Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Od redakcji
Dzisiejszym artykułem rozpoczynamy cykl "Jak powstawały zdjęcia...". Po tym szyldem będziemy publikować opisy powstawania ciekawych projektów fotograficznych, które mogą być dla naszych czytelników inspiracją lub po prostu ciekawą historią. W tym cyklu będziecie mogli przeczytać zarówno o interesujących aspektach technicznych i organizacyjnych komercyjnych sesji zdjęciowych, jak i o kulisach powstawania reportaży i zdjęć artystycznych.
Zachęcamy autorów sesji zdjęciowych i innych projektów fotograficznych do przysyłania nam propozycji do cyklu "Jak powstawały zdjęcia...". Stworzyliśmy w tym celu specjalny adres emailowy: jakpowstawaly@fotopolis.pl.
Jak powstawały zdjęcia do kalendarza AD Polska
Każda sesja zaczyna się zawsze tak samo, przychodzi mail lub dzwoni telefon. Dla AD Polska zrobiłem już wcześniej dwa kalendarze planszowe, gdzie przesłanie było jasne. Piękna, naga kobieta i samochód w tle, w sam raz do powieszenia w warsztacie samochodowym.
Ale tym razem pani Kasia powiedziała mi z ulgą: robimy 12-planszowy kalendarz z subtelnymi aktami. Miała też pomysł by rzecz działa się w starym atelier fotograficznym, a na ciałach kobiet będą wyświetlane zdjęcia samochodów - najlepiej kadry ze znanych filmów. Pomyślałem sobie, że to fajny pomysł ale od razu doszliśmy do wniosku, że cena licencji za wykorzystanie kadrów z filmów będzie zbyt wysoka. Trzeba było przemyśleć wszystko i dostosować projekt do realnych możliwości wykonania.
Po kilku dniach skrystalizowała mi się idea jak powinno to wyglądać. Wyobraziłem sobie dosyć niejednoznaczną przestrzeń, która odwołuje się do marzeń sennych. Chciałem by fotografie były na granicy erotyki, a kobiety na nich działały na wyobraźnię na równi z samochodami. Samochody natomiast miały nawiązywać do kształtów ciała i integrować się z nim. Projekt był ambitny i sam nie wiedziałem czy uda mi się go końca go zrealizować, tak jak sobie to wyobrażałem. I to była pierwsza trudność: jak przekazać klientowi moje wyobrażenie. Zrobiłem montaż wykorzystując wcześniejsze zdjęcia i opisałem dokładnie jak należy go czytać. Przy okazji potwierdziły się moje wcześniejsze obawy, że na montaż nie możemy tu liczyć, ten efekt nikomu się nie podobał.
Na szczęście pani Kasia wykazała się dużą wyobraźnią i zrozumiała moją ideę. Dostałem zielone światło na realizację. Ustaliliśmy konkretne założenia: 3 modelki, 3 samochody zabytkowe i 3 nowoczesne, wyłącznie ekskluzywne marki i co najważniejsze - żadnych montaży. Zdjęcia mają być w 100 % realne, zrobione jednym strzałem!
Modelki wybraliśmy bardzo szybko, poszukiwaniami samochodów zajął się Tomek, a sam zająłem się największym problemem: jak wyświetlić zdjęcia na ciele dziewczyny. Wiedziałem, że są trzy możliwości: klasyczny rzutnik slajdów, rzutnik cyfrowy lub przystawka projekcyjna do lamp błyskowych. Oczywiście ten ostatni sposób wydał mi się najlepszy. Pożyczyłem taką by zrobić próbę ale efekt mnie rozczarował. Głównym zadaniem przystawek projekcyjnych jest wyświetlanie na tle wzorów tworzonych przez gobo, natomiast wyświetlenie slajdu dało obraz o wątpliwej ostrości w centrum kadru i bardzo kiepskiej na brzegach. Na dodatek aby uzyskać obraz o średnicy 1,5 metra, musiałem odejść z lampą na odległość 5 metrów co mocno utrudniało precyzyjne manewrowanie wyświetlanym obrazem.
