Akcesoria
Black November w Next77 - promocje na sprzęt foto-wideo przez cały miesiąc
Fotopolis.pl: Zdjęcia z albumu "Samoloty - moje spojrzenie" to materiał, który otworzył ci drogę do ZPAF. Jak doszło do tego, że udało ci się opublikować go w formie albumu?
Tomasz Pacan: Pod koniec roku, tak jak większość ludzi, podejmuje się pewne wyzwania, które chce się zrealizować w roku nadchodzącym. Od strony fotograficznej takim zadaniem, które sobie postawiłem było kandydowanie do Związku fotografią lotniczą. Od dwóch lat koledzy ze świętokrzyskiego okręgu zachęcali mnie do wstąpienia do Związku, tylko żaden z nich nie widział mojej fotografii lotniczej. Pokazywałem im zdjęcia krajobrazu industrialnego, typowo kieleckiego, troszkę portretu, trochę reportażu, ale uznałem, że zdjęcia lotnicze są na tyle dojrzałe, że spróbuję samolotami. Między innymi po to, żeby pokazać coś nowego. Starałem się odszukać podobne obrazy w polskiej i światowej fotografii - nie udało mi się, nieskromnie to zabrzmi, ale chciałem udowodnić, że można to inaczej pokazać, w taki bardziej emocjonalny sposób. Pierwotnie miało to być tylko wejście do Związku i wystawa, ale kiedy doszedłem do wniosku, że katalog wystawy przydałoby się wydać w lepszej formie, wpadłem na pomysł albumu w twardej oprawie - i to już był plan. Osobiście nie było by mnie stać na wydanie takiego albumu i przygotowanie takiej wystawy. Szukałem zainteresowanych osób, które by wsparły ten projekt. Pomyślałem o tym, że może po przedstawieniu pewnych próbek, pomogłaby mi zaprzyjaźniona firma Sony - panowie się zgodzili. Album chciałem wydać z pomocą firmy budowlanej, z którą współpracuję, i z pomocą klubowiczów Klubu Konica Minolta i Alfa Klub. Jeden z kolegów zaoferował mi pomoc w wydrukowaniu i załatwieniu dobrej ceny na druk.Wszyscy stanęli na wysokości zadania. Znalazły się pieniążki od firmy budowlanej, pojawiły się środki od klubowiczów, których zadaniem było wykupienie części nakładu i od firmy Sony.
A jaka jest cena albumu?
Nie ma ceny, albumu nie da się kupić w sprzedaży ogólnej. Tak się złożyło, że cały nakład wykupiło Sony. Tylko kilkanaście obowiązkowych egzemplarzy trafiło do bibliotek.
Część egzemplarzy dostałem dla siebie, część wykupili klubowicze, część zatrzymało Sony - dysponuje nimi jako nagrodami i prezentami dla dziennikarzy, dla delegacji. Niedawno miałem okazję podarować album trzem bardzo wysoko sytuowanym panom z centrali Sony. Nie wiem, co robią z resztą egzemplarzy, ale wszystkim się bardzo podoba. Nie spodziewałem się wcześniej takiego odbioru tego albumu, co mnie niezmiernie cieszy. Nawet ludzie, którzy wcześniej deklarowali, że ich ten album nie interesuje, chcą go teraz mieć na półce.
Cały album wydany jest w estetyce czarno-białej. Dlaczego zdecydowałeś się na taką formę?
Trzeba tu zawadzić o szósty zmysł - wiele rzeczy robię intuicyjnie nie zastanawiając się dlaczego tak, a nie inaczej, nie układam koncepcji, tylko pozwalam na ujście pewnych pomysłów z wnętrza i później je oceniam. Po czasie doszedłem do wniosku, że między innymi brak koloru jest wynikiem obcowania z fotografią Kieleckiej Szkoły Krajobrazu. Prócz braku koloru dopatrzyłem się później struktur geometrycznych w moich zdjęciach, które też w jakiś sposób są inspirowane zdjęciami kieleckich fotografików. Z drugiej strony łatwo dojść do wniosku, że kolor jest tu zbędny. On wniesie informację, ale będzie jej tak mało, że będzie ona marginalna i niepotrzebna. Można sobie wyobrazić ten album w kolorze, ale jak sobie poradzić z różnymi odcieniami błękitu nieba? Powstałaby kakofonia. Aby zdjęcia były w jak najczystszej formie nie, ma także pod nimi podpisów - znalazły się one w indeksie na końcu albumu.
