Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Kilka słów wstępu
W fotografii makro mamy do czynienia z fotografowaniem małych przedmiotów, które chcemy przedstawić jako duże, nierzeczywiste, monumentalne lub wręcz surrealistyczne. Parametr, o którym musimy wiedzieć myśląc o zakupie obiektywu makro to odwzorowanie i tak np.: odwzorowanie 1:1 oznacza, że przedmiot wysokości 1 cm zostanie odwzorowany jako obraz na matrycy o takiej samej wysokości. Rzeczywisty rozmiar tego przedmiotu i jego odwzorowanie na matrycy/negatywie będzie identyczne co do wymiarów.
Fotografowanie makro może odbywać się na kilka sposobów i w zależności od możliwości finansowych czy wygody działania proponujemy jedno z trzech rozwiązań:
My podczas naszej sesji zrealizowanej na zajęciach ze studentami w Akademii Fotografii, zdecydowaliśmy się na tę ostatnią opcję.
Fotografię makro kojarzymy z fotografowaniem kwiatków lub owadów, co nie oznacza, że to jedyne opcje w tego rodzaju zdjęciach. Z powodzeniem możemy przenieść się do studio i fotografować małe przedmioty w ujęciu makro przy użyciu profesjonalnego sprzętu studyjnego.
Najostrzejszy obraz zwykle osiągamy w połowie skali - przeważnie f/8 czy f/11 - takie też wartości przyjęliśmy w naszym eksperymencie. Głębią ostrości możemy manewrować poprzez zbliżanie i oddalanie aparatu od fotografowanego obiektu. Im bliżej jesteśmy tym mniejsza możliwa głębia ostrości będzie osiągalna.
Głębia ostrości w fotografii makro jest umowna. Są zwolennicy wycinania całego przedmiotu z tła, inni będą chcieli mieć ostry jedynie detal, a jeszcze inni sfotografują całą scenę wraz z tłem jako ostrą.
Bez względu na to czy pracujemy w studio czy na zewnątrz przyda nam się statyw. Najlepiej ciężki i solidny, który unieruchomi aparat i nie pozwoli na zbędne poruszenia. Dodatkowym atutem może być wężyk spustowy lub samowyzwalacz, które znacznie zmniejszą ryzyko poruszeń w trakcie wciskania spustu migawki.
Budując światło na naszym obiekcie staraliśmy się trzymać zasady zarejestrowania maksymalnej rozpiętości tonalnej. Uważaliśmy żeby światło nie było za ostre/kontrastowe, dlatego użyliśmy lamp błyskowych z nasadkami typu softbox. Dodatkowo, co bardzo ważne, lampy nie stały przy samym przedmiocie, co niewątpliwie skróciłoby rozpiętość tonalną i spowodowało po prostu większy kontrast.
Układ 4 lamp, który zaproponowaliśmy (1 lampa z softboxem z góry jako światło główne, 2 kontry z plastrami miodu świecące pod kątem 45 stopni z tyłu na obiekt oraz 1 lampa z softboxem na podłodze za przedmiotem, która oświetla tło od dołu dając przyjemny efekt gradientu). Nie jest to jednak jedyna możliwa konfiguracja sprzętowa. Równe dobrze moglibyśmy zrezygnować ze światła kontrowego - wtedy jednak odcięcie przedmiotu od tła nie byłoby tak wyraźne. Światło główne mogłoby świecić w tej samej osi, co oś obiektywu - to zabrałoby nam z kolei piękną grę jasnych i ciemnych partii trójwymiarowego przedmiotu i znacznie bardziej spłaszczyłoby obraz. Eksperymenty z białymi i czarnymi piankami czy blendami też przynoszą zdumiewające rezultaty i pozwalają na precyzyjne ułożenie światła na przedmiocie.
Nasza sesja
W Akademii Fotografii, w pracowni oświetlenia prowadzonej przez Michała Wilczewskiego zbierają się ostatni spóźnialscy. Tematem dzisiejszych zajęć będzie fotografia makro. Do dyspozycji mamy kilka donutów czyli pączków z dziurką, polewę do ciast, posypkę i kawałek żyłki.
Szybki montaż smakowitej oponki na rusztowaniu z żyłek i jesteśmy gotowi do ustawienia oświetlenia. Chcemy jednocześnie miękkiego oświetlenia, które wyłowi nam wszelkie szczegóły i da dość duża rozpiętość tonalną, jak i dość kontrastowych miejscowych efektów.
Ustawiamy dużego softboksa na boomie, który świetnie buduje nam grę światłocienia na pączku. Światło z góry kontra aparat lekko z dołu pozwoli na zarejestrowanie jasnych i ciemnych partii. Dwie kontry z plastrami miodu z tyłu planu pozwolą odciąć przedmiot od tła i podkreślą jego kształt.
Dodatkowa lampa, którą ustawiamy na piesku (mały statyw stojący na podłodze) posłuży do zbudowania gradientowego tła. Zakładamy na nią małego stripa, wszystkie lampy uzbrajamy w odbiorniki, a na statywie przed całym planem montujemy aparat z nadajnikiem na gorącej stopce.
Olympus PEN z konwerterem makro jest naszym aparatem, którym chcemy sfotografować lewitujący przysmak. Mierzymy światło, wprowadzamy ostatnie poprawki w ustawienia mocy i odległość lamp od przedmiotu i jesteśmy gotowi do właściwego strzału. Podgrzewamy lukier do 70 stopni Celsjusza jak nakazuje instrukcja i oblewamy pączka leniwym strumieniem różowej masy.
Błysk za błyskiem, rejestrujemy kolejne ujęcia i już wiemy, że pierwsza próba była super. Pozostanie nam tylko dylemat, które z tych ujęć wybrać.
Szybciutko wrzucamy kartę do czytnika i przeglądamy efekty naszej pracy. Jedna klatka wydaje nam się najlepsza i wiemy, że to ona okrasi artykuł na fotopolis, który właśnie czytacie. Nie chodziło nam o wielką filozofię czy zdjęcie marzeń, ale mamy nadzieję, że na widok naszego pączka poczuliście burczenie w brzuchu.
Zdjęcie powstało przy udziale studentów Akademii Fotografii w Warszawie: Maćka Mańczyka, Doroty Staszczuk, Pauliny Jabłońskiej, Magdy Morawik, Marleny Pierepioki, Pawła Świdra, Niny Rybińskiej, Bartka Wernickiego, Olka Pobikrowskiego, Piotra Rychlickiego, Marty Szymanek, Dominiki Karyś oraz Karoliny Słoty.
Tekst: Michał Wilczewski, Akademia Fotografii