Obiektywy
Meike AF 85 mm f/1.8 Pro - kolejna „profesjonalna” budżetowa stałka ląduje na rynku
Australijska organizacja charytatywna wspierająca dzieci z domów dziecka wystartowała z dość nietypową kampanią. Dzieci przeznaczone do adopcji reprezentowane są przez modeli, żywcem wyciągniętych ze świata fotografii stockowej.
W dzisiejszym, zdominowanym przez przekaz wizualny świecie przywykliśmy już do tego że kupowany przez nas produkt rzadko kiedy wygląda jak ten na reklamującym go zdjęciu. Znamy funkcję reklamy i nie przejmujemy się zbytnio rozbieżnościami między światem rzeczywistym, a tym, który spogląda na nas z billboardów, czasopism i ekranów. Czy jednak powinniśmy reagować równie obojętnie gdy podobna manipulacja dotyczy spraw, które mogą zaważyć nad ludzkim życiem? Czy w dzisiejszym świecie nawet dzieci stają się towarem? Takie pytania nasuwają się po zapoznaniu z kampanią promocyjną, z którą wystartowała australijska organizacja rządowa Barnardos, zajmująca się sierotami i dziećmi z domów dziecka.
Co jest w niej tak niezwykłego? Dzieci przeznaczone do adopcji „reklamowane” są w niej za pomocą zdjęć stockowych, opatrzonych krótkim opisem przedstawiającym wybrane dziecko. Wiele osób odnajdzie tu zapewne analogię do kampanii prowadzonych przez schroniska dla zwierząt. Co więcej, zdjęcia nie przedstawiają właściwych dzieci, a jedynie reprezentujących ich „modeli”, co umożliwiło obejście prawa zabraniającego upubliczniania informacji o takich osobach.
Kampania wywołała burzę w środowiskach związanych z adopcją. Organizacja Australian Adoptee Rights Action Group nawoływała nawet do jej wycofania, zarzucając przekłamywanie rzeczywistości i utowarowienie dzieci przeznaczonych do adopcji. Zwłaszcza, że w ten sposób "reklamowane" są także dzieci niepełnosprawne. Osoby stojące za obraną strategią pozostają jednak przy swoim.
Zrobimy wszystko, by znaleźć tym dzieciom rodziny. A jeśli w znalezieniu właściwej opieki może pomóc kampania taka jak ta, będziemy obstawać przy podobnych środkach. - mówi prezes fundacji Deidre Cheers.
Na stronie internetowej w ten sposób przedstawionych jest 16 dzieci. Niezależnie od kontrowersji jakie wywołuje kampania, mamy wrażenie, że jeśli przyniesie wymierne rezultaty, podobnych sposobów będą chwytać się także inne organizacje. Pozostaje tylko pytanie czy w takich sytuacjach cel uświęca środki?
Więcej informacji znajdziecie pod adresem barnardos.org.au.