Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Jak zapewne wiecie, jestem w trakcie kursu na zrzędę dyplomowanego. Program nauczania przewiduje regularne upublicznianie bełkotliwych wypowiedzi, które zupełnie nie zgadzają się z powszechną opinią.
W ostatnich latach wszystkie targi fotograficzne mnie zawodziły, ale, ludzie, tegoroczne PMA było chyba najgorsze. Najwięcej mówiło się o firmach, których tam nie było i o plotkach na temat upadłości Leiki. Poza następcą Canona 300D nie pojawiło się nic szczególnie nowego. Niech będzie - pokazanie Nikona D2X wybranym dziennikarzom można uznać za ciekawostkę, ale sam D2X już takim najświeższym newsem nie jest. Oczywiście osoby, które znalazły się w gronie wybrańców, powiedzą co innego.
Muszę też przyznać, że następca Canona 300D (czyli 350D) też mnie jakoś nie podnieca. Czemu? Przygotujcie się na powtorkę z rozrywki. Oficjalne specyfikacje mówią o powiększeniu w wizjerze 0,8 x, czyli nieco mniejszym niż w 300D, który ma ponoć 0,88 x. Wizjer 300D przypomina więzienne okienko lub, jak to ujął jeden z czytelników, wywołuje wrażenie oglądania znaczka pocztowego umieszczonego na końcu długiego tunelu.
Wiem, że od zawsze narzekam na powiększenie w wizjerze, pole krycia i ogólnie jakość wizjerów. Nie chcę nikomu psuć zabawy, ale powiększenie w wizjerze 350D nie jest podawane uczciwie, jeśli pisze się o 0,8 x. Przykro mi.
Powiększenie w wizjerze to parametr, który odnosi się do porównania tego, co widzimy w wizjerze z tym, co widzimy gołym okiem. Tradycyjnie podaje się go w oparciu o "standardowy" obiektyw 50 mm. z jakiegoś nieznanego (?) powodu (zakładam bowiem, że nie może być to wynik mydlenia oczu) wizjery lustrzanek cyfrowych także są opisywane pod kątem obiektywów 50 mm, mimo że ta ogniskowa nie ma nic wspólnego ze "standardowym" polem widzenia po założeniu na cyfrę. Żeby uzyskać powiększenie efektywne, należy podzielić liczbę podaną przez producenta przez wartość tzw. "mnożnika ogniskowej", czyli w tym wypadku 1,6. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że 350D ma powiększenie w wizjerze 0,5 x.
Czyli gorsze niż 0,55 x (po przeliczeniu) 300D. Ponieważ minimalne powiększenie w wizjerze (a może raczej - pomniejszenie...) to największa wada tego aparatu, trudno uznać tę tendencję za dobrą wiadomość. Nie słyszałem o żadnej małoobrazkowej lustrzance, która miałaby tak słaby wizjer. Nigdy.
Ponieważ lustrzanek używa się zazwyczaj patrząc przez wizjer, jest to niepokojący trend. Jednak dopóki konsumenci nie zaczną naciskać na producentów, nic się nie poprawi. Myślałem jednak, że skoro nie potrafią czegoś ulepszyć, nie będą przynajmniej psuli...
Więcej informacji na temat wizjerów znajdziecie w felietonie Wizjer na świat.
Łap okazję
No dobra - koniec części zrzędliwej. Czas na przekorę. Podczas gdy szala coraz bardziej przechyla się na stronę cyfry, nadszedł świetny okres, żeby kupić aparat na film. Bez kitu.
Miłośnicy muzyki, którzy równie wysoko cenią sprzęt związany z jej odtwarzaniem, zwani też audiofilami, już dawno zauważyli pewną interesującą zależność (nie znam jej nazwy). Okazuje się, że wiele produktów zostaje doprowadzonych do perfekcji dopiero po tym, jak stają się przestarzałe. Przykładowo: dopiero nadejście ery tranzystorów sprawiło, że wzmacniacze lampowe osiągnęły tak wysoki poziom, jakim możemy się cieszyć obecnie. Płyty winylowe, gramofony i inne tego typu urządzenia nigdy przedtem nie były równie wspaniałe, co dziś. Tak naprawdę, to nawet nie zbliżyły się do aktualnego poziomu. Nie ma obawy - nie rozpocznę teraz nudnych i (dam głowę) bezcelowych rozważań na temat przyczyn i mechanizmów stojących za tym procesem.
