Branża
Zebraliśmy dla Was oferty Black Friday i Black Week w jednym artykule! Sprawdźcie najlepsze promocje od producentów i dystrybutorów
Temat miesiąca
Fotografia zimowaCzy wolno zmieniać obiektywy na mrozie? Co zrobić by wilgoć nie osiadała wewnątrz aparatu? O to i nie tylko zapytaliśmy specjalistę od fotografii przyrodniczej Marcina Dobasa!
Jeśli zerkniemy do instrukcji obsługi, do działu poświęconego warunkom, w jakich można użytkować sprzęt, najprawdopodobniej ze zdziwieniem stwierdzimy, że zakres temperatury, przy jakiej możemy robić zdjęcia, zaczyna się od... 0°C. Nawet topowe aparaty - uszczelniane i chronione dziesiątkami uszczelek - teoretycznie przeznaczone są do pracy tylko w temperaturze dodatniej. Z kolei te, które przez producenta dopuszczone są do pracy zimą, to zdecydowana mniejszość. Oczywiście, to tylko teoria, bo jeśli wykorzystamy nasz aparat niezgodnie z instrukcją obsługi i zdecydujemy się na fotografowanie podczas mrozów, okaże się, że wszystko działa prawie jak należy. Prawie, bo na pewno mróz da o o sobie znać.
Wręcz przeciwnie. Zamrożony film stawał się kruchy, przez co łatwo było go uszkodzić, przewijając czy wyjmując go z aparatu. Dziś podstawowy problem to negatywny wpływ mrozu na żywotność akumulatorów. Zimą „na jednym akumulatorku” wykonamy dużo mniej zdjęć, niż latem czy jesienią. Aby zapobiec niemiłym niespodziankom, powinniśmy doładowywać baterie zawsze, gdy mamy na to szansę. Obecne ogniwa pozbawione są efektu pamięci i nawet krótkie ładowanie nie stanowi dla nich problemu. Nawet jeśli planujemy wykonać tylko trochę zdjęć - warto posiadać kilka zapasowych akumulatorów - tak na wszelki wypadek. Osobiście zapasowe baterie trzymam w kieszeni blisko ciała, żeby w momencie wymiany do aparatu wkładać ciepłą baterię, z kolei zimną (wyjętą z urządzenia) wkładam do kieszeni. Gdy trochę się ogrzeje, znów będzie można wykrzesać z niej trochę energii. Jeśli zimą śpię pod namiotem - akumulatory na noc wkładam do śpiwora. Nie jest to może zbyt wygodne, ale zapewnia możliwość fotografowania.
Powszechny jest pogląd, że bezlusterkowce zużywają dużo prądu. Powszechny choćby ze względu na testy CIPA. Warto jednak zerknąć w wytyczne, w jaki sposób testy CIPA muszą być przeprowadzane i od razu zdamy sobie sprawę z faktu, że nijak nie przekłada się to na żywotność tych elementów podczas pracy w terenie. Faktem jest, że na jednej baterii bezlusterkowcem zdjęć zrobimy mniej niż lustrzanką. Jednak sama bateria do bezlusterkowca jest też znacząco mniejsza od baterii lustrzanki - myślę, że najsensowniejszym porównaniem byłby stosunek ilości zdjęć do wagi baterii.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której zapominamy podczas rozmów o konsumpcji energii. W czasach, gdy fotografowałem lustrzanką - po naciśnięciu spustu migawki, naciskałem przycisk play, aby wyświetlić zrobione zdjęcie i za pomocą histogramu ocenić, jak zostało naświetlone. Jest to bardzo przydatne, zwłaszcza gdy stosuję filtry i nie mam pewności co do tego, czy odpowiednio wykorzystałem jego możliwości. W bezlusterkowcu - informacje mam jeszcze przed naciśnięciem spustu. Odpada mi więc konieczność uruchamiania tylnego wyświetlacza po wykonaniu ujęcia.
Mróz sprawia, że tworzywa sztuczne stają się bardziej kruche i niezbyt delikatne obchodzenie się z aparatem, zwłaszcza plastikowym, czy upadek lub uderzenie może doprowadzić do uszkodzenia sprzętu. Ryzyko powstania wszelkich pęknięć i ukruszeń jest wtedy znacznie wyższe. Samo robienie zdjęć zimą nie jest niczym groźnym. Oczywiście, pewne rzeczy będą działały gorzej czy wolniej - jak choćby autofocus - jednak nie są to powody, dla których powinniśmy rezygnować z zimowego fotografowania.
