Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Ponad 12 lat temu, duński wydawca Rik Gadella, wpadł na pomysł zorganizowania imprezy, na której mogłyby się spotkać i zaprezentować najciekawsze galerie fotograficzne na świecie. W roku 1997 roku, w Carrousel du Louvre, w samym sercu Paryża, po raz pierwszy przygotowano Paris Photo, targi poświęcone wyłącznie fotografii. Wśród zaproszonych galerii uwzględniono instytucje wyspecjalizowane w fotografii dawnej, klasycznej, jak i te, które prezentowały najświeższe dokonania młodych autorów. Impreza zderzyła wizje i koncepcje, stała się miejscem wymiany doświadczeń, ujawniła trendy na fotograficznym rynku.
Paryskie targi to obecnie największa i najsłynniejsza tego typu impreza na świecie. Z każdym rokiem przybywa wystawców i odwiedzających. Oprócz galerii swoje propozycje prezentują tu wydawnictwa, antykwariaty handlujące albumami i katalogami z wystaw, pojawiły się stoiska branżowych magazynów. Od sześciu lat imprezie towarzyszy fotograficzna nagroda BMW.
Tegoroczne targi odbyły się w Paryżu po raz dwunasty. Przyjechali przedstawiciele 86 galerii i 42 z Europy, 18 ze Stanów Zjednoczonych, a także z Australii, Indii, Korei, Afryki Południowej, Japonii. 37 z nich zaproszono po raz pierwszy. Albumy pokazywało 21 wydawnictw. Skrupulatna selekcja, dokonana w tym roku przez ośmioosobowy zespół, to sposób na zagwarantowanie imprezie możliwie najwyższego poziomu.
Na Paris Photo, podobnie jak innych branżowych targach, uczestnicy otrzymują wyodrębnione przestrzenie wystawowe, które aranżują wedle swoich upodobań. Trzy sale Carrousel du Louvre wypełniają setki boksów, w których pojawiają się oprawione fotografie, przygotowane do wglądu portfolia, albumy autorów, reprezentowanych przez galerię, czasem również wygodne fotele i stoliki, przy których toczą się rozmowy i negocjacje. Przedstawiciele, bądź sami właściciele, udzielają informacji o historii powstawania projektów, edycji poszczególnych serii, technicznych walorach dostępnych odbitek, wydruków i oczywiście o cenach. Wszystkie pokazywane prace, są bowiem fotografiami wystawionymi na sprzedaż.
Targi przypominają wielką wystawę, na której w niewyobrażalnym wręcz chaosie mieszają się tysiące najróżniejszych fotografii. Galerie prezentują pojedyncze zdjęcia wybranych autorów, czasem fragmenty większych serii, nierzadko wyjęte z dużo szerszego kontekstu. Pojawiają się ikony fotograficznej historii. Fotografie z bardzo różnych światów, często skrajnie od siebie odległych. Zdarzają się też różne wydania tej samej fotografii, jako, że posiadają je w swoich zbiorach różne galerie.
W owym przysłowiowym grochu z kapustą, mieszance wysokiej jakości, prawdopodobnie każdy może znaleźć coś dla siebie. W masie eksponowanych zdjęć znalazły się w tym roku zarówno anonimowe dziewiętnastowieczne portrety z Japonii, stare, ręcznie barwione fotografie gejsz, sygnowane odbitki francuskich klasyków, odbitki amerykańskich dokumentalistów, polaroidy, portrety fotografów mody, projekty nowe, zarówno dokumentalistów, twórców prac koncepcyjnych, abstrakcyjnych, łączących fotografię z innymi środkami wyrazu. Alec Soth, Walker Evans, Elliot Erwitt, Diane Arbus, Nobuyoshi Araki, Roger Ballen, Bill Brandt, Brassai, Henri Cartier-Bresson, JH Engstroem, Sarah Moon, Alberto Garcia-Alix, Anders Petersen, Trent Parke, Richard Avedon, Guido Moccafico, Borys Michaiłow, Alexander Rodchenko, Daido Moriyama, Helmut Newton, Stephen Shore, Ryan McGinley, Irving Penn, Martin Parr, Abelardo Morell, Nan Goldin, Rinko Kawauchi...
Na liście prezentowanych twórców znalazło się kilkaset nazwisk. Polskim akcentem była obecność jedynej autorki Zofii Kulik, reprezentowanej przez galerię Eric Franck Fine Art.