Czas na kilka najlepszych okazji w dzisiejszym świecie aparatów na film:
Leica a la carte. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, zachęcam do odwiedzenia strony Leiki i zagrania w "leica a la carte". Tańsze niż los na loterii, a sprawia większą frajdę. Leica zaoferowała bowiem tworzenie aparatów według życzeń klientów. Można wybrać wykończenie, okleinę, rodzaj pomiaru, grawerunek, rodzaj gałki zwijania powrotnego. Nie dość, że możemy mieć leikę dokładnie taką, jakiej sobie zapragniemy, to jeszcze aktualna oferta firmy jest chyba najlepsza w historii.
Przyznaję, że wieści na temat stanu finansów Leiki, które rozeszły się na minionych targach PMA, nie są specjalnie budujące. Wygląda na to, że banki nie będą jej udzielać kredytów, co zawsze jest poważną przeszkodą dla małych firm. Mimo że Leica już kilkakrotnie stawała na głowie, żeby przezwyciężyć trudności i to z dobrym skutkiem, może to być symptom sami-wiecie-czego. Mój Boże - nie wiem, czy mam siłę, by stawić czoło światu bez Leiki. Ledwo co zdążyłem się przyzwyczaić do świata bez Deardorffa!
A oto moja wymarzona Leica M. Stephen Gandy, Wielki Kolekcjoner Aparatów uważa taką kombinację (zwaną "anti-panda") za wyjątkowo ohydną, ale właśnie to jest najpiękniejsze w tej usłudze - dla każdego coś miłego.
Arca-Swiss F-Line Field Monorail. Oto moim niezbyt skromnym zdaniem kamera wielkoformatowa, która nie ma sobie równych. Smukła, piękna, luksusowa, łatwa w użyciu i dająca ogromną frajdę. Jej aktualna cena jest śmiesznie niska (2700 dolarów), zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że obejmuje miękki, skórzany miech Arca Swiss, który normalnie kosztuje dodatkowo 600 dolarów. Wiem, że nie każdy chce dziś kupić swoją "ostatnią" kamerę wielkoformatową (audiofile ciągle obiecują, że to ich "ostatni" gramofon - widać przestarzałe produkty już tak mają), ale ci, którzy szukają czegoś takiego, powinni wziąć pod uwagę jej uroczą kandydaturę.
Więcej informacji na temat produktów marki Arca-Swiss znajdziecie na stronie Toma Westbrooka. Przy okazji polecam też obejrzenie kilku zdjęć Toma.
Rodenstock Apo-Sironar-S - obiektywy do wielkiego formatu. Kamery wielkoformatowe już co najmniej dwukrotnie odchodziły do lamusa - pierwszy raz wraz z pojawieniem się dobrych, małych i niewielkich aparatów, drugi raz niedawno przez technologie cyfrowe. Kto więc w takim razie potrzebuje dziś szkieł do wielkiego formatu? Szkoda, że niektórzy tak właśnie myślą. Obiektywy spod znaku Apo-Sironar-S należą do najlepszych na świecie, może nawet są najlepsze (do fotografii). Do kamery 4 x 5 wybrałbym szkiełko Apo-Sironar-S 150 mm f/5,6. Jest niemal idealne - nie za drogie, małe i lekkie, z idealnym kątem widzenia i polem krycia do tego formatu. Do tego ta trójwymiarowa ostrość, cudowna, płynna tonalność i bokeh, za który można dać się pokroić... Jakość tych obiektywów jest tak samo wysoka niezależnie od ogniskowej, więc wybierajcie bez obaw. Jakby co - ja stawiam na 150 mm.
Cosina/ Voigtlander R3A. Jest coś pięknego w małych, mechanicznych aparatach, które robią "cyk" natychmiast po naciśnięciu spustu migawki. Czegoś podobnego nie doświadczycie z żadną z tych cudownych, nowoczesnych, startujących po podniesieniu do oka, automatycznie ustawiających ostrość w miejscu, w które patrzymy, korzystających z wielopunktowego pomiaru światła, technologicznie wypasionych pokrak. Co sprawia, że jakaś leika, Nikon FM3a albo obiektyw do wielkiego formatu z migawką Copal daje najnormalniej w świecie więcej radości niż przereklamowana, "najnowsza nowość"? Nie wydaje mi się, żeby przyczyna leżała w mojej wrodzonej zrzędliwości i wsteczności. Naprawdę uważam, że prosty sprzęt jest fajniejszy.
Nikon F6. Gdyby Nikon był człowiekiem, pewnie ostatnimi czasy bez przerwy by chichotał, ponieważ sprowokował falę oburzonych głosów i narzekań opinii publicznej. Cyfrowe fora dyskusyjne zapełniły się nastolatkami wykrzykującymi, że Nikon oszalał.
