Andrea Francolini:„ Zacząłem robić zdjęcia, bo nie byłem w stanie narysować tego, co widzę.“

650 kilometrów na północ od Islamabadu, w północnym Pakistanie, Andrea Francolini próbuje stworzyć dzieciom godne warunki do nauki, mimo wiecznych niedoborów prądu i braku podstawowego wyposażenia.  Ten włoski fotograf ma za sobą edukację w Stanach Zjednoczonych i Szwajcarii, dziś jest mieszkańcem Australii. Na co dzień znany jest z… fotografii jachtów.

Autor: Julia Kaczorowska

16 Styczeń 2017
Artykuł na: 6-9 minut

Co najbardziej pociąga cię w fotografii?

Zacząłem robić zdjęcia, bo nie byłem w stanie narysować tego, co widzę. Teraz jestem jednym z tych szczęśliwców, dla których fotografia stała się pracą, ale nadal jest to moje hobby. Kocham fotografię, zawsze staram się rozwijać, próbować nowych rzeczy i znaleźć sposób, aby przekazać to, co widzę, zawsze pokazując prawdę… nawet jeśli jest to moja osobista interpretacja.

Na twojej stronie możemy przeczytać, że jesteś fotografem specjalizującym się w sportach wodnych. Jak to się stało, że tak poświęciłeś się projektowi „My First School”, który przecież nie ma nic wspólnego z żeglarstwem?

W 2008 roku chciałem zrealizować projekt na temat tradycjonalnych sportów. Sfotografowałem zawody sumo, wyścigi na wielbłądach, walki byków. Chciałem uchwycić też grę w polo, którą widziałem kiedyś w telewizji, ale nie miałem pojęcia gdzie się odbyła. W końcu, gdy się dowiedziałem, zdobyłem się na odwagę i powiedziałem rodzinie, że jadę do Pakistanu… To był wspaniały wyjazd. Wróciłem tam w 2009 roku, aby zrobić materiał o kobietach pracujących w krajach islamskich. Na miejscu spotkałem nauczyciela ze szkoły w północnej części kraju. Widziałem fatalne warunki, zrobiłem kilka zdjęć, a potem zapytałem go, co może się przydać w szkole. Poszedłem kupić jakieś zapasy na miejscu i przez długi czas nie zastanawiałem się nad tym tematem.

W 2010 roku spodziewałem się córki i uderzyło mnie, że w niektórych krajach dziewczęta nie mają dostępu do edukacji. Zadzwoniłem więc do mojego przewodnika Saeed z północnego Pakistanu i zapytałem go, czy mógłby mi pomóc z tym pomysłem oraz ile mnie to będzie kosztować. Szybko odpowiedział: „Andrea, nie rozmawiajmy już o biznesach, pomogę ci”. Następnie po mojej podróży w 2011 roku poznałem w Sydney kogoś, kto przedstawił mnie kancelarii prawniczej. Zaprezentowałem swój projekt, a wkrótce po tym otrzymałem e-mail informujący, że firma zajmie się moim projektem pro-bono. Fakt, że ten cykl jest tak daleko „od wody” to dlatego, że chciałem wyjść ze strefy komfortu, co moim zdaniem jest zawsze dobra rzeczą.

Co najbardziej zaskoczyło cię w północnym Pakistanie – zarówno pozytywnie jak i negatywnie?

Słuchając relacji z mediów zastanawiałem się, w co ja się pakuje.  Ale po pierwszej podróży byłem pozytywnie zaskoczony serdecznością jaka mnie spotkała. Warto zaznaczyć, że przed wydarzeniami z 9.11 Pakistan był drugim najbardziej popularnym miejscem w świecie wspinaczki górskiej. Dziś, gdy widzę piątkę-szóstkę turystów, to już jest dużo. Jednak gościnność mieszkańców jest wyjątkowa. Puk puk, odpukać, ale na razie nie mam żadnych negatywnych doświadczeń. Jedyną złą rzeczą, która mi się przydarzyła, to przebita opona! Nie żartuję! Jedynym niebezpieczeństwem jest ilość nieznajomych ludzi, którzy przychodzą do ciebie przytulić się i zaprosić do swojego kraju! Mój przewodnik prowadził wszystkie rozmowy, działaliśmy w jego okolicy - Gilgit-Baltistan. Nie mówię w języku urdu i rzadko zdarzają się tacy, którzy mówią po angielsku. Dlatego ja radziłem sobie za pomocą języka ciała i uśmiechu.

Co udało ci się dotąd osiągnąć w wioskach dzięki zebranym środkom?

Raz do roku jeżdżę do północnego Pakistanu z pieniędzmi, które udało mi się uzbierać. Kupujemy meble, naprawiamy istniejące budynki, siódemka dzieci dostaje stypendia, rozbudowujemy istniejące już szkoły… Myślę, że na tym etapie pomogliśmy dziewięciu szkołom w tym rejonie. Od 2015 roku skupiamy się w szczególności na dwóch, które potrzebują najwięcej pomocy. (Jedna z nich, w Shitindas w 2012 roku składała się z czterech namiotów, które służyły jako klasy – przyp.red.)

Mówi się, że podróże kształcą. Każdy napotkany człowiek, także dziecko, niesie swój bagaż doświadczeń, którym może się z nami podzielić. Czego nauczyłeś się od napotkanych ludzi?

Jestem pełen podziwu gdy widzę ludzi z biedniejszych krajów niż ten, w którym mieszkałem i widzę, że żyją z godnością i uśmiechem na twarzach. Mają w sobie odporność, która jest wyjątkowa i bez względu na przeszkody, idą naprzód i starają się przetrwać. To lekcja dla każdego.

