Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
W 1904 roku na łamach francuskiego czasopisma naukowego „La Nature” ukazał się artykuł opisujący nową technikę fotograficzną, którą od nazwiska jej wynalazców, słynnych braci Auguste’a i Louisa, nazwano autochromem Lumière. Trzy lata później produkcja szklanych, specjalnie preparowanych przezroczy ruszyła w ich fabryce pełną parą. Nowinka od początku cieszyła się sporym zainteresowaniem, a Bracia nie ustawali w staraniach, by do wynalazku przekonać coraz większą liczbę fotoamatorów.
Na jednym ze zorganizowanych przez nich warsztatów pojawił się galicyjski przedsiębiorca z Krakowa, Tadeusz Rząca. Zafascynowany nową technologią od tej pory robił zdjęcia głównie na autochromach. Kolekcja jego stu dziewięćdziesięciu trzech prac przetrwała historyczne burze ubiegłego wieku; dzisiaj znajdziemy je w zbiorach Muzeum Historii Fotografii w Krakowie.
fot. Tadeusz Rząca, ze zbiorów Muzeum Historii Fotografii w Krakowie
Odpowiedź na pytanie, dlaczego autochrom odniósł sukces, podbijając serca fotografów takich jak Rząca, jest stosunkowo prosta. Technika miała bowiem dwie istotne zalety: łatwość użycia oraz wierność w odwzorowaniu świata, idącą w parze z zachwycającym, przypominającym malarski, efektem estetycznym. Płyty, na których zapisywano obraz, wykonane były ze szkła pokrytego trzema kolejnymi warstwami. Pierwszą z nich tworzyły mikrodrobinki skrobi ziemniaczanej w kolorach: czerwonym, zielonym i niebieskim, wzmacniane i stabilizowane przez drugą warstwę lakieru, pokrytą z kolei powłoką z emulsji światłoczułej. Barwiona skrobia pełniła funkcję filtra przepuszczającego jedynie promienie określonego koloru. Po wywołaniu powstawał diapozytyw, gotowy do wyświetlania przy pomocy projektora, rzadziej reprodukowany w formie papierowych odbitek.
Sam proces fotografowania nie różnił się od przyjętego schematu - używano tych samych aparatów, które służyły do naświetlania „klasycznych” czarno-białych materiałów. Autochromy, o niższej czułości, wymagały jedynie dłuższej, kilkusekundowej ekspozycji, w rezultacie dając obraz o sporej ziarnistości.
Kim był człowiek, któremu polska fotografia zawdzięcza przeszczepienie techniki budzącej zachwyt w ówczesnej Europie na rodzimy grunt? Tadeusz Rząca, krakowianin, urodził się w 1868 roku w rodzinie Karola Rzący i jego żony Klementyny z Borschildów. To właśnie ojciec, właściciel atelier, zaraził pasją młodego Tadeusza, który dorósłszy, wybrał fotograficzne - oraz poligraficzne - rzemiosło jako swoją profesję.
fot. Tadeusz Rząca, ze zbiorów Muzeum Historii Fotografii w Krakowie
Z aparatem nie rozstawał się również w czasie wolnym, uwieczniając m.in. swoich bliskich: żonę Marię oraz dzieci, Zofię i Tadeusza. Swoje prace prezentował podczas publicznych projekcji w Krakowskim Towarzystwie Fotografów Amatorów, kierując się misją popularyzacji lokalnych zabytków i kultury ludowej. Jako pierwszy połączył też zawodowe doświadczenie, wydając album - pierwszą w historii książkę ilustrowaną barwnymi zdjęciami, której autorem był Polak.
Opus magnum fotografa nosi tytuł „Malownicza Polska. Ziemia Krakowska. 34 zdjęć z natury podług fotografij Tadeusza Rzący”. Książka wydana ponad stulecie temu, w 1910 roku, przez Księgarnię Wydawniczą H. Altenberga we Lwowie, pachnie przeszłością, ma czarną skórzaną okładkę ze złotymi monogramem i pożółkłe strony pobrudzone gdzieniegdzie klejem. Papierowe, barwne reprodukcje zdjęć wklejono ręcznie na wydrukowane wcześniej karty; kto wie, być może dłońmi samego autora? Wyboru fotografii dokonał zapewne Rząca, dając dowód swojej wrażliwości na piękno architektury, ludowej kultury i przyrody.
fot. Tadeusz Rząca, ze zbiorów Muzeum Historii Fotografii w Krakowie
Trzy wymienione elementy przeplatają się w jego pracach, budują harmonię. Senna, pastelowa, malarska kolorystyka kadrów - zieleń kwitnących Plantów, szarość i fiolet zmierzchu nad Wisłą, żółć i brąz jesiennych pejzaży, błękit malowanych ścian wiejskich chałup - uspokaja. Na zdjęciach znajdujemy niewielu ludzi. Jeżeli się pojawiają, zazwyczaj są upozowani i wkomponowani w przestrzeń, która u Rzący odgrywa dominującą rolę. Fotograf uwiecznia miasto, krakowskie uliczki i zabytkowe budowle, ale wędruje również po okolicznych miejscowościach, jak Kalwaria Zebrzydowska czy słynne Bronowice, w których Wyspiański osadził akcję swojego „Wesela”.
Ze względu na zamiłowanie do motywów wiejskich i folkloru Rząca jest postrzegany jako artysta tworzący w nurcie młodopolskiej chłopomanii. Jego najsłynniejsza fotografia przedstawia modelki w ludowych strojach (wśród nich żonę Marię) stojące przy jednym z bronowickich domostw. W dorobku fotografa nie brak również pejzaży takich jak te z przydrożnymi kapliczkami, być może strzegącymi tych samych miejsc i dzisiaj.
Tadeusz Rząca to tylko jedno z kilku ważnych nazwisk, które wiążą się z narodzinami polskiej fotografii barwnej. O dokonaniach Jana Szczepanika, genialnego wynalazcy, Stanisława Wilhelma Lilpopa, warszawskiego przedsiębiorcy i podróżnika, czy Stanisława Krygowskiego, taternika, słyszeli zapewne tylko najwięksi historyczni pasjonaci. Warto, żeby to się zmieniło, bo dzięki nim tamten świat, którego już nie ma, może stanąć przed nami ponownie. Kolorowy. Żywy.
Fotografie Tadeusza Rzący dostępne są na stronie internetowej Muzeum Historii Fotografii w Krakowie.