Branża
Zebraliśmy dla Was oferty Black Friday i Black Week w jednym artykule! Sprawdźcie najlepsze promocje od producentów i dystrybutorów
Zdjęcia wykorzystane za zgoda autora
Trona to małe górnicze miasteczko w pobliżu Doliny Śmierci w Kalifornii. Zostało założone w 1914 roku jako osada dla robotników wydobywających boraks i sodę kalcynowaną z Searles Dry Lake. Miasto było własnością amerykańskiej Trona Corporation. Firma zarządzała terenem, budowała mieszkania, szkoły, sklepy, dancingi, kina i pola golfowe.
Pracownikom płacono częściowo w walucie firmowej, akceptowanej wyłącznie przez obiekty należące do spółki. Spory pracownicze oraz strajki w 1970 i 1981 roku doprowadziły do podpaleń i zamachów. W połowie lat 80. zwolniono ponad 75% siły roboczej. Spadek postępował: domy zostały opuszczone, a sklepy zamknięte. Dziś populacja Trony wynosi 1100 mieszkańców i wciąż się zmniejsza.
fot. Ewan Telford
- Po raz pierwszy odwiedziłem Tronę około dziesięć lat temu, podczas pracy nad filmem. Byłem zafascynowany tym miejscem, niezwykłym miastem w dziwnym otoczeniu i planowałem tam wrócić na zdjęcia - tłumaczy fotograf. - Większość ludzi, których poznałem, dorastało w Tronie. Ci mają pewien sentyment do miasta, w końcu to ich dom od dziesiątek lat. Jednak zdarzają się tacy, którzy go nienawidzą. Zwykle są to osoby, które utknęły tam z jakiegoś powodu i nie mogą wyjechać, zazwyczaj ze względu na kłopoty finansowe. Wyczuwa się niechęć i żal do „Korporacji”, szczególnie wśród starszych pokoleń, w których wielu niegdyś pracowało w fabrykach. Niektórzy będą mówić o utraconym zdrowiu wskutek bliskości zanieczyszczeń lub pracy w fabryce; inni nie wierzą, że może to powodować jakieś problemy zdrowotne - wyjaśnia.
Cykl to mieszanina zaplanowanych ujęć i tych „przypadkowych”. Przy krajobrazach Telford zwykle wyczekiwał na odpowiednie światło, podczas gdy portrety powstawały raczej spontanicznie, podczas codziennych spacerów i odkrywania miasta.
fot. Ewan Telford
Fotograf nieustannie wynajduje nowe inspiracje. Często szuka natchnienia w filozofii, ostatnimi czasy ceni sobie też pisarstwo Waltera Benjamina. – Jeśli jednak chodzi ten projekt, przyjąłem pewne założenia, podobne do tradycyjnej fotografii amerykańskiej w stylu Walkera Evansa. Ale główną inspiracją była dla mnie zaskakująca rzeczywistość tego miasta i jego kontekst: projekt jest po prostu moją odpowiedzią na to – komentuje.
Jakie są plany Telforda na następne miesiące? - Praca, praca, i jeszcze raz praca. Niestety niewiele tej fotograficznej. Bywają etapy kiedy znajduję czas i wtedy fotografuję naprawdę dużo, wszystko na raz. W między czasie rozmyślam i przygotowuje się do kolejnych projektów.
Więcej projektów autora znajdziecie pod adresem ewantelford.com.