Opowiedz nam o jednym zdjęciu z tej serii.

Pewnego dnia trafiłem do szkoły, którą odwiedziłem już rok wcześniej. Nauczycielka otworzyła drzwi, trzydzieścioro dzieci wstało i razem powiedziało „Dzień dobry proszę pana”. Na końcu sali była mała dziewczynka, która lekko wystawiła głowę, by na mnie spojrzeć. Przyciągnęła moją uwagę jakby była jedynym dzieckiem w pokoju. Miała brązowe oczy z czarną obwódką… Były oszałamiające.  Zacząłem robić bliskie portrety dzieci i w między czasie rozglądałem się za tą dziewczynką, ale nie mogłem jej znaleźć. W końcu spojrzałem w dół, by wyciągnąć coś z torby i, kiedy usiadłem z powrotem, stała tuż przede mną. Miałem motyle w brzuchu i pomyślałem sobie: nie zepsuj tego.

Udało się?

Zrobiłem cztery zdjęcia I zauważyłem, że aparat nie ostrzy prawidłowo. Spojrzałem na wyświetlacz – wszystkie były lekko rozmazane. Uniosłem głowę by zrobić kolejne, ale dziewczynka już zniknęła. Kolejne dzieci czekały na swoją kolej. Robiłem więc zdjęcia, ale w głowie zadawałem sobie pytanie: jakim cudem mogłeś to zepsuć? Przez dwa tygodnie robiłeś tu zdjęcia, nie przegapiłeś dotąd żadnego ujęcia, a teraz zmarnowałeś coś takiego? Skończyłem i zapytałem się nauczyciela o tą dziewczynkę. Usłyszałem: „poszła już do domu”. Odpowiedziałem „Chwileczkę, jak duża jest ta wioska? To nie może być przecież daleko”. Zero odpowiedzi. Poszedłem do pokoju nauczycielskiego napić się herbaty i porozmawiać o tym, czego potrzebuje szkoła. Wciąż byłem na siebie wściekły za zmarnowanie tego kadru. Nagle ktoś zawołał: „proszę pana, ona tu jest!”. Stała niedaleko razem ze swoją mamą. Była bardzo nieśmiała. Pokazałem jej gdzie ma się ustawić, wstrzymałem oddech i zrobiłem zdjęcie. Podziękowałem i nie zdawałem sobie sprawy z tego, że poszła za mną do pokoju nauczycielskiego. Usiadłem i zobaczyłem, że stoi przede mną. Zaoferowałem jej biszkopta, potem kolejnego. Zapytałem mojego przewodnika: „hej Saeed, czy nie mieliśmy sponsorować jednego dziecka z tej szkoły?” Spojrzał na mnie nieco zaskoczony i odpowiedział: „tak, to dlatego ta dziewczynka wróciła”. Odpowiedziałem spokojnie: „nie, wróciła, bo brakowało mi jej zdjęcia”. Na co Saeed: „Nie, ona wróciła, bo to ją sponsorujemy od pięciu lat”. Co za dziwny zbieg okoliczności! Nie miałem pojęcia, że Khizra była dziewczynką, która została wybrana…

Zobacz wszystkie zdjęcia (10)

Wydałeś trzy książki ze zdjęciami z Pakistanu. Profity idą bezpośrednio na edukację dzieci. Z każdej podróży wracasz prawdopodobnie z setkami zdjęć. Opowiedz nam trochę o edycji tego materiału.

Robię zdjęcia niemalże wszystkiemu co widzę, bo muszę udokumentować postępy na miejscu. Wracam z około 5-6 tysiącami obrazów, z czego zatrzymuje może tysiąc. Edycja to najdłuższy etap, zajmuje mi około 2 tygodnie. Nie spieszę się, lubię spokojnie spojrzeć na zdjęcie i zastanowić się co mogę z nim zrobić. Nie bawię się w HDRy i mocny retusz w Photoshopie. Stawiam na niezbędne minimum: poziomy, krzywe, wyostrzenie, edycja kolorów. Nic więcej.

Jakie są twoje plany na najbliższe miesiące?

W Australii niedługo rozpoczyna się sezon żeglarski, więc będę bardzo zajęty przez następne dwa-trzy miesiące. Potem… Zobaczymy.

Więcej o projekcie: www.my-first-school.org
Pozostałe zdjęcia Francoliniego: www.afrancolini.photoshelter.com

Skopiuj link

Autor: Julia Kaczorowska

Studiowała fotografię prasową, reklamową i wydawniczą na Uniwersytecie Warszawskim. Szczególnie bliski jest jej reportaż i dokument, lubi wysłuchiwać ludzkich historii. Uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Łukasz Skwiot: „Coś takiego jak nietrafione zdjęcie już nie występuje”
Łukasz Skwiot: „Coś takiego jak nietrafione zdjęcie już nie występuje”
Od lat relacjonuje z linii bocznych najważniejsze wydarzenia futbolu. Nam opowiada o realiach pracy stadionowej i o tym, jak jego pracę zmienił najnowszy flagowy korpus Canon EOS R1,...
31
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Tania Franco Klein: kultura to dziś jedyna forma oporu
Mimo młodego wieku, jej prace znajdują się w stałych kolekcjach MoMA w Nowym Jorku oraz The Getty Center w Los Angeles. Meksykańska artystka pochyla się nad skutkami nadmiernej stymulacji...
12
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
17
zamknij
Partner:
Zagłosuj
Na najlepsze produkty i wydarzenia roku 2024
nie teraz
nie pokazuj tego więcej
Głosuj