Nad imprezą, która - podkreślmy to raz jeszcze - nie jest festiwalem, lecz przedsięwzięciem skierowanym przede wszystkim do osób związanych z fotograficzną branżą (poszukujących nowych prac, zajmujących się kolekcjonowaniem, kupowaniem poszczególnych egzemplarzy) unosi się handlowa atmosfera. Przedstawiciele skoncentrowani na prezentacji, czujnie śledzą odwiedzających, gotowi do odpowiedzi na każde pytanie. Trudno o spokój i możliwość delektowania się walorami samych fotografii, zwłaszcza w weekend, kiedy do Carrousel du Louvre przybywają tłumy.
Interesująca, nieprzebrana mieszanka, obrazująca bogactwo fotograficznego świata, dla przeciętnego miłośnika fotografii może być nieco niestrawna. Odwiedzanie wszystkich stoisk od razu, kolejno, bez konkretnego klucza, mogło przyprawić o niemały zawrót głowy. Targi to jednak nie tylko szansa na zapoznanie się z fotografiami.
To również niezła okazja aby podpatrzeć jak mogą się kształtować strategie galerii w różnych krajach, w jaki sposób się specjalizują, gdzie poszukiwać fotografii dawnych, które w swoich kolekcjach posiadają głównie klasyków, które odważniej stawiają na młodych twórców, w których galeriach ceni się eksperymentowanie z medium, a w której możemy liczyć na interesujące projekty dokumentalne. Wiedza nie do przecenienia, zwłaszcza kiedy szuka się własnych reprezentantów, bądź nowych tropów czy inspiracji.
Mówiąc o strategiach wspomnijmy, w jaki sposób galerie podeszły do zaprezentowania siebie podczas samych targów. Koncepcje organizacji stoisk były bardzo różne. Miały wpływ na to, jak odbieraliśmy dane propozycje, czy miejsce zapadało w pamięć, wyróżniało na tle całej masy pozostałych, zachęcało do zapoznania z ofertą prac, pozwalało w pełni zaistnieć pokazywanym fotografiom.
I tak niektóre galerie zdecydowały się na pokazanie twórczości tylko jednego autora. Galeria Janet Borden, Inc. pokazała serię fotografii Martina Parra, Cokkie Snoei postawiła na cieszący się dużym zainteresowaniem projekt Ari Versluis & Ellie Uyttenbroek. Galeria hiromiyoshii z Tokio przygotowała niedużą, całościową wystawę, na której pojawiło się tylko kilka prac z serii Nao Tsudy. Starannie dobrane formaty, dobrze przemyślane miejsca ekspozycji, dużo wolnej przestrzeni, puste białe ściany, pomagały ochłonąć, poświęcić więcej uwagi pracom, a zarazem odpocząć od hałasu, tłumów i przepełnionych obrazami korytarzy dookoła.
Inne galerie, jak na przykład licznie odwiedzana Bonni Benrubi z Nowego Jorku, pokazywały po jednej, po dwie prace, kojarzonych już często autorów, wykorzystywały przy tym większą część powierzchni wszystkich ścian. W niektórych galeriach wiele uwagi poświęcono atmosferze. Wygodne kanapy, ograniczona liczba fotografii, sporo miejsca dla każdej z nich, kwiaty w wazonach... elegancja cechowała m.in. stoisko londyńskiej Hamiltons. Niektórzy nadawali swoim przestrzeniom dużo surowszy charakter, jak Yoshii Gallery, której prace zawisły na szarych, podrapanych ścianach. Pomysły na aranżację wnętrz były niezwykle urozmaicone.
A teraz kilka słów o cenach. Najtańsza praca, jaką znalazłam, wyceniona została na 480 Euro, autorem był Jérôme Soret. Najdroższa, Wrighta Morrisa wystawiona przez Serge Plantureux z Paryża, 90000 Euro. Format, rodzaj, historia i czas powstania odbitki, wydruku, obecność sygnatury, podpis autora, wielkość edycji, to tylko niektóre czynniki, które kształtują ceny. Dla orientacji, oto niektóre z nich: Alec Soth Grand Twin Ciemna, 2006 Texas edycja 1/7 17500 $; Walker Evans, Penny Picture Display, Savanagh, 1936, odbitka srebrowa , sygnowana ołówkiem 60000 $, prace Martina Parra, w zależności od serii i formatu między 5 a 16 tysięcy dolarów, Jeff Brouws portfolio z serią 25 czarnobiałych wydruków stacji benzynowych 18200 Euro, Anders Petersen, prace z serii Okinawa 2000, 2100 Euro każda, prace Sary Moon między 6 a 12 tysięcy Euro.
Od kilku edycji, prócz ogólnego przeglądu ofert galerii i wydawnictw, organizatorzy opracowują szerszą prezentację fotografii wybranego kraju. W ubiegłych latach gośćmi honorowymi były m.in. Włochy, Hiszpania, kraje skandynawskie, Niemcy. W tym roku miejsce honorowe przypadło Japonii.