Co cię łączy z lotnictwem?
To są tylko marzenia. Nigdy nie byłem bliżej związany z lotnictwem, ale siedzi to we mnie od dziecka. Generalnie zamiłowanie do maszyn jest taką myślą pierwotną. Tak naprawdę, to nie jest nawet tęsknota do latania. Do tej pory udało mi się wzbić w powietrze tylko dwa razy - raz turystycznie przeleciałem samolotem sportowym w okolicach Kielc, a drugi raz w ciekawych okolicznościach udało mi się przelecieć śmigłowcem w trakcie trwania Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach. Siedziałem w śmigłowcu w momencie, kiedy odbywała się prezentacja dla premiera podejmowania rannego żołnierza. Poleciałem tam ze względów fotograficznych, zaprosili mnie do środka lotnicy. W sumie w powietrzu spędziłem około 40 minut.
Właśnie miałem zadać ci pytanie, jak radziłeś sobie z aparatem na pokładzie samolotu odrzutowego. Oglądając zdjęcia odnosi się wrażenie, że większość zrobiłeś z powietrza. Teraz już wiemy, że nie. Jak udało Ci się uzyskać taki efekt?
Nie jesteś jedyną osobą, która odniosła takie wrażenie. Nawet w czasie rady Artystycznej ZPAF, też mnie o to zapytano, choć trochę na okrętkę. Padło pytanie w jakim stopniu służę. Kiedy spytałem o co chodzi, odpowiedziano mi: przecież pan musi z nimi latać, to pan w wojsku służy. W życiu w wojsku nie byłem. Te wszystkie zdjęcia powstały z ziemi za pomocą długich ogniskowych. Najczęściej w czasie takich warunków pogodowych, kiedy zachmurzenie sprawia wrażenie, że faktycznie trzeba było lecieć gdzieś obok. Zdjęcia, na których mamy do czynienia z pojedynczym samolotem, to są ogniskowe rzędu 400 - 560 mm. A zdjęcia grupowe to ogniskowa między 70 a 200 mm. Większość z tych zdjęć powstała w czasie pokazów lotniczych z miejsc poza strefami wydzielonymi dla publiczności, ale nie są to miejsca pod jakimś specjalnym nadzorem. Szuka się w okolicy lotnisk miejsc, które zapewnią czy to odpowiednie światło, czy zmniejszenie dystansu do latających samolotów. Nie ukrywam, że wiąże się to z ryzykiem, że coś się może stać. Pokazy tak się planuje, żeby oś pokazu była odsunięta od publiki, ale samoloty gdzieś tam w powietrzu latają i czasami niestety spadają. Z takich miejsc dystans dzielący do samolotów schodzi nawet do 50 czy 80 metrów w trakcie pokazu solowego, czy 100 - 150 metrów na pokazach grupowych. Operowanie ogniskową, wybieranie kierunku oświetlenia ma wpływ na efekt końcowy.
Czy stosujesz fotomontaż?
Odnośnie drugiego zdjęcia w albumie pada często takie pytanie. Nawet w czasie rady artystycznej zapytano mnie o stosunek do fotomontażu. Zaproponowałem, że posłużę się przykładem tego zdjęcia. I właśnie to zdjęcie mieli na myśli członkowie rady. Chodzi o przełamanie dymów, które może świadczyć o nieudolnym kopiowaniu elementów. Cały wic polega na tym, że dym wytwarzany jest w połowie skrzydła i rozszerza się kiedy samolot odlatuje. W pewnym momencie trafia na zawirowanie za skrzydłem, które łamią dym. Po drugie to zdjęcie jest wyczekane i powstało dokładnie w chwili, gdy samoloty ustawiły się prostopadle do słońca i powstały cienie na dymach. To zdjęcie jest tym strzałem, który miał być. Nie używam zdjęć seryjnych w trakcie pokazów, większość zdjęć jest wyczekanych ze świadomym naciśnięciem spustu.