Spróbowałem więc z rzutnikiem cyfrowym. Też nie wyglądało to dobrze. Światła było mało i czas naświetlania niebezpiecznie się wydłużył. Przyjąłem, że maksymalnie mogę użyć czułości 400 ISO. Zdjęcia będą miały dużo ciemnych i niedoświetlonych partii obrazu, a format 50x70 cm spowoduje, że ewentualny szum matrycy będzie dobrze widoczny. Wziąłem mój najjaśniejszy obiektyw 50/1,4 i zabrałem się do pracy. Zaczęły się dalsze kłopoty, trudno było manewrować ciężkim rzutnikem i na dodatek wymagał solidnego zamocowania by nawet nie drgnął w trakcie naświetlania. Modelka już prawie nie oddychała by się nie poruszyć, a ja przy przesłonie f/4 uzyskiwałem czasy na poziomie 1/8 sekundy. Pewnie dałoby się w tych warunkach pracować, zwłaszcza mając rzutnik o większej mocy, ale był jeszcze jeden problem, ktorego się bałem. Mimo dużej rozdzielczości rzutnika, na ciele modelki wyraźnie było widać piksele obrazu. Wyglądało to bardzo źle. Musiałem wrócić do pomysłu z wyświetlaniem za pomocą lampy błyskowej, gdyż klasyczny rzutnik slajdów odrzuciłem już wcześniej.
Z pomocą przyszedł ojciec mojego producenta, z zamiłowania astronom, który już wcześniej budował różne układy optyczne. Już po tygodniu dostałem dziwaczną aparaturę zbudowaną z powiększalnika, lampy błyskowej i niezliczonej ilości deseczek. Pierwsze próby nie dały jeszcze dobrego efektu - obraz nie był zbyt ostry. Ale po sprawdzeniu kilku obiektywów okazało się, że Mamiya 150/3,5 jest idealna.
Pozostało już tylko przygotowanie slajdów. Nigdy wcześniej nie naświetlałem slajdów z pliku, wiedziałem tylko, że robią to w Profilabie w Warszawie. Miła pani dokładnie wytłumaczyła mi jak mam przygotować plik i wysłałem im jeden na próbę.
Ale wróćmy do wcześniejszego etapu. Tomek szukał samochodów w całej Polsce. Musiały być wyjątkowe, rzadko spotykane, a właściciele musieli chcieć je wypożyczyć. Z tym ostatnim był największy problem. Po długich poszukiwaniach udało się znaleźć Jaguara E-Type, Rolls-Royce Silver Cloud, Daimlera DB 18, Astona Martina DB9, Ferrari F430 i największą perełkę - Alfę 8C Competizione, która akurat przyjechała do Polski na pokazy. Dzięki uprzejmości Fiat Auto Poland dostałem ją na kilka godzin do dyspozycji, niestety bez kluczyków...
Fotografia samochodów kojarzy się zwykle z pięknymi plenerami lub ogromnym, świetnie wyposażonym studiem. Ja nie miałem do dyspozycji ani jednego, ani drugiego. Poza Alfą 8C wszystkie samochody należały do osób prywatnych i musiałem je fotografować w miejscu zamieszkania właściciela. Były to place, ogródki, garaże, a w najlepszym wypadku hala przemysłowa. Całe studio musiałem przywieźć ze sobą i na dodatek musiało zmieścić się w moim kombi. Posłużyłem się bardzo prostymi środkami, które symulowały warunki studyjne. Rozpięte na statywach kilkunastometrowej długości białe tkaniny spełniały dwie funkcje: izolowały od otoczenia i niepotrzebnych odbić, a jednocześnie służyły jako blendy, przez które mogłem świecić. Ten sposób okazał się skuteczny miał jednak jedną wadę, pod wpływem ciężaru tkanin statywy przewracały się. Jeszcze gorzej było w warunkach plenerowych, gdy duże powierzchnie pracowały jak żagle. Trzeba było użyć wszelkich dostępnych ciężarów jako obciążników. Najlepiej sprawowały się zwykłe reklamówki napełnione kamieniami. Ponieważ każda fałda na tkaninie była widoczna w odbiciu na karoserii, musiałem sobie z tym poradzić. Tkanina musiała być idealnie naciągnięta. Pomocny był tu... samowyzwalacz. Naciskałem spust w aparacie i biegłem do statywu do którego była umocowana tkanina. Przy drugim stał już asystent i przed wyzwoleniem migawki, razem mocno naciągaliśmy tkaninę.
