"303 zdjęcia, które musisz znać" - recenzja

Autor: Marcin Grabowiecki

10 Styczeń 2014
Artykuł na: 9-16 minut
Grzegorz Klatka zrecenzował dla Was album "303 zdjęcia, które musisz znać" wydany przez miesięcznik Press.

W środku lata otrzymuję maila z informacją, że miesięcznik Press wydaje album i zaprasza do współpracy fotografów. Czytam, że książka "303 zdjęcia, które musisz znać", będzie cyt.: "pierwszą tak szeroką prezentacją w kraju, wizytówką polskiej fotografii prasowej i obrazem profesjonalnego fotodziennikarstwa". I to wszystko w jednym albumie!

Odnoszę wrażenie, że w naszym kraju nie istnieje profesjonalne fotodziennikarstwo, a większość fotografów już dawno zwolniono. Niemniej jednak tekst brzmi obiecująco, więc czytam dalej: że to dokument tego, co Polacy przeżyli przez ostatnie 25 lat, że to karkołomne zadanie, ponieważ trzy zaproszone agencje (Forum, East News, Reporter) archiwizują miliony zdjęć, a tylko 303 wejdą do druku. Inicjatorzy pomysłu proszą o sugestie autorów zdjęć i wybór ich najlepszych prac. Jeszcze wzmianka o niekomercyjnym charakterze przedsięwzięcia, ale na pocieszenie "po albumie na głowę". Jako że jestem "zapalonym amatorem", który pracuje w zawodzie od 20 lat, przystaję na warunki i ślę swoje "typy".

Album otrzymałem w połowie grudnia. Szybko! Steichen pracował nad swoją "Rodziną" 3 lata i stworzył "propagandówkę", ciekawe co uda się Pressowi po 3 miesiącach? Tytuł książki sugeruje, że zobaczymy wybitne dzieła rodzimej fotografii, ikony wydarzeń, zdjęcia, które wpłynęły na nasz światopogląd. Czy takie w polskim w obiegu publicznym w ogóle istnieją? Niekoniecznie. Ale mogą to być także fotografie zapomniane, nieznane, niepublikowane, "cudownie" odnalezione w redakcyjnych piwnicach lub na twardych dyskach fotografów. Z takim nastawieniem, zupełnie zresztą niepotrzebnym, przystąpiłem do oglądania albumu.

Okładka przedstawia znane zdjęcie, symbol powodzi sprzed piętnastu lat. Ten patetyczny portret mężczyzny z chlebem, po pachy w ścieku, trochę już wyeksploatowany, nic nie stracił na aktualności. Dziś zyskał szersze znaczenie, bo przestał dotyczyć wyłącznie powodzian. Pierwszy rozdział pod dyskusyjnym tytułem "Demokracja to piękny stan" zawiera 54 fotografie wraz z krótkimi podpisami: kto, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach. Już po chwili widać, że zdjęcia dzielą się na dwie kategorie: przewidywalne i nieprzewidywalne.

Zdjęcia przewidywalne informują mnie, że Adam Michnik wydał Gazetę Wyborczą, że podczas ostatniego zjazdu PZPR wyprowadzono sztandar, że nasz kraj odwiedził Barack Obama, a Borys Jelcyn złożył kwiaty pod Pomnikiem Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Na zdjęciach przewidywalnych widzę, jak polscy żołnierze wsiadają do samolotu, jak wyglądają półki z teczkami w IPN i jak państwo Tusk i Merkel klaszczą w dłonie, gdy Polska wchodzi do Schengen. Dalej jest o tym, że Bronisław Komorowski podarował Donaldowi Tuskowi szalik kibica i że ten ostatni jada w fast foodzie...

Nie ukrywam, że część tych faktów znałem już wcześniej. Zastanawiam się czy wystarczy, że tylko o nich wiem, czy też koniecznie muszę je mieć przed oczami?

Zdjęcia przewidywalne charakteryzuje to, że nie trzeba ich widzieć, żeby wiedzieć jak wyglądają. Ten typ zdjęć najczęściej widzimy w prasie. Są na ogół bezpieczne, zrozumiałe, mają niewiele do przekazania, a ich główne zadanie to potwierdzać autentyczność tekstów. Zawsze wydawało mi się, że zdjęć przewidywalnych nie warto pokazywać chyba, że przedstawiają sceny trudne do zaakceptowania (np. Geremek, Kuroń i Kiszczak przy wódce, str. 15).

Bogato ilustrowanym tematem, który przewija się przez pierwszy rozdział są rozmaite demonstracje i protesty. W trakcie demonstracji dość często się zdarza, że demonstrujący coś podpalą wywołując ciekawy efekt plastyczny. Zjawiskiem absolutnie naturalnym jest, że gęsty dym i płomienie przyciągają fotoreporterów i telewizje, rzadziej straż pożarną. W rezultacie powstają niezliczone obrazy według następującego schematu: kadr wypełniony dymem (często widoczne płomienie), z dymu wyłania się kontur postaci wymachującej flagą (często narodową). Tego typu zdjęcia, mają tyle do przekazania, ile na nich widać, czyli niewiele. Po latach trudno stwierdzić kiedy zostały wykonane, bo co jak co, ale ogień i dym od wieków nie uległy istotnym przemianom technologicznym.

