Yi M1 - pierwsze wrażenia

Podczas targów Photokina mieliśmy okazję przyjrzeć się bliżej jednemu z największych zaskoczeń tegorocznej Photokiny. YI M1 to tani bezlusterkowiec, który zaskakuje specyfikacją. Czy chiński produkt ma jakiekolwiek szanse z konkurencją?

Autor: Maciej Luśtyk

27 Wrzesień 2016
Artykuł na: 6-9 minut

Na to pytanie możemy odpowiedzieć od razu po wzięciu aparatu do ręki. Ma, choć nie tak duże, jak mogłoby się z początku wydawać. Oczywiście wszystko rozchodzi się tutaj o stosunek jakości do ceny. Gdy prawie 10 lat temu na rynku debiutowały bezlusterkowce, miały być one alternatywą dla lustrzanek głównie za sprawą niewielkich rozmiarów i dużo niższej ceny. Jak jest każdy widzi. W to założenie świetnie jednak wpisuje się nieoczekiwanie zaprezentowany aparat Yi M1, którego producent jest przekonany iż jest w stanie namieszać w systemie Mikro Cztery Trzecie.

Jak chce to zrobić? Przede wszystkim poprzez przyciągnięcie amatorów fotografii, którym nie wystarczają już smartfony, zaawansowane kompakty i superzoomy, a którzy chcieliby rozwinąć swoje możliwości dzięki wymiennej optyce. Tej w systemie MFT jest coraz więcej, a do tego jest relatywnie tania, co jeszcze bardziej uatrakcyjnia propozycję firmy YI, która oferuje możliwości bardziej zaawansowanych aparatów za mniejszą cenę.

Na pierwszy rzut oka aparat przywołuje oczywiste skojarzenie - Leica T. Zapytani o to przez nas przedstawiciele producenta tłumaczyli, że nie jesteśmy pierwszymi, którzy poruszają tę kwestię. Według nich, projektanci kierowali się jednak niczym innym, jak obowiązującymi na rynku trendami, a za argument posłużyły nowsze generacje iPhone’a o zaokrąglonych bokach. Mimo wszystko podobieństw do Leiki jest podejrzanie dużo, ale w żadnym wypadku nie wychodzi to aparatowi na złe.

Jak to często bywa w przypadku chińskich produkcji, musimy pogodzić się z pewnymi kompromisami w kwestii wykonania sprzętu. Obudowa aparatu częściowo została wykonana z metalu, a częściowo niestety z plastiku. Włącznik i pokrętła nie robią najlepszego wrażenia, ale trzeba też przyznać, że ogólne spasowanie elementów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Nic nie odstaje, a poszczególne elementy ruszają się z właściwym oporem. Jedynymi rzeczywiście słabymi punktami konstrukcji wydają się być wspomniany włącznik, którego wajcha zbyt mało wystaje poza kontur korpusu oraz analogicznie, zbyt głęboko umieszczone pokrętło nastaw. Przez to fizyczna kontrola nad aparatem nie należy do najwygodniejszych.

Niemniej jednak aparat całkiem wygodnie leży w dłoni, a to za sprawą wyżłobienia na gripie. Całość jest też dobrze wyważona. W efekcie bez problemu będziemy w stanie fotografować jedną ręką. Plusem jest także umieszczenie slotu karty z boku aparaty, co pozwoli na jej wygodną wymianę w przypadku korzystania ze statywu.

Największe wrażenie robi dotykowy interfejs aparatu, który również mocno przypomina nam to, co widzieliśmy w Leice T. Warto dodać, że mimo naszych początkowych obaw ekran okazał się czuły i responsywny, ale co najważniejsze, nie zaobserwowaliśmy żadnych widocznych opóźnień w jego działaniu. Ruchy palca szybko pozwalały nam przełączać się pomiędzy trybem podglądu na żywo, a poszczególnymi pozycjami menu. Co ważne, głównymi parametrami danego trybu możemy sterować także z poziomu ekranu głównego.

Otrzymujemy też pokrętło PASM, które pozwali nam przełączać się między trybami fotografowania. Znajdziemy na nim także pozycję pozwalającą przywołać ustawienia użytkownika, oraz tryb Super Professional Guide, który w połączeniu z aplikacją mobilną pozwoli nam pobierać instrukcje, ułatwiające początkującym użytkownikom wykonanie wymarzonego kadru.

Niestety, choć interfejs jest bardzo wygodny, to uniemożliwia szybką pracę z aparatem. Brak dedykowanych przycisków, które pozwalałyby na przykład na wygodną zmianę czułości, czy trybu AF jest mocno odczuwalny. Buszując po menu, nie udało nam się też odnaleźć opcji pozwalającej skorzystać z manualnych ustawień balansu bieli - fotografowanie w trudnych warunkach oświetleniowych może być problematyczne.

 

Dotykowo sterujemy także punktem autofokusa. Tutaj całość przypomina aparaty Olympusa, wyświetlając charakterystyczną siatkę z dostępnymi do wyboru polami. Mamy ich 81. Niestety pod względem skuteczności autofokus wydaje się odstawać od konkurencji. Nie jest specjalnie wolny, ale mieliśmy problem z zablokowaniem ostrości na oku fotografowanej osoby. W końcu się udało, jednak do perfekcji daleko.

