Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Czy rzeczywiście musimy kupić nowy aparat?
Generalnie rzecz biorąc, z polską fotografią jest raczej źle. Z całym szacunkiem, ale żaden z naszych fotografów nie osiągnął statusu światowej czy nawet europejskiej gwiazdy. Jeśli spojrzymy w koło, można dostać kompleksów. O Niemcach lepiej nie mówić. Czesi - potęga. Słowacy - może mniejsza, ale też potęga. Nawet Litwini, o których często (zupełnie zresztą bezpodstawnie) wyrażamy się z przekąsem, są bardziej znani na światowym rynku fotograficznym. Dlaczego?
Moim zdaniem jak najbardziej na miejscu będzie analogia sportowa. Mamy Małysza i Kubicę, ale każdy z nich jest jedynie rodzynkiem w magmie nijakości. W fotografii jest niestety podobnie - jedna Wieteska wiosny nie czyni? Słaby poziom sportu wyczynowego jest, nie tylko moim zdaniem, pochodną słabego poziomu sportu masowego. Tak samo słaby poziom fotografii artystycznej wynika w pewien sposób z intelektualnej pustyni, jaką jest de facto sposób traktowania fotografii przez amatorów. Obecność i znaczenie fotografii w naszej przestrzeni publicznej zasługuje na osobny felieton. Dziś zastanówmy się tylko nad rzeszami zwykłych miłośników fotografii. Co mogą zrobić, żeby było lepiej? Jeśli bowiem choć część z 40 mln fotografów w Polsce zacznie poważniej traktować fotografię i robić lepsze zdjęcia czy po prostu zainteresuje się fotografią, to jej ogólny poziom się poprawi. Jestem o tym przekonany: ziarnko do ziarnka...
Temat jest aktualny, przed nami bowiem gorączka zakupów gwiazdkowych. Oprócz tych, którzy zasłużyli na rózgi, wszyscy dostaną jakieś prezenty. Oto kilka sugestii, które mogą się przydać osobom mającym w rodzinie fotografa. Coraz częściej jest tak, że podarunki kupujemy sobie sami, a inni je nam tylko wręczają. Mam nadzieję, że ten tekst przyda się w wyborze wszystkim: fotografującym i ich Mikołajom. Został napisany z tej pozycji - fotografa, który marzy o tym, co chciałby zobaczyć pod choinką. Choć z punktu widzenia poprawności politycznej - pisanie o choince (i Mikołajach, zwłaszcza świętych) jest coraz mniej wskazane.
Zazwyczaj tok rozumowania jest prosty.
Założenie: wszyscy chcą lepszych zdjęć. Fotograf - marząc o glorii chwały, i jego rodzina - znudzona kolejnym tysiącem takich samych zdjęć z kolejnych wakacji.
Rozwiązanie: nowy aparat/obiektyw/lampa błyskowa/karta/filtr/drukarka* (*niepotrzebne skreślić). Przecież wiadomo, że kupno nowego sprzętu na pewno doprowadzi do poprawy. Zwłaszcza że myśl tę skutecznie popularyzują producenci sprzętu, właśnie w tym czasie aktywnie reklamujący swój sprzęt.
Tylko czy to naprawdę jedyna droga? Pierwszy akapit dzisiejszego felietonu mówi o wpadaniu w kompleksy. Niestety w Polsce - niezależnie od tego, czy chodzi o fotografię, czy o politykę, kompleksy pudruje się megalomanią. Każda osoba posiadająca aparat uważa się za drugiego Bressona/Newtona/Avedona* (*niepotrzebne skreślić). Jeśli nie są sławni to tylko dlatego, że mają słaby sprzęt.
Jak wiadomo, za aparat fotograficzny może doskonale służyć metalowa puszka z otworkiem. To naprawdę nie sprzęt podnosi poziom fotografii. Czy lepszą metodą nie jest przypadkiem coś w rodzaju edukacji fotograficznej? Moim zdaniem, jeśli już chcemy ulepszyć naszego domowego fotografa, powinniśmy mu dostarczyć pożywki umysłowej. Kiedy przeczytamy instrukcję obsługi aparatu, teoretycznie znamy jego możliwości. Sposób ich wykorzystania to już zupełnie coś innego...
