Aparaty
Wysyp zimowych promocji Fujifilm - aparaty z rabatem do 1075 zł
Ostatnim przystankiem w naszej rodzinnej wędrówce po wschodniej Ukrainie z wystawą fotograficzną "Polska i Polacy na przełomie wieków" po nieznanym Kramatorsku, przeobrażającym się na Euro 2012 Doniecku i najdalej wysuniętym na Wschód Ługańsku, był Charków. O tym, że jest to drugie co do wielkości miasto na Ukrainie i jeden z ważniejszych ośrodków akademickich (21 szkół wyższych, w tym 3 uniwersytety) i przemysłowych można dowiedzieć się z internetowej Wikipedii. My z racji tego, że jesteśmy fotografikami i redaktorami książek, chcieliśmy przede wszystkim poznać ciekawych ludzi, Polaków i potomków Polaków, których losy związały się z Charkowem.
Michał Żur
Bywa czasami, że w podniszczonym pudełku po butach między różnymi papierzyskami są ukryte rozmaite listy: polecone, miłosne, z frontu. Po latach okazuje się, że to jedyna rzecz ocalała po kimś bliskim. W naszym komputerowym archiwum jest taki elektroniczny list z dnia 27 lutego 2008 r. Prezes Domu Polskiego w Charkowie Michał Żur pisze w nim, że cieszy się na spotkanie z nami i czeka na naszą wystawę fotografii "Polska i Polacy na przełomie wieków" i że będzie informował o wystawie na stronie internetowej stowarzyszenia. Wspomina także o wystawie o fotografiku Alfredzie Fedeckim, sygnalizuje o zamierzeniach i projektach. Bardzo ucieszył nas jego list. Wiedzieliśmy, że w Charkowie mamy bratnią duszę. Niestety to był pierwszy i jedyny list od Michała Żura. W czerwcu 2008 r. został śmiertelnie pobity w antykwariacie, w którym pracował przy ul. Karola Marksa w Charkowie.
Największą pasją życiową Michała Żura było kolekcjonowanie starych monet, pocztówek i fotografii. Ciągle kupował, sprzedawał, wymieniał. Przez jego ręce przewinęły się setki przedmiotów. Równolegle zajmował się różnorodnymi tematami; fotografią, historią zwłaszcza historią diaspory polskiej w Charkowie, relacjami polsko-ukraińskimi. Miał instynkt badacza. Potrafił poruszać się w starych dokumentach, pożółkłych gazetach; z gąszczu informacji wyławiał rzeczy istotne, notował wydarzenia, daty, nazwiska. Prawie połowę swojego życia spędził na poszukiwaniach informacji w archiwach i bibliotekach na Ukrainie.
Urodził się w Charkowie w 1958 r., ale mówił o sobie, że jest Polakiem w czwartym pokoleniu. Jego przodkowie pochodzili ze wsi Bokiny na Podlasiu. Z pobudek ekonomicznych przyjechali do Charkowa na początku XX w. Wówczas Charków był już aktywnym ośrodkiem polskości. Mieszkali tu polscy profesorowie, nauczyciele, adwokaci, artyści, przedstawiciele szlachty, kupcy i rzemieślnicy. Życie towarzyskie polskiej diaspory toczyło się wokół zamożnych rodzin: byłego carskiego generała Hipolita Siemiradzkiego oraz adwokata Aleksandra Kwiatkowskiego i dr Władysława Frankowskiego. Oczywiście była parafia rzymskokatolicka, działało Towarzystwo Dobroczynności, polska szkoła elementarna, chór kościelny "Lutnia", polska księgarnia wraz z wypożyczalnią i czytelnią, którą prowadziła Helena Sikorska, amatorski teatr (dochód z każdego spektaklu był przeznaczony na konkretne potrzeby diaspory polskiej w Charkowie), wreszcie Dom Polski, który rozpoczął działalność w 1909 r. przy ul. Gogola 4, a którego pierwszym prezesem został inż. Jan Wilga. Jednym z założycieli był profesor charkowskiego Instytutu Muzycznego Konstanty Gorski. Staraniem Domu Polskiego powstało polskie gimnazjum, w którym wykładano j. polski i literaturę polską, historię Polski i świata. Przez polskie gimnazjum na Moskalówce przewinęło się do 1918 r. około 200 uczniów. Ważną inicjatywą Domu Polskiego było utworzenie biblioteki (pokaźny księgozbiór do biblioteki w ilości 500 dzieł przekazała rodzina Teoplitzów) oraz uruchomienie działalności wydawniczej (wydawano podręczniki szkolne, utwory Bronisławy Ostrowskiej, książki dla dzieci Michaliny Mossoczowej oraz wiele druków okolicznościowych).