W targowych warunkach trudno było nam sprawdzić też skuteczność pomiaru ciągłego w trybie seryjnym, który w przypadku aparatu YI pozwoli nam osiągnąć maksymalną prędkość 5 kl./s. Nie należy jednak spodziewać się cudów. Warto też nadmienić, że aparat nie oferuje żadnego systemu śledzenia, oprócz trybu wykrywania twarzy. Ważne jednak, że z autofokusa ciągłego będziemy mogli skorzystać także podczas nagrywania filmów.

Ten zaskakuje możliwością filmowania w jakości 4K, co biorąc pod uwagę względnie duży sensor Mikro Cztery Trzecie, powinno za niewielkie pieniądze dać nam możliwość rejestracji profesjonalnie wyglądających filmów. Pomoże w tym także możliwość włączenia funkcji focus peaking, która ułatwi pracę z manualnymi szkłami.

Największym jednak plusem debiutującej pozycji wydaje się być nowa, 20-milionowa matryca Sony IMX269, która umożliwi fotografowanie w zakresie czułości ISO 100-25600. Na tę chwilę żadna z obecnych na rynku, kierowanych do amatorów pozycji, nie może pochwalić się podobnym sensorem. Dodatkowo w opcjach natknęliśmy się na możliwość wykonania 50-megapikselowego zdjęcia, dzięki interpolacji (ciekawe na ile skutecznej?).

Czy jednak matryca została dobrze oprogramowana? Poniżej możecie zobaczyć zdjęcie poglądowe, które mieliśmy okazję wykonać na targach. Zapowiada się dobrze, z werdyktem poczekamy jednak do chwili, gdy będziemy mogli przetestować aparat w różnych warunkach.

1/20s, f/1.8, ISO 100, ogniskowa: 85 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

Rzeczą dość unikalną jest także fakt, że w zestawie z aparatem znajdziemy aż dwa obiektywy - standardowy zoom 12-40 mm f/3.5-5.6 (ekwiwalent 24-80 mm) i obiektyw makro 42,5 mm f/1.8 (ekwiwalent 85 mm), który po przełączeniu bocznym przyciskiem sprawdzi się także w fotografii portretowej. Na początek otrzymujemy więc całkiem uniwersalny zestaw.

Wykonane z plastiku obiektywy są bardzo lekkie i raczej nie należy oczekiwać od nich zatrważających wyników. Mimo to robią całkiem dobre wrażenie - są ze sobą dobrze spasowane, a pierścienie i przełączniki ruszają się bez żadnych luzów. Niestety wrażenie to dość mocno psuje fakt, że pierścień ostrości na obiektywie 85 mm jest jedynie elementem dekoracyjnym i nie pozwala na manualne ostrzenie. Szkoda tym bardziej, że akurat w tego rodzaju obiektywie możliwość ręcznej regulacji ostrości wydaje się najbardziej potrzebna.

Czy nowa pozycja w systemie znajdzie dla siebie miejsce na rynku? O tym zadecyduje cena w jakiej aparat trafi na sklepowe półki w Polsce. Gdy podczas pisania pierwszego newsa o aparacie przeliczaliśmy chińską walutę na złotówki, wydawało się, że aparat będzie mocno konkurencyjny cenowo. Jednak już oficjalne ceny na rynku amerykańskim (499 dolarów za zestaw z obiektywem kitowym 12-40 mm, 599 dolarów za zestaw ze szkłem 85 mm, lub 699 dolarów za zestaw z obydwoma obiektywami) każą się zastanawiać czy ktokolwiek zdecyduje się “zaryzykować” i zakupić aparat debiutującego na tym rynku producenta, podczas gdy za podobną cenę może kupić nieco starsze, ale sprawdzone bezlusterkowe pozycje Panasonica (GX7, GM5), Canona (EOS M3) i Olympusa (OM-D E-M10), wraz z obiektywami. Jeżeli polska cena będzie niższa, aparat na pewno znajdzie grupę docelową. Jeśli nie, raczej nie spotka się z dużym odzewem.

YI M1 to pozycja bardzo ciekawa, choć na pierwszy rzut oka jeszcze nieco niekompletna. Mimo to dobrze widzieć, że na rynku pojawia się nowy gracz, który ma do zaoferowania coś interesującego. Miejmy nadzieję, że nie jest to jedynie sezonowa ciekawostka i z biegiem lat w ofercie producenta zobaczymy kolejne, bardziej dojrzałe modele aparatów.

 

Skopiuj link

Autor: Maciej Luśtyk

Redaktor prowadzący serwisu Fotopolis.pl. Zafascynowany nowymi technologiami, choć woli fotografować analogiem.

Komentarze
Więcej w kategorii: Aparaty
Leica Q3 43 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Leica Q3 43 - pierwsze wrażenia i zdjęcia przykładowe (RAW)
Po latach próśb, na rynku ląduje wreszcie Leica Q w wersji z obiektywem standardowym. Sprawdzamy, co ma do zaoferowania zestaw, na który tylu czekało.
16
Hover Air X1 - dron inny, niż wszystkie [TEST]
Hover Air X1 - dron inny, niż wszystkie [TEST]
Hover to dron zamykający esencję ujęć lotniczych w najprostszej możliwej formie, którą można obsługiwać bez żadnego kontrolera i która chce zmienić nasze myślenie o dronach....
23
Nikon Z6 III - test aparatu
Nikon Z6 III - test aparatu
Trzecia generacja Nikona Z6 ma już niewiele wspólnego z poprzednikiem. Czy nowy korpus ma szansę zdobyć szturmem rynek? Sprawdzamy jego potencjał…
63
Powiązane artykuły