Faktycznie to nagłe zmiany temperatury są groźne. Jeśli z mrozu wchodzimy do nagrzanego schroniska, różnica ta może sięgać pięćdziesięciu stopni. Każdy, kto nosi okulary wie, z czym to się wiąże. Momentalnie na zimnym aparacie skondensuje się para wodna. Na wszystkich wychłodzonych elementach aparatu zbierają się małe kropelki wody. Niestety, to samo dzieje się wewnątrz urządzenia, co stanowi problem dla elektroniki. Dlatego też bardzo ważne jest, aby wchodząc do ciepłego pomieszczenia, aparat szczelnie zamknąć w torbie fotograficznej i pozwolić powietrzu wewnątrz torby ogrzewać się powoli. Część z fotografów owija aparat w foliowe torebki przed wejściem do pomieszczenia. Ten sposób także się sprawdzi. Przed wyjęciem aparatu z torby, powinniśmy odczekać minimum kilkadziesiąt minut.
Nie podzielam tego poglądu. Nie jestem w stanie znaleźć rozsądnego uzasadnienia, dlaczego nie wolno zmieniać obiektywów podczas mrozów. Powietrze jest suche, czyste, a matryca będzie zim- na bez względu na to, czy obiektyw mamy podpięty do korpusu czy nie. Oczywiście, jeśli zacina śnieg - zachowujemy się tak samo, jak podczas wymiany obiektywu na deszczu albo w kurzawie.
Istotnie, coś za coś. Z jednej strony, małe gabaryty, mała waga, szansa zabrania dużej ilości sprzętu w teren - z drugiej strony, gęściej upakowane przyciski. Latem na pewno to nie będzie przeszkadzać, natomiast rzeczywiście zimą, podczas siarczystych mrozów, dużo lepiej jest obsługiwać w grubej rękawiczce duże korpusy. To także kwestia przyzwyczajenia, bo problem wykonania czynności manualnych w rękawiczkach pojawia się choćby podczas nurkowania. Im częściej takie rzeczy ćwiczymy, tym łatwiej nam jest „trafić w guzik”. O ile pod wodą rękawiczki nie zdejmiemy, o tyle zimą mamy taką możliwość. Osobiście, jeśli jest faktycznie zimno i stosuję grube łapawice, to zawsze mam pod spodem cienkie rękawiczki do obsługi aparatu. Dobrze, gdy są to rękawiczki pozwalające na korzystanie z dotykowego ekranu. W wielu aparatach może ułatwić to pracę. Reasumując: im grubsze rękawiczki, tym wygodniej pracuje się większym korpusem. Chociaż w moim odczuciu, nie jest to żaden powód, abym na takie aparaty znów się przesiadł.
Tak, ale niezupełnie w warunkach zimowych. Przydały się w malezyjskiej dżungli, na wybrzeżu Norwegii czy w Lesie Bielańskim w Warszawie. Jednak zawsze, kiedy uszczelnienia ratowały mój aparat, temperatura była powyżej zera. Mróz ma to do siebie, że przy nim powietrzne staje się suche. Ciężko więc o zalanie lub wilgoć. Być może, uszczelnienia mają znaczenie w przypadku kondensacji pary wodnej przy zmianie temperatury z ujemnej na dodatnią. Ciężko mi się jednak na ten temat wypowiedzieć, ponieważ za każdym razem wchodząc do ciepłego pomieszczenia, chowam aparat do torby i czekam aż się ogrzeje.
Chwalę sobie elektroniczny wizjer, który również w niskiej temperaturze doskonale spełnia swoje zadania. Jeśli fotografowana scena jest trudna albo korzystam z filtrów połówkowych, elektroniczny wizjer daje mi szansę oceny histogramu jeszcze przed naciśnięciem spustu migawki.
Marcin Dobas - rocznik 82, mieszka w Warszawie. Z wykształcenia geolog, prywatnie ratownik GOPR i przewodnik w trampingowych biurach podróży. Specjalizuje się w fotogra i podróżniczej, krajobrazowej, przyrodniczej oraz podwodnej. Od wielu lat współpracuje z polskimi i zagranicznymi wydawnictwami. Ma na koncie wiele nagród i wyróżnień w takich konkursach, jak European Wildlife Photographer of the Year, Asferico 2010, Grand Press Photo (2010, 2011), National Geographic WKF, Memorial Maria Luisa 2012.