Michał Żur całą swoją energię oddał przywróceniu działalności Domu Polskiego na płaszczyźnie naukowej. W tym duchu organizował tematyczne konferencje, do udziału w których zapraszał badaczy, specjalistów, naukowców. Był inspiratorem i redaktorem projektów wydawniczych pod tytułem "Almanach Polski w Charkowie".
Alfred Fedecki
Jest 1 lutego 2008 roku. W Muzeum Sztuki w Charkowie właśnie została otwarta niezwykła wystawa. To nie lada gratka dla miłośników fotografii i kolekcjonerów. W gablotach dokumenty, rodzinne albumy i aparaty fotograficzne, na ścianach oryginalne XIX-wieczne prace charkowskiego fotografa polskiego pochodzenia Alfreda Lucjana Fedeckiego (1857-1902). W tłumie Michał Żur. Udziela wywiadów. Opowiada z pasją o każdym przedmiocie, zdradza detale, płynnie porusza się wśród nazwisk i dat. Jest znawcą Fedeckiego. Ogromnie szczęśliwy, że udało mu się doprowadzić do zorganizowania we współpracy a konsulatem RP w Charkowie, pierwszej indywidualnej wystawy poświęconej najlepszemu portreciście Charkowa w 150. rocznicę urodzin.
Tu portret dr Frankowskiego, wybitnego lekarza, filantropa i społecznika, który przez 50 lat przyjął prawie 200 tys. chorych, tam portret Konstantego Gorskiego skrzypka-wirtuoza, kompozytora i dyrygenta, gdzieś dalej podwójny portret architekta Aleksieja Beketowa z żoną z 1890 r. i portret prawosławnego duchownego ojca Jana Kronsztackiego oraz dziesiątki portretów bardziej i mniej znamienitych obywateli Charkowa, a także sławnych ludzi, którzy pojawiali się w Charkowie pod koniec lat 90. XIX w. Nad wszystkimi dominuje wielki portret Czajkowskiego. Słynny kompozytor mimo, iż fotografowali go utytułowani fotograficy: w Hamburgu, Rzymie, Kijowie, Moskwie, Sankt-Petersburgu i Nowym Jorku, to właśnie portrety autorstwa Fedeckiego najbardziej sobie cenił i to właśnie one znane są dziś na całym świecie. Na wystawie zabraknąć nie mogło portretu słynnego malarza Iwana Ajwazovskiego z 1898 r. (to samo zdjęcie z odręczną inskrypcją malarza wystawione na stronie internetowej sklepu antykwarycznego RomanovRussia w Chicago, które specjalizuje się w sprzedaży pamiątek z okresu panowania Romanowów, było wycenione w lutym br. na 5600 dolarów amerykańskich).
Fedecki miał własny styl portretowania i to go wyróżniało. Wykształcenie fotograficzne zdobył w Akademii Sztuki w Wiedniu, następnie uczył się w Kijowie pod kierunkiem znakomitego fotografika Włodzimierza Wysockiego. Kiedy w 1886 r. otwierał własne atelier fotograficzne (w tym czasie Charków był jednym z centrów fotografii w południowej Rosji) miał już tytuł fotografa nadwornego Jej Imperatorskiej Wysokości Wielkiej Księżnej Aleksandry Pietrownej. Interesowały go wszelkie nowości. Nową technikę reliefu, którą przywiózł z Wiednia stosował z powodzeniem. Prawo do jej wykonywania w Charkowie na wyłączność nabył za kilka tysięcy rubli. Dawała ona nową jakość portretowania. Jednak za sesję zdjęciową u Fedeckiego trzeba było niemało zapłacić. Zapewne w jego atelier pachniało najdroższymi perfumami.
