Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Zdjęcia wykorzystane za zgoda autora
- Zawsze pociągała mnie idea odkrywania odległych obszarów, poznawania ich mieszkańców i historii, jakie w sobie noszą. Najpierw pojechałam na kilka wycieczek do Laponii. Kiedy byłam w Inari poznałam Sama, muzyka, a zarazem bardzo zaangażowanego aktywistę. Opowiedział mi o swoich ludziach i problemach, z jakimi przychodzi im się mierzyć. To wtedy zainteresowałam się zamianami, jakie zachodzą w tych krajach, jeszcze zbyt często uważanych za dzikie, autentyczne, wręcz dziewicze – wyjaśnia fotografka.
Michel postanowiła udać się do Grenlandii by zaobserwować metamorfozę regionu i sportretować zachodzące tam zmiany. Przygotowywała się do podróży przez rok, szukając informacji głównie w Internecie. Jedno było pewne: chciała jechać na północ, gdzie nadal dominuje tradycja. Uummannaq natychmiast przyciągnęło ją przez tajemniczą górę, która dominuje nad miastem. Później fotografka odkryła, że wyspa jest miastem partnerskim Granville we Francji, co z racji na jej narodowość, ułatwiło jej podróż.
fot. Camille Michel
- Mieszkałam w małym domku, który wynajął mi jeden z mieszkańców, tuż przy krze lodowej. To, co najbardziej mnie zszokowało, to wszechobecne zanieczyszczenia. Ludzie w mieście nadal dbają o tradycję, są blisko natury, ale mania Zachodu jest silnie widoczna i Grenlandia ulega modernizacji – tłumaczy Michel. - W Uummannaq są tereny przemysłowe, fabryka ryb, stacja benzynowa, kilka sklepów, szkoła, kawiarnia, a nawet rodzaj klubu nocnego. Mieszkańcy mają samochody, telewizory, telefony komórkowe, internet. Wiele towarów jest importowanych z Danii. Co prawda czynią one życie łatwiejszym, ale nie są biodegradowalne. W Uummannaq nie ma wysypiska śmieci. Wszystko jest palone, generując intensywne zanieczyszczenie dioksynami. Zdrowie ludzi jest zagrożone. Samochody i skutery powoli zastępują psy zaprzęgowe, co też powoduje wzrost spalin.
Najniższa temperatura w mieście sięgała około -50 stopni Celsjusza. Minęło trochę czasu zanim fotografka zaadaptowała się do takiego klimatu. Mieszkańcy pożyczali jej specjalne ubrania. Z kolei częste zmiany temperatury, szybkie przejścia z siarczystego mrozu do domowego ciepła, negatywnie wpływały na aparat, co wymagało szczególnej dbałości o sprzęt.
fot. Camille Michel
- Inspiruje mnie wielu fotografów. Bardzo podobają mi się prace Aleca Sotha, zwłaszcza „Sleeping by the Mississippi”. Słucham Sigura Rosa, Godspeed You! Black Emperor… Ten rodzaj muzyki świetnie na mnie działa podczas moich wypraw - zdradza Francuzka.
Według Camille Michel bardzo istotne jest, by pokazywać swoje prace ludziom, których one dotyczą i w ten sposób budować zaufanie. Większość mieszkańców widziało więc jej zdjęcia, a osoby, które sfotografowała, dostały od niej w prezencie swoje portrety. Do dziś jest w kontakcie z niektórymi mieszkańcami miasta.
fot. Camille Michel
- Szczególnie zapamiętałam jedną osobę. Poznałam go, gdy pierwszy raz poszłam łowić ryby. Towarzyszył mi Rudolf, człowiek o pseudonimie „44” - urodził się 4 kwietnia 1944. Łowi ryby w Uummannaq od młodości. Uwielbia śpiewać i grać na harmonijce. Nie mówi ani słowa po angielsku, a mimo tego świetnie się dogadywaliśmy. To właśnie cenię w fotografii: pozwala mi podróżować, spotykać różne społeczności i opowiadać ich historię – podsumowuje.
W czerwcu Michel ma zamiar wsiąść na pokład łodzi i pływać przez cztery miesiące między Gaspe i Północą Grenlandii. Na swojej stronie intryguje opisem: „Mój następny projekt będzie o żeglarzach morskich i gwiazdach nad nimi”.
Więcej informacji o fotografce znajdziecie pod adresem camillem.net.