Wiele galerii przygotowało fotografie z tego kraju, ponadto, pod kierunkiem młodej kuratorki, Mariko Takeuchi opracowano oddzielny blok złożony z prezentacji najmłodszych galerii, wydawnictw książkowych oraz projektów wideo.
Mariko Takeuchi, podczas konferencji niejednokrotnie podkreślała, że japońska fotografia to przede wszystkim wyraz zadziwienia światem, ekspresja uczuć, które towarzyszą zetknięciu z zagadkową rzeczywistością. Daleko jej do prób analizowania, rozumienia czy opisywania świata. Fotografia jest jednym z wielu mediów, z pomocą których artyści szukają drogi dla swoich wypowiedzi.
Prace Rinko Kawauchi, coraz bardziej ostatnio popularnej fotografki, reprezentowanej przez galerię Foil, zdają się dobrze pokazywać to, o czym mówiła Takeuchi. Lekko nostalgiczne, pojedyncze kadry, uchwycone ze swoistą delikatnością smaki i uroki zwykłego, codziennego życia, banalne sytuacje, chwile, przedmioty, pokazane w dużym zbliżeniu. Kontemplacyjny charakter bije też z twórczości wspomnianej już wcześniej Tomako Sawady.
Bardziej przewrotne prace pokazała galeria G/P z Tokio. Fotografie Taisuke Koyama, powiększone do sporych rozmiarów i oprawione w drewniane ramy, bardziej przypominały abstrakcyjne obrazy malarskie niż prace fotograficzne. Yumiko Utsu, również reprezentowana przez galerię G/P, używa fotografii jako elementów różnego rodzaju kompozycji, małych instalacji przestrzennych. Fotografuje ponadto inscenizowane, specjalnie aranżowane sytuacje, układy z przedmiotów, które w swej wymowie kiczowate i nieco surrealistyczne, pozostają śmieszne i zarazem trochę straszne.
Szalone kolory, ostre niecodzienne błękity, zielenie, róże, to elementy które charakteryzowały sporą grupę prac wielu autorów. Jedną z nich jest Mika Nonagawa, której powiększone do dużych rozmiarów kwiaty pokazała Galeria Tomio Koyama.
Ważnym elementem japońskiej prezentacji była ekspozycja książek. W specjalnie wydzielonej części, na stoiskach poszczególnych wydawnictw, można było zobaczyć oraz zakupić najnowsze albumy, w tym także egzemplarze eleganckich limitowanych serii. Jak czytamy w eseju kuratorki bloku, publikacje książkowe to bardzo istotny element japońskiego rynku fotograficznego. Wielu autorów przykłada zdecydowanie większą wagę do wydania albumu niż przygotowania tradycyjnej wystawy. Niektórzy pokazują swoje projekty jedynie w takiej właśnie formie. Ma to ponoć związek z przywiązaniem do tradycji monochromatycznych drzeworytów, niezwykle ważnych w historii japońskiej kultury, obecnych w niej od wielu wieków. Bardziej prozaicznym powodem jest zarazem fakt, że rynek fotograficzny Japonii pozostaje wciąż mało stabilny i rozwinięty, duża cześć galerii powstała dopiero w ostatnich latach. Wielu autorom dużo łatwiej pokazać swoje prace właśnie w formie publikacji.
Wśród pozycji książkowych przeważały opowieści o naturalnych krajobrazach, drzewach, kwitnących wiśniach, znalazły się też serie portretów nastolatków, ulic wielkich miast i prowincji…Ładnie wydane, godne obejrzenia, nie były zarazem jakoś szczególnie zaskakujące. Osobiście nie natknęłam się na żadną pozycję, która byłaby wielkim odkryciem, czy źródłem niezapomnianego zachwytu. Propozycją z najciekawszymi zdjęciami wydała mi się Magma, młodej Hanayo.