Ale Fedeckiemu nie wystarczało to, że był znany wśród elit charkowskich, chciał zaistnieć szerzej. Wykorzystuje więc swoje zdolności menedżerskie. Zdjęcia z miejsca katastrofy imperatorskiego pociągu niedaleko stacji Borki pod Charkowem (1888 r.) w formie albumu rozsyła dostojnikom: szczęśliwie ocalonemu carowi Aleksandrowi III, królom Danii i Niemiec. Od jednych otrzymuje podziękowania i dyplomy, od innych złoty pierścień z błękitnym szafirem, otoczony wielkimi brylantami. Prasa tylko czeka na takie newsy. Wiadomości szybko się rozchodzą. Pojawiają się lawinowo zamówienia od wydawnictw. Prestiż Fedeckiego rośnie. Jego zdjęcia trafiają do najbardziej poczytnych czasopism w Moskwie i Petersburgu.
Włodzimierz Misławski
Na spotkanie umówiliśmy się na stacji metra Gieroji Truda w pobliżu kina "Poznań" (Poznań jest miastem partnerskim Charkowa, stąd nazwa największego w mieście kina). Nie trudno było go rozpoznać. Ubrany w szubę, z widoczną nadwagą, w długich lekko kręconych włosach. Wsiedliśmy do marszrutki. Po 7 minutach znaleźliśmy się na peryferiach. Tu, w niezbyt dużym M2 mieszka największy znawca kina i filmu na Ukrainie.
Misławski, który urodził się w 1960 r. w Charkowie, trzykrotnie zdawał na studia do Państwowego Instytutu Kinematografii w Moskwie. Ukończył filmoznawstwo w 1992 r. Pracuje w telewizji. Prowadzi programy dla telewizji ukraińskiej i rosyjskiej. Pisze artykuły i książki.
Z kinem zetknął się już w dzieciństwie. Podczas, gdy jego mama, jako pracownica urzędu kontroli kinematografii nadzorowała, co wyświetla się w kinach w Charkowie, on zarabiał przewożąc szpule filmowe między kinami. Non stop oglądał filmy. Przez jakiś czas był nawet kinooperatorem. Wyświetlał filmy dla dygnitarzy partyjnych w zamienionym na kino kościele. Kiedy świątynię oddano katolikom wspólnie z ks. Jerzym Zimińskim zorganizował przegląd filmów pod nazwą "Sacrum w filmie".
Włodzimierz wspomina o tym, jak, któregoś razu w Parku Junności, a może raczej w Parku Artioma, zetknął się z Michałem Żurem, który podobnie, jak on był stałym bywalcem giełdy staroci i tak jak on buszował między straganami w poszukiwaniu fotografii. Kiedy już okazało się, że kolekcjonują fotografie tego samego autora, postanowili pracować wspólnie. Znajomość zaowocowała napisaniem biografii najlepszego portrecisty Charkowa (książka ma się ukazać pod koniec roku).
Włodzimierz Misławski przygotował ze swojego archiwum kilkadziesiąt oryginalnych zdjęć Alfreda Fedeckiego. Zwracamy uwagę Włodzimierzowi, że zdjęcia typu gabinetowego są podpisane nazwiskiem w j. polskim (polscy fotografowie np. w zachodniej Ukrainie nie mogli tego robić. To było zabronione!). Od niego dowiedzieliśmy się, że Alfred Fedecki, był nie tylko znakomitym fotografem charkowskim, ale pierwszym w Imperium Rosyjskim realizatorem kronik filmowych (pierwszy publiczny pokaz kinematograficzny odbył się w charkowskiej operze w grudniu 1896 r. w zaledwie rok po narodzinach filmu).
