Akcesoria
Nowy Lexar Workflow - zarządzanie danymi na jeszcze wyższym poziomie
Pod koniec marca zaprosiliśmy Was do przetestowania konsoli do edycji zdjęć Loupedeck. Spośród wszystkich zgłoszeń wyłoniliśmy trzech uczestników. Dziś prezentujemy Wam opinię pierwszego z nich, Tomasza Tołłoczko.
Pierwszy raz zetknąłem się z konsolą Loupedeck na konferencji fotografów ślubnych Way Up North. Stoisko mieściło się w zaciemnionym korytarzu, konsola leżała na dość wysokim stoliku, a na przeciwko stał spory ekran z Lightroomem włączonym w trybie pełnoekranowym, tak że wszystkie narzędzia były niewidoczne. Zainteresowany, ponieważ słyszałem o niej już wcześniej, podczas głośnej kampanii crowdfundingowej, podszedłem i od razu przystąpiłem do działania.
Widząc zapowiedzi Loupdecka, najbardziej obawiałem się, że długo trzeba będzie przyzwyczajać się i uczyć się wszystkich pokręteł, ale już wtedy wystarczyło kilka minut do tego żebym był w stanie płynnie i szybko obrobić przykładowe zdjęcia dostarczone przez wystawcę. Konsolę obsługiwało się na stojąco, co było bardzo wygodne.
To co zrobiło na mnie największe wrażenie to, że nie musiałem spoglądać na panel z narzędziami. Patrzyłem na zdjęcie w trybie pełnoekranowym i każdą zmianę dokonywałem poprzez fizyczne przekręcenie pokrętła. To było niesamowite i pomyślałem, że czuję namiastkę tego, co profesjonalny kolorysta pracujący na maszynach DaVinci.
Wrażenie było naprawdę pozytywne, ale po powrocie zapomniałem o całej sprawie aż do czasu jak rozpoczął się kolejny sezon śluby, a tysiące zdjęć do obróbki zaczęły zapełniać kolejne dyski twarde.
Kiedy byłem już zdecydowany na zakup, pojawiła się okazja testu i tak zostałem wybrany jako jedna z trzech osób do przeprowadzenia rzetelnego testu tego wynalazku. Niedługo po otrzymaniu tej wiadomości paczka nadeszła.
Jestem absolutnym fanem rozpakowywania rzeczy i każdy kto śledzi mój instagram doskonale wie, że muszę nagrać każdą rzecz, która przychodzi od kuriera. Dlatego chciałem opisać wrażenia związane także z tą przyjemnością.
Producent, zapakował konsolę w kilka warstw. Pierwsze pudełko jest ze zwykłej tektury z niewielkim logo na środku. Dalej robi się bardziej interesująco: czarne matowe opakowanie z tłoczeniem, z którego wysuwa się matowe, dwuczęściowe pudełko. Górna część podklejona jest od spodu miękką, czarną, matową pianką, która przylega do konsoli. W dolnej części znajdujemy urządzenie otoczone tą samą pianką po bokach tak, że możemy być spokojni, że w transporcie jest bezpieczne. Kabelek schowany jest w czarny rulonik z napisem, więc nie widać go przy otwarciu.
Oczywiście byłem zaaferowany tak bardzo, że zapomniałem cały proces udokumentować, ale może tym lepiej dla tych, którzy nie jarają się tym tak bardzo jak ja!
Wymiary Loupdecka to 40 x 15.6 x 3.2 cm. Jest nieco większy od przeciętnej klawiatury i zdecydowanie większy i wyższy od klawiatury mac’owej. To czego nie widziałem w ciemnym korytarzu w Sztokholmie, a mocno rzuca się w oczy w świetle dziennym, to jakość wykonania. W bardzo ładnym i ciekawie opakowanym pudełku znajdujemy coś co wygląda na wielki kawałek plastiku. Zarówno pokrętła, przyciski jak i cały front konsoli jest wykonany z plastiku, który… no cóż, wygląda jak niskiej jakości plastik. Kolejną estetyczną dolegliwością Loupdecka jest kabelek. Wiem, dla wielu nie robi to różnicy, ale przy ilości kabli, która jest potrzebna do podłączenia wszystkich dysków, czytników i innych urządzeń miło by było, gdyby konsola była bezprzewodowa.
Rozmieszczenie guzików jest bardzo dobre. Tak jak pisałem na początku, przyzwyczajenie się do nich i zapamiętanie układu zajmuje zaledwie kilka minut. Myślę, że nie przeszkadzałoby mi gdyby były one nieco bliżej - jeżeli miałoby to na celu „odchudzenie“ całego urządzenia.
Przyciski wydają się przyduże, a do ich użycia jest wymagana spora siła nacisku. Producenci współczesnych urządzeń peryferyjnych i laptopów przyzwyczajają nas do bardzo płaskich i lekkich klawiszy w klawiaturach. Guziki Loupdecka są płaskie, ale też dość wysokie (w porównaniu do klawiatury maca) i chodzą ciężko. Przeszkadzało mi to w szczególności przy selekcji zdjęć.
Sam proces instalacji przeszedł dość gładko, chociaż nie bez problemów. Instalowałem soft 2 razy, na dwóch różnych komputerach i za każdym razem w momencie łączenia się z Lightroomem program miał drobne zawieszenia i trzeba było uruchamiać go ponownie. Potem nie było już najmniejszych kłopotów - aplikacja chodziła bardzo sprawnie.
