Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Czas, światło, kompozycja
Doskonale opanuj technikę, a potem oddaj się w łaskę inspiracji.
maksyma zen
Mówi się, że aparat patrzy w dwie strony. W przód - na otaczający świat, do tyłu - w duszę fotografa. Zanim jednak aparat osiągnie pełną jasność widzenia, fotograf musi opanować warsztat i zyskać pewną wrażliwość. Pod względem techniki powinien on dotrzeć o wiele dalej niż tylko do poprawnego ustawiania ostrości i parametrów ekspozycji. Moim zdaniem fotografia krajobrazowa opiera się na trzech filarach. Są to: czas, światło i kompozycja.
Nasze życie toczy się w granicach kontinuum określanego przez przestrzeń i upływający czas. Nie ma od tego ucieczki. Fotografia zaś pozwala na zawsze zamrozić określony moment. Jak wszystkie pozostałe gatunki fotografii, fotografia krajobrazu wymaga przede wszystkim wyczucia czasu. Ma ono podstawowy wpływ na jakość zarejestrowanego światła. Czas również wpływa na opowiadaną na zdjęciu historię. Kiedy mam nacisnąć spust migawki? Czy stado owiec znajduje się dokładnie na środku drogi? Czy wspinacz już osiągnął szczyt? Czy na zdjęciu znajdzie się cień chmury przesuwający się po odległych zboczach? Czy zdjęcie drzewa zrobiono w chwili, gdy podmuch wiatru poruszał gałęziami? Czy niebo jest czyste, czy pełne skłębionych chmur? Wszystkie te elementy składają się na treść przekazywaną przez zdjęcie.
Co można powiedzieć na temat światła, podstawowego materiału, z którego buduje się zdjęcia? Jednym z paradoksów fotografowania krajobrazu jest fakt, że "mniej światła daje lepsze zdjęcia". Nie myślę tu o niedoświetleniu filmu, ale o zachodzącym słońcu, zmierzchu, cieniu. W porównaniu z jasnym środkiem dnia, takie światło tworzy wspaniałą atmosferę, podkreśla kolory i kształty. Znane powiedzenie "mniej znaczy więcej" z pewnością odnosi się również do fotografii krajobrazu. Jak sugeruje tytuł tej książki, fotografia krajobrazu to przede wszystkim zmagania ze światłem.
Słowo "fotografia" w dosłownym tłumaczeniu oznacza "rysowanie światłem" Ten rysunek - linie, głębia, przestrzeń, kształt, ostrość - obecny wewnątrz kadru tworzy kompozycję. Możemy pokazać elementy sugerujące równowagę albo napięcie, chaos lub porządek, energię lub spokój. Możemy stosować efekty podkreślające głębię albo akcentujące dwu-wymiarowość zdjęć. Możemy używać obiektywów pozwalających akcentować perspektywę albo ją spłaszczać. Albo takich, które nie mają na nią wpływu. Możliwości są dosłownie nieograniczone. Sposób kompozycji zdjęć jest niewątpliwie najbardziej charakterystycznym elementem stylu fotografa.
W plenerze komponuję mniej lub bardziej instynktownie. Staram się dostrzegać obrazy pozbawione zbytniej dosłowności. Na matówce aparatu wielkoformatowego widać kadry odwrócone do góry nogami. Pomaga mi to oceniać je w zasadzie jako abstrakcję. Oko ludzkie ignoruje wszelkie zniekształcenia i bez wysiłku ustawia ostrość na każdym oglądanym elemencie rzeczywistości. Kiedy jednak oglądamy zdjęcia, nasze oko staje się surowym sędzią. Natychmiast zauważamy każdą niedoskonałość.
Jednym z koniecznych etapów rozwoju fotografa jest zdobycie umiejętności przekraczania podświadomej linii oko-mózg. To właśnie nazywam umiejętnością abstrakcyjnego widzenia. Musimy dokładnie dostrzegać wszystko, co widać na matówce. Oko ludzkie ma bowiem tendencję, by widzieć jedynie to, co chce widzieć. Trzeba nauczyć się patrzeć na świat "oczyma" aparatu i filmu. Musimy poznać ich możliwości i zrozumieć istotę ich ograniczeń. Tylko wtedy zaczniemy doskonalić kompozycję. Tylko wtedy uda się naprawdę rysować światłem. I tylko wtedy aparat naprawdę będzie patrzeć w obie strony.