Na koniec naszego fantastycznego spotkania Włodzimierz wyjmuje z szafy książki, podkreśla, że to ostatnie autorskie egzemplarze dwóch najważniejszych jego książek: "Charków i kino" z 2004 r. oraz "Charków kinematograficzny" z 2007 r. To prezenty dla nas. Pojadą z nami do Krakowa.
250 fotografów charkowskiej guberni
Już latem 2008 r. w Kramatorsku po raz pierwszy trzymaliśmy w rękach to przyciężkawe tomisko, zawierające prawie 1000 fotografii 250 fotografów (nazwiska i zdjęcia 200 fotografów po raz pierwszy zostały opublikowane). Zachwyciło nas to wydawnictwo, będące owocem tytanicznej pracy redakcyjnej Michała Żura, Adrzeja Paramonowa, Arkadiusza Chilkowskiego i Sergieja Gołoty - kierownika projektów charkowskiego wydawnictwa SAGA. Chcieliśmy spotkać się z wydawcą, porozmawiać o powstaniu tej wyjątkowej książki. Spotkanie z Sergiejem Gołotą musieliśmy przełożyć. Sergiej zachorował. Na kilka dni trafił do szpitala. Na szczęście nic poważnego. Sergiej w rozmowie był wulkanem, wyrzucał z siebie słowa z prędkością kałasznikowa. Przepraszał, że tyle ma do powiedzenia, że przeskakuje z wątku na watek i nie daje nam dojść do słowa. Pokazuje najpierw wydawnicze drobiazgi, czyli portrety sławnych charkowian w obiektywach najlepszych fotografików, reprint kronik wojennych z lat 1914-1917, reprint albumu na 100-lecie charkowskiego uniwersytetu ze zdjęciami fotografa Iwanickiego. Wreszcie oglądamy rarytas wydawniczy, czyli "Fotografowie charkowskiej guberni 1851-1917". Wyjątkowość tego wydanego w 2008 r. albumu-przewodnika polega na tym, że oprócz zdjęć autorzy zamieścili informacje biograficzne o fotografikach i ich atelier. Wśród nich są oczywiście Polacy: Bykowski, Fedecki, Iwanicki, Leszczyński, Szabelski i wielu innych mniej znanych. Sergiej prezentuje nam także wielkich rozmiarów unikatowy album fotografii i grawiur "Gogol w ojczyźnie", autorstwa polskiego fotografa Józefa Chmielewskiego (1849-1924), wydany w 2009 r. przy finansowym oraz merytorycznym wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Charkowie. Ten reprint albumu opublikowanego z okazji 100. rocznicy urodzin Mikołaja Gogola zawiera zdjęcia wiejskich pejzaży, portrety chłopów, obrazy z życia codziennego. Wykonane przez Chmielewskiego 100 lat temu zdjęcia opowiadają nam o świecie, który już nie istnieje. Chmielewski urodzony w Warszawie w rodzinie uczestnika powstania styczniowego, stawiał swoje pierwsze kroki w dziedzinie fotografii w ówczesnej stolicy Imperium Rosyjskiego w Sankt-Petersburgu. Przez pewien czas pracował w atelier fotograficznym Gałuszyńskiego, by ostatecznie przenieść się do Połtawy, gdzie pracował do śmierci. Nieznany zupełnie w Polsce Józef Chmielewski był laureatem wielu nagród, m.in. otrzymał medale na wystawach w Lozannie w 1890 r., w Brukseli w 1891 r., w Chicago w 1893 r., na wystawach światowych w Paryżu w 1889 i 1900 r.
Sergiej Gołota zapytany prze nas, o to, co go urzeka najbardziej na starych fotografiach, odpowiada, że wizerunki ludzi, ich twarze i stroje. Sam od 40 lat kolekcjonuje zdjęcia, pocztówki, dokumenty, wszystko opisuje, kto i gdzie wykonał zdjęcie, kto został sfotografowany i z jakiej okazji. Najważniejsze dla niego, jako kierownika projektów w Wydawnictwie SAGA, jest to, aby wydawane przez SAGę albumy, nie tylko ładnie prezentowały się na półkach, ale znalazły swoje miejsce w bibliotekach i archiwach i stały się źródłem informacji dla badaczy.
