Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Niestety Mike nie miał czasu napisać w tym tygodniu nowego felietonu, więc publikujemy starszy tekst, który powinien zainteresować naszych czytelników. Ponieważ był on pisany jakiś czas temu (zanim Fotograf niedzielny zagościł na naszych łamach) niektóre fakty przytoczone w felietonie straciły cechy wiadomości z pierwszych stron gazet.
Wpływ Ansela Adamsa dało się zauważyć jeszcze wiele lat po jego śmierci na początku lat 80-tych. Naśladowali go zwłaszcza fotograficy, którzy tworzyli zdjęcia przy użyciu jego systemu strefowego. Używał Tri-X'a tak jak ja. Tyle że on go wołał w HC-110 w roztworze B. Właśnie dlatego od czasu do czasu ktoś zapyta, czemu nie używam do Tri-X'a HC-110.
Odpowiedź jest prosta. Uwielbiam Tri-X'a wołanego w D-76 i nie cierpię go w połączeniu z HC-110.
Drugim powodem jest fakt, że może i dwa razy dwa zawsze daje cztery, ale Tri-X to nie zawsze Tri-X. Co prawda ta wiadomość nie wywołała gorących komentarzy, lecz Kodak zamierza zmienić Tri-X'a. Trafi on na rynek w nowym opakowaniu, a producent będzie zalecał inne czasy wywoływania. Nie mogę jeszcze powiedzieć, czy sam film także się zmieni.
Ale już od dawna są dwa filmy o nazwie Tri-X. Pierwszy nazywa się Tri-X 400 (skrót TX) i jest dostępny w formatach 35mm i 120. Drugi to Tri-X 320 (nazywany też Tri-X Professional) i można go dostać w formacie 120 (TXP) i jako klisze cięte (TXT).
To zupełnie odmienne filmy. Różne krzywe charakterystyczne, różne czułości, różne reakcje na wywoływanie, różne charaktery - po prostu dwa różne filmy.
Mącące umysł obsesje
We wczesnych latach 90-tych byłem zawodowym fotografem. Pisałem też testy przeróżnych aparatów dla pism branżowych. Pewnego dnia dotarło do mnie, że moja osobista fotografia poszła w cholerę. Postanowiłem odzyskać status amatora. (Wtedy też po raz pierwszy kupiłem Leikę, ale to zupełnie inna historia.) Od kilku lat pisałem do magazynów fotograficznych. Miałem obsesję na punkcie filmów i wywoływaczy, prowadziłem nieustające poszukiwania "najlepszych" produktów. Trwało to tak długo, że zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek dotrę do celu.
Mniej więcej w tym samym czasie poznałem Arthura Kramera, zajmującego się sprawami Nikona w słynnej agencji reklamowej J. Walter Thompson, który pisał o optyce dla magazynu Modern Photography. W porównaniu z obsesją Arthura moja była bardzo niepozorna. Robił odbitki z małego obrazka przy pomocy Dursta 8x10 przykręconego na stałe do ściany. Używał do tego legendarnego obiektywu Apo-El-Nikkor - jego egzemplarz miał numer seryjny 00007 (drugi kazał zalać specjalnym tworzywem, dzięki czemu powstał piękny przycisk do papieru - przycisk do papieru za $2400, tanizna!). Arthur eksperymentował z filmami i wywoływaczami od trzydziestu lat. Dał mi radę, której bym się po nim nie spodziewał: "To wszystko nie ma znaczenia - wybierz jeden i się go trzymaj". Doszedłem do tego samego wniosku - nie szukałem "doskonałości", cokolwiek by to miało znaczyć, ważny był dla mnie ten szlachetny, klasyczny "look" czarno-białych fotografii.
Niemal z dnia na dzień wybrałem Tri-X'a wołanego w D-76 1+1. I tak już zostało od tamtej pory. Czy to "najlepsza" kombinacja? A kogo to obchodzi? Wystarczy, że mnie się podoba.
HC-110 to wywoływacz o wysokiej aktywności, który bardziej się przyda do klisz ciętych i kiedy potrzebna jest ścisła kontrola nad kontrastem dzięki użyciu różnych stopni rozcieńczenia. Z małoobrazkowym TX daje ostre, ziarniste rezultaty. Szczerze mówiąc nie jest to też dobry wywoływacz do klisz ciętych - swoją popularność zawdzięcza głównie temu, że w 1980 roku Ansel Adams polecił go w swojej książce The Negative. Jeśli podoba wam się taka tonalność, a HC-110 nie wydaje się zbyt przyjazny, wypróbujcie Microdol-X. Ja od obu zdecydowanie wolę D-76 1+1.
No ale teraz już nikt nie będzie się spierał o wywoływacze. Wszyscy upierdliwcy przerzucili się na megapiksele.
Na zakończenie przyznam tylko, że co jakiś czas zdradzam moją standardową kombinację TX/D-76+1. Wypróbowałem T-Maxa, bo mój znajomy prowadzi profesjonalne laboratorium i zaoferował, że wywoła mi film za darmo, a właśnie tego używał. Wypróbowałem wywoływacze na bazie witaminy C, kiedy opublikowałem w PHOTO Techniques cudowny tekst Patricka Gainera na ten temat (było to jeszcze w czasach przed Xtolem). Wypróbowałem Xtol. Wypróbowałem Ilforda DDX, kiedy tylko zaczęli go sprzedawać klientom indywidualnym (polecili mi go znajomi pracujący w tej firmie). Mógłbym jeszcze długo wymieniać. Żaden z tych uzurpatorów nie przetrwał u mnie dłużej niż jedną rolkę, a już na pewno nie więcej niż jeden koreks. Może to przyzwyczajenie, ale dla mnie to właśnie Tri-X wołany w D-76 pozwala uzyskać ten klasyczny, czarno-biały "look". Koniec dyskusji.
----
Jeśli chcecie wesprzeć "Fotografa niedzielnego", zaprenumerujcie The 37th Frame, magazyn dla fotografów wydawany przez Mike'a Johnstona.
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37tth Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w 2003 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.