Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Fotopolis.pl: Czy zdjęcia mogą opisywać świat, mówić o nim coś istotnego? Kiedy fotografia stała się dla Ciebie ważna?
Corinne Mercadier: Dla mnie fotografia nie jest sposobem na opisywanie rzeczywistości, pokazywania tego, co mnie otacza. To raczej mówienie o wnętrzu, uczuciach, sposobie widzenia. Nie chcę rejestrować, dokumentować wydarzeń. Patrzenie to zawsze spoglądanie przez różne warstwy. To co robię, to fotografie fotografii, na których nakłada się kilka takich warstw. Przez nie wszystko staje się mniej realne, bardziej poetyckie, trochę jak ze snu.
Pytasz, czy pamiętam konkretne zdjęcie... Tak, bardzo dobrze. To była fotografia z najnowszej serii "Long Distance". Byłam z przyjaciółmi na plaży. W pewnym momencie zobaczyłam coś w rodzaju żyjącego obrazu. Wszyscy byli zajęci, szykowali obiad, grali w coś, rozmawiali ze sobą... Zatrzymałam się i zrobiłam zdjęcie. To był początek zupełnie innej pracy. Nazywam tę serię "Long Distance" ze względu na niesamowity dystans jaki wówczas odczułam. Odpowiednie miejsce dla fotografa.
Fotografia jest bliska rzeczywistości, bliższa niż malarstwo. Pozwala na stawianie pytań o czas i teraźniejszość. Jest idealnym sposobem na to, żeby powiedzieć, że jesteśmy tu i teraz. To jest dla mnie najważniejsze.
Na Twoich wcześniejszych zdjęciach oglądamy pejzaże, wnętrza domu. Jak oceniasz dzisiaj te prace? Zdaje się, że wówczas nieco inaczej traktowałaś swoje zdjęcia?
Tak, rzeczywiście. Myślę jednak, że już wtedy koncentrowałam się na fotografowaniu nie tyle samych miejsc, co ulotnych rzeczy związanych z tymi przestrzeniami. To nie są tylko ładne widoki. Powstały obrazy, które więcej mówią o moim sposobie widzenia. Pejzaże, które fotografowałam są puste, opuszczone, to otwarte przestrzenie dla marzeń czy snów, coś jakby scena w teatrze, na której wiele może się wydarzyć.
Seria "Once and no more" to cykl, w którym pojawił się człowiek. Możesz powiedzieć nieco więcej o pomyśle na tę serię? Kim są bohaterowie zdjęć? Czy to sytuacje inscenizowane...?
Tak, wszystkie sytuacje są aranżowane. Podobnie jak sceny w filmach. Bohaterowie to moi bliscy. Nie widzimy jednak ich twarzy, pozostają ukryte za włosami, czasem za rzeźbą. To mógłby być każdy z nas. Zależało mi na pokazaniu pewnego stanu, atmosfery, napięcia, nie konkretnej osobowości.
Wspomniałaś o rzeźbach. Czym są tajemnicze, fruwające przedmioty, które pojawiają się na Twoich późniejszych pracach?
To właśnie wykonane przeze mnie rzeźby. Jestem wielką fanką abstrakcji, abstrakcyjnych kształtów, niepewności, pewnej wieloznaczności, oderwanej od metafizycznego kontekstu, symboliki, która może niektórych interesować.
Posłużenie się abstrakcją jest dla mnie dobrym sposobem na ucieleśnienie pewnych myśli. Uwielbiam minimalizm, swoisty rodzaj matematycznego czytania. Nie chodzi o matematykę jako taką, ale o specyficzną wrażliwość na abstrakcję.
Staram się zestawić krajobrazy, dobrze znane miejsca, głównie z Francji, z zupełnie oderwanymi, tajemniczymi kształtami, które sama tworzę. Później wprowadzam do tego świata jeszcze człowieka. To trochę jak kolaż. Spotykają się obce, tajemnicze rzeczy, których normalnie nie powinno być w jednej przestrzeni. Interesuje mnie przekraczanie granic czasu i miejsca, uczucie, które temu towarzyszy.
W swojej pracy używasz Polaroida. Dlaczego? Korzystasz też z innych technik?
Tak, jak najbardziej. Używam aparatu cyfrowego, mam też Leicę, wykorzystuję różne możliwości... ale Polaroidy są zabawne.
Jak wygląda proces przygotowania wystawy?