Zamiast kupować nowy gadżet zastanówmy się nad podręcznikiem fotografii. W kraju, w którym 40% osób nie czyta w ogóle, rada ta może się wydawać nie na miejscu, ale ma chyba swój sens. Na naszym rynku jest coraz więcej książek poświęconych technice fotografowania. Niektóre są słabsze, inne lepsze, ale lektura każdej z nich pozwoli początkującym rozszerzyć nieco sposób patrzenia na świat. Na półkach księgarni możemy w chwili obecnej znaleźć naprawdę szerokie spektrum podręczników. Od pozycji typu "nauka fotografowania w 2 dni", po poważne wydawnictwa traktujące o portrecie, pracy w studio, makrofotografii, czy fotografii czarno-białej. Zresztą - lista podręczników przydatnych dla fotografa nie ogranicza się ostatnio do książek stricte fotograficznych. Czy w czasach rosnącego znaczenia komputerów nikomu nie przyda się książka dotycząca możliwości ostatnich wersji Photoshopa czy Paintera? A dla bardziej zaawansowanych - podręczniki dotyczące DTP i kalibracji zestawu monitor-drukarka? Jest też w księgarniach coraz więcej książek dotyczących fotografowania określonym modelem aparatu. Mogą się czasem przydać, zwłaszcza pod kątem planowania przemyślanej rozbudowy systemu. No i zadowolą zatwardziałych zwolenników teorii sprzętowej.
Rodzinom osób, dla których jedna gruba książka to za dużo polecam inne rozwiązanie - prenumeratę. Publikowanie w magazynie internetowym informacji o czasopismach fotograficznych może się wydać piłowaniem gałęzi, na której się siedzi, ale nie da się ukryć, że istnieją w Polsce (i na świecie - nie ograniczajmy się do własnego grajdołka) drukowane czasopisma, których lektura może pomóc w fotograficznym rozwoju obdarowanego prenumeratą. Konkrety? Choćby "Pozytyw" (i wcale nie jest to prywata, ale szczere przekonanie), "Aperture", "Ag", "Outdoor Photographer" czy znakomity "Photo Magazine".
Jeśli ktoś nie lubi czytać, a mieszka w dużej miejscowości - doceni zapewne prezent w postaci kursu fotografii. W zasadzie wszystkie szkoły fotograficzne oprócz regularnej nauki prowadzą również krótsze warsztaty. To chyba najlepsza propozycja dla tych, którzy chcą się specjalizować w określonej dziedzinie. Zamiast chodzić dwa lub trzy lata do normalnej szkoły (i zaliczać obowiązkowo wszystkie przedmioty...) kilkutygodniowy kurs pozwoli poznać tajniki fotografii cyfrowej, klasycznej, aktu, portretu, krajobrazu czy reportażu. Kursy prowadzone przez nauczycieli, którzy zazwyczaj są specjalistami w danej branży, to chyba jedna z lepszych propozycji dla osób poszukujących rzeczywistej wiedzy. Wystarczy zajrzeć na Fotopolis albo trochę poszperać w Internecie.
Oczywiście może się zdarzyć, że osoba, którą chcemy obdarować nie jest już kompletnym amatorem. Z jednej strony to dobrze, bo ma już cały sprzęt i podstawy. Z drugiej strony źle, bo (jeśli będziemy się trzymać edukacyjnej koncepcji prezentu) trudno w Polsce znaleźć propozycje dla zaawansowanych.
Zaczynając od końca - na całym świecie najpopularniejszą metodą nauki są kursy u znanych fotografów. I u nas można znaleźć doskonałych artystów prowadzących zajęcia dla niewielkich grup. Zresztą, dlaczego ograniczać się do Polski? Warsztaty prowadzą takie tuzy jak John Sexton czy Andreas Weidner - jak spadać to z wysokiego konia! Jednak grupy warsztatowe są niezbyt liczne i czasem trzeba czekać na miejsce kilka lat. Cóż więc zostaje innego?
Stare powiedzenie mówi, że fotografii można najlepiej nauczyć się oglądając zdjęcia mistrzów. Nadal jest to uwaga aktualna, jeśli więc normalny podręcznik to już za mało... Jedynym albumem, jaki mogłem kupić, kiedy zaczynałem się interesować fotografią było "Fototworicziestwo Rosji". Teraz autobiografia Leibowitz ma swą polska premierę w dniu premiery światowej. Pojawiły się księgarnie wyspecjalizowane w albumach fotograficznych. Dlaczego nie skorzystać z tej szansy? Na mojej liście tegorocznych życzeń jest kilkanaście albumów, które ukazały się w tym roku. To był dobry rok pod tym względem.
Ale albumy to dla niektórych za mało. Prawdziwą fotografię najlepiej doceniać i oceniać na żywo. Pewnych niuansów nie da się dostrzec inaczej niż na gotowej odbitce. Warto więc kupić odbitkę - oprawioną i podpisaną przez autora, znanego lub na razie mniej znanego. Wielu "fotografikom" trudno będzie co prawda na własne oczy przekonać się, że ktoś robi lepsze zdjęcia od nich, ale taki zimny prysznic może wyzwolić w nich chęć zemsty i robienia lepszych zdjęć. Poza tym - taka odbitka to przecież dzieło sztuki a to najlepsza lokata kapitału...
Polski rynek kolekcjonerski to temat na osobne omówienie. Warto jednak podkreślić, że naprawdę dobra odbitka, która może zmienić życie obdarowanego, jest tańsza od nowego aparatu. I tym optymistycznym wnioskiem - wszystkiego najlepszego