Do oświetlenia używałem 6-10 lamp, głównie z ostrymi czaszami. Świecąc nimi przez blendę uzyskałem miękkie ale nie płaskie światło jakie w tej sytuacji dałyby softboksy. Niektóre fragmenty karoserii, a zwłaszcza felgi oświetliłem bezpośrednio, aby otrzymać mocne i ostre bliki.
Wszystkie kompromisy przy fotografowaniu samochodów musiały doprowadzić do solidnej pracy przy obróbce zdjęć. Do pracy zabrał się Krzysiek. Mozolnie likwidował wszystkie niepotrzebne bliki i składał zdjęcia czasem z kilku inaczej wywołanych wersji tego samego RAW-u. Gotowe pliki wysłałem do Profilabu i niecierpliwie czekałem na efekt. Diapozytywy miały doskonałą jakość i wreszcie mogłem rozpocząć finalne zdjęcia do kalendarza.
Dzień zdjęciowy rozpoczął się jak zawsze od przygotowania modelki. Makijaż całego ciała zajmuje kilka godzin, zrobienie włosów niewiele mniej. W tym czasie przygotowaliśmy oświetlenie na planie, a potem dogadywaliśmy ostatnie szczegóły z przedstawicielami klienta, którzy przyjechali na zdjęcia.
Gdy Alina była już gotowa zacząłem od najważniejszej kwestii czyli dopasowania wyświetlanego samochodu do pozycji ciała modelki. Wszystko musiało być zrobione bardzo precyzyjnie, gdyż każde poruszenie się modelki powodowało inny efekt, a samochód zmieniał swój kształt. Na dodatek trzeba było uważać by nie spalić slajdu i rzutnika. Pilot lampy, halogen 250W musiał świecić pełną mocą by na ciele modelki był widoczny samochód, ale jednocześnie nagrzewał całe urządzenie do bardzo wysokiej temperatury. Dwa zewnętrzne wentylatory musiały pracować pełna mocą i cały czas chłodzić rzutnik.
Jako główne światło tym razem użyłem softboksów Wafer 100x140 lub 140x200, które świecą wyjątkowo miękko. Ważne było takie zbalansowanie lamp, aby oświetlając modelkę nie stracić obrazu samochodu. Z drugiej strony zbyt intensywnie wyświetlony samochód wyglądał jakby był to nieudany montaż. Czasem dodawałem drugą lampę z miękką czaszą, głównie do doświetlenia tła. Lampa zasilająca rzutnik miała moc 1000 Ws i błyskała pełną mocą lecz straty światła były tak duże, iż przy czułości 100 ISO mogłem uzyskać przesłonę w granicach f/4.5 do f/6.3 i do tych wartości musiałem dopasować główną lampę.
Pierwszy dzień zdjęciowy trwał prawie 14 godzin, pod koniec Alina była bardzo zmęczona. Wydawać by się mogło, że pozowanie na leżąco jest proste. W rzeczywistości musiała być cały czas skupiona, a wszystkie mięśnie miała cały czas napięte. Zrobiliśmy tego dnia, 4 finalne zdjęcia - tak jak zamierzaliśmy. Dokończenie całości zajęło kolejne dwa dni.
W postprodukcji pani Kasia zajęła się w zasadzie tylko drobnymi korekcjami skóry i włosów, oraz poprawą teł.
Czy teraz mając doświadczenia z całej sesji zrobiłbym coś inaczej? Pewnie tak.
Gotowe zdjęcia:
Sprzęt:
aparat: Canon 1Ds Mk III,
obiektywy: Canon EF50mm f/1.4, EF24-105mm f/4L IS
lampy: Bowens Esprit 1000DX, Esprit Gemini 500, Elfo Octalight 2000
W sesji udział wzięli:
produkcja: Tomek Ledwoch
wizaż: Maja Ogiegło
fryzury: Tomek Szabelka
modelki: Alina Malcher, Martyna Siwek, Ania Woźniak
asystenci: Patryk Pohl, Darek Nyk, Piotrek Klemenc
obróbka zdjęć samochodów: Krzysiek Rozdolski
postprodukcja i projekt kalendarza: Katarzyna Foszcz
tekst: Artur Nyk