Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Temat miesiąca
Fotografia sportu i akcjiO kulturze skateboardingu, fotografowaniu akcji, nawiązaniu relacji z modelem i o tym, co zrobić, gdy już mamy dobre zdjęcie - rozmawiamy z Miłoszem Rebesiem, którego prace pojawiały się w wielu krajowych i zagranicznych magazynach, a zdjęcia deskorolkowe w najlepszych tytułach na świecie.
Myślę, że i to, i to. Najpierw było zauroczenie deską, które trwa do dziś, a później, właśnie dzięki deskorolce, pojawiła się fotografia. Dzisiaj wiem, że obydwie rzeczy zostaną ze mną do końca życia.
Moim zdaniem nie da się rzetelnie przedstawić jakiegokolwiek tematu, zwłaszcza w wymiarach społeczno-kulturowych, bez uprzedniego „nasiąknięcia” nim. Żeby prace były szczere i oddziaływały na odbiorcę, wszystko musi wywodzić się z różnych sytuacji, których fotograf „z zewnątrz” nie zauważy bądź które wydadzą mu się nieistotne. Uważam, że deskorolka jest świetnym tematem do fotografowania oraz rozwoju artystycznego.
Skateboarding to złożona kultura. Czasami sam mam problem ze zrozumieniem pewnych rzeczy, pomimo tego, że funkcjonuję w tym środowisku od blisko 15 lat. Dzieje się tu bardzo dużo i szybko. Trzeba mieć po prostu szeroko otwarte oczy. Zawsze określałem siebie jako „typ obserwatora“. Chodzę dookoła, rozglądam się, szukam czegoś, co mnie interesuje bądź wizualnie pociąga.
Deskorolka to relacje międzyludzkie, w których pojawia się masa emocji. Trzeba je tylko odpowiednio wydobyć i umieć przedstawić odbiorcy. To też różnorodność - ludzi, stylów, sposobów bycia. Same zdjęcia tricków można by zaliczyć do zdjęć sportowych. Z tego wszystkiego można rozróżnić szeroko pojęte kategorie takie jak: portrety, lifestyle, sport, a nawet modę. Nie od dzisiaj wiadomo, że deskorolkowe środowisko w dużym stopniu kreuje trendy.
Myślę, że można to rozbić na dwa człony. W pierwszym (mowa o zdjęciach bardziej lifestylowych, portretach) obcemu fotografowi będzie trochę prościej. Natomiast w drugim aspekcie już nie bardzo. Dotyczy on robienia zdjęć tricków. Tutaj pojawia się kwestia zaufania.
Skater często „zabija” się, żeby zrobić to, co chce i co sobie zaplanował. Oczywistym jest, że będzie oczekiwał odpowiedniego zdjęcia, które nie zniweczy jego wysiłków. Często zdarza się też tak, że np. w danym mieście zawiązują się grupy deskorolkowców trzymających się razem. Grupy te są dość hermetyczne i, aby się do nich „dostać”, należy spędzić z nimi trochę czasu, by przekonali się np. o Twoich umiejętnościach fotograficznych.
Ta kwestia też wyróżnia deskorolkę na tle innych „dyscyplin” i zajawek, które można fotografować. Wszyscy wiedzą, że deskorolkowcy patrzą na architekturę zupełnie inaczej niż przeciętni ludzie. Tam gdzie większość widzi zwykłe schody, my widzimy, jaki trick można na nich zrobić albo w jaki sposób będziemy w stanie wykorzystać murki, ławki, poręcze, krawężniki czy inne elementy małej architektury.
Generalnie, aby znaleźć miejsce odpowiednie pod zdjęcie, należy się trochę nachodzić, nawet w miastach, w których mieszkamy na co dzień i które doskonale znamy. Fotografowanie deskorolki rządzi się masą niepisanych praw. Dla przykładu, w danym miejscu raczej powinno się unikać tego samego kadru oraz powtarzania tricków, które zostały już wcześniej zrobione i utrwalone na zdjęciach czy klipach video. Z tego powodu musimy mocno eksplorować miasta i różne jego zakątki, przez co świetnie je poznajemy, również te zagranicą.
Jeśli mówimy o lokalizacjach – znajdziemy je wszędzie dookoła, wystarczy się rozejrzeć i wiedzieć, jak można je wykorzystać. Co do jakichś specjalnych, bardziej fotogenicznych, jest ich kilka. Osobiście lubię robić zdjęcia na Pomniku Kościuszkowców na warszawskiej Pradze. Drugim takim ulubionym miejscem, w którym miałem okazję wykonywać zdjęcia, jest Pomnik Poległym w Obronie Ojczyzny w Częstochowie. Ale jest ich znacznie więcej, wszystko zależy od preferencji.