Zdarzają się jednak demonstracje bez fajerwerków, wtedy lubią powstawać ciekawe obrazy. Scena z grupą mężczyzn tańcząca wokół zdezorientowanego milicjanta (str.11), przywołuje na myśl akcje Pomarańczowej Alternatywy, ale za żadne skarby nie kojarzy się z brutalnie tłumionymi protestami, przez to jest ciekawa. Blokada tramwaju (str.12), ludzie na przystanku obserwujący interwencję ZOMO (str.13), soczysty portret rolników blokujących tory (str. 30) - to sceny, które oprócz podstawowej, skąpej informacji prasowej "sprzedają" odbiorcy rozbudowaną anegdotę. Pokazują kim jesteśmy i jacy jesteśmy, i wszystko w cenie jednego zdjęcia. To tak jakby hipermarket do każdego zakupionego pilota dodawał gratisowo telewizor.

Weźmy zdjęcie starszej pani o kulach atakującej funkcjonariusza (str. 25). Pani "tnie" w poziomie, jest postawa, widać wprawę w fechtunku, choć szybkość już nie ta co za Gomułki. Policjant zaskoczony, rozbawiła go sytuacja, nie dowierza, ale prewencyjnie dobywa pałki. Walnąć babę czy nie? Jego kumpel, niezdarny grubasek, stoi po lewej, za nim fotograf żwawym krokiem, coś tam się dzieje poza kadrem. Żaden nie widzi szermierki. Z tyłu, plecami, odchodzą czterej policjanci. Wyglądają jak brygada motorowerowa powiatowej ochotniczej straży pożarnej. Prowadzą kogoś, chyba kobietę, czołem do nich kamera.

Fotografia powstaje z drobnych wydarzeń, można przejść obok, przeoczyć, zobaczyć dopiero w gazecie.

Drugi rozdział, podobnie jak pierwszy, nosi dość infantylny tytuł (w tej materii nic się już nie zmieni): "Co to się działo". Ma z założenia prezentować najważniejsze wydarzenia ostatniego ćwierćwiecza, choć połowa zdjęć pochodzi z ostatnich trzech lat. Przeglądam uważnie, strona po stronie: dużo nazwisk, mało zdjęć. Dowiaduję się że był w Polsce Helmut Kohl, był papież, był Adam Małysz i Justyna Kowalczyk. Jak odjechali ruscy wojskowi to przyszły punki, a po nich kibole. Był Smoleńsk, dwie powodzie, ptasia grypa i mistrzostwa Euro. Samolot wylądował na brzuchu, a kierowca rajdowy w polu między krowami. Wszystkie przeżyły. Przeglądając rozdział drugi, uświadamiam sobie, że rozdział pierwszy wcale nie był zły.

Najszerzej zilustrowany temat pokazuje następstwa katastrofy smoleńskiej. Otwiera go portret dwóch premierów Władimira Putina i Donalda Tuska. Spośród jedenastu przypadkowych zdjęć, które nie przypominają cyklu, a raczej nielegalne zgromadzenie, trzy są przejmujące (str. 97,102 i 103). Choć nie wyczerpują tematu, pokazują osobistą tragedię, współczucie oraz nastroje społeczne. Pozostałe to obrazy z wiadomości telewizyjnych, wymagają komentarza prezenterki.

Jeszcze gorzej wypadło z papieżem. Pielgrzymki Jana Pawła II do Polski zamknięto w czterech fotografiach, w tym tylko jedną dobrą: surrealistyczną sceną przedstawiającą zamieszanie wokół figury papieża w Zachęcie (str. 81). Z trzech pozostałych zdjęć dowiadujemy się, że papież był w sejmie, w Zakopanem a Aleksander Kwaśniewski w papamobile. Całkowity brak obrazów informujących o rozmiarze "zjawiska", jakim był pontyfikat i skali osobowości Jana Pawła.

Na kolejną część książki składają się rozdziały: "Polak nowy" i "Jak kapitalizm to kapitalizm". Współczesny Polak, według twórców albumu jest celebrytą o skróconym terminie ważności. Jest obywatelem barwnym, tolerancyjnym, lubi egzotyczne dyscypliny sportu, zwłaszcza piłkę nożną. Polki są modne, ambitne, oczytane, dbają o fizyczny i intelektualny rozwój swoich dzieci. Statystycznie co druga jest modelką. Ta cześć albumu przypomina folder reklamowy wydany nakładem Ministerstwa Sportu i Turystyki.

