Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Michał Leja, wykładowca Akademii Nikona zaprasza na kolejny odcinek edukacyjnego cyklu poświęconego filmowaniu. Tym razem przyjrzymy się bliżej ruchom kamery i sposobach na uzyskanie płynnych, stabilnych ujęć.
Artykuł przygotowany we współpracy z firmą Nikon
Trzecia część cyklu o filmowaniu aparatami Nikon Z będzie o ruchu. Głównie o tym pożądanym i zaplanowanym, ale też miejscami o takim, którego chcemy się pozbyć. Narzędzi stabilizujących lub unieruchamiających kamerę jest niewyobrażalna ilość. Tu omówię głównie te najbardziej popularne i przystępne cenowo, ale wspomnę też o rozwiązaniach najciekawszych i najbardziej zaawansowanych technologicznie.
Najprościej zacząć od fotografowania i filmowania z ręki. O ile w przypadku fotografii efekty drżenia rąk można dość łatwo wyeliminować (np. skracając czas migawki), w filmie będzie to znacznie utrudnione. Większość nagrywanych przez nas ujęć trwa od kilku do kilkunastu sekund. Praktycznie nie ma więc możliwości, by przez cały ten czas utrzymać kamerę nieruchomo. Ten problem potęguje się, gdy podczas rejestracji zamierzamy się przemieszczać.
Czy słusznie jest mówić o drżących ujęciach z ręki, jako o problematycznych, lub błędnych? Czasem taka estetyka staje się walorem scen, w których trzeba podkreślić dramaturgię, dynamikę, a nawet intymność. Znamienitym przykładem dramatycznych scen z ujęciami typu „shaky cam” są sceny lądowania aliantów w Normandii w filmie „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga. Co ciekawe jedna z najsłynniejszych fotografii wojennych z tego samego wydarzenia, której autorem jest Robert Capa, ma w sobie dużo dramatyzmu, również spotęgowanego poruszeniem aparatu. Nie zawsze więc rozdygotana kamera musi oznaczać błąd w sztuce. Równie dobrze może stać się narzędziem, które pomaga tę sztukę budować.
A co jeśli chcemy jednak ustabilizować ujęcie, a nie mamy nic poza tym, co otrzymaliśmy w zestawie z aparatem? Pomocny okaże się pasek. Wieszając zestaw na szyi, możemy go napiąć, a siebie potraktować jak statyw. Dodatkową zaletą takiego rozwiązania jest swoboda ruchów - zarówno naszych , jak i aparatu. Zaletą takiego działanie jest także fakt, że nie musimy odciążać naszego plecaka dodatkowymi akcesoriami
Trzeba mieć jedynie świadomość, że ruch kamery będzie tym bardziej widoczny, im bliżej filmowanego obiektywu będziemy. W przypadku szerokich planów drżenie rąk, czy sprężynowanie spowodowane stawianiem korków nie będzie widoczne tak mocno, jak podczas realizacji ujęć w zbliżeniu i filmowania detali.
Rozwiązaniem nieco bardziej zaawansowanym niż pasek, jest wbudowana stabilizacja obrazu. Każdy korpus z linii Nikon Z oferuje wbudowane mechanizmy (lub algorytmy) tłumienia drgań w trakcie nagrywania wideo. Modele dla początkujących oferują stabilizację elektroniczną. Po jej włączeniu, w modelach Z 30, Z 50 i Z fc obraz jest lekko przycinany (ogniskowa 24 mm zaoferuje nam kąt widzenia jak przy obiektywie 30 mm). Otrzymane marginesy służą jako pikselowa ławka rezerwowych. Gdy kamera porusza się lub przechyla, stabilizacja kompensuje ruch, przesuwając ramkę cropa, korzystając z pikseli poza obrazem głównym. Zaletą takiego rozwiązania jest uproszczona konstrukcja mechaniczna aparatu i bardziej kompaktowy rozmiar.
Ruch aparatu w górę kompensowany jest przez ruch systemu stabilizacji do dołu
Wszystkie korpusy pełnoklatkowe posiadają z kolei pięcioosiową, żyroskopową stabilizację matrycy. Zaletą tego rozwiązania jest przede wszystkim brak cropa i kompensacja wszystkich osie ruchu. Część obiektywów z linii S oferuje także dodatkową stabilizację optyczną. Układy pracują wtedy w tandemie, zwiększając maksymalną efektywność. Obie metody dobrze stabilizują drgania i delikatne ruchy, ale jak chcemy wejść na wyższy stopień stabilizacji, to musimy skorzystać z gimbala.
Jedno z tych urządzeń, bez których dzisiejsi „content creators" nie mogą się obejść. Zacznijmy od wad. Przede wszystkim, jest to już dodatek dosyć kosztowny, a do tego mało pakowny, wydłużający czas przygotowania do pracy i zazwyczaj ciężki. Zalety sprawiają jednak, że trudy pracy z gimbalem zostaną nam wynagrodzone. Dobry gimbal sporo kosztuje, ale znacznie rozszerza spektrum naszych możliwości. Dzięki niemu nie tylko ustabilizujemy wibracje, ale zachowamy poziomą orientację aparatu podczas niekontrolowanych przechyłów na boki czy w trakcie zmiany wysokości filmowania.
Poza płynną pracą w standardowych scenariuszach kadrów (panowamowanie, pochył) mamy też do dyspozycji programy kreatywne, takie jak obrót wokół osi obiektywu czy możliwość programowania hyperlapsów i opcję zdalnego sterowania ruchem za pomocą smartfona. Tak naprawdę, w przypadku bimbali ogranicza nas tylko wyobraźnia i przestrzeń na karcie.
Historia stabilizacji na uprzęży sięga lat sześćdziesiątych, kiedy firma Steadicam pokazała system separujący ruch kamery od ruchu operatora. Kamizelka z ramieniem na sprężynach, do której przymocowana jest kamera ustabilizowana za pomocą odważników, otworzyła przed światem filmowym zupełnie nowe możliwości i pole do improwizacji. Można było na przykład „swobodnie” wbiec z kamerą po schodach jak w słynnej scenie z filmu Rocky.
Nie są to natomiast zestawy lekkie, dlatego jedną z podstawowych rutyn operatorów jest trening siłowy... Dzisiaj hollywoodzkim „wzorcem metra” jest system ARRI Trinity, ale takim skromnym operatorom, jak ja, powinny w zupełności wystarczyć rozwiązania „light” - jak model Float marki Tilta.
Ten pięcioosiowy support łączy się z najpopularniejszym na rynku gimbalem (DJI RS2 i RS3) i świetnie radzi sobie z Nikonami Z, a jego podstawową zaletą jest praktycznie zupełne eliminowanie sprężynującego ruchu kamery. W teorii z takim zestawem można nawet biegać. Jeśli nie stać nas na steadicamy, ten niepożądany ruch możemy próbować wyeliminować stosując tzw. „ninja walk”, czyli płynne przestępowanie ze stopy na stopę. Sprawdzą się do tego buty z miękką podeszwą.
Praca z wyżej wymienionymi systemami, nie licząc ich wagi, jest bardzo swobodna i daje możliwość spontanicznej zmiany kierunku filmowania. Jeśli jednak dane ujęcie wymaga od nas 100-procentowej, powtarzalnej precyzji ruchu, niezastąpiony może okazać się slider.
To popularne rozwiązanie składa się zazwyczaj z dwóch szyn i „wózka”, do którego można przykręcić głowicę od statywu (a na niej kamerę). Jak to zwykle bywa, nie ma tu ściśle określonych przedziałów cenowych. Możemy kupić zarówno proste manualne slidery w cenie kilkuset złotych, jak i kosztujące kilkukrotnie więcej profesjonalnie rozwiązania zmechanizowane, które pozwalają programować określone sekwencje ujęć. Slidery w ogromnej większości są konstrukcjami prostymi. Jeśli chcemy filmować po łuku, przydatne mogą okazać się tzw. skatery ze skrętnymi kółkami.
A co jeśli okaże się, że na sliderze musi jechać także operator? Wtedy całość musi mieć większą skalę i przybiera formę dużych szyn z wózkiem dla kamerzysty. Zaletą takiego układu jest wysoka powtarzalność ruchu i możliwość ułożenia całej trasy przejazdu kamery. Wadą jest z pewnością wysoka cena i konieczność pracy w większym składzie. Wózki rzadko są bowiem zmotoryzowane, i zazwyczaj popychane są siłą asystentów. Wspaniałym przykładem wykorzystania jazdy kamerowej jest teledysk Olafura Arnaldsa „A Sunrise Sessions”.
Pisząc o ruchach kamery, koniecznie trzeba spojrzeć w niebo. Drony zmaterializowały marzenia o lataniu! No, może nie o lataniu, ale o swobodnym podziwianiu świata z perspektywy ptaka. Współczesne urządzenia są małe, lekkie i pakowne, ale w związku z tym trzeba liczyć się z ograniczoną siłą sygnału i brakiem możliwości uzyskania zaawansowanej plastyki obrazu. Przynajmniej w rozsądnym budżecie. Na dodatek cały ten „zachód” z licencjiami, scenariuszami lotu itp…
Oglądając wyścig Le Mans, podziwiałem dwa rodzaje ujęć z powietrza: ze śmigłowca (wspaniały pomysł, ale ekstremalnie kosztowny) oraz z pitstopów, gdzie kamera sunęła nad zjeżdżającymi na tankowanie bolidami. Była ona zamocowana na wózku poruszającym się na linach rozpiętymi na całej długości prostej serwisowej. Kapitalne rozwiązanie na arenach sportowych, ale na razie bardzo kosztowne.
W 2017 roku Nikon zainwestował w firmę Mark Roberts Motion Control, która produkuje roboty filmowe (tzw. cineboty). Te niewiarygodne urządzenia wyglądają jak ramiona używane w fabrykach samochodów, z tym że na końcu zamontowane są kamery. Całość jest obsługiwane przez zaawansowane oprogramowanie, pozwalające sterować kamerą we wszystkich osiach i obsługiwać jej wszystkie funkcje. Jest to najwyższy stopień wtajemniczenia w kontrolę ruchu kamery. Można generować bardzo dynamiczne ujęcia w mikroskali i co lepsze, w każdej próbie osiągać dokładnie ten sam efekt. Bolt, bo tak nazywa się ów robot, stał się standardem m.in. w reklamach jedzenia. Rodzimym projektem wykorzystującym tę technologię jest Bites Studio, którego produkcje stoją na najwyższym światowym poziomie!
Na samym końcu wspomnę o statywie, czyli rzeczy najważniejszej! Nie ma jak dobry statyw, zarówno w fotografii, jak i filmie! Te do obrazów ruchomych różnią się przede wszystkim głowicą. Zaawansowane konstrukcje oferuję głowice olejowe, czasem także z kontrolą przeciwwagi. Najistotniejszą różnicą w stosunku do statywów fotograficznych jest brak możliwości obrotu aparatu do pionu. Jeśli chcemy filmować w pionie, a taką potrzebę mogą wymusić na nas media społecznościowe, to musimy jakoś zamocować aparat niezależnie od głowicy. W takim przypadku bardzo pomocnym akcesorium może się okazać klatka, półklatka lub płytka L-kształtna. Te zazwyczaj mają dodatkowe gwinty, do których przykręca się płytkę.
Kolejna różnica to półkula poziomująca. Bardzo ważne jest wypoziomowanie podstawy głowicy statywu wideo. Jeśli tego nie zrobimy to podczas panoramowania lub pochyłu, oś nie będzie pozioma ani pionowa, tylko skośna, a ujęcie zmieni wysokość lub będzie przesunięte. W statywie fotograficznym możemy ustawić pion i poziom przed wykonaniem każdej fotografii i nie przejmować się nierównym terenem.
Wideo z nieruchomymi kadrami jest tylko pokazem slajdów. Na ekranie kinowym coś się musi ruszać - albo aktor, albo kamera. Nie ma jednej metody na ruch, stabilizację. Liczy się efekt, a ten zależy od naszych założeń. Poza ruchem kamery i jej stabilizacją bardzo ważnymi elementami są także dźwięk i światło. I właśnie o tym napiszę w ostatniej części poradnika.
Na tych warsztatach dowiesz się wszystkiego o technicznych aspektach filmowania lustrzanką, bezlusterkowcem oraz smartfonem. Opanujesz obraz oraz dźwięk, a także dowiesz się, jak filmować w zwolnionym tempie.
Zajęcia skierowane do cyfrowych twórców, chcących opanować szeroki wachlarz zagadnień związanych z filmowaniem, w którym łatwo się pogubić. Jeśli nie wiesz jak ustawić aparat, jak zarejestrować krystalicznie czysty dźwięk i na jakie parametry zwrócić uwagę wybierając lampę do filmu, te warsztaty są dla Ciebie! Więcej informacji oraz dostępne terminy na www.akademianikona.pl
Kod rabatowy dla czytelników Fotopolis
Kod obowiązuje na dowolnie wybrany termin warsztatów filmowania i jest ważny na zapisy wykonane do 30 lipca lub do wyczerpania wolnych miejsc.
Cena wybranego terminu zostanie obniżona o 10% i będzie widoczna na dole koszyka.
W koszyku, w polu KOD RABATOWY wklej: fotopolis.pl