Jeśli mówimy o zawodach, to Polska Federacja Deskorolki organizuje cykl eventów w całej Polsce. Do tego dochodzą np. Baltic Games w Gdańsku. U naszych czeskich sąsiadów od 1994 roku odbywa się Mystic Cup, czyli jeden z największych tego typu i rangi contestów w Europie, zdecydowanie warty zobaczenia.
Tak, to jedna ze składowych naszej kultury (śmiech). Generalnie często zdarza się, że mamy do czynienia z policją, strażą miejską, ochroną czy postronnymi ludźmi, którym nie podoba się to, że jeździmy i się „tłuczemy”. Takie sytuacje zdecydowanie wzbogacają historie tego, jak powstają dane zdjęcia. Jeszcze jak jeździmy na czyimś terenie prywatnym, to nie widzę żadnego problemu, każdy wykonuje swoje obowiązki.
Czasami przychodzimy na „spot“, który jest pilnie strzeżony przez ochronę i mamy 1-2 próby, aby wykonać nasz plan. To dodaję trochę pikanterii i czyni fotografię wyjątkową. Z drugiej strony, wiele, wiele razy byłem świadkiem sytuacji, w których obcy ludzie podchodzili ze szczerą ciekawością, często wypytując, jak my to wszystko robimy, jak wprawiamy deskę w ruch i potrafimy ją opanować. Takie gesty są jednak w mniejszości.
W przypadku deskorolki jest trochę inaczej niż z innymi sportami. Tutaj krótsze ogniskowe i obiektywy szerokokątne typu fisheye sprawdzają się lepiej. Kiedy mamy mniejsze schody czy poręcze, w ten sposób możemy je odrobinę powiększyć, przez co odbiorca ma wrażenie, jakby wszystko było dłuższe, wyższe itd. Tutaj mowa tylko o obiektywach i ogniskowych, a do całej naszej zabawy dochodzą jeszcze lampy błyskowe, które w bardzo wielu przypadkach są nam niezbędne, zwłaszcza przy sportach akcji, gdzie ruch musi być bardzo ładnie zamrożony.
Ze sobą noszę dwa aparaty. Jeden to Olympus Pen F + M.Zuiko 17 mm f/1.8 - mam go zawsze i wszędzie na szyi. Służy mi on do robienia szybkich zdjęć lifestylowych, dobrze sprawdza się też przy portretach. Natomiast aparat „do akcji” to Nikon D810. Wiele osób mówi, że do sportu jest on za wolny. Ja natomiast uważam, że przy fotografowaniu w trybie „single shot“ i AF-S nie ma różnicy czy jest to Nikon D5, Canon 1DX Mark III, czy jakiś inny flagowiec.
Tutaj liczy się szybki palec i umiejętność przewidywania co, jak i gdzie się obróci. Przy zdjęciach deskorolkowych ostrość ustawiam nad miejscem, w którym wiem, że deskorolka będzie ustawiona w odpowiedniej pozycji do zdjęcia - każdy trick ma taki swój moment. Na evencie najczęściej korzystam z fisheye’a albo teleobiektywu. W ręce zaś prawie zawsze mam jedną lampę błyskową wyzwalaną nadajnikiem z trybem HSS (im mniej kabli plączących się przy szyi, tym lepiej). Jeśli mogę, to staram się jednak postawić lampy na statywach, lecz często jest to niemożliwe z różnych względów, choćby przez ustawienie przeszkód na parku i liczbę osób jeżdżących po nim.
Poza klasycznymi zdjęciami tricków, zawsze staram się wynieść z wydarzenia coś więcej w postaci jakiejś spójnej serii zdjęć - mniej lub bardziej oczywistych. Przykładem może być moja ostatnia seria zdjęć „Faces of Skateboarding”, w której w dużej części przedstawiam największe i najbardziej znane nazwiska w świecie deskorolki - aktualnie i z poprzednich lat. Zdjęcia tych osób w 90% zostały wykonane na eventach w rożnych częściach Europy.
Innym przykładem może być wyłapywanie jakichś szczegółów np. w postaci grafik/rysunków na papierach ściernych deskorolkowców, które wykonują oni sami. Takie rozglądanie się i szukanie fajnych, nieoczywistych tematów jest bardzo wdzięczne i pozwala rozwijać kreatywność.
Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. W większości przypadków, nawet jeśli pracujesz z najlepszymi na świecie, jest tak, że aby trick został zrobiony, skater musi spróbować kilkadziesiąt, kilkaset razy zanim go opanuje. Rzadko zdarza się, aby „odjechać“ sztuczkę w kilku próbach. Trzeba więc zaprzyjaźnić się z asfaltem, schodami czy rozwinąć umiejętność przyjmowania dziwnych póz i wytrzymania w nich np. 3 godziny (śmiech).