Igor Łosiewski
Spotykamy się w olbrzymim holu Charkowskiej Państwowej Biblioteki Naukowej im. W. Korolenki (jedna z największych bibliotek naukowych w Europie zaprojektowana przez Aleksieja Biekietowa i wybudowana w 1886 r.). Pan Igor Łosiewski dr nauk filologicznych i kierownik działu wydawnictw rzadkich i starodruków prowadzi nas na spotkanie z Dyrektor Walentyną Rakitjańską, na ręce której pragniemy przekazać nasze dwa albumy: "Pejzaż osobisty. Polska" z naszą fotografią oraz prozą i poezją ks. Franciszka Kameckiego i "Nowa Huta. Okruchy życia i meandry historii" oraz katalog wystawy "Polska i Polacy na przełomie wieków". Później zwiedzamy specjalnie dla nas przygotowaną przez dr Igora Łosiewskiego, mówiącym płynną literacką polszczyzną, wystawę unikalnych wydań książek polskich pisarzy, które ukazały się drukiem od XVI do XVIII w. A wśród nich jest: "Wstęp do astronomii" Jana Głogowczyka wydany w Krakowie w 1514 r., pierwsze wydanie Biblii w j. polskim z 1561 r., "Herby rycerstwa polskiego" Bartosza Paprockiego z 1584 r., krakowskie wydanie poezji Jana Kochanowskiego z 1585 r. oraz zbiór poematów historycznych Jana Ornowskiego poświęcony rodzinie Doniec-Zacharżewskich wydany w 1705 r.
Najbardziej zachwyca nas miniaturowe z łatwością mieszczące się w dłoni 1000-stronnicowe wydanie wierszy Adama Mickiewicza z 1898 r. ozdobione portretem poety i umieszczone w metalowym pudełeczku ze szkłem powiększającym. Dr Igor Łosiewski otwarcie mówi o swoich polsko-litewskich korzeniach, o tym, że jego prawosławny pradziad Dionizy otrzymał w 1875 r. tytuł honorowego obywatela miasta Charkowa i o tym, że Lew Łosiewski syn Dionizego (brat dziadka Pana Igora) był oficerem zawodowym, najpierw w Carskiej Armii, a następnie w Białej Armii, za co bolszewicy rozstrzelali go w 1920 r. Jest dumny ze zdjęcia Lwa Łosiewskiego w mundurze podporucznika 28 Połockiego Pułku Piechoty wykonane w charkowskim atelier na przełomie 1913/1914 r. przez Michała Leszczyńskiego.
Andrej Avdeenko
Zaprosił nas na spotkanie do swojego nowego studia mieszczącego się w zabytkowej willi przy ul. Czernyszewskogo. Niewysoki w azjatyckiej czapeczce serdecznie nas wita i rozpoczyna rozmowę od obalenia mitu o wysokim poziomie charkowskiej fotografii (trochę dziwi nas ta krytyka, bo wśród Ukraińców to rzadkość). Andrej przyznał, ze istotnie w latach 70. i 80. XX w. charkowska fotografia miała bardzo silną pozycję. W końcu lat 90. ta sytuacja się zmieniła i prestiż fotografii charkowskiej zmalał. Owszem zdarzają się przypadki zainteresowania sztuką fotografii, jak to ma miejsce w przypadku Wiktora Pinczuka ukraińskiego biznesmena i oligarchy, który stworzył w Kijowie Centrum Sztuki Współczesnej. Do swojej kolekcji kupił fotografię za 3 miliony dolarów (absolutny rekord światowy). To w stolicy po cenach europejskich sprzedaje się najwybitniejszy żyjący ukraiński fotograf Borys Michajłow. Artysta otrzymał w 2000 r. The Hasselblad Foundation International Award In Photography, a w następnym roku w Londynie prestiżową nagrodę The Citibank Photography Prize przyznawaną artystom, których twórczość stanowi doniosłe osiągnięcie w dziedzinie fotografii światowej.