Przodkowie
Isle of Skye to największa wyspa należąca do szkockiego archipelagu Hebrydów Wewnętrznych. Leżące na niej góry Cuillin jak magnes przyciągają wszystkich brytyjskich miłośników wspinaczki. Choć w głębi Szkocji są wyższe wzniesienia, zbocza Cuillin to jedyne miejsca w Wielkiej Brytanii wymagające umiejętności stricte alpinistycznych.
Jeśli szczyty Cuillin przyciągają turystów i wspinaczy, fotograficy kierują swe kroki w stronę półwyspu Trotternish, leżącego na północy wyspy. Znajduje się tam pasmo biegnących z północy na południe wzgórz, które zwłaszcza po swej zachodniej stronie mają do zaoferowania wiele wspaniałych skalnych widoków godnych fotografowania. Najciekawsze są, moim zdaniem, wzgórze Quiraing na południu i Storr na północy. Storr jest naprawdę niezwykle fotogeniczne.
Duże zdjęcie - widoczne po prawej stronie - zrobiłem podczas mojej pierwszej wycieczki na Storr. Przedstawia szczyt i grupę leżących na nim formacji skalnych znanych jako Old Man of Storr. Aby się tam dostać, trzeba się wspiąć na wysokość około 300 metrów powyżej drogi biegnącej u podnóża góry. Miałem zamiar zarejestrować pierwsze promienie światła, zacząłem więc wspinaczkę długo przed świtem. Wąskie pasma błękitnego nieba dawały nadzieję, ale grube chmury skutecznie zasłaniały wschodzące słońce.
Poświęciłem trochę czasu na dokładne poznanie obszaru leżącego między Old Man of Storr a najbliższym wzgórzem, The Sanctuary. Po 3 godzinach, kiedy już zgłodniałem, zauważyłem prześwit między chmurami przesuwającymi się ze wschodu na zachód. Miałem kilka chwil na rozstawienie aparatu, tak żeby zrobić zdjęcie w tylnym oświetleniu. Postanowiłem zastosować filtr ocieplający (równowaga barwna była bowiem przesunięta w chłodną stronę). Zastosowałem również szary filtr połówkowy, który pozwolił ukazać skały jako sylwetki. Przez chwilę snop światła oświetlił kadr. Nacisnąłem spust migawki. Szybko założyłem na aparat drugą kasetę z filmem i zrobiłem kolejną klatkę, ale światła już nie było. Przed południem w końcu zjadłem śniadanie. Cały tydzień czekałem na wywołanie filmu. Kiedy go zobaczyłem, wiedziałem, że poranny wysiłek się opłacił.
Teatr światła
Kilka lat później wróciłem na Skye razem z moim przyjacielem Davidem Wardem. Zarezerwowaliśmy sobie bowiem trochę czasu na fotografowanie dla przyjemności. Trudno się dziwić, że Old Man of Storr został ulubionym motywem. Mniejsze zdjęcie na tej stronie powstało podczas jednej z naszych czterech porannych wypraw.
Fotografując z większej wysokości, mogłem pokazać epicki rozmach krajobrazu okolic Old Man. Jezioro, linia brzegowa, wody cieśniny Minch, wyspa Rona i wzgórza Cuillin w oddali - tworzą fantastyczne tło. Był to wspaniały letni poranek. Chmury podkreślały błękit nieba. A jednak uważam, że światło nie pasowało do tego widoku. Nie było w nim magii, która pozwoliła mi zarejestrować pierwsze zdjęcie. Sylwetki i głębokie czernie lepiej pasują do krajobrazu, w którym można kręcić Władcę pierścieni.
Zimowa opowieść
Jeśli chodzi o porę roku, najwięcej czasu poświęcam na fotografowanie krajobrazu zimą. Lód i śnieg tworzą inspirujące motywy. Nagie pnie drzew potrafią być dużo mocniejsze wizualnie niż latem, kiedy gałęzie zmiękcza bogactwo liści. Nawet kolory zimą bywają mocniejsze i ostrzejsze niż w innych porach roku. Ze wszystkich zalet zimy najbardziej lubię miękki, świeży śnieg. Na krótko zmienia on krajobraz w coś, co nazywamy zimową krainą cudów.
W Wielkiej Brytanii taka magia zdarza się bardzo rzadko. Tu gdzie mieszkam, w North Yorkshire, śnieg pada średnio cztery razy do roku. Zwykle przynoszą go zimne, północne wiatry. Jeśli śnieg jest wilgotny, przylepia się na krótko do gałęzi drzew. Suchy i zimny natychmiast tworzy zaspy obok murów i ścian.
Lecz zdarza się czasem, kiedy nie wieje wiatr, że śnieg okrywa równą czapą dokładnie wszystko - każde drzewo, każdą gałąź, każdą trawkę. W takim otoczeniu tłumione są nawet dźwięki. Wkoło zalega wspaniała cisza. Pod pokrywą chmur światło staje się wtedy doskonale rozproszone i jednorodne. Trudno wręcz powiedzieć, gdzie góra, a gdzie dół. Kiedy taki śnieg spadł pewnego lutowego poranka, wiedziałem, że mam szansę najwyżej na jedno dobre zdjęcie. I że nie mogę jej szukać daleko od domu. Jeszcze padało, a ja ze statywem i aparatem wspinałem się na wzgórze tuż obok mojej miejscowości.
Doszedłem aż do klifu Ridge. Znam to miejsce bardzo dobrze, ale śnieg zmienił je całkowicie. Zgubiłem drogę, straciłem poczucie przestrzeni. W końcu dotarłem do swojego ulubionego punktu widokowego. Rosnące tam drzewo stanowi doskonałe obramowanie kadru przedstawiającego Roseberry Topping, najbardziej charakterystyczny element lokalnego krajobrazu. W okolicy nie było nikogo innego. Choć - nie byłem pierwszy w tym miejscu. Na śniegu widniały wyraźne ślady jeleni.
Warstwa śniegu nie była zbyt gruba, ale wystarczająca, niebawem przestało padać. Po półgodzinie chmury zaczęły się rozstępować. Zrobiłem cztery zdjęcia, na których widać szczyt Roseberry otulony delikatną mgiełką. Po kolejnych 30 minutach pojawiło się słońce, zaczęło porządnie wiać, a ciszę zastąpił szum deszczu i uderzenia śniegu spadającego z gałęzi. Zimowa kraina cudów nie przetrwała nawet godziny.
Domowy widok
Mniejszy kadr pokazuje to samo miejsce, sfotografowane przeze mnie po raz pierwszy późnojesiennym rankiem cztery lata wcześniej. Ciasny kadr, wymuszony przez używany wtedy aparat 6 x 12 cm, i ślady samolotów na niebie nie do końca oddają moje przywiązanie do tego widoku.
Później wracałem w to miejsce setki razy, fotografowałem je o różnych porach roku i dnia. Gdy spojrzymy w przeciwnym kierunku, zobaczymy łagodną linię wzgórz Cleveland. Krajobraz jest troszkę odległy, ale równie dobry. Nie są to Góry Skaliste ani Snowdonia. Ale lubię ten widok, bo to mój dom.
Przemysłowy chaos
Rejon Teesside to okolica, w której dominuje przemysłowy krajobraz. Pełno tu wież rafineryjnych, wysokich stalowych konstrukcji, dymiących kominów. Jest nawet elektrownia atomowa. Z pozoru nie ma tu nic ciekawego dla fotografa krajobrazu, zafascynowanego pięknem dzikiej przyrody.
Przeczytałem kiedyś, że legendarny reżyser Riddley Scott spędził część dzieciństwa w Middlesbrough. Niektóre sceny jego kultowego Łowcy androidów, jak apokaliptyczna wizja wyrastających z ziemi kominów na tle nocnego nieba, są przynajmniej w części inspirowane wspomnieniami przemysłowych rejonów Teesside. Ja z kolei urodziłem się i wychowałem w Devon. To sielska kraina herbaty z mlekiem, ospałych letnich dni i polityków myślących o ekologii. Trudno sobie nawet wyobrazić krajobraz bardziej kontrastujący z Teesside. Być może dlatego te przemysłowe tereny, niedaleko których teraz mieszkam, są dla mnie tak fascynujące i surrealne.
