Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Umbria jest biedniejszą siostrą Toskanii. Dzięki północnej szykownej siostrze uniknęła natłoku turystów. Krajobraz jest surowy, górzysty i bardzo zielony. Niektóre wzgórza kryją średniowieczne miasteczka. Pod jednym z nich, Campi, mieści się XVIII-wieczny dom, gdzie rodzeństwo Paolo, Giovanni i Betta stworzyli gościnną agroturystykę. Fonte Antica stała się naszym domem przez siedem dni warsztatów, a gospodarze - naszymi przewodnikami po zielonej krainie. Dzięki nim trafiliśmy do domów Umbryjczyków.
Trufle i Campi
Pierwszego dnia dokumentowaliśmy szukanie trufli. Gina (pies "truflowrażliwy") miała wyjątkowo trudne zadanie z powodu wilgoci. Po godzinie udało jej się znaleźć kilka sztuk aromatycznego symbolu Umbrii. W pobliskim miasteczku czekały na nas truflowe przysmaki. Wracając do domu przeprowadziliśmy fotograficzny atak na owce, a wieczorem zorganizowaliśmy sesję w Campi. Miasteczko, w którym na stałe mieszka zaledwie kilka osób, będziemy fotografować jeszcze wielokrotnie.
Wieczorem kolacja w rodzinnej atmosferze i pierwsza niespodzianka kulinarna: Umbryjczycy jedzą dużo mięsa i jeszcze więcej wieprzowiny... Nieprzyzwyczajeni do tak wielkich i późnych kolacji, mamy tylko siłę na zrzucenie zdjęć.
Każdy widzi inaczej
Spoleto - jedna z największych atrakcji architektonicznych regionu. Alina - nasza opiekunka, tłumaczka oraz przewodniczka ze Stowarzyszenia Miłośników Włoch Italianissima - szybko przekonuje się, że grupa fotograficzna pokonuje 500 metrów w zaledwie... godzinę. Zbieramy kadry z wąskich uliczek pełnych rzemieślników, sklepików i kafejek. Po 2 godzinach fotograficznego spaceru docieramy do akweduktu wtopionego w zielone wzgórza. Piękne widoki. Grupa zwalnia do 200 metrów na godzinę. Kolejna niespodzianka: wszędzie pachnie lipa, zupełnie inna odmiana niż polska. Ten zapach będzie nas śledził, przekrzyczy go tylko jaskrawożółty żarnowiec.
Późnym popołudniem przeglądamy zdjęcia pod okiem wykładowcy, Leszka Szurkowskiego. Każdy ma inne kadry, choć wszyscy szliśmy tą samą trasą.
Wino, rzeźnik i średniowiecze
Odwiedzamy małą winnicę i gaj oliwny. Pierwsze spojrzenie: słabe światło, niewiele zrobimy... Nieprawda: ledwo starcza nam czasu przed obiadem. Przyjmują nas ojciec i syn, Giampiero i Aldo (dla przyjaciół Duccio!). Duccio przygotowuje jedzenie, serwuje własne wino - Sagrantino - szczep uprawiany tylko w winnicach Montefalco. Leniwe popołudnie i najważniejszy wniosek: rocznik 2006 jest lepszy niż 2005. Potem średniowieczna uczta dla oczu - Mercato delle Gaite - w pobliskiej miejscowości Bevagna. Tu ciekawe jest wszystko, ale najbardziej zaskakujący miejscowy rzeźnik. Tego nie było w programie. Po półgodzinnym fotografowaniu znamy już całą historię rodziny i mamy naprawdę świetne ujęcia. Włosi uwielbiają być fotografowani - to dla nas kolejna niespodzianka, bo w Europie niewiele jest miejsc, gdzie ludzie przyjaźnie reagują na aparat fotograficzny. Wspaniała kolacja pod gołym niebem wieńczy dzień. Tak wiele zdjęć zrobimy tylko ostatniego dnia warsztatów.
Sant' Eutizio
Porzucamy samochody, idziemy z Giovannim przez pola i góry do pobliskiego klasztoru Sant' Eutizio, którego początki sięgają V wieku. Na deser muzeum chirurgii - chyba nigdy nie było tam tylu obiektywów. Nawet chrząszcz nie ma spokoju. Fotografia makro to nasza specjalność. Potem piknik w plenerze - Paolo dowozi chłodne wino. A po południu nareszcie jest czas na wstępne omawianie zdjęć.
Smak i fotografia
Wodospad Cascata delle Marmore, który o 13:30 wyłączają. Tylko Alina i ja dotarłyśmy na górę. Reszta fotografujących "znęca się" nad wielką wodą pod okiem wykładowcy. Efekty są zaskakujące. Potem obiad w domu rodzinnym Flaminii, rodzina, lokalni producenci oliwy, przygotowała 3 rodzaje bruschetty. Na deser niespodzianka: pomarańcze z cukrem i oliwą. Po obejrzeniu pamiątek rodzinnych i spacerze w gaju oliwnym wracamy do Fonte Antica. Nie sposób obejrzeć wszystkich zdjęć. Zadanie najtrudniejsze: każdy wybiera maksimum 12 ujęć. Zaczynamy obróbkę. To wielka specjalność naszego Mistrza.
Mistrzowskie kadry
Wszyscy czujemy przesyt wrażeń, szóstego dnia warsztatów "tylko" marcite (podmokłe łąki) w pobliżu Norcii i stary młyn wodny, w którym próbujemy wyprodukować odrobinę mąki. Popołudnie wykorzystujemy na zajęcia z kompozycji, pierwsze wydruki i zdjęcie grupowe. Dwuletni Misio układa swoją pierwszą kompozycję dynamiczną.
Kolejnego dnia głosujemy: jedziemy na kwiatowy płaskowyż i degustacje ricotty czy cały dzień omawiamy zdjęcia? Kompromis: rano zajęcia przed ekranem, wydruki, o 14:00 wizyta w malutkiej serowni, gdzie ręcznie robią ricottę. Jeszcze nie wiemy, że to będzie najpiękniejszy plener tego warsztatu. Piano Grande przywitało nas burzowym światłem (idealnym do fotografowania krajobrazu). Strzelamy szybkie klatki i ruszamy na ser. Urwanie chmury, grad, lądujemy w małej kuchni gospodarza, jemy ricottę, w przerwach wyskakujemy łowić kadry gór. Kilka zdjęć procesu warzenia sera. Po burzy gradowej krajobraz zmienia kolor na siwy, potem mamy już tylko idealne poburzowe światło. Castelluccio wygląda jak tybetańska wioska. Dzisiaj każdy ma mistrzowskie kadry.
To było piękne zakończenie warsztatów. A my wraz z Italianissimą już planujemy kolejne warsztaty, tym razem Friuli-Venezia Giulia i Wenecja... Może w listopadzie. Wcześniej jednak Akademia Nikona zaprasza na "Spacer architektoniczny po Wrocławiu" z Leszkiem Szurkowskim we wrześniu oraz warsztaty z makrofotografii w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie w październiku.
Saluti!
Tekst: Małgosia Abramowska
Więcej zdjęć z Foto-Eno-Kulinariów w Umbrii na www.akademianikona.pl.