Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Już od piątku, 5 listopada, w warszawskiej Yours Gallery będzie można oglądać wystawę fotografii światowej sławy fotoreportera - wrażliwego na ludzką krzywdę Sebastiao Salgado.
Na wystawie zobaczymy wybór zdjęć z dwóch cykli - Migracje i Robotnicy. Ekspozycja będzie czynna codziennie od 5 listopada do 15 grudnia w godzinach 11.00 - 20.00. Wstęp bezpłatny. Polecamy!
Yours Gallery
Pl. Piłsudskiego 1 (budynek Metropolitan)
00-078 Warszawa
+48 (22) 3131900
+48 (22) 3131901
Poniżej zamieszczamy fragment rozmowy, którą przeprowadził z autorem Krzysztof Miękus, z-ca redaktora naczelnego miesięcznika "Pozytyw". Całość tekstu można znaleźć towarzyszącym wystawie katalogu Yours Gallery Portfolio.
Paryż, 21 X 2004 r.
Rozmowę przeprowadził Krzysztof Miękus – redaktor naczelny miesięcznika Pozytyw.
Krzysztof Miękus: Czujesz się imigrantem?
Sebastiao Salgado: Oczywiście. Nie jestem przecież Francuzem. Nie mam zamiaru umierać w Paryżu. Wrócę do swojego kraju, gdy tylko będę miał taką możliwość. Bardzo kocham Francję - zostałem tu świetnie przyjęty i doskonale się tutaj czuję - ale umrzeć pragnę pomiędzy swoimi - w Brazylii.
K.M.: Jesteś więc obywatelem świata, ale "u siebie" czujesz się tylko w Brazylii?
S.S.: Gdy emigrowałem, byłem już dorosły. Skończyłem uniwersytet. Nigdy potem nie straciłem kontaktów ze swoją ojczyzną. Uczestniczę nawet w pewnym ambitnym programie środowiskowym polegającym na sadzeniu drzew w zniszczonej części brazylijskiego lasu tropikalnego. Niedaleko miejsca, gdzie się urodziłem. W czasach mojego dzieciństwa rósł tam bardzo gęsty las, który został z czasem praktycznie unicestwiony. Chcemy go odtworzyć. Projekt ruszył w 1991 roku. Teraz mamy na koncie przeszło 600 000 posadzonych drzew oraz szkółkę, która daje niemal milion sadzonek rocznie - wyłącznie lokalnych gatunków.
K.M.: Czy w twoim poczuciu rozdarcia między Ameryką i Europą należy szukać przyczyn powstania albumu i wystawy Exodus (2000 r.)?
S.S.: Nie sądzę, choć niewątpliwie moje doświadczenie nie pozostawało bez znaczenia. Pomysł na Exodus powstał podczas pracy nad poprzednim albumem - Workers (1992 r.). Zrozumiałem wówczas, że jesteśmy świadkami ogromnej przemiany - jakby nowej rewolucji przemysłowej. Był rok 1986, nie mówiono jeszcze o globalizacji, choć jej objawy zaznaczały się już w sposób wyraźny. Widzieliśmy na przykład całe fabryki przenoszone z krajów Europy zachodniej do Azji albo Ameryki Łacińskiej. Przemysł migrował w inne regiony świata, a jednocześnie następowała gwałtowna przemiana technologiczna. Ten proces skłonił mnie najpierw do stworzenia albumu Workers - rodzaju hołdu złożonego tradycyjnym robotnikom, a w dalszej kolejności - Exodus, który miał unaocznić skutki wspomnianych przemian.
Musisz jednak wiedzieć, że pochodzę z bardzo lewicowego środowiska. Zawsze postrzegaliśmy świat w kategoriach humanistycznych i społecznych. Marzyliśmy - któż w Ameryce Łacińskiej nie marzył? - o socjalizmie. Wszyscy przecież studiowaliśmy marksizm, więc klasa robotnicza znajdowała się w centrum naszego zainteresowania.
Gdy zorientowałem się, że następuje gwałtowna zmiana systemu pracy - robotnicy przeistaczają się w operatorów, ręce ustępują miejsca robotom, wkracza elektronika - stało się dla mnie jasne, że robotnicy w tradycyjnym rozumieniu tego słowa są gatunkiem na wymarciu.
K.M.: Workers można nazwać twoją podróżą sentymentalną: oto zdeklarowany socjalista poszukuje pozostałości wymierającej klasy robotniczej w starym stylu. I jednocześnie podczas tej podróży staje się świadkiem rozpadu systemu komunistycznego...
S.S.: Zgadza się, ale pamiętaj, że pochodzę z Ameryki Łacińskiej - to świat żyjący w sposób niemal barokowy, o wiele bardziej konserwatywny niż Europa. W młodości żyliśmy marzeniami, wierzyliśmy w możliwość realizacji ideałów humanistycznych i socjalnych. Zresztą do dziś te ideały są mi bliskie. Ale uwaga - to nie znaczy, że tkwiliśmy w złudzeniu: jeszcze w trakcie studiów ekonomicznych ja i moi przyjaciele podróżowaliśmy po krajach socjalistycznych. Odwiedziłem Czechosłowację i NRD. Poznałem warunki, w jakich żyli mieszkańcy tych krajów. Wraz z moją żoną trafiliśmy zresztą kiedyś na przesłuchanie w NRD. To było skrajnie nieprzyjemne doświadczenie. Nie mieliśmy wątpliwości, że komunizm w Europie wschodniej jest brutalnym systemem policyjnym nie mającym nic wspólnego z ideami, które wyznawaliśmy.
Nie można więc mówić o jakiejkolwiek nostalgii za komunizmem. Realizując Workers byłem świadkiem ostatecznej kompromitacji ustroju, który po prostu nie mógł działać. Dodać warto, że świat robotników, który pragnąłem sportretować, nie był owocem komunizmu, ale dziewiętnastowiecznej rewolucji przemysłowej. I ten świat kończył się na moich oczach. Kończył się na całej Ziemi - niezależnie od systemów politycznych. Powoli wkraczaliśmy w wiek globalizacji, który - ze swoją dehumanizacją - wcale nie jest lepszy od systemu socjalistycznego. Bo prowokuje dezorganizację i rozpad rodzin oraz społeczności. Nie wiem kiedy to się stało, ale całkowicie rozbiliśmy równowagę na Ziemi. Żyjemy w tej chwili z wielkim znakiem zapytaniem i w kompletnej niepewności. Każda dyskusja i konferencja poświęcona współczesnym problemom tylko zwiększa liczbę pytań, ale nie przynosi żadnych odpowiedzi. W albumie Exodus przyglądam się skutkom tych przemian. Bo przecież największe migracje, to nie przekraczanie granic, ale poszukiwanie pracy. Gdy ludzie mi mówią, że moje zdjęcia są trudne, bo przedstawiają poważne sprawy, to odpowiadam, że błędnie wskazują winnego. Ja jedynie pokazuję problem, ale nie jestem jemu winny.
Czytaj także:
Sebastiao Salgado - fotograf rynsztoków czytaj