzie potrzebny był mały, poręczny aparat czy po prostu drugi. (Nic tak nie cieszy w czasie łazikowania po moich rodzinnych górach jak każdy nie zabrany ze sobą kilograma). I tak jest od lat, że zawsze mam przy sobie kompakt.
Wiara
Z pudełka wyskoczył aparat bardzo ładny, o delikatnych, miękkich kształtach (w moim wypadku srebrno - czarny), w stylu retro. Tu muszę wspomnieć o reakcjach moich braci w klasztorze na widok aparatu X20. Wszystkim przypadł do gustu jako bardzo ładny. Młodszych braci zachwyciła prostota, wykonanie i materiały z jakich jest wykonany (nie wspomnę o napisie "MADE IN JAPAN"), a do tego oczywiście jego parametry (wśród braci jest kilku będących w temacie).
Starsi bracia w rozmowach przekonywali mnie, że to taki stary, prawdziwy aparat na kliszę, a nie dzieciątko najnowszej technologii. Podobnie postrzegają go nasi parafianie. Jest i pierwszy owoc opowiadania braciom o testowanym aparacie (z pomocą przyszedł Skype), po prezentacji aparatu, Ojciec Rafał na co dzień pracujący z braćmi z Prowincji Flamancko-Belgijskiej w Antwerpii pognał do sklepu... Żartobliwie mówiąc jestem (ja + habit) chodzącą reklamą sprzętu jaki używam, a i bywam często osobistym doradcą tego co kupić, czego i jak używać.
Wspomniałem o "wierze", bo taki aparat tchnął we mnie wiarę, że powinien się sprawdzić w fotografii, którą się zajmuję. Jego gabaryty, które tak naprawdę są niepozorne w połączeniu z możliwościami "szkiełka" (wszak to światło 2.0 - 2.8 o bardzo wygodnej ogniskowej 28 - 112) i matrycy o ISO 100 - 12800, robi wrażenie.
Mając w rękach aparat postanowiłem przetestować go skupiając się na jednym temacie: "Życie wspólnoty klasztornej Braci Kapucynów". I postarać się skorzystać z wszelkich możliwości aparatu, od prostych ustawień po użycie dedykowanych programów. Nie oparłem się pokusie: to zdjęcia u mnie wymuszały parametry, a nie na odwrót (jak to powinno być w podobnych testach).
Jak go widzę? Aparat jest mały, ale kieszonkowy raczej nie jest (wystając obudowa obiektywu), no chyba że mówimy o obszernych kieszeniach zakonnego habitu. Aparat jest wykonany z solidnych, dobrych materiałów. Trzymając go w rękach czuje się jego wagę, ale to dobrze, nie mam wrażenia, że trzymam "wydmuszkę". Czarna okleina antypoślizgowa imitująca skórę wraz z podpórką pod kciuk i delikatnym występem na przodzie obudowy sprawiają, że aparat trzyma się pewnie. Na uwagę zasługuje włączenie i wyłączenie aparatu poprzez przekręcenie pierścienia zoomu obiektywu. Spodobało mi się to rozwiązanie, koniec problemów z przypadkowym włączaniem i wyłączaniem aparatu. Wspomniałem o pierścieniu zoomu obiektywu, nie wiem jak procentowo na zużycie energii wpływa takie rozwiązanie (na pewno zmniejsza), ale daje mi duży komfort zmiany ogniskowej, szybko, cicho i precyzyjnie. Włączenie aparatu i jego gotowość do pracy są błyskawiczne. Tak samo działanie autofokusu (od razu zwrócił na siebie moją uwagę), jest bardzo szybki, ze skuteczną stabilizacją obrazu. Przyciski wprawdzie drobne, ale łatwo się nimi operuje. Rozmieszczenie przycisków i pokręteł jest intuicyjne, nie trzeba ich szukać i się ich uczyć.
Pokrętło wyboru trybu programów jest dobrze umiejscowione (łatwy dostęp), pracuje bardzo dobrze z wyczuwalnym oporem (nawiasem zaskoczył mnie pozytywnie gąszcz programów i ustawień). O zmianie trybu pracy (programów) czytelnie i przejrzyście informuje aparat w wizjerze i monitorze. Następne solidne pokrętło to przełącznik kompensacji ekspozycji, które przez lekkie "wpuszczenie" w obudowę "samo" nie zmienienia wartości. Na tylnej ściance aparatu dwa pokrętła główne i dodatkowe, to ostatnie, które wydaje mi się na mój gust zbyt "delikatne" w swojej konstrukcji i czułe w swojej pracy. Funkcjonalne, proste włączenie lampy błyskowej (chyba prościej się nie dało). Dobrze umieszczono w aparacie gniazdo mocowania statywu, które to po dokręceniu statywu dalej daje łatwy dostęp do karty pamięci i baterii. Mała rzecz a cieszy.
Nie wiem czy to ogólny "problem" dotyczący wszystkich modeli czy tylko tego testowanego: słabo odbijająca sprężynka odpowiedzialna za wyjmowanie baterii. Z wyjmowaniem karty takich problemów nie ma. Osobne słowo o wizjerze, który jest klasą samą w sobie. Czytelny z podświetlanymi najważniejszymi informacjami, z czujnikiem automatyczne wyłączającym podgląd monitora po przyłożeniu oka do wizjera. Producent aparatu, firma Fujifilm, lubi to co robi i z szacunkiem podchodzi do swoich klientów. Taki wniosek buduje trzymając w ręku aparat ale także dostrzegając dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Małe skórzane pokrowce na metalowe sprzączki mocujący pasek. Wisienką na torcie jest spust migawki z dziurką na wężyk spustowy. Biedaczek doczekał się powrotu do pracy!
Samo robienie zdjęć było bardzo przyjemne. A przyszło mi zdjęcia robić we wspólnocie braci, czyli w warunkach powiedzmy raczej trudnych i to pod każdym względem. Założyłem sobie zrobienie tylko zdjęć "takich prawdziwych" nie ustawianych. Moi bracia generalnie nie chcą być fotografowani, ale mieszkając i żyjąc w tej wspólnocie, znając ich, ich zajęcia i prace, łatwiej było im "towarzyszyć" aparatem.
Rozpisałem się wcześniej o samym aparacie, o warunkach w jakich fotografuje i moich oczekiwaniach. To wszystko dobrze współgrało. Aparat sprawdził się jako piękne, dobre narzędzie. Robienie zdjęć tym aparatem było czasem tak ciche i niepozorne, że mało kto się zorientował, że robiłem zdjęcia. Jestem ze zdjęć bardzo zadowolony. Być może źle robię, ale do opinii jaką napisałem, i do konkursu załączyłem zdjęcia bez jakiejkolwiek obróbki. Myślę że w ten sposób lepiej i efektywniej pokaże zalety tego aparatu i zdjęć jakie nim można zrobić. (Generalnie nie poprawiam i nie zmieniam zdjęć które zrobiłem. Nie abym nie znał i nie korzystał z Photoshopa).
Miłość
Podsumowując moje spostrzeżenia mogę powiedzieć, że aparat Fujifilm FinePix X20 to aparat, w którym można się "zakochać od pierwszego wejrzenia", a dalsze z nim obcowanie tylko pogłębia to uczucie. Śmiało mogę powiedzieć że aparat odwzajemnia to uczucie. Robienie nim zdjęć jest bardzo przyjemne, a zdjęcia jako owoc tej miłości podobają się.
Tekst i zdjęcia: Br. Paweł Gondek OFMCap, z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów