Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
"Fotografia / Ideologia / Polityka" to temat tegorocznej edycji Biennale Fotografii w Poznaniu. W programie znalazło się 6 wystaw głównych, 3 towarzyszące, wykłady, panel dyskusyjny oraz akcje edukacyjne w trakcie Nocy Muzeów. Z przyjemnością odwiedziliśmy Poznań i obejrzeliśmy przygotowane propozycje. Zapraszamy to przeczytania relacji z wydarzenia. Wystawy z programu głównego dostępne są jeszcze przez weekend. W niedzielę w Centrum Kultury Zamek wstęp wolny.
Przypomnijmy, że impreza w Poznaniu organizowana jest co dwa lata. W tym roku mamy szóstą edycję. Rada programowa przygotowała 6 wystaw tematycznych. Otwarto również dwie wystawy towarzyszące i jedną prezentację w internecie. Temat wiodący Biennale to "Fotografia / Ideologia / Polityka".
Zacznijmy od dużej, zbiorowej prezentacji polskiej fotografii lat 40, którą ulokowano we wnętrzach Centrum Kultury Zamek. Wystawa zatytułowana "Budowniczowie Świata Fotografii polska fotografia drugiej połowy lat 40 XX wieku" została przygotowana przez Macieja Szymanowicza specjalnie na okoliczność Biennale.
Ekspozycję podzielono na kilka części. Każdą wyznacza odrębny temat bądź nurt. W jednej z sal znalazły się fotografie nawiązujące do tradycji piktorializmu. Wśród nich prace nestorów oraz powojennych kontynuatorów nurtu.(m.in. B.J.Dorys, J. Podoski, T. Wański, W. Romer. Stamm, J. Strumiński, małżeństwo Obrąpalskich).
Oddzielną grupę stworzyły zdjęcia nawiązujące do programu fotografii ojczystej. Tutaj pokazano szeroką dokumentację zniszczeń wojennych oraz - w oddzielnej sali - dziesiątki zdjęć Ziem Odzyskanych. Fotografie zburzonej Warszawy, Poznania, Gdańska, Wrocławia wykonali m.in. Kazimierz Lelewicz, Zofia Chomętowska, Leonard Sempoliński, Stefan Poradowski, Franciszek Maćkowiak. Niektóre przeleżały w archiwach ponad 60 lat.
Część o Ziemiach Odzyskanych skomponowano z fragmentu gigantycznego archiwum, które powstawało na potrzeby serii książek Ziemie Staropolski. W latach 1947-48 organizowano specjalne wyjazdy, podczas których fotografowano tereny odzyskane. Gromadzono portrety autoktonów, ślady zniszczeń, fotografie dawnej architektury, romantyczne krajobrazy, zakłady pracy, szkoły. Władze wykorzystywały je do szeroko zakrojonych akcji propagandowych. Odzyskane obszary pokazywano jako tereny rdzennie słowiańskie. Prezentację uzupełnia szeroki wybór prac Jana Bułhaka, głównie pejzaży.
Kolejna część to wybór zdjęć autorów, którzy czerpali z postulatów i osiągnięć awangardy, m.in.: Fortunaty Obrąpalskiej, Zbigniewa Dłubaka, Leonarda Sempolińskiego.
Na koniec, w dużej przestronnej sali prezentowane są fotografie zaangażowane politycznie i ideologicznie. Możemy zobaczyć początki kształtującej się socrealistycznej stylistyki. Zakłady pracy, szkoły, postęp, ciężka kolektywna praca, nauka... zdjęcia pochodzą z dwóch konkursów fotograficznych "Praca robotnika i rolnika" oraz "W służbie pokojowi" - jeszcze subtelne, niedosłowne aczkolwiek już dające znać o zbliżającej się doktrynie.
Cała wystawa obejmuje w sumie ponad 200 zdjęć. Pokazywane są oryginalne odbitki, z wyjątkiem kilku współcześnie reprodukowanych prac. Wyselekcjonowane egzemplarze, odnalezione czasem po wielu latach, pochodzą z kolekcji kilku muzeów, galerii oraz prywatnych archiwów. Ponad rok trwały przygotowania do ekspozycji.
Historia polskiej fotografii wciąż jest mało znana i nie opracowana. Niewiele miejsc tę fotografię pokazuje, porządkuje, komentuje. Tym bardziej cieszy wystawa w Poznaniu.
Prezentacja nie rości sobie praw do budowania kompletnego obrazu fotograficznej sceny w Polsce lat czterdziestych. Zależało raczej na wydobyciu pewnych tendencji, tematów, problemów, które miały istotny wpływ na rozwój fotografii w dalszych latach, ze szczególnym uwzględnieniem środowiska poznańskiego. Jasno pokazano, że ścisłe podziały na nurty czy gatunki nie są możliwe, wielu autorów realizowało projekty różnego rodzaju. Wystawa w Zamku to przede wszystkim propozycja dla miłośników historii polskiej fotografii, chociaż dokumentacja wojennych zniszczeń oraz część poświęcona początkom nurtu socrealistycznych może zaciekawić także tych, którzy za przekrojowymi wystawami dawnych zdjęć nie przepadają specjalnie.
Ważnym punktem programu Biennale jest przygotowana w Galerii Arsenał wystawa: "Uroki władzy (o władzy rozproszonej, ideologii i o widzeniu)". Kuratorka projektu - Izabela Kowalczyk - przygotowała prezentację, opowiadającą o różnych aspektach i przejawach szeroko rozumianej władzy. Wypowiedź skomponowano z projektów polskich autorów. Prezentowane prace to ukończone niedawno realizacje fotograficzne, wideo, filmy oraz interaktywne projekty multimedialne. Ci, którzy śledzą wydarzenia polskiej sceny artystycznej mogą rozpoznać niektóre z nich. Mamy m.in. cykl "Desenie" Zofii Kulik, "Mandale" Maurycego Gomulickiego, projekt Zbigniewa Libery "The Gay, Innocent and Heartless", "Kronikę" Bogny Burskiej, filmy Tomka Kozaka "Zamurzynienie - Historia pewnej metafory".
Problem władzy pojawia się w bardzo różnych ujęciach i kontekstach. Prace obnażają m.in. niepisane reguły czy utarte zwyczaje, które potrafią zawładnąć wyobraźnią, skłonić do bezrefleksyjnych działań. Wyeksponowano motyw wpływu kulturowych konwencji w obszarze działań artystycznych. Przywołano wątek władzy kształtującej rynek sztuki. Podjęto temat siły działania obrazu, możliwość narzucania sposobów widzenia. Artyści penetrują obszar mechanizmów, struktur władzy. Jawi się ona jako rozproszona niemal wszędzie. Kuratorka dodatkowo śledzi mechanizmy władzy, które kierują procesami twórczymi, wyznaczają obszary obrazowości, "decydują" o czym się "mówi", a co zostaje na marginesie. Wszystko w odwołaniu do aktualnych, współczesnych tematów i problemów.
Prezentacja wymaga od widza pewnej cierpliwości, dociekliwości, by nie powiedzieć intelektualnego zaangażowania. Szybkie rzucenie okiem na pokazywane obrazy może się udać, a nawet być ciekawe i przyjemne. Prace intrygują, zaskakują, są atrakcyjne wizualnie. To jednak tylko pierwsza warstwa.
Wystawie towarzyszy precyzyjnie napisany, bardzo pomocny tekst w katalogu. Kuratorka "oprowadza" po kolejnych częściach prezentacji, nazywa poruszone problemy, wskazuje wypatrzone przez siebie tropy, tłumaczy. Wystawa zdecydowanie warta uwagi.
Podążając szlakiem programu głównego trafiamy do Starego Browaru. Tutaj ulokowano dwie prezentacje. Pierwsza z nich to zbiorowa wystawa przygotowana przez Krzysztofa Jureckiego. Kurator zdecydował się zestawić projekty cenionych przez siebie autorów, komponując - jak sam mówi w katalogu do wystawy - coś na kształt układanki, której elementy dają się zestawiać na różne sposoby. W dwóch pomieszczeniach znalazły się cykle ponad 20 artystów. Mamy dokumenty, fotomontaże, prace wideo, projekty konceptualne, metaforyczne, symboliczne, prace inscenizowane, projekty bardziej osobiste oraz takie, które komentują sytuację społeczną. Wszystkie dosyć gęsto rozwieszono na ścianach. Zestawiona mnogość strategii, stylistyk, tematów i form ma budować obraz zróżnicowanej sceny fotograficznej, pokazywać jak różnymi ścieżkami podążają artyści wykorzystujące fotograficzne medium.
Założenia wystawy wydaje się ciekawe. Wydobyte wątki, twórcze strategie, o których możemy czytać w katalogu, pozwalają spojrzeć z dystansu i uporządkować obraz fotograficznych działań. Momentami jednak można odnieść wrażenie, że nie wszystko, o czym czytamy w publikacji, daje się odnaleźć na samej wystawie. Forsowana w tekście interpretacja poszczególnych realizacji, pomaga zrozumieć, dlaczego oglądamy te, a nie inne prace. Klucz doboru autorów chwilami jednak nieco zastanawia. Inna rzecz, że w tak zaaranżowanym gąszczu trudno projektom wybrzmieć i samoistnie zaistnieć.
Interesującą wystawę zatytułowaną "Weltpanorama" ulokowana piętro niżej. Projekt nagrodzono w konkursie dla młodych kuratorów i umieszczono w programie Biennale. Na środku sali stanął zniszczony poznański fotoplastykon, przypominający o początkach i tradycjach fotografii podróżniczej. Wokół znalazły się projekty podejmujące temat dzisiejszej turystyki oraz towarzyszącej jej fotografii.
Obejrzeć możemy m.in. cykl Zbigniewa Libery "La Vue" - artysta poddał pewnym zniekształceniom pocztówkowe zdjęcia, a następnie je przefotografowywał.
Christian Mayer pokazuje jedną fotografię wykonaną w Tromso. Do niedużej miejscowości na Biegunie Północnym przyjeżdżają zamożni turyści, by na własne oczy zobaczyć Białą Noc. Biura podróży organizują specjalne wycieczki, przywożą zainteresowanych, którzy na miejscu otrzymują dyplomy, gratulacje, robią pamiątkowe zdjęcie. Cała wyprawa trwa raptem 24 godziny. Na wystawie znalazła się elegancko oprawiona fotografia, wspomniany dyplom oraz wydruk oferty biura podróży, które oferuje opisane wyjazdy. Prosty pomysł, ale jakże wymowny. Na wystawie możemy obejrzeć jeszcze projekty Helmuta i Johanny Kandl, Janka Simona i Roberta Kuśmirowskiego.
Wystawa jako całość nie jest może wypowiedzią wyjątkowo odkrywczą czy zaskakującą. Wiemy jak ważne i powszechne stało się ostatnio fotografowanie w podróży, ile rzeczy i miejsc oglądamy nie inaczej jak tylko poprzez optykę aparatu, jak działa nasza pamięć, ile przedwakacyjnych decyzji zależy od ujęć umieszczonych na reklamowych folderach, ile oczekiwań i wyobrażeń budujemy w oparciu o obejrzane fotografie. Zdajemy sobie sprawę, jak łatwo zawładnąć wyobraźnią z pomocą odpowiednich obrazów, jak bezrefleksyjnie potrafimy je wykonywać oglądać, przyswajać. W tym sensie wystawa nie jest już wypowiedzią świeżą czy przewrotną. Cieszy jednak fakt, że zagadnieniu poświęcono więcej uwagi i czasu, że wydobyto i zgromadzono prace, które na różny sposób podejmują aktualny problem. Wystawa jest przejrzysta, dobrano zróżnicowane, ciekawe projekty. O drobinę zabrakło jedynie wspierającego tekstu, który pozwoliłby odwiedzającym głębiej zapoznać się ze strategiami poszczególnych autorów.
Ostatnią propozycją z głównego programu jest akcja zatytułowana "Kłopotliwe obrazy". Kuratorem jest Marek Krajewski.
