Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Dzień dobry. Jak zapewne zdążyliście się już zorientować, co jakiś czas wylewam trochę żółci zmęczony czekaniem na zapowiedziany produkt. Każdy (no prawie każdy) od czasu do czasu coś takiego przeżywa. Moim ostatnim faworytem jest Sigma 30 mm, którą zapowiedziano w lutym i która (jak obiecywał producent) miała trafić do sprzedaży do końca maja. Nie napaliłem się co prawda na kupno tego szkła, ale jestem bardzo ciekaw wrażeń osób, które się na nie wykosztowały, opinii użytkowników i zdjęć nim wykonanych.
Przychodzi mi jednak w tej chwili do głowy przysłowie "nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku", więc nie będę już dłużej narzekał. Jestem na siebie bardzo zły. Od jakiegoś czasu okropnie ciężko pracuję nad trzema projektami: dokończeniem mojej drugiej książki, wysłaniem zamówionych egzemplarzy pierwszej i rozesłaniem ósmego numeru "The 37th Frame", ale dotąd nie udało mi się zrealizować ani jednego z nich. No i oczywiście całe dwa tygodnie rozpraszały mnie setki zdjęć i stron internetowych, które przysłaliście... na moją prośbę z poprzedniego felietonu. (A czyja to wina?). Ani nie poświęciłem im należytej uwagi, ani nie zignorowałem kompletnie, tak jak powinienem, by móc zakończyć pilniejsze sprawy. Widać całkowity brak zdolności organizacyjnych, praca na pół etatu i samotne ojcostwo przyzwyczaiły mnie do permanentnego stanu nadrabiania zaległości.
Jednak ostatnio pracuję dziesięć, jedenaście godzin dziennie nad nową książką, konkretnym kompendium zawierającym z połowę tego, co kiedykolwiek napisałem o aparatach i obiektywach. Zapowiada się rewelacyjnie. Projektuję ją w nowym programie Apple o nazwie Pages, ucząc się oczywiście po drodze. Jak dotąd miałem tylko jeden "błąd krytyczny" (mój błąd, nie komputera na szczęście), kiedy to zupełnie nieświadomie wrzuciłem plik ze zdjęciem w nagłówek, gdzie zupełnie zniknął. Na chwilę wszystko nieźle się rozjechało... Ale na szczęście w końcu udało się to naprawić dzięki wydatnej pomocy bywalców forum wsparcia technicznego Pages na stronie Apple. Nie jestem zawodowym grafikiem, ale nadrabiam to konsekwentnie stawiając na prostotę. Poniżej screen shot dwóch stron. Popatrzcie:
(Tak, wiem, że widać okienko programu). Całość ma format ok. 20 cm x 27 cm, jak widzicie tekst jest w dwóch kolumnach i jak dotąd książka ma 30 ilustracji. Powinno być ich więcej, ale chcę, żeby nie była za długa i tym samym za droga.
Ale poczekajcie na następną! To dopiero będzie coś. Widać, że dobrze się przy tym bawię?
Trwało to zaledwie 165 lat
No, może nie aż tak długo, ponieważ w pierwszych latach po wynalezieniu fotografii kamery zawsze stały na statywach i nie potrzebowały pasków. Mimo to ponad 100 lat musieliśmy czekać, by na świecie pojawił się facet nazwiskiem Al Stegmeyer, który okazał się niezbędny, by ludzkość mogła dostać w swoje ręce idealny pasek do aparatu. Zwróćcie uwagę, że to dłużej, niż trwało dostarczenie Apollo 14 na Księżyc.
Al jest mózgiem przedsięwzięcia o nazwie UPSTRAP (choć musiał się wykazać głównie anielską cierpliwością), które kilka tygodni temu tak zachwalał na łamach Luminous Landscape Sean Reid. Nie wypróbowałem wszystkich możliwych pasków do aparatu, ale tak się czuję. Zresztą - może nawet i wypróbowałem? Nie, nie, z pewnością są takie, które nigdy nie trafiły na moje ramię. Dam głowę. Mam jednak do was pytanie - jak myślicie, jak trudno jest wymyślić pasek, który będzie działał jak należy? No cóż, dotychczas nikomu się nie udało. Ale to już przeszłość. Pojawił się Upstrap.