Na południe od Middlesbrough rozciąga się linia wzgórz. Z Eston Nab widać panoramę całego Teesside - od Stockton po ujście rzeki Tees. Kilkanaście statków czeka tam zwykle na pozwolenie wejścia do portu. Któregoś pogodnego zimowego dnia wspiąłem się na to wzgórze, szukając inspiracji trochę w stylu Łowcy androidów. Światło popołudniowego słońca zmiękczyły wysokie chmury. W przedwieczornym oświetleniu wszystkie elementy krajobrazu - drogi, zakłady przemysłowe, kominy, skrawki ziemi - miały taki sam ciężar wizualny. Był to zbyt złożony widok, by zrobić czytelne zdjęcie. Wiedziałem jednak, że zmierzch nieco go uprości. Biorąc to pod uwagę, ustawiłem aparat.
Wraz z zachodem słońca ziemia rozbłysła feerią barw. Potrzebowałem jedynie jakiegoś ważnego elementu. Wybrałem drogę. Filtr polaryzacyjny pozwolił zastosować długi czas otwarcia migawki. Światła samochodów utworzyły długie jasne linie. Faza zmierzchu była bardzo krótka. Starczyło mi czasu jedynie na zrobienie dwóch zdjęć z tego samego punktu. Potem sprawdziłem tylko pomiar ekspozycji. Nie byłem bowiem pewien, czy czas naświetlania był wystarczająco długi. Wszystkie kolory zupełnie zniknęły.
Mieszane światło
Mniejsze zdjęcie zrobiłem podczas jednej z porannych wypraw na Eston Nab. Chciałem ująć ten motyw jako klasyczne zdjęcie krajobrazu: dzikie skały zestawione z uprzemysłowionym tłem. Kiedy robiłem duże zdjęcie, światło było zbyt słabe, by umieścić w kadrze tak ciemny pierwszy plan.
Główny kadr jest przykładem wzrostu nasycenia kolorów spowodowanego przez ich błędne odwzorowanie, związane z długim czasem ekspozycji. Zwiększony kontrast tonalny oraz intensyfikacja sztucznych źródeł światła dodały scenie napięcia. Nieoświetlone fragmenty kadru są praktycznie czarne, co akcentuje wszystkie obiekty oświetlone żarówkami. Zwiększa się wrażenie głębi. Zdjęcie jest doskonałym przykładem wykorzystania mieszanego światła. Takie kadry wymagają świetnego wyczucia czasu. Resztki światła słonecznego muszą zrównoważyć oświetlenie sztuczne. Już nie dzień, a jeszcze nie noc. Zwykle to najlepsza pora do fotografowania architektury i miejskich krajobrazów.
Symbol Highland
Uważam, że najpiękniejszą częścią całego Zjednoczonego Królestwa jest szkocka kraina Highland. Dla mnie jej kwintesencją jest Rannoch Moor. Ten piękny, surowy płaskowyż otoczony jest górami i pokryty masą jezior oraz strumieni. Widnieje tu wiele śladów po intensywnych zlodowaceniach, na przykład drumliny i ogromne głazy. W Wielkiej Brytanii nie ma rejonów na stałe pokrytych śniegiem. W Highland można go spotkać przez większą część zimy.
Na północnym krańcu Rannoch Moor, jak lew dumnie strzegący swojego terytorium, wznosi się szczyt Buachaille Etive Mor. Symetryczny wierzchołek o charakterystycznym skalnym rysunku nie jest najwyższym punktem Szkocji. A jednak ta przepiękna góra dominująca nad okolicą - i leżąca na połączeniu Rannoch Moor z Glen Coe - jest traktowana jako symbol szkockich gór.
