Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Artykuł uzupełniono 28 marca.
To musiało kiedyś nastąpić. W Japonii Rollei pokazał właśnie cyfrówkę stylizowaną na klasyczną już kultową lustrzankę dwuobiektywową Rolleiflex 2.8F.
Zdjęcie pochodzi ze strony digitalcamera.jp.
Na stronie digitalcamera.jp można znaleźć pierwsze zdjęcia Rolleiflexa Mini-Digi. Jest on znacznie mniejszy niż aparat, który tak bardzo przypomina, a dane techniczne nie robią zbyt dużego wrażenia, ale nie o to chyba chodziło jego twórcom. Wyposażono go w matrycę CMOS 1.3 megapiksela. Za wizjer służy ekran LCD umieszczony na górze aparatu, także poza wyglądem zachowano też najważniejszy interfejs klasycznych Flexów czyli kominek i komponowanie zdjęcia "od góry". Nie zdecydowano się jednak na utrzymanie kwadratowego formatu zdjęć.
Zdjęcie pochodzi ze strony digitalcamera.jp.
Rolleiflex Mini-Digi jest wyposażony w szklany, pięciosoczewkowy obiektyw 9.9mm f/2.8 typu fixed focus (od 0.5m do nieskończoności). Nie znamy jeszcze odpowiednika tej ogniskowej w małym obrazku, ale możemy się domyślać, że będzie to standard (czyli odpowiednik 80mm dla formatu 6x6). Aparat ma wbudowaną pamięć 16MB i akceptuje karty SD. Poza zdjęciami w rozdzielczości 1280 x 960 pikseli Mini-Digi może też rejestrować pliki wideo 160 x 120 pikseli (do 90 sekund). Aparat jest zasilany jedną baterią CR2, posiada złącze USB, wyjście wideo (NTSC) i może służyć jako kamera internetowa. Ponieważ nie ma wbudowanej lampy błyskowej, można do niego podłączyć lampę zewnętrzną.
Zdjęcie pochodzi ze strony digitalcamera.jp.
Możemy się jedynie domyślać do czego służą pozostałe charakterystyczne elementy Rolleiflexów zachowane w tym cyfrowym cacku takie jak korbka przesuwu filmu, czy umieszczona po lewej stronie korpusu gałka, która od zawsze służyła do ustawiania ostrości. Poczekamy, zobaczymy.
Na razie nie podano ceny nowego aparatu, ale powinien on trafić na rynek japoński w maju tego roku. Teraz czekamy już tylko na poważniejszy krok i cyfrowego Rolleiflexa o bardziej profesjonalnych parametrach. No cóż - to pewnie marzenie ściętej głowy, ale zawsze można pomarzyć...
Dziękujemy panu Kumio Yamada za udostępnienie zdjęć aparatu