Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Dlaczego warto ciągle robić zdjęcia
Generalnie rzecz biorąc, nie przepadam za Kieślowskim, ale to właśnie w jednym z jego starszych filmów jest scena, którą uważam za jedną z najważniejszych w całej historii kina. Amator opowiada o posiadaczu kamery (Super 8? 16 mm?), który pokazując jedynie prawdziwe sytuacje staje się wrogiem systemu. Ale dla mnie nie jest to film o walce z komuną. Bohater spacerując z kamerą filmuje jedną ze swoich sąsiadek, która niedługo potem umiera. Po wywołaniu filmu pokazuje go jej najbliższym. Scena ta wzrusza mnie za każdym razem. Przypomina bowiem, po co tak naprawdę wymyślono fotografię. Myślę bowiem, że Niepce, Talbot, Daguerre czy Eastman nie myśleli o robieniu dzieł sztuki. Z czasem fotografia zaczęła być traktowana jako środek wyrazu artystycznego, ale jestem przekonany, że jej twórcom chodziło przede wszystkim o wymyślenie sposobu rejestracji rzeczywistości. Podobnie zresztą było chyba z zapisem dźwięku - pierwsze nagrania to po prostu zapis głosów ważnych osób żyjących na przełomie XIX i XX wieku. Dopiero później zaczęła się rejestracja muzyki par excellence rozrywkowej.
Przed fotografią nie było sposobu dokładnego zapisu sytuacji. Dziś praktycznie w każdym domu jest aparat fotograficzny, a w wielu kamery wideo. Ba - większość nowych telefonów komórkowych pozwala na zapis zdjęć. Czy jednak naprawdę wykorzystujemy ich możliwości? Jeśli chodzi o portrety, przeciętny Polak robi je trzy razy w życiu - na chrzcie, komunii, ślubie. Nie ma u nas tradycji fotografowania się z całą rodziną ot tak, bez okazji. W dawnych czasach bogate rodziny co jakiś czas zamawiały do domu portrecistę, który malował wspólny portret. Dziś tradycja ta jest obecna jedynie wśród rodzin zachodniej części Europy. Kto zwiedzał średniej wielkości angielskie miasteczko, wie o czym mówię. Pełno tam zakładów fotograficznych specjalizujących się w rodzinnych portretach. I moim zdaniem niewykluczone, że wielu z pracujących tam artystów położy na łopatki nasze "gwiazdy" fotografujące na potrzeby kolorowych miesięczników. Wynikający z naszej tragicznej historii brak klasy średniej doprowadził niestety do upadku mieszczańskich tradycji. Wrzesień 1939, Katyń, Powstanie Warszawskie, marzec 1968 - podczas tych wydarzeń nasze społeczeństwo zostało skutecznie pozbawione ludzi wykształconych, dla których liczyła się tradycja i ciągłość pokoleń.
Równie słaba jest pozycja naszej "domowej" fotografii dokumentacyjnej. Krajobrazy fotografujemy jedynie podczas wakacji. Niewielu spośród milionów posiadaczy aparatów zadaje sobie trud, aby wyjść na spacer i zrobić kilka zdjęć pokazujących najbliższe okolice. Polska bardzo się teraz zmienia. W każdym mieście powstają nowe budynki, drogi, place. Codziennie znikają ślady przeszłości. Oczywiście powstaje sporo zdjęć pokazujących te zmiany. Telewizja jest świadkiem wielu wydarzeń. Fotografowie agencyjni produkują miliony zdjęć do tworzonych tzw. stocków. Myślę jednak, że każdy z nas powinien uchwycić zmiany w najbliższym otoczeniu.
Miesiąc temu spacerowałem po Działoszynie, moim rodzinnym miasteczku. Dawno tam nie byłem i ucieszył mnie widok "starych kątów" przypominających dzieciństwo. Na jednym z rogów ulicy Częstochowskiej stał malutki domeczek, w którym od niepamiętnych czasów sprzedawano domowej roboty biały barszcz. Uśmiechnąłem się na jego widok. Dwa tygodnie później znów musiałem być w Działoszynie - zamiast wspomnianego domku zastałem plac budowy. Spadkobiercy właścicieli postanowili zbudować tam olbrzymi sklep. Pytałem znajomych, ale nikt nie ma zdjęcia tego miejsca. Ja również nigdy nie wpadłem na pomysł, by przejść się z aparatem i utrwalić wygląd starego Działoszyna. Teraz mi głupio i żal. Zwłaszcza że w czasach cyfry zrobienie tych kilkunastu zdjęć nic by mnie nie kosztowało.
Wydaje się, że zapominamy o takich zdjęciach "środka". Albo traktujemy fotografię zbyt poważnie i staramy się robić jedynie artystyczne projekty, cykle i serie, albo podchodzimy do niej zbyt utylitarnie - traktujemy jako sposób rejestracji jedynie superważnych wydarzeń. To chyba błąd. Powinniśmy starać się fotografować całe swoje życie. Nie mówię tu oczywiście o bezsensownym pstrykaniu, bo zdjęcia powinny być w miarę przemyślane i poprawne technicznie. Ale nie kwestie techniczne są tu najważniejsze. Jeśli sami nie zadbamy o utrwalenie naszych wspomnień, nikt nie zrobi tego za nas. Tak jak bohater powieści Prousta, każdy ma jakieś magdalenki z dzieciństwa. I warto, by o nich pomyślał zawczasu. Równie istotne jest fotografowanie bliskich i przyjaciół. Może postaramy się wspólnie odtworzyć tradycję tworzenia dorocznych portretów? Ostatnio w "Wysokich Obcasach" opublikowano zdjęcia z serii przedstawiającej cztery siostry co rok fotografowane przez jednego artystę. Dziś projekt ten nosi znamiona sztuki przez duże "SZ". A kiedyś tego rodzaju cykle można było znaleźć we wszystkich domach. Pamiętajmy o tym, by fotografować swoich bliskich. Kiedy ich zabraknie, na wszystko jest już za późno. Przekonałem się o tym boleśnie w ostatnich dniach.