Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Wpadłam ostatnio do mojej znajomej, starszej osoby, którą zastałam przy niszczeniu zdjęć. Nie były to współczesne odbitki, czy niezbyt udane wydruki, tylko czarno-białe fotografie rodzinne z początku 20 wieku. Bezceremonialnie odrywała zdjęcia od solidnych czarnych kart starego albumu, darła je na pół i wrzucała do wiklinowego koszyka. Widząc jak bezpowrotnie znika fotograficzny zapis przeszłości - próbowałam protestować. Na moje argumenty, że przecież te zdjęcia mają wartość historyczną, że są nie do powtórzenia, że nigdy nie wiadomo co kiedyś stanie się ważne, że można przecież je przekazać fundacjom, które zajmują się historią czy genealogią - była kompletnie obojętna. "Po co mi tyle zdjęć ciotki? - ciotka na plaży, ciotka z nogą na krześle, ciotka na koniu, ciotka przy stole. Jedno mi wystarczy". Trudno z tym polemizować - jeśli jedno zdjęcie ciotki jej wystarczy, po co ma ich trzymać więcej?
Jednak w czasach obecnej mody na archiwizację fotografii jest to postawa szokująca. W ostatnich latach jak grzyby po deszczu powstają fundacje i instytucje, które zajmują się digitalizacją i zabezpieczeniem przed zniszczeniem zbiorów fotografii. I to nie tylko znanych fotografów. Coraz większą uwagę przywiązujemy do zdjęć robionych przez amatorów, lub anonimowych fotografów, fotografię rodzinną, która oprócz wartości sentymentalnej i genealogicznej informuje o codzienności minionych dekad. Z czasem, te prywatne zdjęcia czyjejś ciotki w różnych pozach nabierają wartości nie tylko osobistej ale też społecznej i historycznej. Akcje jak Fotorejestr, mają na celu zwrócenie uwagi na fotograficzne archiwa domowe, pomoc w ich konserwacji i prawidłowego przechowania, właśnie dlatego aby zapewnić im trwałość. Wraz z rozwojem edukacji fotograficznej, i rynku kolekcjonerskiego - fotografia zdaje się być wydaje się być bardziej ceniona i szanowana. Więc jest rzeczą całkiem zrozumiałą że widok kosza zapełniającego się podartymi zdjęciami budzi sprzeciw.
Z drugiej jednak strony, taka dyscyplina, podporządkowana szczerej potrzebie, jaką jest posiadanie tylko jednego zdjęcia ciotki jest godna podziwu i rzadko dziś spotykana, bo jesteśmy dziećmi kultury nadmiaru, która każe nam kompulsywnie gromadzić więcej niż potrzebujemy i zdecydowanie więcej niż jesteśmy w stanie skonsumować. Pokoje dzięcięce wypełnione są po sufit zabawkami, z których każda ma swoje pięć minut w życiu dziecka, i na ogół tylko tyle. Nasze komputery i ciągle zapełniane są zdjęciami, których, ze względu na ilość nie jesteśmy w stanie porządnie obejrzeć. Trudno jest nawet zorganizować czas na to aby w tej masie dokonać sensownej selekcji tych, które chcielibyśmy komuś pokazać, wysłać czy wydrukować. Po powrocie z dwutygodniowych wakacji przerzucamy parę tysięcy zrobionych zdjęć z karty aparatu do komputera obiecując sobie że jak będziemy mieć czas, to wszystko porządnie obejrzymy. Na ogół jest jednak tak, że jak mamy czas, to robimy więcej zdjęć. Więc komputer pęcznieje od katalogów - z których my tylko od czasu do czasu wyławiamy mniej lub bardziej przypadkowo poszczególne kadry.
Rozwój techniki, który daje nam coraz pojemniejsze komputery i tańszą pamięć pozwala aby nasze prywatne archiwa fotograficzne żyły życiem wiecznym. Część zostanie w jakimś momencie wykasowana przez przypadek, albo błąd dysku. O dziwo, gdy się tak dzieje, nawet gdy zdjęcia są nie do powtórzenia, mimo że na początku mamy uczucie niepowetowanej straty, wręcz żałoby, to po paru miesiącach, zupełnie o nich zapominamy. Znam to z własnego doświadczenia. Ale w ten sposób tylko część ulegnie eliminacji. Większość się zachowa - nie bardzo wiadomo dla kogo i po co, bo trudno sobie wyobrazić, że w przyszłe pokolenia, same robiące coraz więcej zdjęć, miały czas i ochotę, aby to wszystko przejrzeć i uporządkować. Oczywiście można, idąc za przykładem mojej znajomej poświęcić czas na to, aby wyrzucić to, co zbędne i zostawić to co potrzebne. Ale sami jednak swoich zdjęć świadomie i tak nie wyrzucimy, bo niszczenie zdjęć w większości z nas budzi opór. Trudno pozbywać się zapisu własnej przeszłości, a poza tym nigdy nie wiadomo co się kiedyś przyda. Na zdjęcia z upływem czasu patrzymy inaczej, historycznie i sentymentalnie. Sfotografowana codzienność z upływem lat nabiera egzotyki. Odkrywamy kadry, których kiedyś nie zauważyliśmy, a które teraz wydają nam się ciekawe. Zmienia się też estetyka fotografii i kto wie, może zdjęcia, które teraz wydają się nudne, nieudane, kompozycyjnie dziwaczne albo technicznie niepoprawne, w pewnym momencie staną się modne i odkrywcze, tak jak to w historii fotografii bywało nie raz. Więc na wszelki wypadek trzymamy wszystko co zrobiliśmy. Zawsze przecież można dokupić jeszcze więcej, jeszcze tańszej pamięci.