Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
W książce nie ma zbyt wielu porad technicznych, natomiast fotograf przekazuje czytelnikom swoje doświadczenia i wiadomości zebrane z przeszło pół wieku. Autor opisuje procesy zachodzące w mózgu fotografa, towarzyszące powstawaniu zdjęcia. Dederko w swojej książce traktuje fotografię jako sztukę, a nie rzemiosło, które każdy jest w stanie opanować po upływie pewnego czasu.
Polskie Wydawnictwo Fotograficzne w 2006 roku wydało uaktualnioną wersję "Oświetlenia w fotografii" pod tytułem "Światło i cień w fotografii", natomiast rok później pozycję tutaj omawianą "Przedmiot rzeczywisty i jego obraz".
Witold Dederkourodzony 26 marca 1906 w Siedlcach, zmarł 10 września 1988 roku. Na początku swojej kariery był fotoreporterem, potem pedagogiem oraz autorem wspaniałych książek o fotografii. Od 1929 pracował w Polskiej Agencji Telegraficznej, od 1935 był kierownikiem laboratorium Kodaka w Warszawie. Autor wykładał także w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej i Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Napisał 12 książek m. in: "Łopatą do głowy", "Elementy kompozycji fotograficznej - 1960", "Oświetlenie w fotografii - 1963, 1972", "Guma warszawska", "Fotografowanie architektury", "Warsztat techniczny artysty fotografa - 1985", "Sztuka fotografowania - 1986", "Przedmiot rzeczywisty i jego obraz - 1989", "O fotografowaniu prawie wszystko?" (wspólnie z Andrzejem Pytlińskim), "Jak fotografować Druhem".
Od autora:
Nie jest to, Czytelniku, podręcznik. Książka traktuje wprawdzie o fotografii ale nie ma w niej porad praktycznych, tabel, naświetlania ani recept. Te wszystkie dane znajdują się w dziesiątkach innych książek o fotografii.
W swojej książce, myślę, że już ostatniej napisanej przeze mnie, przekazuję wiadomości i doświadczenia z przeszło pól wieku. Piszę o wszystkim czego dotąd o fotografii nie napisano. I pomimo, że nie jest to "podręcznik fotografii artystycznej" - sztuki z książek nie sposób jest się nauczyć, trzeba ją samemu w sobie wypracować - jest to książka o fotografii pod kątem widzenia twórczości, sztuki. Omawiam nie to co się dzieje w emulsji, lecz to co zachodzi w mózgu fotografa. A są to zjawiska zadziwiające, złożone, emocjonujące.
Rzadko myślimy o tym co widzimy i jak widzimy. Nie zdajemy sobie sprawy, że marzenie to też widzenie, nie okiem a mózgiem, tą najsubtelniejszą "maszyną liczącą" i jedyną rzeczywiście myślącą. Mało, mózg myśli samodzielnie podczas gdy elektronowe liczydło musimy zaprogramować.
Dalej będzie mowa o powiązaniu widzenia i miłości; myślenia i uczucia, które zawsze miał do dyspozycji człowiek. Żaden automat elektronowy nie potrafi kochać, a ?myśli? tylko to, co mu przekazał programator. Jego wyższość nad człowiekiem polega jedynie na szybkości działania.
A więc mózg. Najważniejszym uzupełnieniem aparatu fotograficznego jest fotograf! Tak. On nim kieruje i programuje wszystkie jego osiągnięcia i błędy. Właśnie zdolnością abstrakcyjnych uczuć człowiek różni się od innych tworów przyrody. Małpa płacze z bólu, człowiek z rozpaczy, często ból ukrywając. Wilk zachowuje gatunek, człowiek kocha, nawet gdy szuka potomstwa.
Właśnie - kocha. Nie ma do dziś definicji tego pojęcia, są tylko prawie nic nie wyjaśniające omówienia. Można nauczyć się techniki, kompozycji, można wyrozumować treść, ale sztuka wynika z uczuć. Dlatego trzeba nauczyć się kochać. - tyle na temat książki możemy dowiedzieć się z wypowiedzi autora.
Poniżej zamieszczamy fragment zapisu pochodzącego z książki, od wydawcy Cezarego Dybowskiego:
Żyjemy w paskudnych czasach? W czasach upadku wszystkich wartości, pogoni za pieniądzem, epatowania niemocą i nieuctwem. Współczesny człowiek, to jakby przeciwieństwo człowieka renesansu; zamiast wzorów antycznych mamy postmodernizm, w miejsce wyzwolenia duchowego - ciemnotę i wstecznictwo, za kulturę wystarczają telenowele, a wzorce moralne nie istnieją. Do tego niespotykana pazerność, pogoń za pieniądzem, celowe obniżanie jakości towarów, bo przecież trzeba kupować następne, następne, następne...
A ja lubię pluć pod wiatr. Zamiast słuchać mądrzejszych i zbijać kasę na "poradnikach" typu "Zostań miszczem fotografii cyfrowej w łykend", postanowiłem, z uporem maniaka, promować to, co w polskiej kulturze fotograficznej najlepsze. I jednym z takich elementów tej kultury jest nazwisko Dederko.
To już cztery pokolenia. Zaczęło się od Sotera Dederko, który pod koniec XIX wieku ilustrował zdjęciami swój pamiętnik. Jego syn, Marian, po raz pierwszy zetknął się z aparatem fotograficznym gdy miał 13 lat. W 1920 roku inżynier Marian Dederko przyjeżdża na stałe do Warszawy i otwiera zakład fotograficzny. W pracy pomaga mu jego syn - Witold. Kolejne pokolenie, to syn Witolda Szymon (gumista) i Henryk (operator filmowy).
Marian Dederko był współtwórcą Fotoklubu Polskiego i seniorem jego Kapituły. Współpracował z Polskim Towarzystwem Fotograficznym, wykładał w Liceum Fotograficznym w Warszawie. Był redaktorem "Fotografa Polskiego".
Witold Dederko pozostawił po sobie znacznie trwalszy ślad. Był autorem lub współautorem kilkunastu książek o fotografii. Większość z nich omawiała sprawy techniczne; ich część jest dla współczesnego czytelnika niezrozumiała, no bo kto dziś wie, co to jest, opisywany w "Oświetleniu w fotografii", nomogram? Inne, jak np. "Warsztat techniczny artysty fotografa" są interesujące dla bardzo wąskiego grona osób próbujących wskrzesić takie techniki, jak izohelia, izoprint, fotonit czy bułhakowska bromografika.
Są wreszcie w dorobku Witoldowym pozycje ponadczasowe, traktujące o estetyce, kompozycji, widzeniu, cechach plastycznych czy oddziaływaniu elementów obrazu. Witold Dederko napisał trzy takie książki; tylko trzy, ale mówiące więcej, niż kilkaset współczesnych produktów księgarniczych. To "Przedmiot rzeczywisty i jego obraz", "Sztuka fotografowania" oraz "Elementy kompozycji fotograficznej".
Dziś zapraszam Was do smakowania pierwszej z nich.
Książka jest dostępna w sprzedaży w sklepie internetowym fotosklepik.pl
Opracowanie: Agata Nowa