Jakimi aparatami fotografowałeś?
30 zdjęć, które znalazły się w albumie powstały aparatami Minolta bądź Konica Minolta. Tylko dwa ostatnie zdjęcia sponsorskie powstały aparatem Firmy Sony (A100).
Jesteś założycielem Klubu Konica Minolta. Jak w sytuacji, kiedy produkcję lustrzanek waszej ulubionej firmy przejęło Sony, potoczą się losy Klubu?
Może założycielem to tak trochę mocno brzmi. Jestem tą śnieżką, która spowodowała lawinę. To się potoczyło tak, że powstał nieformalny, bo nie mamy osobowości prawnej, Klub Konica Minolta, który od niedawna został poszerzony o Alfa Klub. Bardzo ciekawe kontakty z firmą Sony skutkują tym, że nie mamy takich problemów, jak koledzy z innych klubów systemowych, współpraca układa się wzorowo i przyjacielsko. Firma Sony stworzyła taką możliwość, aby członkowie klubu mogli zakupić nowe aparaty Sony A700 najszybciej jak się tylko da, jeszcze zanim pojawiły się w sklepie.
Jak w nowej sytuacji odnaleźli się wszyscy klubowicze?
Nie ukrywam było ciężko, między innymi z tego powodu, że polski naród słynie z takiej przekory i z pewnych tendencji do narzekania. Jedni w przejęciu działu foto przez Sony upatrywali szansy na rozwój systemu, i jak na razie fakty pokazują, że tak jest. Inni, co bardziej zniecierpliwieni, zmienili system. A inni przekonali się, że można i warto liczyć na Sony zarówno jeśli chodzi o sprzęt jak i o samą współpracę z firmą. Nie ukrywam, że z mojej perspektywy współpraca z Sony Poland wygląda zdecydowanie lepiej, niż wyglądała kiedyś z Konicą Minolta Polska. Ale może wtedy już wiadomo było, że tej działki nie warto już pielęgnować. Natomiast ze strony Sony wygląda to odwrotnie - trzeba z użytkownikami systemu rozmawiać i czerpać informacje, co zrobić lepiej, tak żeby to wszystkim przynosiło korzyści.
Jakie plany ma na przyszłość KKM?
W tej chwili funkcjonujemy pod dwoma nazwami - Klub Konica Minolta i Alfa Klub. Koledzy z teamu fotograficznego Sony Polska, a także ich zwierzchnicy i osoby z Japonii na bardzo wysokim szczeblu, z którymi miałem okazję się dwukrotne spotkać, nie uciekają od historii, a wręcz podkreślają korzenie swojego systemu. Pewnych rzeczy nie można wykorzystać ze względu na umowy między Sony a Konicą. Oni nie mogą się tak prosto posługiwać nazwami Konica Minolta czy Dynax. To może wyglądać, że Sony próbuje się odciąć od poprzednika. Nic podobnego. W nowym aparacie czuć ducha Minolty. Moje odczucie intuicyjne jest takie, że jest to Minolta z krwi i kości. Dlatego uważam, że nikt nie zapomni, że kiedyś taka firma produkowała aparaty. Nazwy nie będziemy zmieniać, a tradycja będzie kultywowana. Skrót KKM będzie traktowany z wielkim sentymentem, nawet wtedy, gdy wszyscy będą zmuszeni przejść na nowe aparaty, kiedy stare odmówią posłuszeństwa. A ja nie sądzę, abym miał ochotę na zmianę systemu, jest to związane i z moja naturą, jeżeli już się do czegoś przywiążę, to jest to przy mnie.
A co do planów, już na dniach ruszy galeria klubowa na naszej stronie. Będzie tam można komentować zdjęcia, organizować konkursy fotograficzne, poprosić o poradę fachowca.
Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować po pierwsze tego, że zostałeś członkiem ZPAF, po drugie tego, że udało ci się tak wspaniale wydać album i życzyć dalszych sukcesów artystycznych i dalszych sukcesów w działalności Klubu. Dziękuję za rozmowę.