Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Respekt i pokora to dwa słowa, które najlepiej oddają uczucia w jakie wprawia trzymanie Pentaksa K-7 w rękach. Mnogość opcji i możliwości jakie posiada najnowsza lustrzanka tej firmy potrafią wprawić w zdumienie. Już sama instrukcja wprawia w osłupienie, ponad 300 stron informacji, które po prostu trzeba przyswoić, choćby pobieżnie, by móc wykorzystać choć część możliwości, jakie daje ten model.
Pentax K-7 może startować w szranki z tuzami rynku aparatów cyfrowych, choć w dalszym ciągu pozostaje najlepszą alternatywą dla osób, które szukają optymalnego aparatu do fotograficznej przygody. Podobnie jak w innych aparatach tej marki, także i tu mamy do czynienia z kompatybilnością ze starymi obiektywami manualnymi z bagnetem K i świetną współpracą z obiektywami z gwintem m42. Daje to osobom bawiącym się fotografowaniem dostęp do olbrzymiej ilości szkieł (dodać trzeba także, że często stosunkowo tanich), których jakość optyczna nierzadko jest lepsza od współczesnych obiektywów.
Dotychczas fotografowałem innym modelem Pentaksa, lustrzanką K100D Super. Był to świadomy wybór poprzedzony kilkoma tygodniami poszukiwań. Specjalnie wszedłem w system, który nie jest zbyt popularny, a który jak się okazuje oferuje dużo możliwości. Przejście na te kilka dni z kasetki na K-7 było jak przesiadka z szybowca do F-16. Mimo, że bardzo cenię swój aparat, to dzięki testowi K-7 wiem już, na jaki model zmienię swoją już nieco wysłużoną lustrzankę. Można powiedzieć, że zakochałem się w tym aparacie. Choć nie jest to miłość ślepa.
Już pierwsze wzięcie do ręki aparatu wywołuje pozytywne odczucia. Mamy do czynienia z solidną i mocną konstrukcją, dobrze spasowaną, gdzie nie ma miejsca na żadne luzy. Dobrze leży w ręku, choć nie jest to największy z korpusów na rynku. Niemniej jednak jego ergonomia, mimo dużej ilości przycisków i pokręteł, stoi na wysokim poziomie. Ale jest to rzecz, do której Pentax przyzwyczaił użytkowników swoich produktów już wcześniejszymi modelami. Niestety jest tutaj jedno ale: przełącznik zmiany ustawiania ostrości. Nie da się tego zrobić na wyczucie lub z aparatem przyłożonym do oka. Przełącznik nie posiada zapadek, dzięki którym wiadomo na wyczucie, jaki tryb właśnie włączamy. Z wad korpusu warto także wymienić podświetlenie górnego wyświetlacza. Zieleń bijąca z niego potrafi rozświetlić nawet egipskie ciemności. Na szczęście można to wyłączyć i polegać na informacjach o parametrach ekspozycji wyświetlanych na tylnym ekranie LCD. No właśnie, tylny ekran. Należą się za niego Pentaksowi duże gratulacje. Duży, z dobrze rozmieszczonymi wskaźnikami i parametrami, na którym świetnie widać zrobione zdjęcia.
Na testowanie aparatu przeznaczyłem przede wszystkim weekend 5-6 września i kilka dni w następnym tygodniu, popołudniami po pracy. Niestety w weekend pogoda nie była zbyt sprzyjająca - niebo praktycznie całkowicie zachmurzone i siąpiący lekko deszcz. Z drugiej strony chmury w niektórych okolicznościach mogą dać ciekawy efekt, szczególnie przy użyciu dobrego filtra polaryzacyjnego i statywu. Mimo niesprzyjających warunków udało mi się wykonać kilka ciekawych ekspozycji, które, mam nadzieję, pokażą możliwości nowego Pentaksa. Na testowanie wybrałem się z dostarczonymi przez Redakcję Fotopolis i dystrybutora Pentaksa w Polsce, firmę Apollo, obiektywami oraz kilkoma moimi szkłami. Szczególnie przydatne okazały się szerokokątne obiektywy, które świetnie sprawdzają się w fotografii architektury i dają bardzo ciekawe efekty. Niestety już po powrocie do domu okazało się, że jeden z moich obiektywów (na dodatek najczęściej używany w trakcie testu) nie był dobrze skalibrowany z korpusem i często nie łapał ostrości tam, gdzie powinien.
