Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora
Swoją fotograficzną karierę zaczęła na uczelni, pracując dla uniwersyteckiej gazety. Najpierw wywoływała zdjęcia w ciemni, by ostatecznie zostać fotoedytorem. Szybko stało się dla niej jednak jasne, że nie czuje się dobrze w fotoreportażu czy fotografii portretowej. Pojawiło się w niej pragnienie, by budować obraz od zera. Dziś, jej prace są wystawiane w licznych galeriach i muzeach na całym świecie.
Lori Nix dorastała w latach 70. na wsi, w stanie Kansas. Każda pora roku niosła ze sobą nowe zjawisko pogodowe. Jako dziecko, Nix osobiście doświadczyła tornad, powodzi, śnieżyc i suszy. - Nigdy się ich nie bałam. Przeciwnie, te wydarzenia wnosiły jakieś emocje do mojego dość monotonnego życia. – wspomina. - Moje małe miasteczko o populacji 3500 mieszkańców miało jedno kino, które wyświetlało filmy Disneya w sobotę po południu, a wieczorami gatunek, który był popularny w tamtym czasie: filmy katastroficzne. To właśnie w tym przesiąkniętym smrodem popcornu kinie z lepkimi podłogami siedziałam zahipnotyzowana przed filmami takimi jak „Planeta małp”, „Płonący wieżowiec” czy „Trzęsienie ziemi”. Miałam wtedy sześć lat, ale uważam, że miało to ogromny wpływ na sztukę, jaką dziś tworzę. Moje prace można określić jako katastrofę zmieszaną z subtelnym humorem.
fot. Lori Nix, "The City"
Od ponad dziesięciu lat jej fotografie ukazują fikcyjny, post apokaliptyczny miejski krajobraz. Akwarium po powodzi, kościół po pożarze, salon kosmetyczny po… Wszystko „po”. Rasy ludzkiej już nie ma, a to, co pozostało, to opustoszałe fragmenty budynków, powoli przejmowane przez naturę. Cała magia dzieje się jednak przed aparatem, bez manipulacji cyfrowej. Zbudowane od podstaw w najdrobniejszych szczegółach obrazy przywodzą na myśl codzienne życie poprzednich mieszkańców. Patrzymy nie tylko na budowle mające chronić nas przed wiatrem i deszczem, ale również na przykłady ludzkiej kreatywności, umiejętności i ambicji. Choć na pierwszy rzut oka zdjęcia są posępne, drobne detale ujawniają optymizm, ambicję, a nawet humor poprzednich lokatorów.
Każdą scenę Nix buduje od podstaw w miniaturowej skali, wraz ze swoją partnerką Kathleen. Przygotowanie jednej scenografii trwa średnio 5-7 miesięcy.
- Projekt „the City” zaczęłam po przeprowadzce do Nowego Jorku w 1999 roku. Jestem fanem światów tworzonych w filmach takich jak „Blade Runner”, „Alien” czy „The Hunger Games”. Ta seria to miks mojego nowego życia miejskiego i spojrzenia ku apokaliptycznej przyszłości. Wyobrażam sobie, jak wyglądałby Nowy Jork i Brooklyn, gdyby ludzkość nagle zniknęła. Dokładna przyczyna zniknięcia pozostaje niejasna: czy była to katastrofa naturalna, wirus, globalne ocieplenie, a może wojna? Kilka zdjęć wskazuje na destrukcyjną historię miejsca: kopuła biblioteki zgnieciona przez tornado, wagon metra wypełniony piaskiem. Dla mnie, wyobrażenie o katastrofie to coś zarówno przerażającego jak i ekscytującego. Często zastanawiam się jak przetrwałabym w opustoszałym mieście, czy znalazłabym w sobie odpowiednie instynkty? – wyjaśnia Nix.
fot. Lori Nix, "The City"
Każdą scenkę rozpoczyna od naszkicowania swojego zdjęcia, przenosząc na papier to co widzi oczami swojego umysłu. Najpierw pracuje nad większymi elementami, na przykład kształtem budynku lub pokoju i jego istotnymi rekwizytami. Przy fotografii „Library” oznaczało to decydowanie o obrysie ścian, ilości półek, ogólnym rozmieszczeniu drzew, czy dodatkowych mebli. Podczas gdy Nix zaczyna wytwarzanie tych elementów, jej partnerka Kathleen rozpoczyna pracę nad bardziej szczegółowymi fragmentami, takimi jak duże drzewa, projektowanie i budowanie modeli zwierząt czy balustrad na balkonach. Praca nad jedną sceną trwa średnio 5-7 miesięcy.
- Chcę sprawić, by ludzie myśleli, że te sceny są prawdziwe, choćby na minutę lub dwie. Liczę jednak na to, że po chwili uświadomią sobie, iż patrzą na model, że wszystko jest sfabrykowane. Zaczynają wtedy wnikliwie przyglądać się pracy – tłumaczy artystka. - Ale, przede wszystkim, chcę zachęcić ludzi, by poważnie zaczęli myśleć o stanie otaczającego ich świata. Moje scenerie przedstawiające upadek i katastrofę, zapewniając bezpieczną przestrzeń do rozważania nad trudnościami z którymi my, jako gatunek, musimy się mierzyć. Od zmian klimatu, poprzez nasz stosunek do środowiska i siebie nawzajem. Moje narracje są celowo niejasne, chcę by to widz zdecydował, co doprowadziło do sceny, na którą patrzy. – podsumowuje.
Więcej informacji i zdjęć autorki znajdziecie pod adresem lorinix.net.