Siedzimy przed monitorem komputera i oglądamy zdjęcia (na kolejnym spotkaniu u Andreja mieliśmy okazję poznać innych mistrzów obiektywu z Charkowa. A byli to Władimir Bysow i Oleg Maliewannyj) z ubiegłorocznego jednodniowego festiwalu fotografii "Bobfest", którego organizatorem był Andrej, a który był hołdem oddanym Borysowi Michajłowowi z okazji 70. urodzin artysty. Podczas jednego dnia pokazało swoje prace aż 42 autorów w różnych miejscach: galerii miejskiej, opuszczonym domu, piwnicy pracowni artystycznej. Andrej specjalnie na tę okazję wynajął białego konia, na którym solenizant przejechał pod oknami gubernatora Charkowa, który był przeciwnym organizowaniu fety na cześć Michajłowa. Nic dziwnego w tym, że mieszkający na stałe w Berlinie artysta cieszący się uznaniem w Europie Zachodniej, tu na Ukrainie w rodzinnym Charkowie jest nielubiany przez rządzących. Nie chcą oni bowiem oglądać jego prac pokazujących ludzi, którzy pozostali na marginesie nowego systemu społecznego. A Michajłow pokazuje ludzi bezdomnych i brzydkich i rzeczywistość w której żyją. Najbardziej wstrząsającym cyklem jest Case Story. Michajłow odwiedzał slumsy Charkowa, gdzie płacił bezdomnym i alkoholikom za pozowanie do jego zdjęć. Jest to świadectwo najciemniejszej strony egzystencji człowieka.
Kilka lat temu, kiedy prowadziłem autorską galerię (była to jedna z sal Muzeum Sztuki), przez 10 lat zrealizowałem blisko 100 wystaw, haapenigów i akcji artystycznych - opowiada dalej Avdeenko. 1999 r. w ramach Miesiąca Fotografii w Bratysławie pokazywałem projekt "Kosmici". Wszystkie zdjęcia wykonałem podczas nocnej jazdy samochodem po Charkowie - wyjaśnia Andrej. Przypadkowo celowałem obiektyw aparatu cyfrowego, nie kadrowałem, nie ingerowałem w powstające zdjęcie, przez co nigdy nie wiedziałem jaki będzie ostateczny efekt (lampa błyskowa oświetlała ludzi, natomiast świtała z reklam i światła uliczne rozmazywały się i dało to fantastyczny obraz). Chciałem w ten sposób uciec od autorstwa w kierunku obiektywizacji rzeczywistości. Ludzie, których sfotografowałem, nie wiedzieli o tym, gdyby tak było zachowywaliby się inaczej. Nazwałem to metodą dokumentalną. W tym projekcie chodziło mi o to, by pokazać świat ludzi widziany oczyma kosmitów. Na moich fotografiach zarejestrowałem Charków jaki był, kiedy przylecieli kosmici. Jeżeli teraz by oni przylecieli, to byłby już inny.
Andrej Avdeenko opowiedział nam na koniec o projekcie, który powstał pod wpływem żony pisarki i scenarzystki. Otóż ona zawsze dokarmiała bezpańskie psy. I kiedyś zapytał ją dlaczego to robi, bo przecież mogłaby o tym problemie napisać w jednym ze swoich opowiadań. A ona na to odpowiedziała pytaniem: a ty co robisz, żeby to zmienić? Wówczas zabrał aparat, filmy i poszedł fotografować psy. Było i jest ich pełno wszędzie. Fotografował je, jak żebrzą przed sklepem, jak ktoś karmi je przed piekarnią, jak śpią na lukach ciepłowniczych. Zrobił około 100 zdjęć. Zatytułował je "Fajerwerki dla bezdomnych psów", chociaż zamiast fajerwerków było konfetti, które rozrzucał na głównym placu Charkowie i zachęcał do obejrzenia zdjęć. Pomyślał sobie, że jeżeli jego przekaz zrozumieją ludzie, to zamiast jednej osoby, np. dziesięć będzie zajmowało się tymi nieszczęsnymi psami. Człowiek sztuki może wszystko.
