Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Całkiem niedawno ukazał się na naszym rynku dość ciekawy album pewnego młodego fotografa. Książka "On the road" Szymona Michny zawiera zdjęcia, które autor wykonał w latach 1999 - 2004 podczas licznych podróży po całym świecie.
Całkiem niedawno ukazał się na naszym rynku dość ciekawy album pewnego młodego fotografa. Książka "On the road" Szymona Michny zawiera zdjęcia, które autor wykonał w latach 1999 - 2004 podczas licznych podróży po całym świecie.
Już na pierwszy rzut oka "On the road" robi wrażenie - do tego zdecydowanie pozytywne. Album ma solidny format (24 x 30 cm) i gustowną, matową, twardą oprawę. Z przyjemnością bierze się go do ręki. Pierwszą książkę Michny wydało wydawnictwo Finart. Całość ma 140 stron, a zdjęcia zostały bardzo przyzwoicie zreprodukowane.
Zacznę może od minusów, ale na szczęście na nich się nie skończy. Po pierwsze, ten nieszczęsny tytuł po angielsku... Nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu tak wiele osób decyduje się na zatytułowanie swojej pracy w obcym języku - to dość pretensjonalne. Niestety, tak jak zamieszczenie wstępu w dwóch wersjach językowych (po polsku i angielsku) jestem w stanie zrozumieć, tak już fakt, że podpisy pod zdjęciami są tylko i wyłącznie w języku Szekspira jest dla mnie całkowitą zagadką. A skoro już jesteśmy przy wstępie. Nie jestem pewien, czy nie szkodzi albumowi nawet bardziej niż jego "anglojęzyczność". Ale o tym za chwilę.
Czas na same zdjęcia. Fotografie zostały ułożone chronologicznie - w kolejności powstawania. I to również nieco psuje wrażenie całości, ponieważ w ten sposób powstał zbiór, który sprawia wrażenie przypadkowego. Znacznie lepiej prezentowałby się zapewne mniejszy wybór fotografii zestawionych według innego klucza (najlepiej pod kątem spójności wizualnej czy tematycznej). Wspomniany już wcześniej wstęp zawiera wielkie słowa, które moim zdaniem nijak się mają do zawartości "On the road". Fotografia Michny to bardzo sprawne technicznie i od czasu do czasu nie pozbawione polotu pamiątkarstwo, które nie odpowiada na żadne ważne pytania i, szczerze mówiąc, nie sprawia wrażenia, jakby miało jakieś "wyższe cele" poza tym, by cieszyć oko widza nasyconymi kolorami i egzotycznymi czarem.
Ale wystarczy już tego narzekania - nie jest w końcu aż tak źle. "On the road" Michny to nie tylko sam album, ale też bardzo porządna, dwujęzyczna (a jakże!) strona internetowa szymonmichna.com. Znajdziemy na niej miedzy innymi część zdjęć zamieszczonych w albumie, więc jest okazja przygotować się na to, co zastaniemy w środku po dokonaniu zakupu (co również jest możliwe za pośrednictwem wspomnianej strony). Wspomniałem już o twardej oprawie i świetnym wrażeniu, które książka sprawia na żywo. Od strony edytorskiej trudno opisywanej publikacji cokolwiek zarzucić i za to z pewnością należą się zespołowi, który ją przygotował brawa. A zdjęcia? No cóż, ze zdjęciami jest różnie. Album zawiera wiele bardzo dobrych, ciekawych fotografii, na których miło zawiesić oko i które pokazują, że autor z pewnością może nam jeszcze w przyszłości o sobie przypomnieć. Niestety poza zdjęciami godnymi uwagi oglądamy też wiele nijakich kadrów jakby żywcem wyjętych z pocztówek (błękit spolaryzowanego nieba czasem aż bije po oczach) lub błyszczącego przewodnika po egzotycznym Borneo, Ameryce Południowej czy mniej egzotycznych, lecz równie fotogenicznych miastach - Wiedniu i Nowym Jorku. Z prezentowanych prac nie dowiemy się o tych miejscach nic nowego i aż szkoda, że selekcja nie była nieco ostrzejsza (w albumie znalazło się aż 110 zdjęć), bo zyskałaby na tym nie tylko całość projektu, ale też te dobre fotografie, od których nie odstawałyby obniżające poziom bardzo średnie koleżanki.
Album "On the road" Szymona Michny idealnie nadaje się na coś, co z angielska zwie się "coffee table book", czyli dużą książkę z obrazkami, na stałe leżącą na wierzchu w salonie, żeby goście mogli się zająć czymś mało kontrowersyjnym podczas oczekiwania na kawę parzoną przez gospodarzy. Jednak na późniejszą gorącą dyskusję na jej temat nie ma co liczyć.
Jeśli celem autora było stworzenie albumu dla miłośników niezbyt zobowiązujących, efektownych zdjęć podróżniczych, to mamy pełny sukces. Jeśli natomiast efekt miał być taki, jaki sugeruje podniosły wstęp, to niestety się nie udało. Może następnym razem. Jednak moim zdaniem najgorzej jest, jeśli czyjaś praca nie znajduje żadnego adresata. Zdjęciom Szymona Michny to nie grozi. Osoby, które zdecydują się kupić recenzowany album po krótkim przejrzeniu zawartości, nie powinny być zawiedzione. Zwłaszcza, że na naszym rynku wciąż brakuje tego typu pozycji.
Album "On the road" Szymona Michny kosztuje 53 zł i można go kupić m.in. na stronie autora.