Chciałbym napisać, że główne zdjęcie zrobiłem po długiej i wyczerpującej wędrówce przez trudny teren. Boję się jednak, że każdy, kto regularnie podróżuje z Glasgow do Fort William rozpozna to miejsce, leżące 40 metrów od drogi A82. A to znaczy, niestety, że nie mogłem fotografować w ciszy i skupieniu. Za plecami słyszałem jednostajny szum przejeżdżających samochodów. Zaabsorbowany pracą, przestałem jednak zwracać na to uwagę, zwłaszcza że lodowe wzory na powierzchni rzeki zafascynowały mnie już wcześniej. Najważniejszym elementem kompozycji pierwszego planu są dwa kamienie i okrągła lodowa wyspa. Ich poprawne rozmieszczenie w kadrze zajęło sporo czasu. Na początku próbowałem zrezygnować z kamienia po prawej stronie. Myślałem bowiem, że jest zbyt jasny. Wszystkie próby były jednak nieudane. Teraz myślę, że stanowi on podstawowy element kompozycji.
To był wspaniały pogodny dzień. Jednak gdy pracowałem, za szczytem zaczęły zbierać się chmury. Bałem się, że zasłonią słońce. Naświetliłem film, wiedząc, że każde opóźnienie może sprawić, iż skończę z niczym albo tylko z chłodnym zdjęciem w miękkim świetle.
Późne południe, niskie słońce
Słońce zniknęło 10 minut po zrobieniu dużego zdjęcia. Tego dnia już się nie pokazało. Mniejsze zdjęcie wykonałem godzinę później. Niebo jest już zachmurzone, ale jeszcze nie pada deszcz ze śniegiem.
Odszedłem od moich przyzwyczajeń i duże zdjęcie zrobiłem w południe grudniowego dnia. Szkocja leży jednak tak daleko na północy, że zimą słońce znajduje się tuż nad horyzontem przez cały krótki dzień. Dlatego nawet w południe światło ma ciepły odcień i rzuca długie cienie. Nie ma jednak dość energii, by roztopić lód i śnieg. Co najważniejsze, wschód słońca występuje o ludzkiej porze, a po skończonym dniu fotografowania jest jeszcze dość czasu na popołudniową herbatkę...
Staithes
Niedługo po mojej przeprowadzce do North Yorkshire po raz pierwszy odwiedziłem Staithes, niewielką wioskę rybacką. Dotarłem do słynnego punktu widokowego Cowbar i, jak większość ludzi, zostałem oczarowany. Wiedziałem jednak, że ten widok jest bardzo znany i zdjęcie będzie wtórne. Wracałem więc do Staithes kilka razy w poszukiwaniu innego ujęcia. Przeszedłem każdą uliczkę tej miejscowości, licząc na znalezienie własnego, równie efektownego kadru. Bez powodzenia. Jedynym wyjściem jest fotografowanie klasycznego widoku, ale w wyjątkowym świetle.
Co to właściwie znaczy? Myślałem o ciepłym, niskim słońcu, oświetlającym dachy i o ciemnych chmurach nad Morzem Północnym, wprowadzających nieco napięcia. Tyle tylko, że rano musiałbym fotografować w stronę słońca. Sprawdziłem: efekt jest pełen emocji, ale zbyt kontrastowy. Może powinienem popracować wieczorem? Oś tego widoku biegnie ze wschodu na zachód. Trzeba więc zrezygnować ze wszystkich dni wiosennych i jesiennych, nieodległych od przesilenia. Wtedy bowiem słońce zachodziłoby za aparatem. A to najprostsza droga do płaskiego światła. Próby, które podejmowałem w letnie wieczory dawały zdjęcia również zbyt twarde i kontrastowe. Zyskałem pewność, że te ujęcia trzeba zrobić zimą.
Lata mijały. W międzyczasie zacząłem fotografować w formacie 5 x 4". Pewnego zimowego popołudnia udałem się do North York Moors, gdzie spadł świeży śnieg. Niestety, niebo było bezchmurne. A to nudne tło dla śnieżnego krajobrazu. Ale na wschodzie, nad morzem przesuwały się chmury. Nagle przypomniałem sobie o Staithes. Z niechęcią opuszczałem śnieg, jednak wiedziałem, że błękitne niebo nie ułatwi mi wykonania dobrych zdjęć. Kiedy dotarłem do Staithes, zobaczyłem wszystko, o czym marzyłem.