Szykowanie zabiera dużo czasu i jest pracochłonne. Pokazuję cyfrowe powiększenia. To znaczy wydruki powstają już z cyfrowych plików. To są fotografie fotografii. Jak już mówiłam, moje prace to konstrukcja kilku warstw.
Długo nie pokazywałaś oryginalnych polaroidów. Tym razem jednak możemy je zobaczyć.
Rzeczywiście, przed ostatnimi targami Paris Photo, które odbyły się jesienią ubiegłego roku, nigdy nie pokazywałam oryginalnych Polaroidów. Pokazywałam tylko powiększenia. Ale w ramach rozwijania się, szukania nowych możliwości, zdecydowałam się jednak je zaprezentować, sprzedawałam je. Maja (Kaszkur, kuratorka wystawy w Galerii Yours przyp. red.) wiedziała o tym, chciała pokazać zarówno powiększenia, jak i małe, oryginalne obrazki.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Twojego ostatniego projektu. Podczas wernisażu wspominałaś o związkach między "Long Distance", a filmową narracją. Możesz to rozwinąć?
Nie pamiętam dokładnie w jakim kontekście wspominałam o filmie. W swoich fotografiach nie chcę opowiadać historii, nie jestem autorem opowieści z serią wydarzeń. Zależy mi na atmosferze. To jest dla mnie najważniejsze. Moje fotografie to jakby przygotowane sceny, na których może się coś zdarzyć, można coś usłyszeć.
Tutaj również planujesz wszystkie kadry?
Sytuacje są zaplanowane, ale nie do końca. Mówię swoim modelom, że idziemy na plażę, że rysujemy labirynt, decyduję, która perspektywa będzie odpowiednia, ale nie wszystko co się dzieje jest do końca ustalone.
To zależy też od tego, kto jest bohaterem zdjęć. Jeśli to moje dzieci, rodzice, mąż, znajomi pozostawiam więcej swobody. Czasem proszę, żeby po prostu pobiegli w określonym kierunku. Kiedy pracuję np. z tancerzami, daję im dokładniejsze wskazówki.
Czy dystans, o którym wspomniałaś na początku, to uczucie kluczowe przy pracy nad całą serią?
Dystans pojawił się przy pierwszym zdjęciu. To był początek, jakby punkt wyjścia. Kolejne fotografie to bardziej coś, co chciałam zobaczyć. Zrobiłam specjalne rzeźby do tej serii, rysowałam formy na piasku. Wszystko po to, by stworzyć opowieść o braku pewnego kontaktu, doświadczeniu samotności, byciu daleko od innych. Ale to nie jest moja osobista historia. To raczej ogólne odczucie, związane z ludzkim życiem. Głównym tematem moich prac ma być ludzkie życie.
Dlaczego zdecydowałaś się na czarno-biały cykl?
Ta seria wymaga najwyższego poziomu oderwania od rzeczywistości. Kolor jest zbyt piękny. Piękno jest bardzo ważne, ale nie przy pierwszym kontakcie z obrazem. Nie chcę, by ludzie spoglądali na moje zdjęcia i mówili, o tak, to jest piękne. Nie chcę, by piękno było ich istotą.
Kiedy wiesz, że projekt nad którym pracujesz jest skończony?
To zabawne pytanie, bo ja właśnie często myślę, że seria jest gotowa, a później, choćby po dwóch dniach, okazuje się, że jednak nie. Niespodziewanie przychodzi pomysł czy uczucie i wychodzi na jaw, że się myliłam. Trzeba być czujnym.
Są fotografowie, którzy Cię inspirują?
Może nie tyle inspirują, co towarzyszą, są dla mnie ważni. Hiroshi Sugimoto, Man Ray... (chwila ciszy) Powinnam się nad tym zastanowić, bo to jednak ważne. Bardzo lubię rzeźbiarzy, malarzy renesansowych, Giotto jest dla mnie ważny.
Co będzie jeśli Polaroidy przestaną być dostępne?
Wykonuję je od 20 lat. Smuci mnie, że prawdopodobnie już niebawem mogą zniknąć. Ale z drugiej strony, to dobra okazja, żeby zobaczyć, co będzie, gdy zabraknie znajomych narzędzi do pracy. Jest wiele technik, możliwości, z których mogłabym wybierać. Dziś nie wiem jeszcze, co się wydarzy i jak to będzie wyglądało. Fotografuję, rysuję, piszę...nie chcę jeszcze decydować co zrobię.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Zachęcamy do odwiedzenia strony internetowej Corinne Mercadier, gdzie umieszczono szeroki wybór prac artystki