Blok dopełniła prezentacja udźwiękowionych projektów wideo, które na przemian z dokumentalnymi filmami o Hiroshi Sugimoto i Nobuyoshi Araki, można było oglądać w oddzielnej sali projekcyjnej. Dziewięć bardzo różnych pomysłów, realizacji bez specjalnych zaskoczeń. Projekt Tomoko Sawady oparty na serii kobiecych portretów, ukazywał twarz, która po ściągnięciu maski, zamieniała się w oblicze kolejnej postaci. Ładne wideo Rinko Kawauchi, to kompozycja długich, statycznych ujęć, niepozornych sytuacji, pokazywanych kolejno bez fabularnej nici, w towarzystwie spokojnej muzyki. W programie znalazły się też dwa zestawy fotograficzne, pokazane w formie bardzo szybkiego slideshow. Jeden zbudowano z abstrakcyjnych zdjęć, które migały w tempie, niepozwalającym na dokładnie oswojenie obrazu. Drugi, Canary, to najnowszy projekt Lieko Shigi, wydany w ostatnich dniach również w formie albumu. Ostatni film, zatytułowany Tokio Bay Ban-Ban 2008 to jedno, proste, nieruchome, prawie siedmiominutowe ujęcie ścian dużych bloków, za którymi odbywa się pokaz sztucznych ogni. Słychać wystrzały, nad dachami rozpościera się łuna światła. Od czasu do czasu w oknach pojawiają się i znikają przypadkowe postaci.
Jak wypadła prezentacja japońskiej fotografii? Z pewnością możemy o niej wiedzieć nieco więcej niż wcześniej. Czy zaskoczyła, zachwyciła? Chyba nie. Chociaż daleka byłabym od jakichkolwiek generalizacji na temat japońskiej fotografii w ogóle, biorąc pod uwagę, że mieliśmy do czynienia z pewnym tylko wyrywkiem. Dwie rzeczy dały się jednak zauważyć. Wśród promowanych autorów jest bardzo wiele kobiet, nie wiem nawet czy nie więcej niż mężczyzn. Rzecz w sumie bez znaczenia, daje się jednak zauważyć, zwłaszcza gdy wiemy, jak zdominowaną przez mężczyzn jest scena fotografii w Europie czy Stanach Zjednoczonych. Poza tym Japończycy dosyć odważnie eksperymentują z fotograficznym medium. Nie mają zarazem problemu, by swoje prace, dalekie od tego, co zwykliśmy nazywać fotografią, nadal traktować jako fotografie właśnie. Nie mówię, że w Europie, czy nawet Polsce się nie eksperymentuje. To jednak, jak wiele prac tego rodzaju znalazło się w kuratorskim programie, daje do myślenia.
Jak już wcześniej wspominaliśmy, targom, od sześciu lat towarzyszy Fotograficzna Nagroda BMW. Jury, w sześcioosobowym składzie, wyłoniło spośród 20 reprezentowanych na targach, nominowanych autorów, najciekawszego, najbardziej obiecującego twórcę. Tegorocznym laureatem został chiński artysta Yao Lu, autor cyklu fotografii Nowy krajobraz. Osoby, które gościły na tegorocznym festiwalu fotografii w Łodzi, mogły zetknąć się z jego pracami. Twórca otrzymał nagrodę pieniężną w wysokości 12000 Euro.
Targi Paris Photo postrzega się czasem jako ogromny, fotograficzny supermarket. Jest w tym może odrobinę przesady, chociaż rzeczywiście, nie sposób nie odczuć unoszącego się nad imprezą ducha wielkiego handlu. Godzinę przed zamknięciem ruszyły promocje albumów, gazet, magazynów. W przejściach zapanowała nieco nerwowa atmosfera, niemal jak na odzieżowych przecenach.
Mimo wszystko, jest to jednak impreza, na której każdy zainteresowany fotografią może znaleźć coś dla siebie. Uważam, że chociaż raz warto tu przyjechać i zobaczyć jak to wygląda. Miłośnicy i kolekcjonerzy, rzecz oczywista, mogą przymierzać się do rozbudowania swoich zbiorów.
Właściciele galerii mają szansę konfrontować pomysły, kuratorzy natknąć się na nowe, nieznane do tej pory tropy. Fotografowie, zwłaszcza z krajów, gdzie rynek handlu fotografią nie jest jeszcze tak rozbudowany, zobaczą jaką to może przybrać skalę. I tutaj jeszcze jedna ważna rzecz, o której nie wspominałam do tej pory - jakość pokazywanych prac, poziom wydruków, oprawa. Nie można powiedzieć, że przywiązuje się do tego ogromną wagę. Ten temat w jakiś sposób po prostu nie istnieje oddzielnie, doskonałość wszystkich elementów jest czymś niemal oczywistym. Nie mam mowy, by formaty prac były nieadekwatne do projektów, pomysły na oprawę przypadkowe, jakość wydruku budząca wątpliwości, zwracająca na siebie uwagę. Żadnych ustępstw, kompromisów, przymykania oczu na niewydolność medium. Doskonałe wydruki, ogromne powiększenia, świetnie dobrane techniki oprawy, tła... jest się czego uczyć, nawet przy niemałym doświadczeniu.
Szczegółowe informacje o targach, wraz z listami wystawców, autorów i wyborem zdjęć dostępne na stronie www.parisphoto.fr.