Na filarze jednego z wiaduktów zawisła fotografia Andrzeja Florkowskiego. W innym miejscu przechodniom rozdawano pocztówki-ulotki z wizerunkiem tajemniczej, nagiej postaci na łóżku. Na ścianie galerii Arsenał zawisło duże zdjęcie Andrzeja Dragana zatytułowane Marilyn. Mikołaj Długosz zainstalował na ziemi sporych rozmiarów fotografię satelitarną Poznania. Na przystankach pokazywano fotografie Szymona Rogińskiego. Mieszkańcy przystawali, przyglądali się, dziwili, robili zdjęcia, otrzymane pocztówki chowali, wyrzucali, zmieszani, zdziwieni, rozbawieni... To wszystko działo się na przełomie kwietnie i maja.
Reakcje przechodniów fotografowano i filmowano. Tę dokumentację można teraz oglądać na ekranach monitorów w SPOT. "Kłopotliwe obrazy" to zdjęcia, które biorą nas we władanie, wywołują emocje, reakcje, zaskakują, nie pozwalają przejść obojętnie.
Projekt wydobywa i eksponuje potencjał obrazów, mechanizm i tkwiącą w nich siłę wpływu, zdolność wywoływania reakcji. Z wykorzystaniem opisanych sytuacji artyści eksponują naszą swoistą bezradność, podatność na działanie zdjęć. W niecodziennych warunkach daje się ona zauważyć dużo wyraźniej niż w codziennych oswojonych, okolicznościach.
Obok projekcji na monitorach do wglądu jest również cała korespondencja mailowa między artystami a kuratorem, pisma do urzędów, służb miejskich, wyceny realizacji poszczególnych etapów prac, archiwum opinii na forach internetowych. Dokumentacja odsłania kulisy przygotowań, pokazuje jednocześnie, jak dużo wysiłku wymaga legalne umieszczenie obrazu w przestrzeni publicznej.
Na tym zamyka się główna, tematyczna część Biennale. Warto jednak wspomnieć, że w programie znalazły się jeszcze dwie nieduże wystawy towarzyszące, luźniej związane z tematem, ale również godne obejrzenia. Jedna z nich to cykl najnowszych fotografii Szymona Szcześniaka "Czy mogę Panu zrobić zdjęcie?". Wyraziste, kolorowe portrety mieszkańców Polski, mężczyzn uchwyconych w naturalnych, prozaicznych sytuacjach i miejscach, zestawione z pustymi pejzażami pokazano w niedużej Galerii Ego.
Drugą wystawę przygotowała Galeria Piekary. Ekspozycja zatytułowana "Private Space" łączyła (czynna do 2.06) prezentację wyboru prac Andrzeja Lachowicza z fragmentami jego prywatnego archiwum. Pamiątki, notatki, zaproszenia na wystawy, listy, bilety, foldery, etykiety produktów i przede wszystkim prywatne zdjęcia rozrzucono, jakby przypadkowo w kilku gablotach na środku galerii. Wokół zawisły prace z serii Cień, JaTyOn, Fotografia konkretna.
Z pewnością największym atutem Biennale jest spojrzenie na fotografię z nieco większego dystansu i w szerszym kontekście. Fotografia jawi się jako jeden z wielu sposobów artystycznej wypowiedzi. Organizatorzy zachęcają do głębszej refleksji nad obrazem i istotą medium. Z jej pomocą starają się zarazem podjąć dyskusję na temat ogólniejszych, ważnych problemów. Refleksja nad mechanizmami władzy, ideologii była nieunikniona po odwiedzeniu przygotowanych wystaw.
Wszystkie prezentacje starannie zaplanowano. Na uwagę zasługują też przygotowane publikacje, w których znalazły się interesujące testy problemowe. Do nich warto sięgnąć również po zakończeniu Biennale.
Biennale w Poznaniu to najmniejsza spośród wszystkich majowych imprez fotograficznych w Polsce. W tym samym czasie odbywały się festiwale w Krakowie, Łodzi i Warszawie. Program choć nie tak rozbudowany - złożony raptem z kilku wystaw - wart jest uwagi i tracą Ci, którzy po macoszemu potraktowali tegoroczną edycję.
Większość wystaw można oglądać do 7 czerwca, czyli jeszcze dziś i jutro. Zachęcamy do odwiedzin. W Centrum Kultury Zamek w niedzielę (7.06) wstęp jest wolny.