Przesuwając w dół czołówkę z obiektywem, mogłem pokazać budynki bez żadnej perspektywicznej dystorsji. Odwrócony połówkowy filtr barwy koralowej pozwolił ocieplić bardzo chłodne cienie. Szary filtr połówkowy przyciemnił niebo, akcentując jego dramatyzm i równoważąc przyciemnienie dolnej części kadru, wywołane przez opuszczenie czołówki i filtr koralowy.
To jedna z niewielu moich fotografii, które można określić mianem skończonych. Czy w jakiś sposób można ją poprawić? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.
{BIR|Przed i po]
Małe zdjęcie zrobiłem również zimą, podczas jednej z pierwszych wizyt w Staithes. Zniekształcenia perspektywy wywołane zastosowaniem szerokokątnego obiektywu 40 mm (w połączeniu z korpusem Hasselblad) to tylko jeden z błędów, które widzę teraz na tym obrazie. Fotografowałem zbyt wczesnym popołudniem. Jasno oświetlony klif po lewej stronie niszczy równowagę kompozycji. Brak chmur oznacza brak rozproszonego światła od nich odbitego. Rezultat? Gęste, błękitnoczarne cienie.
Choć wyliczanie błędów jest przygnębiające, daje ono też podstawę do optymizmu. Po pierwsze, mam doskonały materiał z "przed" do dyskusji o wersji "po". I widać, że jednak się czegoś nauczyłem przez wszystkie te lata.
Zachód słońca w Bedruthan
Wystające z morza gigantyczne skały Bedruthan Steps znajdują się chyba na każdej liście najpiękniejszych miejsc Wielkiej Brytanii. Jednak plażę, leżącą obok tych skał, otaczają - jak mury obronne - wysokie, pionowe klify. Można się na nią dostać wyłącznie jedną drogą: stromymi i wąskimi skalnymi schodami zaczynającymi się w Carnewas, posiadłości należącej do National Trust.
Niezależnie od wszystkich utrudnień, piękno tego miejsca przyciąga wiele osób. Dla fotografów jest prawdziwą kopalnią złota. Choć byłem tu mnóstwo razy, odkryłem do tej pory jedynie drobną część fotograficznego potencjału.
Jedna z moich najbardziej pamiętnych wypraw do Bedruthan Steps miała miejsce późną wiosną, gdy sprowadziłem na dół grupę fotografów. Dzień był dość wilgotny, gęste chmury pojawiły się wręcz znikąd i gwałtowny deszcz zaskoczył nas na plaży. Nie było widać końca ulewy. Bałem się, że uczestnicy warsztatów przemokną do suchej nitki i strasznie się przeziębią. Postanowiłem wracać na górę. Kiedy wszyscy byli w bezpiecznym miejscu, po raz ostatni zszedłem na plażę. Choć nie była to pora przypływu, brodziłem po kostki w wodzie. Ze skał spływało jej tyle, że plaża została całkowicie zalana. Byłem cały mokry, ale poczucie obcowania z siłami natury stanowiło oczyszczające przeżycie.
Innego wieczora zszedłem na dół w trakcie przypływu. Jak dwa razy każdego dnia, plaża zniknęła pod powierzchnią wody. Nie miałem żadnych planów. Nie musiałem się śpieszyć. Usiadłem więc i czekałem na odpływ i zachód słońca. W końcu mogłem przejść się po piasku, choć małe zatoczki z boku nadal były zasłonięte. Moja cierpliwość została nagrodzona wspaniałym zachodem słońca. Co więcej, byłem wtedy na plaży zupełnie sam. Wokół nie było żadnych śladów ludzkiej egzystencji. Tylko piasek, skały i światło. Duże zdjęcie obok zrobiłem właśnie wtedy.
Dobre miejsce, żeby się wyspać
Małe zdjęcie na tej stronie przedstawia klasyczny widok Bedruthan Steps. Mamy tu słoneczne światło, niebieskie niebo i kłębiące się białe chmurki. Zdjęcie to pomaga uzmysłowić sobie fotograficzne możliwości tego miejsca. Kompozycja, oparta na skośnych liniach, jest poprawna. Ale światło -zbyt zwyczajne.
