Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Zdjęcia Barta Pogody były już publikowane w Galerii Fotopolis. Tym razem pokazujemy fotografie przysłane prosto z podróży (autor wraca do kraju 15. czerwca). Zachęcamy także do przeczytania fragmentów blogu z podróży.
(...) Samotność jest zbawieniem i przekleństwem zarazem. Jesteś wolny w
tym co robisz, jednocześnie szukasz towarzystwa innych. Nie jest to trudne raczej, bo w Indiach non stop otaczają cię ludzie. Czy to tubylcy czy też inni podróżnicy. Czasem się wyłączam. Siadam gdzieś na dachu hotelu, czy jak wczoraj w świątyni, w której na samej górze nie było nikogo. Jednak w dalszym ciągu nie potrafię oddalić się tak do końca, uspokoić, oddychać równomiernie, uspokoić myśli, uporządkować dysk twardy w mózgu.
(...)
Varanasi max. temp. 44.1 / min 27.3 sunrise 5.35 sunset 18.27 wilgotność 75%... Spotykam Beatę, wyjechała parę miesięcy temu do Indii, swoje już przeżyła, chwile gadamy i ruszamy nad rzekę. Łódka za 40 rupii - muszę sam machać bambusowymi wiosłami, odrobina gimnastyki zawsze mile widziana. Początek problematyczny - lawirowanie pomiędzy innymi łodziami zaparkowanymi przy kamienny schodach schodzących do Gangi. Płyniemy na wschodni brzeg rzeki. Piach, dzikie psy, krowy, woły, tony śmieci no i nieboszczyki. Napuchnięte, opatulone w szmaty leżą na brzegu lub też smętnie unoszą się w wodzie. Psy nigdy nie są tu głodne. Robię parę zdjęć, lecz daję spokój po chwili.
Płonące zwłoki nie śmierdzą tak jak myslałem. Dzięki użyciu drzewa sandałowego odór nie jest tak silny, wręcz znikomy, ginie w innych zapachach miasta. W bocznych uliczkach leżą tony drzewa, kilogram kosztuje 120-200 rupii, do całkowitego spalenia przeciętnych zwłok potrzeba ponoć 200 kg tego cennego drewna. Niebagatelny to wydatek i nie wszystkich na to stać. Nieopodal znajduje się też tańsze - elektryczne krematorium. Lecz ci, których nawet na to nie stać wrzucają zwłoki po prostu do rzeki. W Varanasi codziennie pali się 500-600 zwłok. Non stop - 24 godziny na dobę. Z tarasu budynku zbudowanego tuż nad krematorium można obserwować całą ceremonię. Przykleja się do mnie młody Hindus, wkręca historie o tym jak to powinienem zrobić coś dobrego dla swojej karmy. Np. zasponsorować parę kilo drewna dla wysuszonych kobiet czekających na śmierć w rogu pokoju. Dwie staruchy natarczywie patrzą się na mnie. Niestety nic dla swojej karmy zrobić nie mogę. Wszystko zostało przecież już zapisane, no nie? 10 rupii - zła karma, 1000 rupi - dobra karma. Indie jak widać są maksymalnie uduchowione i wzniosłe. Już dawno ten kraj, zresztą jak i wszystkie inne został przeliczone na $$$.
W okolicach ceremonii palenia zwłok nie wolno robić zdjęć. Tysiące oczu groźnie spoglądają na każdego uzbrojonego w obiektyw. Właściwie jest to niemożliwe, aby zrobić tak po prostu zdjęcia z bliska podczas ceremonii, z miejsca gdzie stoi rodzina. No chyba, że zapłacisz. Cóż, mam jednak swoje sposoby ;-) Wszyscy wiedzą, że Ganges w Varanasi jest tak brudny, że normy jakiekolwiek przekracza kilkaset tysięcy razy. Cóż z tego - herbatę robią z wody pompowanej z rzeki, a przez cały dzień tysiące ludzi zażywa "orzeźwiającej" kąpieli w nurtach, łowi ryby (udokumentowałem) i wszystko niby wygląda w porządku. (...)
Rozmawiam z innymi podróżnymi. Śmiejemy się sami z siebie, podczas niealkholowej imprezy (nie piłem alkoholu od 3 tygodni, jak i mięsa nie jadłem), śmiejemy się z naszej pogoni za Indiami, nawet ci co znają Hindi, historie, zwyczaje, ci co spędzili tu długi czas, sami przyznają, że nie wiedzą nic. Postanowiłem nie wiedzieć nic. To co zobaczę, to co samo przyjdzie do mnie - OK. Nie będę się jednak poświęcał, aby poznać kraj, ludzi, w imię niewiadomo czego.