Rozdział o kapitalizmie zaczyna się swojsko, ale już po chwili "wchodzą" ilustracje w stylu Puls Biznesu czy Manager Magazine. Na przemian oglądamy obrazy z miejskich targowisk i współczesnych centrów handlowych, biur, korporacji. Zdjęcia z podupadających zakładów przemysłowych i grzeczne widoczki nowoczesnych molochów produkcyjnych w towarzystwie szalonych inwestycji budowlanych. Szczytem wazeliny są złote instalacje w zakładach sponsora albumu (PGNiG), zamieszczone dla kamuflażu w towarzystwie trzech innych efekciarskich krajobrazów industrialnych.

We wstępie do rozdziału czytam: "Ten nowy świat (...) jest trudniejszy do pokazania, choć zapewne ładniejszy" i dalej, że fotoreporterzy "wciąż jeszcze się uczą fotograficznego opowiadania o rzeczywistości, w której rządzą przepustki". Tak, tak, w poprzedniej epoce przepustek nie znano. Kapitalizm to temat pojawiający się masowo w fotografii na świecie od lat sześćdziesiątych. Taka fotografia, nie sprowadza się wyłącznie do pokazywania bezdomnych, handlu, przemysłu i giełdy papierów wartościowych jak sugerują twórcy książki. Ukazuje m.in. obyczajowość, kulturę pracy, krajobraz, styl życia czy kształtowanie gustów masowych. Każdy z tych tematów nadaje się na osobną publikację. W Polsce powstało mnóstwo zdjęć, m.in. pod wpływem krytycznej fotografii Martina Parra, Roberta Franka czy Walkera Evansa obrazujących podobne zagadnienia. Prawdopodobnie jest ich znacznie więcej niż 303.

Rozdział "A to Polska właśnie" składa się w dużej mierze ze zdjęć nagrodzonych w konkursie Grand Press Photo, o czym informują podpisy (inne konkursy nie istniały). Fotografia z wizyty Jerzego Buzka w jednym z warszawskich szpitali (str. 227), mężczyzna z gęsią w strugach deszczu (str. 229) to już klasyka polskiego fotoreportażu. Mocny pejzaż z psimi budami w schronisku dla zwierząt (str. 249) - to tylko pojedyncze przykłady, pokazują mi świat którego nie znam. Takie sceny trudno sobie wyobrazić i niełatwo zaakceptować. Jak na możliwości edytorskie twórców książki ta część została nieźle zilustrowana. Oczywiście nie brakuje banału i miernoty widocznych w scenkach z wioski cygańskiej, redyku jesiennego, Monaru Kotańskiego, Nikiszowca, plaży we Władysławowie, szkoły talmudycznej i wielu innych.

Rozdział "A to Polska właśnie" zarezerwowano dla wszelkich przejawów "zabobonu", biedy, brzydoty, wykluczenia i zacofania. Przedstawia obraz kraju przed którym nie uciekniemy jak zapewnia Renata Gluza, redaktor wydawnictwa i dodaje: "...to ta część albumu, w której czas mimo 25 lat ciągłych zmian, jakby stanął w miejscu" (czas zwykle staje w miejscu na fotografii).

"303 zdjęcia..." to nic więcej jak kiepska ilustracja wydarzeń i prezentacja agencji fotograficznych skierowana zresztą do nich samych, bo album nie będzie dostępny w sprzedaży. Odnoszę wrażenie, że dobór zdjęć odbywał się na tej samej zasadzie, co w redakcjach gazet: Mamy coś dobrego na ten temat? Nie? To dajmy cokolwiek! Fotograf został sprowadzony do dostawcy półproduktu, co jest nieuniknione w tak obszernej publikacji. Rolę reżysera powinien przejąć fotoedytor, ale tutaj go zabrakło. Gdyby tę funkcję miał pełnić dowolny fotograf, w tym autor tej recenzji, zobaczylibyśmy pewnie monografię powiększoną o zdjęcia kolegów. Chyba nie o to chodzi.

Zilustrować 25 lat życia jednego kraju z uwzględnieniem ważnych wydarzeń, rozmaitych dziedzin życia, zjawisk społecznych, czołowych postaci, nie jest pomysłem na jeden album lecz pięciotomową encyklopedię. Książka "303 zdjęcia, które musisz znać" jest koronnym dowodem na to, że przed tym krajem nie uciekniemy.

Ostatni rozdział pokazuje Polskę w wersji na eksport. "Człowiek piękny jest" to seria 40 portretów tzw. wybitnych Polaków. Są wśród nich ujęcia reporterskie oraz inscenizowane. Te ostatnie o różnym stopniu skomplikowania: od prostych, w stylu: "pan stanie tam i spojrzy tu" do wykoncypowanych, pretensjonalnych zdjęć glamour, jak z magazynu Viva. Muzykantów się zwykle przedstawia z instrumentem grającym, artystów z dziełem sztuki, na szczęście pisarze nie zawsze piszą. Z większości zdjęć dowiadujemy się wyłącznie jak wyglądali ludzie, których wszyscy znamy. Szkoda bo, od czasów Nadara, fotografia potrafi znacznie więcej.

Autor: Grzegorz Klatka

Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8