Po długich latach taszczenia nieprzyzwoitych ilości sprzętu fotograficznego po Waszyngtonie (zazwyczaj na szyi) mój kark nie jest już w stanie wytrzymać jakiegokolwiek ciężaru. (Wiem, że wszystkie młodziaki myślą teraz "e tam - mnie to nie spotka". Skąd wiem? Bo pamiętam jak dziś, że sam kiedyś byłem młody i myślałem "e tam - mnie to nie spotka"...). Serio - nie mogę nic nosić na szyi. Nawet moja skromna-lecz-urocza ulepszona imitacja leiki (na zdjęciu poniżej) jest dla niej zbyt ciężka - już po dwudziestu minutach zaczynam odczuwać ból.
Właśnie dlatego mnie porządny pasek na ramię jest niezbędny. Mimo że mam dość szerokie i kwadratowe ramiona (mam 6 stóp, 2 cale wzrostu i 240 funtów wagi - czyli 17 kamieni dla Brytoli, 188 cm i 109 kg dla narodów, mających równo pod sufitem), zawsze zauważałem jedną wspólną cechę wszystkich pasków: zsuwają się.
Upstrap się nie zsuwa. Nie żartuję. Naprawdę. Nie mam pojęcia, jakim cudem, ani dlaczego, ale można łazić godzinami, a on nawet się nie ruszy. Można nawet schylić się i podnieść coś z ziemi ręką, na której wisi aparat, a on nie spadnie. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to absurdalnie. Pół dnia chodziłem po domu powtarzając tę czynność raz po raz, zanim sam w to uwierzyłem.
Dla osób, które z jakichś względów chcą lub muszą nosić aparat wiszący na czymkolwiek innym niż szyi, jest to wynalazek w rodzaju, sam nie wiem - wtrysku paliwa czy materaca sprężynowego. Mało spektakularny, ale jednocześnie niezwykle przydatny.
Porada dnia
Co jakiś czas dociera do mnie, że pasjonaci zazwyczaj wiedzą na temat swojego konika wiele rzeczy, o których niemal zdążyli zapomnieć, że je wiedzą (zagmatwane? Przeczytajcie jeszcze raz :-) Wielu maniaków fotografii również zgromadziło w głowach strzępy informacji, w większości w formie krótkich porad czy wskazówek. Na przykład - czy wiedzieliście, czym muzealnicy ścierają kurz gromadzący się na bezcennych barytach? Płatkami do demakijażu (tymi bezzapachowymi), które można kupić w każdej drogerii. (Tylko po to tam zaglądałem. Serio, z różem na policzkach wyglądam nieciekawie). Wiedzieliście, że jeśli odetniemy dno plastikowego pojemniczka na film Kodaka, natniemy nieco boczną ściankę prostopadle do tegoż (odciętego już) dna i wciśniemy w pojemniczek po filmie Ilforda, otrzymamy całkiem poręczny pojemnik na filmy 120 i 220? Rany, to dopiero informacja, która traci znaczenie z dnia na dzień! Zapewne mam w głowie tyleż podobnych niemal bezużytecznych wskazówek, co równie bezużytecznych szpargałów w szafie. No wiecie - standardowa kolekcja dekielków, filtrów i oczywiście pasków.
Z wielkim zainteresowaniem obserwuję podobną tendencję w cyfrze, tyle że teraz wszystko dzieje się globalnie. Jak przeczyścić zapchane głowice drukarki, jak dodać funkcję korekty krzywych do programu Photoshop Elements; które numery seryjne cyfrówki "X" cierpią na straszną przypadłość "Y". (Nie mogę napisać konkretniej). Informacje z lotem błyskawicy przecinają świat w tę i z powrotem - fotografowie kolektywnie i radośnie gromadzą "niezbędne" strzępki wiedzy.
Wiem, wiem - zaczynam bredzić. Zajmę wam jeszcze tylko chwilkę. Mam dla was wskazówkę. Jeśli interesują was sprawy związane ze zjawiskami wizualnymi (a zakładam, że interesują), to po prostu musicie to zobaczyć. Mówię o stronie stworzonej przez faceta nazwiskiem Michael Bach. Jednak musicie mi obiecać, że nie odwiedzicie tej witryny, jeśli nie będziecie mieli dużo wolnego czasu. Okay? Mówię poważnie. Nie zapomnijcie o tym adresie (http://www.michaelbach.de/ot/index.html), ale NIE KLIKAJCIE linku, jeśli macie jakąś robotę.
I nie pytajcie, czemu przed tym ostrzegam.
Dzięki dla KK za podesłanie linku.
----
Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com
Książki Mike'a i darmowe pliki do pobrania: www.lulu.com/bearpaw
Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com
Podyskutuj o "Fotografie niedzielnym" na Forum Fotopolis.
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w 2004 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.