Loupdeck posiada jedno pokrętło C1 oraz dwa przyciski C2 i C3, które pozwalają na przypisanie różnych funkcji, jednak jest to dość mocno ograniczona liczba. Mi w szczególności brakowało opcji usuwania zdjęć. Atutem jest to, że pod każdy z przycisków można przypisać 2 funkcje, z których jedną aktywuje się po wciśnięciu klawisza Fn. Przyciski opisane literką P służą do wklejania presetu. W sumie można do nich przypisać aż 16 presetów, co dla człowieka, który posługuje się dwoma w porywach do pięciu, jest stanowczo za dużo. Szkoda, że nie da się do nich przypisać innych funkcji.
Jednym z ważniejszych ustawień jest czułość pokręteł i suwaków. Dla osób mniej pewnych możemy ustawić suwaki na „slow“, a kiedy jesteśmy już bardziej wprawieni i potrzebujemy szybciej pracować możemy tę czułość zwiększyć.
Każdemu kto pierwszy raz siada do Loupdecka polecam dokładnie zapoznać się z instrukcją obsługi. Mimo, że pokrętła i suwaki ustawione są bardzo intuicyjnie i szybko można przyzwyczaić się do ich obsługi, producent zaprogramował sporo pomocnych i skracających czas obróbki skrótów.
Największym ograniczeniem Loupdecka jest niestety Lightroom, bo jak wspaniała nie byłaby konsola, to wspomniany program ma swoje problemy, za które ciężko winić producentów urządzenia. Mówię tu przede wszystkim o selekcji. Mimo przeróżnych uaktualnień LR i znacznie poprawionej szybkości, do selekcji wciąż używam Photo Mechanic który jest szybszy. Niestety Loupedeck z nim nie współpracuje, a selekcje w LR ciężko zaliczyć do przyjemnych. Dodatkowo przy selekcji, nawet bardziej, niż podczas obróbki, przeszkadzały mi twarde klawisze urządzenia. Jeśli chodzi o czas nie widzę różnicy pomiędzy konsolą a klawiaturą.
To co najbardziej mi się podobało, to praca przy pełnym ekranie. Możliwość oglądania zdjęcia w tak dużym rozmiarze i szybkiego kręcenia pokrętłami w celu wyrównania ekspozycji czy kolorów, jest rewelacyjna. Zauważyłem, że zdjęcia obrobione za pomocą konsoli były naprawdę spójne kolorystycznie mimo że podczas obróbki nie włączałem sobie opcji porównania. Duże koło do kadrowania pozwalało na szybkie wyprostowanie obrazka, nieco gorzej było przy zmienianiu rozmiaru, bo jednak znacznie łatwiej i szybciej było robić to myszką niż strzałkami.
Z czasem doszedłem do większej wprawy i obróbka była coraz szybsza. Mimo wszystko jestem raczej z gatunku „klikaczy“, pomijając fakt, że cały czas z przyzwyczajenia ciągnęło moją rękę do myszki, mam wrażenie, że przez lata udało mi się na tyle dobrze dopracować swój workflow, że szybciej pracuje myszką niż klawiaturą (VSCO keys) czy Loupdeckiem.
Mimo mojej sympatii do kółka od kadrowania, często szybciej jest nacisnąć auto crop (i szkoda że nie da się przypisać tej funkcji do któregoś z przycisków C1, C2 lub C3). Oczywiście problemem mógł być też czas, który miałem na test konsoli. Przez to, że jestem tak mocno zakorzeniony w swoim stylu pracy, potrzeba nieco więcej czasu na jego zmianę.
Zarówno cena jak i opakowanie wskazują, że Loupdeck jest naprawdę ekskluzywnym urządzeniem. Niestety jakość wykonania nie zachwyca tak bardzo jak by się chciało. Ilość plastiku i wykończenia pozostawiają wiele do życzenia. Sama konsola jest dość sporych gabarytów, a w połączeniu z dość długim kablem, zajmują sporą część biurka.
Konsola ma jednak służyć do obrabiania zdjęć a nie patrzenia na nią i w tym sprawdza się rewelacyjnie. Umiejscowienie pokręteł i ich obsługa jest bardzo intuicyjna i przyjemna, można szybko przyzwyczaić się do pracy. Największym plusem była dla mnie praca w trybie pełnoekranowym. Mimo dobrej ergonomii, do szybkiej i pewnej obsługi Loupdecka potrzeba czasu - szczególnie do zapamiętania bardziej zaawansowanych opcji. Największym minusem były twarde klawisze i jakość wykonania. Wielka szkoda że przyciski funkcyjne mają dość ograniczony wybór narzędzi, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jest to wciąż nowy produkt i są to rzeczy, które można z łatwością poszerzyć w nadchodzących update’ach oprogramowania.
Mimo tygodniowych testów wciąż szybciej szła mi edycja za pomocą myszki, ale myślę że jest to tylko kwestia czasu, a osobom które więcej korzystają z klawiatury na pewno nauka zajęłaby znacznie mniej czasu. Jedno jest pewne, praca z Loupedeckiem była także świetną zabawą i szkoda, że musiałem rozstać się z nim tak szybko. Polecam to urządzenie w szczególności dla osób, którym przesuwanie suwaczków myszką wciąż zajmuje sporo czasu.