Jasne. (Ziew). A teraz niespodzianka - F6 bardzo ładnie się sprzedaje (jak na aparat na film oczywiście), a to dlatego, że jest to najlepszy nikon z linii F. To piękne cacko bryluje zwłaszcza jeśli chodzi o spójność i ogólne wrażenie. Projektanci naprawdę dopracowali każdy szczegół. Znowu się powtórzę, ale zachęcam - nie sądźcie go, nim nie weźmiecie go do ręki.
Kodak Tri-X. No dobra, przyznaję, że to bezczelna reklama mojego ulubionego materiału. Wiem też, że nie zaciekawi cyfro-maniaków. Pamiętacie tę niepisaną zasadę, mówiącą o udoskonalaniu produktów po tym, jak stały się przestarzałe? Tri-X to idealny przykład. Kilka lat temu Kodak skupił całą produkcję materiałów czarno-białych w jednym miejscu, gdzie zaszyli się pracownicy naukowi firmy. Rezultat jest taki, że Tri-X zauważalnie się polepszył. Zachował swój klasyczny charakter, ale ma mniejsze ziarno i płynniejszą tonalność niż kiedykolwiek wcześniej. Żeby osiągnąć najlepszą równowagę jego zalet, wywołujcie w D-76 rozcieńczonym w stosunku 1:1; dla małego ziarna - wypróbujcie Xtol. A potem skanujcie sobie, ile chcecie, pamiętając, że negatyw wciąż jest znacznie trwalszym medium przechowywania obrazu niż ulotny plik w komputerze składający się z jedynek i zer.
Nikon F100. Czas na rynek wtórny, który pęka wręcz w szwach od okazji. Nie zastanawiajcie się dwa razy, czy nie dodać do swojej kolekcji kilku fajnych starych aparatów, bo czuję, że już wkrótce znacznie zdrożeją, a my z rozrzewnieniem wspomnimy czasy, kiedy tyle świetnego sprzętu sprzedało się za bezcen. Dla osób ceniących wartości użytkowe najlepszą okazją jest aktualnie Nikon F100.
Kupno F100 to dziś świetny interes. Ponieważ jest to prawie profesjonalny nikon przeznaczony dla bardzo zaawansowanych amatorów, często kupowały go osoby dobrze sytuowane, które kochają fotografię, ale niekoniecznie robią dużo zdjęć. To oni sprzedają teraz sprzęt na film, żeby sfinansować zakup systemu cyfrowego, dzięki czemu rynek został zalany Nikonami F100 w ładnym stanie. Sześćset dolarów wystarczy na kupno egzemplarza w bardzo dobrej kondycji niemal wszędzie, a widziałem je nawet po czterysta dolców z dużym hakiem. F100 nie jest może idealnym aparatem ery nowoczesnej (to rola F6), ale to najbardziej idealny korpus, jaki kiedykolwiek można było kupić za pięćset dolców.
A wracając do PMA 2005 - może nie było tak zupełnie beznadziejnie. Poniżej macie listę wszystkich nowości, które z różnych względów uznałem za ważne lub ciekawe. W kolejności malejącej.
Paru oczekiwanych nowości zabrakło. Nadal nie ma "Nikona D200" czy jak tam będzie się nazywał - mniejszej wersji linii D2, która konkurowałaby z Canonem 20D. (No dalej, chłopaki - pamiętacie, co się stało z Contaksem N Digital! Najważniejsze jest wyczucie czasu!). Nadal nie ma cyfrówki wyłącznie do czerni i bieli. Wciąż też nie pojawiła się kieszonkowa cyfrówka z matrycą 4/3 lub APS-C (ciekawe, co ich powstrzymuje?).
Ale co tam - jest mały postęp. Cieszę się ze stałoogniskowca do cyfry i większej wersji drukarki HP świetnie radzącej sobie z czarno-białymi wydrukami.
Myślę, że za miesiąc będę miał bardziej pozytywny nastrój. Zamierzam zapoczątkować "nową tradycję" (uroczy ten oksymoron, nieprawdaż?), czyli rozdać "Pierwsze doroczne nagrody dla najlepszych obiektywów". Zresztą myślę, że chwilowo jestem z moim programem kursu na zrzędę trochę do przodu. Na razie.
----
Zaprenumerujcie biuletyn Mike'a Johnstona www.37thframe.com
Więcej zrzędzenia, głównie o polityce: quotidianmeander.blogspot.com
W latach 1994-2000 Mike Johnston był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady.
Co niedziela Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.
Mike Johnston pisze i publikuje niezależny kwartalnik The 37th Frame, który adresowany jest do maniaków fotografii. Jego książka zatytułowana The Empirical Photographer ukaże się w 2004 roku.
Autor udzielił nam pozwolenia na przetłumaczenie i opublikowanie jego felietonów w wyrazie wdzięczności dla swoich krewnych - państwa Nojszewskich mieszkających w Oak Park w stanie Illinois.