Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora
Jako dziecko, Aletheia Casey nigdy nie dowiedziała się o Czarnej Wojnie w Tasmanii, konflikcie który zyskał miano ludobójstwa. W przeważającej części opowiadano jej o bohaterskich czynach osadników europejskich, którzy zasiedlili dzikie tereny Australii na początku XIX wieku i wybudowali domy oraz gospodarstwa rolne w całym kraju. Lata później odkryła bolesną prawdę o swojej ojczyźnie i postanowiła dać upust emocjom w cyklu „No Blood Stained the Wattle”.
fot. Aletheia Casey, z cyklu "No Blood Stained the Wattle"
Co prawda liczba ta jest nadal gorąco kwestionowana, ale twierdzi się, że w latach 1804-1831 na terenie Tasmanii zginęło ponad tysiąc osób: ponad 800 Aborygenów i 201 osadników. Żołnierze i osadnicy z Wielkiej Brytanii porywali, gwałcili i zabijali Aborygenów w masakrach na całej wyspie. Ludność tubylcza odwzajemniła się, lecz ich liczba była niewielka, a ich zasoby bardzo ograniczone. Do roku 1835 na tych terenach pozostało tylko około 200 Aborygenów, którzy koniec końców i tak zostali zmuszeni do opuszczenia ziem.
- Połowę mojego dorosłego życia mieszkałam za granicą, ale bardzo mocno identyfikuję się z Australią i uważam ją za mój jedyny prawdziwy dom. Istnieje pewien strach przed dyskusją na temat historii Australii, a prawdziwa przemoc czasów kolonizacji jest przeważnie ignorowana. Jestem zmęczona udawaniem, że Australia została zasiedlona pokojowo i wierzę, że gdyby było więcej zrozumienia wobec traumy i przemocy, która została wyrządzona ludności tubylczej, byłoby znacznie łatwiej zrozumieć traumę, która dzisiaj nadal istnieje w wielu społecznościach - opowiada Casey. - Chciałam pokazać, jak ważna jest historia i jak w tym opowiadaniu historii zignorowaliśmy i ukryliśmy część faktów, przedstawiając przeszłość kraju jako jednostronną i prawdopodobnie fałszywą.
fot. Aletheia Casey, z cyklu "No Blood Stained the Wattle"
W „No Blood Stained Wattle” Casey zestawiła portrety potomków tasmańskich Aborygenów z krajobrazami miejsca masakr. Następnie wpłynęła na swój wielkoformatowy film poprzez malowanie i zarysowywanie jego powierzchni, w myśl zasady, że jeśli historia może być zmieniona, usuwana, poprawiana i skażona, to to samo można zrobić z fotografiami.
- Fotografia to dla mnie sposób wyrażania myśli, koncepcji, emocji, a także metoda na poruszanie tematów politycznych. Fotografia w pewnym sensie, poprzez zamrażanie czasu, tworzy sztukę. Jest tak wyjątkowa, bo dotyczy upływającej chwili, a przez to historii, w wizualny sposób - tłumaczy fotografka.
Casey zaczęła interesować się historią Australii po pięciu latach mieszkania za granicą. Była wstrząśnięta faktem, że Australia stworzyła historię, która rozpoczyna się w 1770 roku, po przybyciu kapitana Cooka do Australii, i zignorowała historię oryginalnych mieszkańców tych ziem.
fot. Aletheia Casey, z cyklu "No Blood Stained the Wattle"
- Po sfotografowaniu krajobrazów nie byłam zadowolona z wyników. Były wizualnie ładnymi obrazami, ale nic nie wskazywało na przemoc, jaka dotknęła ludzi na tej ziemi. Zdecydowałam, że potrzebuję bardziej emocjonalnego sposobu komunikowania okrucieństwa i tego, co działo się na tych ziemiach oraz pokazania, że historia została zatajona i opowiedziana na nowo. Byłam sfrustrowana i w związku z tym zaczęłam rysować i manipulować na odkrytym filmie, fizycznie zadając obrazowi przemoc, której dany krajobraz był świadkiem. Użyłam pocisków i innych obiektów, które znalazłam podczas fotografowania tych miejsc - wyjaśnia.
Fotografka zaczęła też badać obrazy i fotografie z czasów wczesnego osadnictwa w Australii i natrafiła na obrazy Johna Glovera. Przedstawiał on ciche, spokojne i idylliczne sceny: prosił na przykład rodzimych Australijczyków o to, aby przed nim zatańczyli i uwieczniał to potem na obrazie. To przedstawienie było dalekie od prawdy - w tym czasie na tamtych terenach miały miejsca eksterminacje ludności, przestępstwa na tle seksualnym i wiele innych incydentów pełnych przemocy. Casey postanowiła włączyć aspekty tych obrazów w celu pokazania hipokryzji historii jej kraju.
fot. Aletheia Casey, z cyklu "No Blood Stained the Wattle"
- Fotografie, które zrobiłam podczas pobytu w Cape Grim, są dla mnie szczególnie mocne. Cape Grim to niesamowite miejsce, na dalekim północno-zachodnim wybrzeżu Tasmanii, pełne potężnej wody i dzikich wiatrów. Ten obszar jest nadal własnością tej samej firmy, która była właścicielem gruntów podczas wczesnej kolonizacji. W czasie osadnictwa teren był w dużej mierze bezprawny. Liczba ta jest nadal kwestionowana, ale uważa się, że w 1828 roku zabito tam trzydziestu Aborygenów w odwecie za kradzież owiec - opowiada fotografka. - Ze względu na rozległość przestrzeni i brak żywej duszy odczuwa się tam silnie poczucie samotności i izolacji; pomimo piękna krajobrazu, nadal pozostaje wszechogarniające przeczucie czegoś złego - dodaje.
Zdjęcia z serii „No Blood Stained the Wattle” pokazują wrodzone piękno natury, ale także zwracają uwagę na zdolność do niszczenia i przemocy, która wpisana jest w kondycję ludzkości. Obrazy mają na celu pokazanie ciemnej i nieznanej przeszłości, a także wywołać pewną intrygę i niepokój. Casey nie chce, aby jej prace były oczywiste, zmierza raczej w stronę sugestii i wielowarstwowej interpretacji.
Zanim poświęciła się fotografii, Aletheia Casey przez 13 lat pracowała jako motion designer w telewizji. W roku 2014 brała udział w warsztatach Magnum Photos w ramach nagrody fotograficznej Ideastap i Magnum. Aktualnie jest w połowie pracy nad dwoma innymi, dużymi projektami. W jednym analizuje historyczne skutki wojny w Nowej Południowej Walii, najbardziej zaludnionym stanie w Australii, zwanej the Bathurst War. Praca jest wspierana przez regionalną galerię sztuki w Bathurst i będzie tam wystawiana w 2019 roku. Druga seria to osobisty cykl, w których fotografka porusza tematy więzów krwi, rodziny, i przynależności do miejsca. I mimo, że na co dzień będzie mieszkała w Londynie, przez część roku zamierza wracać do Australii.
Więcej prac fotografki znajdziecie pod adresem aletheiacasey.com.