Czasem wydaje się, źe to kraj bez kobiet, czasem przemykają, ale nie tak jak w krajach europejskich, czy Ameryce Płd. Schowane za metrami sari, w domach pomieszczeniach. Swoją seksualność pokazują w filmach, na plakatach i w teledyskach. Na ulicach przede wszystkim mężczyźni, podobnie jak w krajach arabskich czule trzymają się za ręce czy też obejmują spacerując nad brzegiem Gangi. Kobiety, żony - schowane głęboko gdzieś tam.
Mam dość ciągłego nawoływania: Hellou Sir!, Which Country?, I am the Yoga Master, Hasish, hasish, veri cheap, massage? veri good for your body, ryksza,
ryksza, wanna to see my shop?, you want something, sir? etc. Jest to nie do zniesienia, swoje widziałem, ale takiej natarczywości w żadnym kraju nie odczułem.
(...) Wiele osób gloryfikuje Indie, uznając je za święte, zbierają pieniądze, w końcu wyjeżdżają. Tu po przylocie wszystko tak ich przytłacza, że wracają pierwszym samolotem do domu.
(...) Fryzjer. A raczej golibroda. Za 20 rupii (10 kosztuje, ale mnie nie zarżnął brzytwa więc dałem mu 10 więcej). Golenie wygląda tak, że pokrywają całą twarz pianką, z wyłączeniem wąsów, tymi zajmują się na końcu. Cóż z wąsami nie wyglądam dobrze. Nikt nie wygląda dobrze. Wąsy na przedzie to atrybut dyktatorów (Hitler, Stalin, Saddam), Fridy Kalho i obciach. Bez urazy oczywiście - jak ktoś lubi, proszę bardzo :-)
(...) Kathamndu to magiczne slowo. Utkwiło mi w głowie już dawno temu - jak inne nazwy Timbuktu, Lalibela czy też Madagraskar. Wiesz i nie wiesz nic, myśli błądzą gdzieś, wyobrażenia mieszają się z obiegowymi opiniami i wyobrażeniami. Weryfikujesz myśli tuż po zderzeniu z rzeczywistością.
(...) Thamel pełen klubów z muzyką klubową na żywo, hiphopem czy tradycyjną newari. Każdy rykszarz, każda osoba stojąca bezczynnie przy ulicy, nawet policjant wydaje się być dilerem. Gonią mnie szepty: hasz, hasz, my fren, you smoke, very cheap, wanna get high?, dope?, marijuana. Czasem też podchodzą i stosują zawsze tę samą zagrywkę - skąd jesteś, ile czasu jesteś, chcę tylko porozmawiać. Na pytanie czego chcesz, co chcesz sprzedać i słowo ?spierdalaj? - odpowiadają oburzeni - I wanna be friend, my friend, you don't like with local people but... i tu się zaczyna co koleś może dla mnie zrobić, co może mi sprzedać i jak bardzo tanio.
Nikt nie mieszka na Thamelu. To sztuczny twór. Istnieje tylko dla, i dzięki turystom. Może to była samoobrona rządu w Kathmandu? Przenieśli skupisko travellersów z Freak Street na Thamel. Freak st. - dawna stolica hipisow w Azji, wyznawców gandy i zamiłowanych koneserów najlepszego haszu na planecie - zjechali się tu w latach 60-70. Problem w tym ze Freak Street (ulica świrów) była zbyt blisko swiętych miejsc, pałaców na Durbar Sq.
Kathamandu przypomina wielki bazar - aczkolwiek przyjemny - kupisz wszystko (od książek, ubrań, po herbatę i "zioła" na tanich aparatach i kamerach, generalnie sprzęcie elektronicznym zakończywszy). Buszuję w książkach - mnóstwo tytułów nigdy w Polszy nie wydanych - aż żal... Teraz stare miasto jest czyste i zadbane. Natomiast życiem przez całą prawie dobę tętni Thamel - przyciągając leszczów takich ja - tanie hotele, knajpy, sklepy, biura podróży, internet, supermarket i inne duperele. Istnieje wiele podobnych miejsc jak to na świecie - gringolandia w Quito, centrum w Cuzco, Bangkok etc.
(...) Nepal - jakże inni ludzie. Małe państewko wciśnięte w najwyższe góry świata - pomiędzy najbardziej zaludnionymi krajami świata - Chinami i Indiami. Żyją. Choć kraj wstrząsany jest różnymi akcjami - od zamachu na życie CAŁEJ rodziny królewskiej po susze i strajki Maoistow. (...)
Bart Pogoda, Indie 2003
Poprzednią galerię autora - zdjęcia z Ameryki Południowej, można obejrzeć tutaj.
{GAL|26084