Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Poniżej publikujemy tekst z katalogu wystawy autorstwa Łukasza Białkowskiego:
Klimat fotografii rodzinnej - zdjęć robionych na setki w parku i mieszkaniu aparatem z telefonu komórkowego, ale zamiast wuja Marka i babci Ewy albo tez koleżanek z podwórka widzimy osobliwych kształtów przedmioty. Sytuacja ma cos z dziecięcego teatrzyku. Pozy przybierane przez postać oscylują miedzy idyllicznymi scenkami z panna bawiącą się na łonie natury, po obrazki, na których przedszkolak Jasiu dosiada osiołka. Przedmiot jest czymś kuriozalnym, ale dziewczynka traktuje go jak zwyczajne zwierze; czymś anonimowym, ale dziewczynka bawi się z nim tak, jakby go dobrze znała. Jest czysta forma, ale tylko na trochę, bo wystające czułki powodują, ze przypomina jakieś bliżej nieokreślonego stwora. Jednak nie jest to tego typu zwierz, którego zabiera się na spacery. Kojarzy się raczej z przerośniętym owadem, którego nijak pogłaskać i przytulić, bo obślizgły a na dodatek może pokąsać.
Przedmiot jest sympatyczny i odpychający jednocześnie. Postać przedstawiona na fotografii stoi upozowana, czeka na pstryk. Ustawione i zaaranżowane scenki. Dlaczego? Po co brać na spacer wymyślone i zrobione własnoręcznie stworki? Czy cała przyjemność zabawy z nimi polega na świadomości, ze nie są żywe, czy na czymś innym? A jeśli tak, to na czym?
W przestrzeni galerii, przed fotografiami, stoi ten właśnie przedmiot, który widnieje na fotografiach. Swoja obecnością zachęca do zabawy z nim, do powielenia sytuacji ze zdjęć. Problem polega na tym, ze znajdujemy się w galerii, gdzie nie wszystko wypada. Przedmiot, który na fotografii był jedynie zabawka, w przestrzeni galerii staje się eksponatem. Trochę głupio się tak powyłupiać. Przedmiot znajduje się nagle kilka metrów od widza. Słowo staje się ciałem. I co dalej? Nic. Nadal nie wiemy, czym jest i na czyje zlecenie pracuje. Stoimy w galerii, nie podjedziemy do niego tak łatwo, nie dotkniemy eksponatu, żeby sprawdzić czy jest miękki i puszysty jak małżowina, czy twardy i zimny jak plastikowy gadzecik. Okazuje się, ze przedmiot nas krepuje, wprawia z zażenowanie, ze sytuacja stała się nieco kłopotliwa, ze nie można złapać pokemona.
Może na tym polega ironia tych prac? Może pokazują, ze to, co mogło być zabawa przybrało rozmiary i powagę instytucji oraz eksponatu, ze przestało być żywe, ze robi się martwe z każdym słowem tego tekstu. Pokazują, ze nie czujemy, ale interpretujemy. Pokazują, ze wypadałoby cofnąć się o jakieś kilkanaście lat i przypomnieć sobie zajęcia praktyczno-techniczne i przyjemność, jaka dawało nam lepienie, wycinanie, a potem pokazywanie, pozowanie. Bezcelowa i niewinnie bezrefleksyjna zabawa. Pokemon stał się ciałem, ale nie daje się złapać. Nie wiemy czy jest puchaty czy chropowaty, szorstki czy przyjemny w dotyku. Mimo, ze przedmiot leży nam pod nosem, to w naszej świadomości stanowi element ekspozycji, do którego obawiamy się podejść mając w pamięci powtarzane do znudzenia: "Proszę nie dotykać eksponatów!".
Honorata Mochalska i Andrzej Błachut - to para artystów nierozłącznych w życiu i sztuce, razem studiowali i zrobili dyplom na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Honorata Mochalska studiowała tam malarstwo pod kierunkiem prof. A. Dobrzanieckiego, a Andrzej Błachut grafikę pod kierunkiem prof. A. J. Aleksiuna. Mochalska & Błachut znani są z "udomowiania" sztuki. Ich prace często powstają w procesie prac ręcznych takich jak: zbieranie, szydełkowanie, robienie na drutach czy lepienie. Powstałe prace charakteryzują dziwne i ładne kształty, często miłe w dotyku. Mochalska & Błachut są autorami następujących wystaw indywidualnych i zbiorowych: Jeden dzień z życia miasta, Test It I, Test It II, 2 pudelki, Obiekty mile, Pink Planet, Animation Supplies&Eqiupment, Pocałuj kotka, Model do składania i Moment skokowy. Od 1998 roku zajmują się projektowaniem kostiumów i scenografii teatralnych.
Wernisaż wystawy Honoraty Mochalskiej i Andrzeja Błachuta odbędzie się w czwartek, 30 marca 2006 roku o godzinie 20 w Yours Gallery przy Krakowskim Przedmieściu 33 w Warszawie.