Post Scriptum
W tym samym muzeum, w którym w 2008 r. były eksponowane portrety Alfreda Fedeckiego z XIX w. rok później zaprezentowaliśmy portrety Polaków z przełomu XX i XXI w. Nasza wystawa "Polska i Polacy na przełomie wieków" została bardzo dobrze przyjęta przez mieszkańców Charkowa i innych miast wschodniej Ukrainy, a podczas jej otwarć padły ważne słowa. W Kramatorsku, gdzie wystawa była pierwszą polską wystawą w 140-letniej historii tego miasta, Konsul Generalny RP w Charkowie podkreślił, że pomoże ona Ukraińcom lepiej poznać Polskę i Polaków. Ukraiński dziennikarz Aleksiej Kucier napisał: "W każdym kadrze zawartych zostało wiele informacji. Przed obliczem widza otwiera się szeroka panorama życia Polaków, charakter życia mieszkańców Polski. Składamy wielkie podziękowania autorom wystawy. Dla miasta to wielki i rzadki prezent". Z kolei w Charkowie wicegubernator Jarosław Juszczenko powiedział, że w ostatnich latach wśród Ukraińców i Polaków widoczna jest chęć wzajemnego poznania się i że wystawa pomoże zbliżyć oba narody. Sami oglądający, a byli to prezesi i członkowie organizacji polonijnych, fotograficy - członkowie Związku Artystów Fotografików Ukrainy, fotograficy zrzeszeni w fotoklubach oraz młodzież ucząca się języka polskiego na uniwersytetach, a także dziennikarze prasowi, telewizyjni i radiowi, podkreślali w rozmowach i we wpisach do księgi pamiątkowej wystawy, że bardzo spodobały się im fotografie Polaków, na których otwierają oni swoje dusze i opowiadają swoje historie, detale z życia. Dlatego też fotografie z podpisami (w j. polskim i rosyjskim) czyta się jak powieść.
Naszą wystawę skierowaliśmy w pierwszej kolejności do Polonii wschodniej Ukrainy, której żyje tam bez mała 15 tysięcy (są to potomkowie zesłańców polskich powstań antyrosyjskich i Polacy powracający w latach 50. i 60. XX w. z zesłania na Syberii i w Kazachstanie, którzy przymusowo zostali osiedleni na Donbasie). I zaskoczyło nas to, że wystawa, która miała przyczynić się do odrodzenia świadomości narodowej, najbardziej poruszyła samych Ukraińców, czego potwierdzeniem jest cytat jednego z wpisów do księgi pamiątkowej wystawy: "Jeżeli przynajmniej połowa mieszkańców Ukrainy będzie kochała swoją ojczyznę tak, jak Wy Polskę, to my Ukraińcy będziemy wielkim narodem. Mam nadzieję, że tęsknota za komunizmem przeminie u wszystkich". Nasza wystawa odbyła się w roku dwóch ważnych jubileuszy 20-lecia polskiej demokracji i 85-lecia polskiej misji dyplomatycznej w Charkowie i spowodowała, że wiele osób odważniej przyznawało się do swoich polskich korzeni i opowiadało o losach przodków.
Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz, Kraków, październik 2009 r.
Od maja 2009 r. wystawa pokazywana jest w zachodniej Ukrainie dzięki przychylności Konsula Generalnego RP w Łucku. W Berdyczowie była prezentowana w ramach X Dni Kultury Polskiej - w Muzeum Historii Miasta Berdyczów (17.05-31.07.09 prezentacja przedłużona o miesiąc na wniosek muzeum ze względu na duże zainteresowanie), następnie w Równem w ramach XII Tygodnia Kultury Polskiej na Rówieńszczyźnie - w Galerii Fotoklubu "Czas" (12.09-31.10.09). W planach jest jeszcze prezentacja w Łucku. Konsul Generalny RP w Łucku Tomasz Janik objął nad wystawą Patronat Honorowy