Brzeg jest skierowany na zachód. Widzimy więc plener typu "rano nie masz tu czego szukać". Przez pierwsze 2-3 godziny po wschodzie słońca skały leżą w cieniu. W tej części Kornwalii nie musisz mieć wyrzutów sumienia, że wolisz się wyspać.
Łuk Mesa
W 1986 roku dostałem książkę amerykańskiego fotografa Davida Muencha zatytułowaną Nature's America. Przez kilka następnych lat nie udało mi się pojechać do Stanów. Książka ta była dla mnie cennym przypomnieniem niezrównanych krajobrazów zachodniej części USA, gdzie -tak naprawdę - postanowiłem na poważnie zająć się fotografią krajobrazu. Wtedy, w 1986 roku, używałem jeszcze małego obrazka. Było dla mnie oczywistością, że Muench robi swe zdjęcia aparatem formatu 5 x 4". Pełne szczegółów i nasyconych barw kadry zdawały się wręcz wyskakiwać ze stron książki. Właśnie bogactwo kolorów i detali, obecne w jego zdjęciach, nadało kierunek moim decyzjom w kwestii wyboru sprzętu.
Nature's America zawiera fotografie z całych Stanów. Oprócz kilku kadrów pokazujących pierwotne budowle Indian i skalne rysunki, zdjęcia przedstawiają wyłącznie dziką przyrodę. Jest tu więc dużo zdjęć z południowo-zachodnich stanów USA. Jednym z ulubionych motywów Muencha jest zaś Park Narodowy Canyonlands w Utah, leżący w miejscu spotkania rzek Green i Kolorado. Duża część tego parku dostępna jest jedynie dla doświadczonych turystów pieszych. Tylko kilka dróg umożliwia dotarcie mniej sprawnym osobom do najdzikszych miejsc na naszej planecie.
Jedna z takich dróg przecina Island in the Sky, płaskowyż w kształcie półwyspu, którego pionowe zbocza mają 300 metrów wysokości. Łatwa ścieżka prowadzi do łuku Mesa, obramowującego wspaniały widok na kanion Kolorado. Miejsce to w odpowiednim świetle staje się wręcz magiczne. Wczesnym rankiem promienie wschodzącego słońca odbijają się od klifu i oświetlają wnętrze łuku. Czerwona poświata na jasnym piaskowcu sprawia zaskakujące wrażenie. Wydaje się, że kamień jest rozgrzany do czerwoności lub wręcz płonie. W przyrodzie to wyjątkowo rzadkie zjawisko. A przy dobrej pogodzie południowego Utah występuje praktycznie codziennie. Dlatego jest tu bardzo dużo turystów. Kiedy ostatni raz dotarłem do łuku z grupą fotografów, musieliśmy czekać, aż 27-osobowa wycieczka Niemców zwolni najlepsze miejsca. W ciągu całego roku nie ma tu pewnie zbyt wielu wschodów słońca, których by nie obserwowała jakaś ekipa fotografów czekających na zrobienie zdjęcia.
Popołudniowa alternatywa
Dużą fotografię zrobiłem w formacie pionowym, ponieważ podczas poprzedniej wizyty wykonałem tu poziome zdjęcie panoramiczne (6 x 12 cm). Wiedziałem więc, że obramowane skałami niebo będzie zbyt jasne, by było na nim widać istotne szczegóły. Włączając w kadr niebo powyżej łuku, mogłem otrzymać błękit doskonale kontrastujący z pomarańczową skałą (choć de facto nie leżą bezpośrednio obok siebie). Superszerokokątny obiektyw (58 mm) objął wszystkie elementy, które chciałem pokazać i pozwolił uzyskać odpowiednią głębię ostrości. Skała na pierwszym planie znajdowała się około metra od aparatu.
W tej okolicy jest wiele większych i piękniejszych łuków. Ale żaden z nich nie ma tak fenomenalnego tła. Alternatywna wersja na tej stronie została zrobiona późnym popołudniem. Dramatyczne cienie na dalszych skałach wzmacniają nieco napięcie tego kadru.