W zasadzie ciężko sprecyzować czego oczekiwałem od K-7. Może najprościej będzie po prostu napisać, że oczekiwałem dobrego i solidnego aparatu, który sprawdza się w każdych warunkach. Na pewno oczekiwałem solidnej konstrukcji, nie tylko pod względem budowy korpusu, ale także pod względem robionych zdjęć. W końcu przecież wszystko się do tego sprowadza, by aparat pomagał nam robić ciekawe zdjęcia i pomagał realizować nawet najbardziej szalone kadry. A Pentax K-7 jest aparatem, który umożliwia ingerencję w każdy element ekspozycji, a jak wiadomo im więcej możemy zmienić sami, tym na ogół ostatecznie wychodzą ciekawsze efekty. Poziom zmieniania ustawień jest naprawdę oszałamiający, podobnie jak możliwości tego modelu. Chyba żadna lustrzanka dostępna na rynku nie umożliwia zrobienia zdjęć typu HDR (Pentax K-7 robi sam trzy ekspozycje i skleja je w jeden obraz – statyw przy takich zdjęciach jest niezbędny), żadna nie ma też takich możliwości obróbki zdjęć z poziomu aparatu. Pentax K-7 oferuje ogrom możliwości, których nie jest się w stanie poznać w trakcie kilku dni testowych.
Kilka słów należy się kulturze pracy tego aparatu. Lustro pracuje bardzo cicho, jest to niesamowity skok w porównaniu z kłapiącym lustrem w K100D. Co prawda początkowo brakowało mi charakterystycznego dźwięku podnoszącego się i opadającego lustra, ale szybko przyzwyczaiłem się do cichej pracy K-7. Na pewno jest to szczególnie przydatne w fotografii przyrody i streecie, gdzie dźwięk pracującego aparatu może zniszczyć całą pracę fotografa.
W używanym przeze mnie obecnie aparacie jest kilka rzeczy, które bardzo mi przeszkadzają. Są to kiepska współpraca korpusu z wężykiem spustowym (przy ekspozycjach trwających dłużej niż pół sekundy jest to nieocenione akcesorium) oraz nie najlepszej jakości klapka na baterie, która czasami sprawiała wrażenie, jakby miała odlecieć. K-7 idealnie współpracował z wężykiem, ani razu nie byłem zmuszony do ulubionej czynności informatyków: wyłącz i włącz ponownie, co w K100D było nagminne. W przypadku klapki mamy do czynienia z porządną robotą, podobnie jak w całym korpusie. Nic nie lata bezwładnie, osłonki wejść i slotu na kartę są naprawdę solidnie zrobione i widać, że zabezpieczają przed dostaniem się wody lub kurzu.
K-7 oferuje zakres pracy ISO od 100 do 6400. W sumie uważam, że wartości powyżej 800 są w zasadzie nieprzydatne, szczególnie, że fotografując architekturę niezbędny w wielu sytuacjach jest statyw, więc używanie wysokich wartości ISO nie jest potrzebne. Na dodatek wysokie ISO daje efekty w postaci dużego i niezbyt ładnego szumu. Zresztą w trakcie testów najczęstsze używane przeze mnie ISO wynosiło 100.
Dużym rozczarowaniem była natomiast współpraca K-7 z filtrami IR. Efekty, które uzyskałem nie były pod żadnym względem satysfakcjonujące. Być może konieczna jest przeróbka aparatu pod kierunkiem takiej właśnie fotografii. Niewykluczone, że lepsze efekty uzyskać mógłbym mając nieco więcej czasu na testowanie. Nawet kilkuminutowe naświetlanie nie dało ciekawych efektów.
Podsumowując: nowy Pentax K-7 to aparat dający olbrzymie możliwości. Mimo kilku wad, które giną pod nawałem pozytywów, to rewelacyjny korpus, na którego poznanie trzeba mieć dużo czasu, by wykorzystać wszystkie opcje i możliwości, jakie daje użytkownikowi. Aby go naprawdę dobrze poznać trzeba na to poświęcić sporo czasu, a i tak pewnie nie pozna się wszystkiego. Na koniec jeden ciekawy fakt, który może jest jakimś dobrym omenem: moja karta wyjątkowo opornie opuszczała slot w K-7, trzeba było ją sprytnie nacisnąć, by móc ją wyjąć bez uszkodzenia. Było to szczególnie dziwne w świetle tego, że karty dostarczone przez Redakcję wyjmowało się bez problemu. Może to jakiś znak?:-)