Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Jedną z podstaw logiki - czyli tym samym w pewnym sensie ludzkiego rozumowania w ogóle - jest twierdzenie o tzw. podstawie dostatecznej. Mówiąc po ludzku, chodzi o ciąg przyczynowo-skutkowy: każdy fakt ma swoją przyczynę. Logika rozróżnia wiele rodzajów przyczyn (np. materialną, formalną, celową), ale nas interesuje przyczyna sprawcza. Łatwo ją wytłumaczyć na przykładzie marmurowej rzeźby. Przyczyna sprawcza takiego dzieła to rzeźbiarz z młotkiem i dłutem.
Jak widać, przyczyna sprawcza składa się z dwóch części: głównej i nadrzędnej (instrumentalnej). W przypadku rzeźby główną przyczyną sprawczą jest rzeźbiarz. Młotek i dłuto to nadrzędna przyczyna sprawcza. Rzeźbiarz nie jest w stanie uformować kamienia gołymi rękami, tak jak młotek i dłuto są bezużyteczne bez człowieka.
Oczywiście główną przyczynę sprawczą uznaje się za ważniejszą od nadrzędnej. Mimo to ta druga również jest bardzo znacząca: nawet najsprawniejszy rzeźbiarz byłby ograniczany przez niewłaściwy młotek i tępe dłuto. Wymagania sztuki nieco modyfikują te oczekiwania. Sztuka wymaga bowiem, żeby główna przyczyna sprawcza korzystała z nadrzędnej przyczyny sprawczej w "artystyczny" sposób i w celu do jakiego została przeznaczona. Krótko mówiąc - artysta stara się jak najlepiej wykorzystać swoje narzędzia. Różne narzędzia dadzą różne rezultaty, co nie oznacza, że efekty będą mniej "artystyczne". Jakość narzędzi nie ma tu jednak znaczenia - wystarczy choćby wspomnieć o znakomitych fotografiach wykonanych zabawkowymi, plastikowymi aparatami.
Technologia zmienia sprawy jeszcze bardziej, a cyfrowa fotografia zupełnie postawiła wszystko na głowie. Przyczyną sprawczą zdjęcia jest fotograf z aparatem. Ale tym razem wydaje się nawet, że nadrzędna przyczyna sprawcza (aparat) ma większy wpływ na rezultaty niż główna przyczyna sprawcza, czyli fotograf. Dzisiaj nawet przysłowiowa małpa jest w stanie zrobić zdjęcie aparatem z automatyką. Z drugiej strony - narzędzia potrafią naprawdę ograniczać operatora. Mój przyjaciel Nick Hartmann zauważył, że tania atramentówka da tandetne rezultaty - niezależnie od biegłości fotografa i nakładu pracy pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Na razie wygląda na to, że nikt nie znalazł sposobu na "artystyczne" wykorzystanie niedoskonałości cyfry.
Można to wytłumaczyć tym, że tradycyjna fotografia analogowa to coś rzeczywistego. Niezależnie od jakości instrumentów, za pomocą których powstała, jest bezpośrednim odzwierciedleniem rzeczywistości. (Podobnie jak igła gramofonu wibrująca w rowkach płyty winylowej skutkuje wydaniem konkretnego dźwięku). Z kolei cyfrowa fotografia to odpowiednik rzeczywistości. Na początku jest realne fizyczne wydarzenie - światło przekazywane przez obiektyw do matrycy, które jest potem zastępowane przez takie małe kwadraciki... Pamiętacie stary filozoficzny problem dotyczący tożsamości? Na wszelki wypadek przypomnę. Załóżmy, że macie drewnianą łódź. Jedna z desek butwieje, więc ją wymieniacie. Na tym etapie nikt nie będzie próbował przekonywać, że to już nie ta sama łódź. Ale gdybyście na przestrzeni czasu sukcesywnie wymieniali pojedynczo wszystkie deski po kolei? Czy na końcu takiej procedury wciąż mielibyśmy do czynienia z tą samą łodzią? Cyfrowa fotografia traktuje tak każde zdjęcie.
Lekarstwo
Z niewiadomych względów teraz ludzie przykładają znacznie większą wagę do nadrzędnej (czyli de facto instrumentalnej) przyczyny sprawczej niż w czasach tradycyjnej fotografii analogowej. Może powodem jest charakterystyczne dla nowego medium przesunięcie nacisku z jednego składnika przyczyny sprawczej na drugi? Może to przez Internet. Kto wie? Fakty są takie, że obsesja sprzętowa jest dziś znacznie silniejsza niż kiedykolwiek w przeszłości.
Proponuję lekarstwo skuteczne od dziesięcioleci.
Za bardzo przejmujecie się, czy wasza cyfrówka jest wystarczająco dobra? Czy ma odpowiednią liczbę pikseli? Czy może nie nadszedł czas na wymianę sprzętu na nowszy i lepszy...?
Jak się uwolnić od takich wątpliwości? Tak jak kiedyś - trzeba wymyślić sobie jakiś projekt i poświęcić mu możliwie dużo czasu.
Kiedy zaczynamy używać naszych aparatów - tak na poważnie, codziennie - dzieje się coś dziwnego. Poznajemy ich słabostki, uczymy się z nimi żyć i je obchodzić. Poznajemy też największe zalety sprzętu. Jak można się było spodziewać, zwracając większą uwagę na główną przyczynę sprawczą, rozwiewamy wątpliwości dotyczące tej nadrzędnej (instrumentalnej, czyli sprzętowej).
Jedyną wartościową rzeczą, którą może nam zaoferować aparat są zdjęcia, ale jeśli nie ruszymy się z domu, żeby pofotografować, nic z tego. Niech kamera będzie waszym stałym towarzyszem, jak wierny pies. Najlepszy aparat to ten, którym zrobiliśmy najlepsze zdjęcia, który sprawił najwięcej radości podczas fotografowania. Bo tak to już jest z tymi aparatami - w ich wypadku kochać znaczy używać. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
----
Fotograficzny blog Mike'a:
Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona
Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania:
Więcej zrzędzenia, głównie o polityce:
Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques.
Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom.
Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady. Co miesiąc (przedtem co niedziela) Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame
, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukazała się w 2005 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.