Z bardziej zabawnych, niepisanych zasad fotografowania deskorolki, można przytoczyć jeszcze to, że niektóre spoty mają taką specyfikę, że dany deskorolkowiec może tam zrobić dosłownie jeden, dwa tricki. Tu nagle się okazuje, iż na zdjęciu byłby ustawiony do nas tyłem i wtedy taka fotografia raczej nam nie wyjdzie, bo nie powinno się robić zdjęcia tricków, gdzie skejt ustawiony jest tyłkiem do aparatu (śmiech).
W Polsce aktualnie są 1-2 magazyny, które publikują zdjęcia deskorolkowe. Kiedyś było ich więcej, ale w dobie Internetu niestety większość się wykruszyła. W social mediach publikowane są takie ilości materiałów związanych z naszą kulturą, że odbiorca dostaję wszystko na tacy. Jest to na pewno wygodniejsze, ale czy bardziej wartościowe?
Osobiście wole wersje papierowe. Na świecie magazynów deskorolkowych jest stosunkowo sporo. Aktualnie najbardziej liczącymi się są: Transworld Skateboarding i Thrasher Magazine, uznawany za biblię deskorolki. W Europie natomiast najbardziej znanym tytułem jest Free Skate Magazine.
Publikowanie w zagranicznych tytułach jest sporym wyzwaniem, gdyż w gazetach tego typu pisze się i pokazuje nazwiska, które w danym momencie są na topie. Jest to naturalna kolej rzeczy, gdyż, aby sprzedać magazyn, trzeba mieć coś, co przyciągnie klientów. Drugim elementem jest na pewno poziom tricków, które mamy na fotografiach. Musi on być wysoki, trick trudny, spot również (dla zobrazowania, może być to poręcz z 15 schodów na której skater „X” robi trick „Y”). To wszystko wiąże się z mocną selekcją osób, które chcemy fotografować. Załóżmy, że idziemy na pomnik, pod którym znajduje się murek wysokości 90 cm. W Polsce skejtów, którzy będą w stanie zrobić jakiś trick na takim czymś, będzie można policzyć na palcach jednej ręki.
Inną ciekawą rzeczą jest, że nie publikuje się zdjęć tricków, które nie zostały „wylądowane“. Mogłoby to nadszarpnąć reputację magazynu, skejtera czy fotografa. Pomyślmy, deskorolkowiec robi jakiś trick na poręczy z 25 schodów, co w środowisku jest sporym wyczynem, magazyn to publikuje i szybko robi się o tym głośno. Dlatego najczęściej przy trudniejszych trickach, potrzeba potwierdzenia z nagraniem video, żeby uniknąć spekulacji czy zostało to „odjechane“, czy nie.
Moim zdaniem bardzo ważne jest znalezienie swojej niszy i dyscypliny, którą znamy najlepiej z autopsji. Ja jeżdżę na deskorolce i żyję w tym środowisku od 15 lat, natomiast przez 16 lat byłem zawodowym narciarzem alpejskim i wiem o tej dyscyplinie naprawdę dużo. Dlatego w tym odnajduję się najlepiej i potrafię przewidywać oraz spostrzec rzeczy, których nie zobaczy inny fotograf.
Druga rada to bardzo dużo pokory i cierpliwości, nic nie przychodzi od razu – zwłaszcza w fotografii, kiedy chcemy zająć się nią zawodowo. Trzecia i ostatnia rada – czerpać z tego jak najwięcej przyjemności, wtedy cały wysiłek i praca, którą w to włożymy, zaprocentują z nawiązką.
Aktualnie pracuję nad swoją pierwszą książką/albumem, którą chciałbym wydać jeszcze w tym roku. Poza tym jestem zaangażowany w kilka komercyjnych projektów, których robię teraz zdecydowanie więcej niż zdjęć samej deskorolki. Moje zdjęcia można obejrzeć do końca lipca na wystawie w Zakopanem w STRH Bistro Art & Cafe, na co dzień w Warszawie w Galerii officyna art&design, a w Internecie na moim kanałach social media www.instagram.com/rbs_photo, www.facebook.com/rbsphoto czy na mojej oficjalnej stronie www.rbsphoto.pl
Miłosz Rebeś / fot. Piotr Matey
Miłosz Rebeś – znany również jako RBS Photo. Urodzony w Zakopanem, naturalizowany Warszawiak. Narciarz od dziecka, deskorolkowiec od 14 lat, fotograf od 2014 roku. Od zawsze związany ze sportem, który ukształtował jego osobowość i światopogląd. Były Reprezentant Polski w narciarstwie alpejskim. Deskorolka wykształciła w nim unikalny pogląd na architekturę i pozwoliła odkryć nową pasję – fotografię. Zawsze w pełni oddany, skupiony, zdyscyplinowany i pracujący na 120%. Miał okazję współpracować i tworzyć sesję oraz kampanie dla takich marek jak m.in. Reserved, Adidas, Nike, Puma, Levi’s, Cropp. Jego prace pojawiały się też w wielu krajowych i zagranicznych magazynach, a zdjęcia deskorolkowe w najlepszych tytułach na świecie.